EKSTAZA NA ŁAWIE OSKARŻONYCH
tłumaczenie: Dariusz Misiuna
Nikczemny atak na ekstazę
We wrześniowym numerze Esquire z 1963 roku pojawił się artykuł zatytułowany "Wyobcowani pośród tłumu na Harvardzie". Jego autor, Martin Mayer, żarliwie atakował byłych profesorów z Harvardu, Richarda Alperta i Timothyego Leary oraz Międzynarodową Federację Wolności Wewnętrznej (IFIF), wymierzając w nich następujące oskarżenia:
Leary i Alpert | są "sprzedawcami rozwiązłości" |
Leary i Alpert | "rozpowszechniają zażywanie narkotyków" |
Leary i Alpert | są twórcami "kultu narkotykowego" |
Leary i Alpert | lansują "symptomy psychozy" |
Leary i Alpert | lansują "patologie" |
Leary i Alpert | sprzyjają "przypadkowym uszkodzeniom mózgu" |
Leary i Alpert | przyczyniają się do "uszkodzeń mózgu nożem chirurgicznym" |
Leary i Alpert | "sprzyjają zażywaniu narkotyków" |
Leary i Alpert | tworzą "kult narkotykowy" |
Leary i Alpert | sprzyjają "patologiom" |
Leary i Alpert przyczyniają się do | "psychoz wywołanych zażywaniem narkotyków" |
Leary i Alpert głoszą | "powszechny upadek psychologów" |
Leary i Alpert | "bardzo się guzdrają" |
Leary i Alpert doprowadzili do | "strasznych czasów" |
Doświadczenia Learyego i Alperta są | "zupełnie bezwartościowe" |
Leary i Alpert są | "badaczami którzy mają bzika na punkcie narkotyków" |
Leary i Alpert lansują | "halucynacje" |
Leary i Alpert lansują | "stany z pogranicza śmierci" |
Leary i Alpert | "nie przychodzili na zajęcia " |
Leary i Alpert rozpowszechniali | "błędne informacje na temat marihuany" |
Leary i Alpert | "narzekali na swoich bliźnich" |
Learyego i Alperta | "bliźni poszli do sądu, żeby się ich pozbyć" |
Leary i Alpert udają | "powszechnie poważanych intelektualistów" |
Leary i Alpert żyją w | "duchowym Disneylandzie" |
Leary i Alpert otworzyli | "psylocybinową puszkę Pandory" |
Leary i Alpert już wkrótce | "stracą koniunkturę" |
Leary i Alpert przypominają | "fanatycznych komunistów" |
Leary i Alpert przypominają | "nad wyraz wylewnych katolickich neofitów" |
Leary i Alpert opowiadają się za | "nieograniczonym dostępem do narkotyków" |
Leary i Alpert są | "bardzo niedbali" |
Leary i Alpert chorują na | "megalomanię" |
Leary i Alpert | "niechętnie zobowiązywali się do niewykorzystywania studentów" |
Leary i Alpert są | "outsiderami społecznymi" |
Leary i Alpert są | "niewrażliwi" |
Leary i Alpert są | "impulsywni" |
Leary i Alpert posiadają | "złudne poczucie wszechwiedzy" |
Leary i Alpert są | "kramarzami psychozy" |
Leary i Alpert są | "niemoralni" |
Leary i Alpert | "lubią pokazywać się w miejscach publicznych" |
Leary i Alpert | "potrafią w każdej chwili znaleźć się na odlocie" |
Leary i Alpert przeczą temu by | "psylocybina mogła prowadzić do prawie trwałych uszkodzeń fizjologicznych" |
Leary i Alpert nie dostrzegają, że LSD | "może być bardziej groźna od innych, wydawałoby się bardziej uzależniających narkotyków" |
Leary i Alpert twierdzą | "że człowiek może stać się naprawdę wolny tylko dzięki przekazaniu swojej kory mózgowej firmom narkotykowym" |
Leary i Alpert | "rozpowszechniają środki zaburzające świadomość" |
Leary i Alpert | zachęcają ludzi do gry w "rosyjską ruletkę" |
Leary i Alpert pokazują, że | "kiedy bierze się narkotyki, nie jest się w stanie ich oceniać" |
Leary i Alpert zachowują się jak | "święte bałwany" |
Leary i Alpert popadają w | "skrajny irracjonalizm" |
Leary i Alpert działają jak | "spiskowcy" |
Leary i Alpert | "odmawiają prawa racji każdemu, kto nie podziela ich wiary" |
Leary i Alpert twierdzą, że nie biorący narkotyków | "są potępieni" |
Leary i Alpert rozwinęli w sobie | "zdolność zatajania" |
Leary i Alpert mogą | "rywalizować ze sobą o tytuł najgorszych nudziarzy na świecie" |
Leary i Alpert są | "zadziwiająco kwieciści" |
Leary i Alpert | "przegrali swoją sprawę" |
Leary i Alpert | "skończą jak grupki, których przegnały policyjne pałki" |
Ten wielopunktowy akt oskarżenia został najwyraźniej sporządzony na podstawie wywiadu z profesorem Davidem McClellandem, przewodniczącym harvardzkiego wydziału stosunków społecznych. Profesor McClelland jest szczerym, powszechnie szanowanym człowiekiem, który nie jest skory do obmawiania i oczerniania swoich kolegów i intelektualnych rywali w prasie brukowej. Zwyczajowym forum dla wymiany opinii i różnic między naukowcami są magazyny naukowe, w których zwykle wymaga się logicznego rozumowania i danych empirycznych. Profesor McClelland przyznał, że żałuje tej rozmowy i złowieszczej otoczki zrobionej wokół niego przez Martina Mayera.
Powody do alarmu?
Pan Martin Mayer czuje się zaalarmowany. Być może słusznie. Żyjemy w strasznych czasach. Wszyscy wiemy, jakie możliwości i niebezpieczeństwa wynikają z rozwijającej się ludzkiej zdolności do uwalniania i korzystania z zewnętrznej energii elektroniczno-atomowej. A jeszcze bardziej wzbudzający grozę jest fakt, że dzięki LSD, psylocybinie i meskalinie posiadamy obecnie proste i pewne środki umożliwiające drastyczną zmianę naszego stanu wewnętrznego, uwolnienie potężnej energii neurologicznej.
Wybuch ośmiu milionów umysłów w Nowym Jorku
Możemy dzisiaj zmieniać świadomość ludzką. Rozmaite strony sporu toczącego się wokół LSD zgadzają się co do jednego, a mianowicie co do potężnego wpływu środków poszerzających świadomość. Przeciętna "dawka" LSD wynosi jedną milionową grama. A zatem jeden funt LSD mógłby wysadzić umysły całej ludności Nowego Jorku.
Oczywiście, jest to na tyle ważna sprawa, że warto otrzymywać opinie krytyczne na temat tego, co my naukowcy robimy z tymi chemikaliami zmieniającymi umysł. O tyle więc artykuł Martina Mayera stanowi dobry przykład stronniczości, która prowadzi w tych kwestiach do "zawziętości", "irracjonalności" i "kwiecistości", by użyć trzech z jego ulubionych epitetów. A jednak tak skrajne stanowisko, jakie reprezentuje pan Mayer, wymaga dialogu. Byłoby niedobrze, gdyby czytelnicy Esquire nie zapoznali się z dowodami i opiniami ze strony tej pokaźnej grupy naukowców, badaczy, przywódców religijnych, którzy doszli do odmiennych wniosków.
Kim jesteśmy?
Zamiast kwestionować te ponad 50 oszczerczych i szkalujących implikacji wynikających z opowieści McClellanda-Mayera, wolimy przedstawić listę statystyk i cytatów z opublikowanych dokumentów naukowych, która pomoże nam wyjaśnić, dlaczego szczęśliwie opuściliśmy Harvard i czemu ponad 200 naukowców i badaczy naraża się na ostracyzm zawodowy, żeby kontynuować badania nad niepsychiatrycznymi skutkami pokarmów i leków poszerzających świadomość.
Jesteśmy pracowici i bardzo godni szacunku
Przede wszystkim powiedzmy, czym jest IFIF? IFIF to niezależna fundacja badawcza, która powstała w 1963 roku, kiedy razem z Alpertem opuściliśmy Harvard. Grupa, która przyjęła tę dziwną acz znaczącą nazwę, składa się z ponad tysiąca godnych szacunku Amerykanów, przeważnie psychologów, pastorów, profesorów akademickich, artystów pragnących prowadzić badania nad możliwościami ich własnych systemów nerwowych przy pomocy substancji psychodelicznych. W organizacji tej znajduje się ponad 200 doktorów psychologii i medycyny. Pan Mayer sugeruje, że nasza grupa "lubi pokazywać się w miejscach publicznych". Nie ma obawy. Pierwszy zarząd IFIF składał się z 5 harvardzkich psychologów, l harvardzkiego psychofarmakologa, 3 doktorów filozofii z dodatkowymi stopniami teologicznymi oraz profesora z popularnego seminarium teologicznego. Dorobek naukowo-badawczy tej grupy jest dobrze znany w społeczności akademickiej. Opublikowali dziesiątki książek i ponad sto artykułów w czasopismach psychologicznych i filozoficznych. Wśród członków pierwszego zarządu IFIF, 6 otrzymało doktoraty na Harvardzie, 2 w Berkeley, l w Stanfordzie, a ostatni doktorat z teologii.
Co robiliśmy?
Celem statutowym IFIF było "wspieranie i opiekowanie się badaniami nad substancjami psychodelicznymi, oraz przejęcie odpowiedzialności za poważne studia w tej dziedzinie". IFIF zorganizowało z myślą o realizacji tych celów wiele grup i projektów badawczych w całym kraju, które były w stanie prowadzić systematyczne studia nad rozwojem świadomości (do chwili, gdy rząd federalny zdelegalizował narkotyki). Przez cztery lata prowadziliśmy czasopismo naukowo-badawcze z tej dziedziny – Psychedelic Review. W Meksyku, Massachusetts oraz w Millbrook, w stanie Nowy Jork, powstały transcendentalne wspólnoty doświadczalne, które stosowały doświadczenie psychodeliczne do nowych form życia społecznego. Wypracowano też nowe metody zapisywania stanów zmienionej świadomości.
Posługiwaliśmy się wszystkimi dostępnymi formami komunikacji, by otworzyć Amerykanów na ich wewnętrzną miłość i radość. Kręciliśmy filmy, robiliśmy nagrania, występowaliśmy w telewizji, gaworzyliśmy w radiu, głosiliśmy kazania, pokazywaliśmy przedstawienia, wydawaliśmy modlitewniki, podręczniki, artykuły naukowe. Nauczaliśmy tych, co słuchali, tego co sami nauczyliśmy się o metodach ekstatycznych – kadzidłach, świecach, kwiatach, dzwonkach, paciorkach, jodze, medytacji, tańcu sufich, kaplicach w domach, wielokanałowej sztuce kinetycznej, Hesseem, Tolkienie, Boschu, acid-rocku, hinduizmie, mantrach, mudrach, tantrze, związkach psychodelicznych, opuszczaniu miasta, porzucaniu plastyki, chodzeniu na bosaka i śmianiu się oczami, a także rozprzestrzenianiu pieśni miłości. Podczas gdy kilka milionów Amerykanów chciało wysłuchać naszego przekazu, ludzie, rządzący tym statkiem kosmicznym, krzyczeli jednym zawodzącym metalicznym głosem – ekstaza to zło, ekstaza to ucieczka, ekstaza to niebezpieczeństwo!
Czemu?
Pradawna walka Ludzi Metalu przeciwko Ludziom Kwiatom
Odpowiedź na to pytanie możemy odnaleźć w historii. R. Gordon Wasson, emerytowany vice-przewodniczący Funduszu Gwarancyjnego Morgana i znany badacz z Harvardu zebrał poważne dowody wskazujące na to, że prześladowanie substancji rozwijających umysł nie jest czymś nowym, lecz mającym swój początek w inwazji Europejczyków na Nowy Świat. Indianie meksykańscy stosowali trzy rośliny halucynogenne przed tym podbojem: pejotl, święte grzyby i ololiuqui. Mr. Wasson mówi o "znaczeniu, przypisywanym tym roślinom oraz dziwnie poruszających epizodach, które świadczyły o tym, z jakim szacunkiem podchodzili do nich Indianie. Cywilizacja europejska nie wiedziała nic o tego rodzaju substancjach, przynajmniej nie w historii pisanej. Przypisywano im podobne moce, co niektórym składnikom mszy, a Kościół Katolicki szybko to zauważył ku swojej trwodze. Tyle że wiara w boskość Sakramentu wymagała aktu wiary, podczas gdy rośliny meksykańskie same przemawiały. W wielu przypadkach opis jest oczywisty: zakonnicy przyznawali, że substancje te potrafią czynić cuda, lecz wiązali je z machinacjami Złego. Jak widać, lęk przed psychodelikami posiada długą historię. W kontekście omawiania halucynogennych nasion powoju, znanych jako ololiuqui, Wasson powiada: "Z zapisków historyków hiszpańskich wyziera ponura prawda o dwóch kulturach gotowych do walki na śmierć i życie. Z jednej strony fanatyzm ludzi kościoła, bardzo skorych do posługiwania się orężem w zwalczaniu tak zwanego zabobonu; z drugiej strony wytrwałość i podstęp Indian broniących ukochanego ololiuqui". W czasach współczesnych poddano syntezie laboratoryjnej te trzy rośliny, które Wasson opisuje w swoim dziele i uzyskano meskalinę (pejotl), psylocybinę (święte grzyby) oraz LSD (ololiuqui). To właśnie te trzy narkotyki wzniecają obecną debatę słowną i prawną.
Prohibicja to zabobon
Wsłuchajmy się teraz we współczesny głos Alana Wattsa, znamienitego filozofa, a niegdyś pracownika Harvardu, który mówi o tych samych trzech narkotykach: "Wszelka działalność podejmowana z myślą o zniszczeniu tych leków opiera się na zabobonie. Nie ma dowodów na to, że są one tak szkodliwe jak alkohol lub tytoń. Trudno też dociec ich jakiejkolwiek szkodliwości, chyba że stosuje się je w niewłaściwych okolicznościach lub też ich konsumentami są psychotycy. Substancje te są mniej groźne od zawartości przeciętnej apteczki domowej. Nie są również tak niebezpiecznymi instrumentami poznawczymi, jak promienie X. Co się zaś tyczy zdrowia psychicznego, już bardziej szkodliwy jest codzienny szum informacyjny w prasie, radiu i telewizji".
Żaden z krytyków LSD – dziennikarzy i psychiatrów – nie przedstawił jak dotąd przekonujących danych ani badań naukowych, pokazujących zły wpływ tej substancji, a mimo to rozpętano wokół niej histerię. "Zbrojny oręż" rządu i towarzystw medycznych stosuje wobec niej sankcje dyscyplinarne1. Pismo Medical Tribune, w nocie redakcyjnej z 18 marca 1963 roku donosiło, że te narkotyki "okazały się bezpieczne fizycznie", lecz już 17 czerwca 1963 roku wiarygodne źródła doniosły Medical Tribune, że "oddziały regionalne Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego poważnie rozważają wszczęcie działań dyscyplinarnych przeciwko pewnym ich członkom, którzy rozwinęli pokaźne "praktyki LSD"".
W podróży możesz zabrać się wszędzie
Jedną z przyczyn, dla których warto kłócić się o interpretację tych narkotyków, jest rozmaitość skutków ich zażywania. Takie substancje chemiczne jak LSD nie wywołują żadnych specyficznych reakcji poza ogólną tendencją
do przyspieszenia i drastycznego poszerzenia świadomości. Ich specyficzny efekt zależy nade wszystko od dwóch czynników: nastroju i otoczenia. Dlatego tak bardzo istotne jest pierwsze doświadczenie LSD, które można porównać do pierwszego doświadczenia seksualnego. Jeśli będziemy dobrze przygotowani i towarzyszyć nam będzie przyjazne otoczenie, otworzy się przed nam cały nowy świat doświadczenia. Jeśli jednak nasze pierwsze doświadczenie będzie przebiegać w nieprzyjaznym, bezosobowym otoczeniu i nie będziemy do niego dobrze przygotowani lub towarzyszyć nam będzie strach, możemy przeżyć potworne reakcje. Psychiatrzy notorycznie podawali LSD "królikom doświadczalnym", nie wiedzącym co ma się im przydarzyć, w ponurym, klinicznym, publicznym, wywołującym niepokój otoczeniu. Takie postępowanie, choć dokonujące się pod płaszczykiem nauki, jest niczym innym jak psychologicznym gwałtem. I to właśnie dzięki tego rodzaju doświadczeniom laboratoryjnym, LSD zapewniło sobie zły rozgłos w kręgach medycznych.
Tyle jeśli idzie o tak zwane zagrożenia. Przejdźmy teraz może do pożytków. Dr Sanford M. Unger, psycholog prowadzący badania z ramienia rządu, napisał raport zatytułowany "Meskalina, LSD, Psylocybina a Kwestia Nagłej Zmiany Osobowości". Doktor Unger jest bystrym, sceptycznym, lecz dociekliwym naukowcem. W swoim raporcie opracował bibliografię 52 studiów psychiatrycznych, które dokumentują wartości lecznicze tych narkotyków. Przyjrzyjmy się pobieżnie obszarom, na których LSD okazuje się pomocnym środkiem.
1. Alkoholicy. W trakcie kilkunastu studiów badawczych przeprowadzonych w Kanadzie okazało się, że 50-60 procent alkoholików po jednej sesji z LSD nie powracało do picia przez okres od pół roku do roku. A w prowincji Sa-skatchewan w 1961 roku terapia LSD została oficjalnie uznana za terapię anty-alkoholową i "przestała być terapią eksperymentalną".
2. Neurotycy. Savage donosi, że 85 procent z 96 pacjentów poddanych dobrze przygotowanej sesji z LSD uzyskało długotrwałe polepszenie stanu zdrowia psychicznego, natomiast 78 procent uznało to doświadczenie za "najważniejszy jakie przydarzyło się im w ich życiu". Wśród pozytywnych skutków terapii jego raport wymienia "zdolność do kochania, do znoszenia wrogości, do porozumiewania się, do lepszego zrozumienia, polepszone relacje z innymi, zmniejszony niepokój, polepszone samopoczucie, zwiększona efektywność pracy i nowy sposób patrzenia na świat. Na podstawie uzyskanych danych można było wysnuć, że pozytywne odczucia pojawiały się jakiś czas po doświadczeniu LSD i trwały przynajmniej przez rok".
3. Kryminaliści. Leary podaje w swoim raporcie na temat programu przeprowadzonego z aresztantami więzienia stanowego w Massachusetts, że terapia psylocybinowa rozwinęła w nich "poczucie odpowiedzialności" i "samo-kontroli", a zmniejszyła poziom "psychopatii" w porównaniu z grupą kontrolną tych, którzy nie brali narkotyku. Ponadto, w grupie psylocybinowej obniżyła się o 23 procent stopa recydywy, przewidywana zwykle na 50 procent.
4. Młodzież Nieprzystosowana. Kenneth Cameron donosi o pomyślnym stosowaniu LSD w kilku przypadkach młodzieży nieprzystosowanej, której żadna inna forma terapii nie była w stanie pomóc.
5. Schizofrenicy Dziecięcy. Lauretta Bender, kierownik badawczy i psychiatra dziecięca Wydziału Higieny Psychicznej Stanu Nowy Jork na ostatnim spotkaniu przedstawiła raport donoszący, że w trzech grupach dzieci autystycznych i schizofrenicznych LSD wytworzyło "zmiany behawio-ralne bez nagłych symptomów psychotycznych, które można zauważyć u dorosłych".
6. Pacjenci Nieuleczalnie Chorzy na Raka. W badaniach nad 50 chorymi na raka, dr Eric Kast ze Szkoły Medycznej w Chicago wykazał, że małe dawki LSD potrafiły uśmierzyć im ból na 32 godziny, podczas gdy zwyczajne środki znieczulały na jedynie dwie, trzy godziny. "Emocje, którzy chorzy lokują w chorobie są tymczasowo przenoszone w stronę zaświatów lub "transcendencji". Pacjenci minimalizują nadchodzące zagrożenie ze skutkami niespotykanymi w zachodniej cywilizacji, co przynosi wielki pożytek ich stanom psychicznym".
Jak zatem widać, trudno jest wątpić w to, że LSD i inne psychodeliki okazują się pomocne w wielu problemach osobistych. I z tej choćby przyczyny warto jest im poświęcić dalsze pozbawione uprzedzeń studia. Oczywiście, skuteczność LSD nie została zapewniona dzięki rygorystycznym standardom naukowym, jest jednak prawdą, że o skuteczności innych form terapii również nie decydowały rygory standardów naukowych. W historii medycyny nie było jeszcze metody o tak szerokim spektrum zastosowania, od alkoholizmu po raka, która by mogła wywołać, tak nagłe skutki, przy zastosowaniu tak małych dawek.
Co jednak możemy powiedzieć o wpływie LSD na "normalnych" ludzi? Cztery odrębne badania, przeprowadzone przez różnych naukowców na ponad 400 podmiotach badawczych, wykazały, że LSD i psylocybina przyniosły długotrwały pożytek i zmianę w 64 procentach przypadków, a "przyjemne doświadczenia" w 73 procentach przypadków2 . Zwykle 80 procent osób chciało powtórzyć doświadczenie. Czy to nie dziwne, że doświadczenie wywołujące paniczny strach wśród tych, którzy go nie przeżyli, może spotykać się z takim podziwem wśród tych, którzy je przeszli?
Jest mi po tym tak dobrze
Fakt, że LSD leczy zaburzenia emocjonalne w szybki, wręcz nagły sposób stanowi nielada zagrożenie. Na dodatek, okazuje się, że ta terapia może mieć radosny, a nawet ekstatyczny przebieg. Kultura purytańska nie jest w stanie przełknąć takiej przerażającej pigułki. To, co "jest dla nas dobre", nie może być równocześnie przyjemne.
W badaniach Savagea 85 procent osób mówiło o "bardzo przyjemnym doświadczeniu", a 81 procent o "doświadczeniu wielkiego piękna". Dokładnie dwie trzecie ludzi badanych przez Janigera mówiło o "bardzo przyjemnym doświadczeniu", a 70 procent "królików doświadczalnych" Learyego opisywało swoje reakcje jako "cudowne, ekstatyczne bądź bardzo przyjemne".
"Płakałem z radości" – mówi psycholog Wilson Van Deusen o swojej sesji LSD. "Będę się cieszył życiem bardziej niż ktokolwiek z moich znajomych" – podsumowuje wpływ LSD Cary Grant. Filozof Gerald Heard porównuje to doświadczenie do "opętania przez ducha pełni". Aldous Hux-ley pisze: "Przepływało przeze mnie piękno o różnym stopniu natężenia i coraz głębszym znaczeniu. Przychodziły mi do głowy takie słowa jak "łaska" i "przeobrażenie"". "Ogarnęła mnie niesłychana radość, potężne i piękne poczucie wieczności i nieskończoności" – relacjonuje Beringer, słynny neurolog z Heidelberga. Natomiast Havelock Ellis opisuje swoje doświadczenia meskalinowe następującymi tytułami: "Nowy Sztuczny Raj" i "Boża Roślina".
Żadne z takich słów jak radość, ekstaza, łaska i piękno nie istnieje w słowniku psychiatrycznym. Biedny psychiatra skazany jest na smutne zadanie wyszukiwania patologii. Osiąga pełnię szczęścia wtedy, gdy odnajduje problemy, a do wściekłości doprowadza go konieczność zmierzenia się z bardziej znaczącymi doświadczeniami życiowymi. Ten dylemat znakomicie oddaje bystry komentarz znanego psychiatry, powiedziany przy okrągłym stole na temat LSD i meskaliny, zorganizowanym przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne: "Muszę przyznać, że moje doświadczenie z meskaliną było nadzwyczaj przyjemne. Pełen entuzjazmu określałem je jako "mistyczne" i "ekstatyczne", aż ujrzałem moich kolegów łypiących na mnie spode łba, co zmusiło mnie do mówienia o nich jako o "bardzo przyjemnych"".
LSD otwiera Cię na Boga
To, że LSD wywołuje ekstazę i nagłe uzdrowienie, było wystarczającym powodem dla zakazania go w Ameryce. Pojawiły się wszakże dodatkowe wieści, które jeszcze bardziej wzmocniły strach przed tą używką. Mówiły one, że LSD wywołuje doświadczenia religijne. To straszne! W badaniach prowadzonych przez Savagea 90 procent badanych twierdziło, że doświadczyło "większej obecności Boga bądź wyższej mocy". Badania przeprowadzone przez Learyego pokazały, że dwie trzecie z 67-osobowej grupy pastorów, zakonników i rabinów przeżyło największe doświadczenie duchowe swego życia. A podczas badań kontrolnych, które odbyły się w Wielki Piątek 1963 roku w kaplicy Uniwersytetu Bostońskiego 9 na 10 studentów teologii doświadczyło potężnych przeżyć mistycznych i religijnych, w wyniku których 2 z nich rzuciło habit! "Narkotyki zrywają z Chrystusem i prowadzą wprost do Ducha Świętego" – taki był paradoksalny komentarz Theodorea Gilla, przewodniczącego prezbiteriańskiego seminarium teologicznego w San Francisco. Przypominają się tu słowa Williama Jamesa, powszechnie uznawanego za najwybitniejszego amerykańskiego psychologa: "Kiedy przyglądam się swoim doświadczeniom (z gazem rozweselającym), wszystkie one zmierzają do wglądu, któremu zmuszony jestem przypisać metafizyczne znaczenie".
Według magazynu Times: "Duchowni martwią się, że zwolennicy LSD tworzą klikę współczesnych gnostyków, która interesuje się tylko dalszym rozwojem osobistych poszukiwań tak zwanej "wolności wewnętrznej". Inni zaś sądzą, że kościół nie będzie skory do szybkiego porzucenia monopolu na wiarę. Dr W.T. Stace z Princeton, jeden z najwybitniejszych amerykańskich badaczy mistycyzmu, wierzy że LSD może odmienić życie na lepsze. Powiada: "Fakt, że to doświadczenie wywołują narkotyki, nie powinien rzutować na jego znaczenie"".
Policyjne pałki odbijają się od naszych głów
Warto w tym miejscu wspomnieć smutną uwagę Mr. Wassona o walce religijnej między Indianami (którzy nazywali grzyby meksykańskie "bożym ciałem"), a agentami Inkwizycji Hiszpańskiej. Martinowi Mayerowi z Esquire wymknęło się pewnie trochę więcej niż chciał przekazać, kiedy porównał IFIF do grupy heretyckich katolickich konwertytów, do fundamentalistycz-nych protestantów i chrześcijańskich naukowców w kontekście obrażającym te trzy grupy religijne. Pan Mayer przewidział, że IFIF skończy jak konwertyci katoliccy, "których przegnały policyjne pałki". Możemy się w ten sposób dowiedzieć mniej o LSD, niż o stanie jego własnej nietolerancji wobec jakichkolwiek odstępstw heretyckich od jego ulubionych ortodoksji.
Chcemy mieć dobrą zabawę i być dobrymi naukowcami
Profesor McClelland i Mr. Mayer zauważają bardzo poważną kwestię, mówiąc że IFIF nie jest już grupą naukową. Termin "nauka" najwyraźniej stał się świętym pojęciem zabronionym nowatorskim teoretykom i metodologom. Prawda, że obywaliśmy się często bez rytuałów psychologii współczesnej. Nie wynikało to z naszej naiwność bądź niedbałości, lecz dokładnego przemyślenia filozofii zachowania i filozofii świadomości. Raz jeszcze prasa codzienna nie jest miejscem do omawiania różnic badawczych. Zainteresowani mogą odnaleźć nasze krytyki i twórcze alternatywy w literaturze naukowej. Przedstawiają one nowe metody, formy, narzędzia i hipotezy opracowane i stosowane przez badaczy z IFIF.
Oskarża się IFIF także o to, że jest anty-intelektualna. To prawda, że jesteśmy bardzo niezadowoleni z intelektualnych ograniczeń i naiwności pokaźnej części psychologii współczesnej i że naszym podstawowym celem jest stworzenie bardziej skutecznych i wyszukanych koncepcji. Zależy nam bardzo na jak najszybszym przeformułowaniu obecnych teorii natury ludzkiej. Nie traktujemy tego jako rebelię ani jako herezję, lecz jako raczej dość
tradycyjny cel gry intelektualno-naukowej. Wierzymy też, że działalność ludzka, w tym również działalność naukowa, nie powinna być pozbawiona radości.
Miałeś czy nie miałeś? Oto jest pytanie
Debata dotycząca psychodelików toczy się tak naprawdę pomiędzy dwiema grupami: tymi, co mieli doświadczenie psychodeliczne i tymi, co go nie mieli. Jak zauważył R. Gordon Wasson z lekkim sarkazmem: "Dzielimy się na dwie klasy: tych, którzy jedli grzyby i są zdyskwalifikowani ze względu na subiektywizm oraz tych, którzy nie jedli grzybów i są zdyskwalifikowani ze względu na brak jakiejkolwiek wiedzy na ten temat". Lub też, jak to wykłada komik Dave Gardner: "W jaki sposób wyjaśnisz to komuś, kto nigdy tego nie doznał?"
Nie wystarczy wszakże zwykły podział na doświadczonych i niedoświadczonych, bądź też odwoływanie się do purytańskiego dziedzictwa, żeby wyjaśnić czemu "moralne, religijne i społeczne" aplikacje psychodelików znosi się z taką swobodą i humorem w innych krajach, podczas gdy w Ameryce tłumi się je takimi określeniami jak: "zaraza", "śmierć", "niebezpieczeństwo" i "zepsucie".
Doktorze Farnsworth, proszę zabrać swoje gumowe rękawice chirurgiczne z mojej Duszy
Różnice te w pewnym stopniu wyjaśnia polityczna rola medycyny i psychiatrii. W innych krajach szanuje się i dobrze wynagradza lekarzy i psychiatrów za ich profesjonalizm i nic więcej. Natomiast w Stanach Zjednoczonych ta grupa zawodowa pragnie mieć taki polityczny i moralny monopol, który nie będzie poddawał się dyskusji. Dr Dana Farnsworth, nasz psychiatryczny rywal na Harvardzie, we wstępie poświęconym krytyce LSD w Journal of the American Medical Association był na tyle zuchwały, by sformułować następujące oświadczenie: "Wchłanianie, wstrzykiwanie bądź wdychanie jakiejkolwiek substancji, która zmienia przeciętną równowagę umysłową i uczuciową osoby, należy uznawać za procedurę medyczną. Z tej właśnie przyczyny substancje te powinny znajdować się pod kontrolą lekarską." A zatem porzuć papierosa, chłopcze, zapomnij o swojej martini do obiadu i wyrzuć perfumy swojej żony. Panie i panowie, w ten sposób tracimy wolność, której nigdy nie zamierzaliśmy bronić – wolność smakowania, wąchania, oddychania i zażywania tych wszystkich substancji, które w jakiś sposób wpływają na nasz umysł i nastrój. Kiedy mówimy o "wolności wewnętrznej" i "polityce systemu nerwowego", przewidujemy i ostrzegamy przed naruszeniami swobód osobistych, które nie muszą mieć wcale wiele wspólnego z nowym wspaniałym światem roku 1984. Nasza debata z psychiatrami dotycząca posługiwania się i kontrolowania psychodelików zakłada zatem prawo, prawo osób myślących do zmieniania swej świadomości.
Ćwiczenia z Ekstazy
Ostatnie wyjaśnienie. Pan Mayer i inni oskarżają nas o namawianie do niczym nieograniczonego korzystania z narkotyków poszerzających świadomość. Fakty mówią o czymś zupełnie przeciwnym. IFIF, więcej niż jakakolwiek inna grupa w Ameryce, głosiło potrzebę doświadczenia i ćwiczenia się w korzystaniu z tych niezwykle potężnych środków. To doświadczenie musi jednakże pochodzić z samego narkotyku i żaden stopień lekarski czy psychologiczny go nie zastąpi. Stopień lekarski nie upoważnia do prowadzenia samolotu czy rozumienia niesłychanie złożonych struktur świadomości. Doświadczenie LSD jest tak nowatorskie i potężne, że tym bardziej wprowadza nas w stan osłupienia, im bardziej wydaje nam się, że wiemy coś o umyśle. Dlatego w nieuchronny sposób wytworzy też swoją grupę profesjonalistów, którzy wprowadzać będą w świat psychodelików. Tacy specjaliści powinni posiadać cierpliwość pierwszorzędnych nauczycieli, pokorę i mądrość hinduskiego guru, pełne miłości poświęcenie kapłana, wrażliwość poety i wyobraźnię pisarza fantastyki naukowej.
Chcesz czy nie?
Debata ta będzie nieustannie przewijać się w prasie, czasopismach naukowych, w rozmowach i ludzkich umysłach. Wcześniej czy później każdy będzie musiał zadać sobie to pytanie: Chcesz się otworzyć czy nie? Chcesz poszerzyć swoją świadomość czy nie? Jednym z przywilejów i głównych celów ludzkości od najbardziej zamierzchłych czasów jest transcendencja, uświadamianie sobie rzeczywistości, która znajduje się poza czasem, przestrzenią i uwielbionym ego. Carl G. Jung pisze w swej autobiografii o tym, że w naszym wieku "człowiek pozbawił się transcendencji przez krótkowzroczność nadmiernego intelektualizmu". Wielu poważnych i szanowanych obywateli wraz z ponad milionową grupą młodzieży wierzy, że transcendencję można osiągnąć dzięki substancjom psychodelicznym, które zażywa się po uprzednim przygotowaniu i w odpowiednim otoczeniu.
Tyle że taki pogląd ma zbyt dalekosiężne skutki, by przyjąć go na podstawie debaty ustnej. Każdy musi doświadczyć tego sam.
Artykuł ten nie ma na celu nikogo przekonywać ani zmieniać czyjejś opinii. Wystarczy jeśli uświadomi niektórym czytelnikom Esquire, że możliwy jest inny pogląd od prezentowanego w artykule pana Mayera. Przywołajmy tutaj słowa Hermana Hessego, pisarza i filozofa nagrodzonego Nagrodą Nobla, z jego książki Siddhartha:
Słowa nie wyrażają zbyt dobrze myśli. Wszystko staje się natychmiast trochę inne, zniekształcone, głupie. A jednak jest w tym coś słusznego, że to, co wydaje się dla jednego mądre i wartościowe, dla innych jest niedorzecznością.
Pokój z tobą, panie Martinie Mayer.
l Słowa te napisano l lipca 1968 roku. Od tego czasu rząd sfinansował i spopularyzował trzy czy nawet cztery eksperymenty przeciw LSD, które stały się przyczynkiem do propagandy zastraszania. Niezły szwindel.
2 Psychodelic Review, Nr 1.
Komentarze
Leary i Alpert są z pewnością psychopatycznymi gejami z saturna