Łatwe uniesienia gwarantują też długi żywot rozmaitym religiom, mnożącym się niczym towary w supermarkecie - ubolewa Karen Armstrong, była zakonnica, pisarka i wykładowczyni religioznawstwa.
Przegrywamy wojnę narkotykową i nie widać, by popyt na narkotyki malał. Trudno się temu dziwić, bowiem niezmordowana pogoń za błogostanem, która nakręca przemysł narkotykowy, jest nieodłącznym elementem ludzkiej kondycji, zakorzenionym równie głęboko jak pożądanie i instynkt samozachowawczy. Dobrze to rozumiały dawne społeczeństwa przeniknięte tradycyjną duchowością. Dostarczały one misternych, a zarazem niedestrukcyjnych sposobów zaspokajania potrzeby odmiennych stanów świadomości. Póki nie posiądziemy arkanów ekstazy na głębszym poziomie i nie dostosujemy do nich naszego prawa, walka z narkotykami będzie zawsze skazana na porażkę.
Ludzie, od kiedy zeszli z drzew i stali się ludzcy, zawsze doznawali tego, co Grecy nazywali ekstasis - stanów, w których wydawało im się, że "stają na zewnątrz siebie". Zdolność do posiadania idei oraz odczuć wykraczających poza codzienne doświadczenie to jedna ze swoistych cech ludzkiego umysłu.
Sposoby ucieczki
W paleolicie (około 20 000-8000 p.n.e.) powstawały mitologie wzlotów i szlaku w górę, które symbolizowały psychiczną podróż ku odmiennym stanom świadomości przy całkowitym wyzwoleniu się z pęt czasu i przestrzeni. Aż po dziś dzień szamani potrafią wpadać w trans i ruszać w duchowe wędrówki, z których przynoszą opowieści o pełniejszej, nasyconej wielką mocą egzystencji.
Tak więc od zarania ludzkość poszukuje ekstazy. W tradycyjnych społeczeństwach odpowiedzią na to były rytuały religijne; nadawały one kształt i ramy tym dążeniom, pomagały wpasować doznawanie transcendencji w horyzont codziennych spraw. W tym celu odwoływały się do technik dziś znanych pod mianem sztuki: tańca, muzyki, malarstwa, dramatu i pieśni. Zanim nadeszła epoka słowa drukowanego, muzycznego zapisu na płycie i publicznych muzeów, większość ludzi stykała się ze sztuką tylko pod auspicjami religii.
W dzisiejszej Wielkiej Brytanii tylko 6 proc. ludności regularnie uczestniczy w nabożeństwach religijnych. Większość z nas nie znajduje już ekstasis dzięki konwencjonalnej wierze, za to uciekamy się do wszelkich sposobów, by dać się porwać w innych kontekstach. Słuchając muzyki lub wierszy, doznajemy głębokich uczuć, które zabierają nas daleko poza granice naszego codziennego ja. W chwilach takich czujemy, że żyjemy pełną piersią - dlatego szukamy drogi na szczyty w obcowaniu ze sztuką, w seksie, sporcie i coraz częściej przez zażywanie narkotyków.
Trudna sztuka odlotu
Szamani zapewne używali środków odurzających, żeby osiągnąć trans, ale przede wszystkim byli mistrzami duchowych technik wychodzenia poza granice świadomości. Najbardziej skrajne stany ekstazy nie były dostępne dla zwykłych zjadaczy chleba; nawet wielu szamanów popadało w trakcie swych ćwiczeń w psychozy. Większość ludzi była w stanie sprostać jedynie umiarkowanej postaci uniesienia wywołanej przez rytuały. Pewien dawny tekst z Talmudu opowiada o czterech wielkich rabinach, którzy powzięli zamiar mistycznego wzniesienia się do raju: pierwszy oszalał, drugi umarł, trzeci stał się heretykiem; tylko rabbi Akiba powrócił zdrów.
Nie każdy potrafi dać sobie radę z bardzo egzotycznymi stanami ducha. We wszystkich religiach człowiek szukający doświadczeń mistycznych musiał pracować pod okiem guru, który ściśle nadzorował jego postępy. Żeby dojść do końca, trzeba było mieć bardzo dojrzałą i zrównoważoną osobowość. Mistrzowie zen powiadali, że jeśli ktoś jest słaby na umyśle, to medytacja tylko to pogorszy. Kabaliści przyjmowali na uczniów tylko żonatych po czterdziestce: nie życzyli sobie nikogo z nierozładowanym napięciem seksualnym.
W starożytnych Indiach joga pozwalała wytrawnym adeptom osiągać nadzwyczajne stany wyzwolenia i błogostanu, co uznawano za rzecz całkowicie naturalną i właściwą ludzkim istotom. Buddyści w szóstym wieku p.n.e. udoskonalili techniki joginów i dali im podstawy etyczne. Uczniowie nie mogli przystąpić do ćwiczeń, póki nie wypełnili się pogodą ducha, życzliwością i szczerością i nie wyrzekli się wszelkiego rodzaju używek i środków odurzających. To dawało ekstazie solidne korzenie i moralny kompas; nie nabierała ona egocentrycznego zabarwienia. Wszystkie wielkie tradycje religijne nauczają, iż szczytowe doznania są szkodliwe, jeśli nie wpasujemy ich szczerze i bez wstrząsów w nasze życie codzienne.
Mistyczny pośpiech
Nasze zeświecczone społeczeństwo lekceważy mistycyzm jako coś niemodnego i irracjonalnego. Tymczasem potrzeba nam mądrości mistyków, bowiem nasze dążenie do nieposkromionego błogostanu wymknęło się spod kontroli. Wymyśliliśmy technologie dające natychmiastowe uniesienia. Młodzi ludzie mogą po prostu połknąć pigułkę i dojść do takich stanów umysłu, które dawniej były domeną nielicznych wytrawnych mistyków; czyniąc tak nie mają zarazem żadnego z tradycyjnych zabezpieczeń. Święta Teresa z Awili (1515-1582) załamywała ręce nad szkodami wyrządzonymi przez niewprawnych przewodników duchowych doprowadzających ucznia do obłędu. Dziś sytuacja jest o wiele gorsza. Przewodnikami w drodze do ekstazy nie są już mało pojętni, ale pełni dobrych intencji księża, lecz pozbawieni skrupułów dilerzy.
Nawet bez użycia narkotyków niektóre pobożne osoby padały ofiarą rozszalałej ekstazy. Protestanccy reformatorzy potępiali mistycyzm za jego odejście od litery Pisma i za elitarność; ludzie stopniowo utracili więc mistyczny zmysł, który pomagał im panować nad intensywnością doznań religijnych. Purytanie doznawali wstrząsających aktów nawrócenia kończących się nieraz chroniczną depresją, a nawet samobójstwem. W trakcie tzw. Wielkiego Przebudzenia w XVIII-wiecznej Nowej Anglii całe miasta ulegały pobożnej histerii, będącej jakoby darem Ducha Świętego. Kiedy fala szalonej radości ustępowała, wielu popadło w rozpacz, ten i ów się zabił.
Ciekawie wypada porównanie tamtych czasów z kulturą narkotyków ekstatycznych, która zaczęła pojawiać się w Wielkiej Brytanii pod koniec ery thatcherowskiej. Typowy cykl brania zaczyna się od cudownego miodowego miesiąca. Kiedy opada początkowe podniecenie, niektórzy przyspieszają tempa pogoni za utraconym rajem i zaczynają nadużywać, biorą coraz mocniejsze środki, stają się chorzy na ciele i umyśle. Dokładnie tego rodzaju chwiejność i pogoń niepokoiła dawnych mistyków.
Potrzeba nowych ram
Widzimy dookoła mnóstwo przykładów spaczonej ekstazy. Bez etycznej podbudowy zalecanej przez buddyzm stany uniesienia prowadzą do autodestrukcji i przemocy. Uczestnicy rave-party biją się z policją, dilerzy narkotykowi załatwiają porachunki z bronią w ręku. Ekstaza sportowa, choć nie spowodowana narkotykami, prowadzi do wandalizmu i aktów rasowej nienawiści. Ludzie zawsze będą pragnąć odmiennych stanów świadomości; z braku właściwego przewodnika zawsze jakaś ich część nie będzie umiała znieść tych doświadczeń bez krzywdzenia siebie lub innych.
Władze słusznie wskazują nędzę jako przyczynę nadużywania narkotyków. Ale zapewnienie ludziom pracy, nieraz bardzo nużącej, nie uciszy pragnienia ekstazy. W sytuacji, gdy tradycyjne religie są praktycznie martwe i wskazują drogę jedynie elicie, coraz większa liczba ludzi będzie wybierać chemiczne technologie osiągania błogostanu. Musimy w pełni uznać tę potrzebę ekstazy, znaleźć bardziej twórcze sposoby jej zaspokajania; trzeba też oswoić się na nowo ze sposobami kontrolowanego przeżywania doświadczeń szczytowych, które nadają naszemu życiu znaczenia i wartości.
Karen Armstrong sama nazywa siebie "monoteistycznym free-lancerem". W latach 60. była katolicką zakonnicą, ale frustracja klasztorną dyscypliną i zamknięciem skłoniła ją do zerwania z Kościołem instytucjonalnym. Wykładała historię na Uniwersytecie Londyńskim, a na początku lat 80. porzuciła karierę akademicką i zajęła się produkcją filmów dokumentalnych; pobyt w Jerozolimie stał się doświadczeniem, które spowodowało, że poświęciła się bez reszty poszukiwaniu wspólnych korzeni wiary. Jest płodną pisarką wielkich studiów religioznawczo-historycznych, najbardziej znane to "Historia Boga" (wyd. pol.1995 r.), "Jerozolima miasto trzech religii" (wyd. pol. 2000 r.), "Budda", "Islam". Obecnie wykłada dzieje chrześcijaństwa w londyńskim Leo Baeck College.
Komentarze