Moje przeżycia są zapewne dość niedokładne, ponieważ miały
miejsca z jakieś 2 - 2,5 roku temu.
W każdym razie pierwsze palenie jak to zwykle bywa rozpoczęło
się krótką słowną inicjacją (gdzie w roli narkotycznych mentorów
wcieli się dwaj przyjaciele) i paroma głębokimi wdechami,
czystego, wakacyjnego śląskiego powietrza (tak to trzeba było
robić, wmawiałem sam sobie żeby to niby poczuć jak jeden z
wielu - już doświadczonych). Na miejsce mojego wejścia w
umysłową dorosłości obraliśmy kamienną piaskownice (przyp.
charakterystyczne jaruzelskie pustaki wyglądają jak odłamki
blokowych płyt które wtórnie zostały wykorzystane). Po krótkiej
naradzie i przekonaniu samego siebie, że w gruncie rzeczy robię
coś co ma mnie zadowolić, zamaszystym buchem rozpocząłem cały
swój twórczy proces. Najpierw jeden dymek potem drugi i nic,
myślę sobie kurwa, badziew ten narkotyk niemiłosierny, wszyscy
opisują to jak stan podświadomej ekstazy, a ja nic siedzę i boje
się, że z bloku, którego 15 metrowe sąsiedztwo bardzo mi
ciążyło, wyskoczy jakiś posrany koleś oczywiście znajomy
starucha i powie "Ty znarkotyzowany młodzieńcze, biorąc to
świństwo do ust skazujesz się na odmóżdżenie i izolacje
społeczną", później poprawiając zamaszystego ruchem wąsa znikł.
Samo takie zastanawianie się wydało mi się nadwyraz szczegółowe,
ale nic, trzeba brnąć na przód, wstaje więc, patrzę na kumpli i
nagle Jeb...... ścięło mnie jak uderzenie prętem przez głowę.
Nagle ni stąd, ni zowąd znalazłem się w świecie który można
wyobrazić sobie tylko we śnie, w ogóle cała pierwsza przygoda
mieni mi się jako mglista jawa, której zakończenia nie chce się
pamiętać. Niemniej szczypiące drgawki lęku które teraz zdawały
się jednoczyć w jednokomórkowe ciało, prawie mnie rozsadzały a
zdziwaczałe miny moich kumpli (jeden brwi podniesione do góry
niczym rozmarzony poeta, drugi twarz lękliwego zbója)
doprowadzały mnie do niby to świadomej paranoi, która od czasu
do czasu w dziwaczny sposób, kazała sama się uśmiechać. Jednak
myśl o uśmiechaniu też doprowadzał mnie prawie, że do obłędu,
ten nakazywał zaprzestania śmiechu na sekundę, po czy cykl
zaczynał się od nowa.
I to prawie byłby koniec opowieści bo prawdę mówiąc czekałem na
zejście z drogi grzechu, ale w momencie największego w moim
życiu rozjebu umysłowego napadła mnie przeraźliwie realistyczna
myśl, która niczym tętniące serce uderzała w resztki trzeźwej
świadomości. Ten pulsujący marsz obwieszczał tylko jedną dobitną
pieśń, mianowicie - czas do domu młodzieńcze, twój podwórkowy
czas pełen rozpusty dawno się skończył. Z wielkim więc grymasem
na twarzy musiałem wmówić sobie, że dom to dla mnie teraz
najlepsze miejsce. Samo otwieranie drzwi zdawało się
kłopotliwym, ale to co czekało na mnie w środku przerosło
wszystkie moje lękliwe oczekiwania. Stan mojej równowagi dobrze
oddają lewitacje dwóch znanych naukowców - Sigmy i Pi. Ta
wędrówka od butów po pas (przy okazji której kręgosłup zdawał
się wyginać niczym kończyny Plastic Men'a) była dla mnie
mordęgą, a ogólna nadwrażliwość komórek nerwowych koszmarem,
który miał się rychło skończyć. Jednak czas, który wcale wydawał
się nie współgrać z moimi wysiłkami, przyniósł jeszcze parę
niespodzianek. Uczucie max kapy szybko ogarnęło mnie po
męczarniach przedpokojowych, a "czekająca" na mnie w ustronnym
pokoiku starsza, zniewieściała siostra, dopełniła jej ekstremum
zupełnie. Tu czekał mnie jeszcze łoże pełne nie odkrytych
wcześniej elementów, małe przeczołganie się po podłodze na
oczach siostry po piżamkę i do łóżeczka. Całe wydarzenie maniło
mi się jak emocjonalny gwałt bez złoczyńcy, ale szybko chciałem
zapomnieć i rozmarzyć się w błogim śnie. Niestety nie wszystko
ułożyło się po mojej myśli, bowiem w łóżku czekał mnie jeszcze
żołądkowy bonus, z którym mimo sąsiedztwa łazienko - ubikacji z
mamowym pokojem, trzeba było się uporać. Jak to mówią
nieszczęścia lubią chodzić parami, ja przekonałem się o tym
najdobitniej spostrzegając że moja muszla wybawienia zasiadana
jest przez brata. Wiedziałem że nie będzie czasu na choćby mały
fresh. Ale szybko się z tym pogodziłem i po krótkim oczekiwaniu
zostawiłem po sobie rozluźnioną materie w bielutkim sedesie.
Rozmowa z bratem w niezrozumiałym dla nikogo języku i próba
wytłumaczenia mu nadumyłowego stanu mojego ducha to już drobny
epizodzik z całej kończącej się przygody. Z końcowego etapu
kiedy to umysł pracuje na sennym etacie pamiętam już tylko
gorliwe upominanie się u siostry która oglądała męczący
telewizor, żeby zrobiła coś ......., bliżej
niezidentyfikowanego. Rano nikt nie poinformował mnie o jakiś
anormalnych nocnych zachowaniach, także mam nadziej że takowe
nie miały miejsca .
FIN
Komentarze
miła przygoda i fajny raporcik :) wkraczanie w swiat gandzi jest na prawde niesamowite, doswiadczeniu userzy czesto tesknia do tego uczucia zagubienia i niesamowitej zmiany percepcji, niestety dziewica na powrot nikt sie nie stanie :) poza tym... szkoda ze ja juz nie pamietam dokladnie tego pierwszego razu
Pozdro!
...trip moim zdaniem jest opisem konkretnej schizy. wydaję mi się, że gość trafnie to wszystko ujął.
az lezka sie kreci w oku hehe. W sumie przezylem na poczatku cos podobnego i tu taka moja uwaga do tych co beda zaczynac a nie zaczeli najebcie sie i to grubo wasi starzy maja do was zaufanie i nie przejdzie im przez mysl ze przedchwila cpaliscie:)
Heh, chcialbym zeby takie czasy wrocily ale czasu sie cofnac nie da i trzeba zyc dalej.
az lezka sie kreci w oku hehe. W sumie przezylem na poczatku cos podobnego i tu taka moja uwaga do tych co beda zaczynac a nie zaczeli najebcie sie i to grubo wasi starzy maja do was zaufanie i nie przejdzie im przez mysl ze przedchwila cpaliscie:)
Heh, chcialbym zeby takie czasy wrocily ale czasu sie cofnac nie da i trzeba zyc dalej.
podoba mi się ten opis pełny takich fajnych epitetów i określeń.Jest treściwy,w swej długości w sam raz.Przeżyłem taki swój pierwszy raz właśnie wczoraj i starsznie mi się spodobało to odkrywanie świata na nowo:)
Co Ty jebiesz człowieku????
o co kaman w tym tekscie ? chyba jestem mniej poeta od auttora a kto ma bardziej mozg zryty to .... chyba ja:P peace