Pokaz

Anonim

Kategorie

Odsłony

225

a.. nazwa substancji : koty
b.. poziom doswiadczenia uzytkownika : doswiadczony
c.. dawka, metoda zazycia : po 2 kartony
d.. "set & setting" : gotowy na nowe wyzwania
e.. efekty : specjalne ;)
f.. czy dane doswiadczenie zmienilo Cie w jakis sposob : jak kazde inne, czyz nie ?
g.. jezeli to nie byl Twój pierwszy raz z danym srodkiem, czym róznil sie od poprzednich : wszystkim

Bylo to juz sporo lat temu. Zamysl calej wyprawy zrodzil sie w naszych glowach jeszcze wczesniej. Chodzilo o pokazy sztucznych ogni, organizowane na swiezym powietrzu, na tle starego zamczyska w miejscowosci ktorej nazwy nie pomne. Impreza mial charakter masowy. Dziesiatki tysiecy ludzi przeplywalo barwnym korowodem przez uliczki malej wsi. Miejscowe sklepy, czego jestem pewien juz nigdy wiecej nie zrobily wiekszego obrotu.

Potrzebowalismy ok 5h aby dotrzec na miejsce. Razna 6 osobowa ekipa zebralismy sie na dworcu PKP. Rozesmiane twarze, radosne podniecenie na mysl o majacych miec miejsce przyszlych wydarzeniach sprawialy ze moglismy wszystko ;) Po zajeciu miejsc (koniec pociagu kolo kibla) wyciagnelismy stafik i rozpoczelismy zadymianie skladu. Nie trzeba bylo dlugo czekac chwili kiedy z rak do rak powedrowaly kwadraty. Pozdrowilismy matke ziemie i skasowalismy bilety do nieznanego. Dopiero wtedy naprawde rozpoczelismy wyprawe. Wysiadajac w miejscowosci calkowicie nam nieznanej bylismy juz zdrowo usmazeni. Zreszta wiecznie bylismy usmazeni. Okazalo sie ze liczba chetnych na obejrzenie pokazu znacznie przerosla oczekiwania organizatorow i ludnosc naplywowa spacyfikowala cala komunikacje, autobusy dowozace ludzi w OKOLICE pokazu transportowaly setki scisnietych osob. Trzeba bylo tam byc, wszyscy mielismy absolutnie przezabawne wrazenie ze jestesmy transportem sledzi co wiecej reszta pasazerow autobusu (czyli jakies 430 osob) tez podchwycila temat i rozpoczela sie ok 40 minutowa odysea sledzi :)Poniewaz trzezwych bylo jak na lekarstwo nie trzeba bylo dlugo czekac kiedy caly autobus zaczal spiewac "panie szofer gazu". A w samym srodku tego wszystkiego MY :D Bawilismy sie swietnie spora zasluga w tym ze o dziwo nie widzialem ani jednej zadymy. Tzn. jedna widzialem ale o tym pozniej. Wysiedlismy z autobusu a naszym oczom ukazal sie polozony odleglosci jakichs 3 km zamek. Nie musze chyba mowic ze bylismy zachwyceni, gdyby mozna bylo wazyc zachwyt bylby problem ze znalezieniem odpowiednio duzej wagi. Poczulismy ze oto podjelismy byc moze NAJWAZNIEJSZA w zyciu decyzje. Decyzje o ogladaniu pokazu sztucznych ogni pod wplywem LSD ....

Po drodze zrobilismy zakupy piwo, fajki czyli to co najwazniejsze. Od pewnego momentu mozna juz bylo sie poruszac tylko w strumieniu ludzkich cial ciagnacych pod zamczysko. Koty wyszly w noc :)

Wszystko dookola nabralo nierzeczywistego wymiaru. Bylem wielkim demiurgiem moglem ksztaltowac rzeczywistosc na dowolny sposob. Gdybym na swej drodze spotkal tajwanska delegacje wyjasnilbym im w 37 dialektach jak maja dotrzec do celu. Uczucie absolutnego komfortu sprawilo ze nawet gdyby ktos zapalil mi przed nosem zapalke zeszczalbym sie z zachwytu. Jak juz sie pewnie domyslacie nikt nie pali mi przed nosem zapalek, zapalili mi przed nosem niebo :) Poniewaz okazalo sie ze pod samym zamkiem nie ma juz miejsc pozostalo nam udac sie na poszukiwania miejsca z ktorego widzielibysmy cokolwiek. Bylismy namaszczeni. Z drogi pod zamkiem widac bylo cala jego konstrucje oraz wzgorze na ktorym sie wznosil. Nie wiem kto i kiedy wlozyl mi lufe w usta i zaczelismy zadymianie sektora. Chwila kiedy wybuchl pierwszy fajerwerk byla doniosla. Wielka kula wybuchla nad zamkiem rozlewajac sie setkami kolorow (!) nogi sie pode mna ugiely i doznalem uczucia WSZECHZACHWYTU, spojrzalem na ludzi wokolo i zobaczylem ten sam wyraz twarzy u wszystkich, szeroko otwarte usta i wybaluszone oczy :) Pomyslalem, ze w tak komfortowych warunka moge wspolodczuwac z bliznimi cos wielkiego cos co zmieni nasz poglad na swiat. Kolejne wystrzaly rozswietlily zamczysko i moim oczom ukazal sie obraz wilekiej bitwy. Rycerstwo nacieralo na mury a obsada stwiala opor. Tak! Bylem swiadkiem zdobywania zamku, to bylo niesamowite walka byla zaciekla i krwawa a ja stalem oniemialy. Trwalo to raptem 20 minut kiedy nagle zapadla dziwna cisza... Uslyszelismy wystrzeliwane race, tyle brzmialy inaczej. byly jakby...wieksze ? :) Tak, byly wieksze. Byly kurwa DUZO wieksze, bylo ok godziny 22:00 ciemno jak w dupie kiedy nagle zrobil sie sloneczny dzien. Dzien trwal ok 3 minut. Bylismy znokautowani, to co dzialo sie w naszych umysla bylo czysta ekstaza pomieszana z proba przyswojenia tak ogromnego poziomu zachwytu. Ogarnela nas euforia bylismy aniolami, bylismy nieskonczenie doskonali bylismy bogami a bog byl nami. To co pokazono pozniej bylo i jest nie do opisania, kolejne wybuchy bylo wieksze. Kazdy wybuch poprzedzala seria wystrzalow dlatego mocno mnie zastanowilo dlaczego w tej chwili owa seria byla dluzsza i szybsza. Czyzby wystrzelono wiecej ladunkow ? Tak, wystrzelono wiecej ladunkow. Tutaj powinienem sie zatrzymac i dodac ze nagle zorientowalem sie ze oprocz dzwiekow wystrzalow slychac monotonny powtarzajacy sie dzwiek, po DLUZSZEJ :D chwili zorientowalem sie ze to otaczaja cy mnie ludzie przy kazdym wybuchu wzdychali "WOOOW!" :D:D:D Sami przyznacie ze moglo to robic wraznie zwlaszcza ze to byly dzisiatki tysiecy ludzi. Ja tez robilem "WOOOW!" robilem je bo tak bylo trzeba bo nic innego nie przychodzilo mi do glowy, pewnie gdybym krzyknal: "to jest piekne" zlinczowaliby mnie. To bylo "WOOOW!" Nagle neuronami polynela informacja ze to koniec, wszystko trwalo ok 1,5h. Ogarnal nas KOSMICZNY smutek, oto odebrano nam cos najprywatniejszego cos co sprawialo ze che sie zyc, sens istnienia jakby jednym ciosem sciato nam lby. W takich to nastrojach udalismy sie do pobliskiej knajpy. Tyle ze bylismy jak dzieci zagubione we mgle. Pograzeni w zalobie zdalismy sobie sprawe jakie to wszystko co nas otacza jest typowe, oklepane i szare. Wspomnienie pokazu sprawialo ze przechodzily nas dreszcze ale i ogarnial smutek. Postanowlismy sprobowac powrotu....

Dalszy Ciag ;)

Postanowilismy sprobowac powrotu. Sytuacja przedstawiala sie nastepujaco, przed nami bylo kilka km drogi do pokonania. W oddalonym o 3 km punkcie mial byc utworzony specjalny punkt z ktorego autobusy miejskiej komunikacji mialy zabierac ludnosc naplywowa. Mialy. Niestety nikt nie przewidzial ze musza najpierw dojechac. A to nie bylo latwe, kawalkada samochodow poruszala sie cala szerokoscia jezdni TYLKO w jednym kierunku: do wyjscia :) Widok byl co prawda dosc zajmujacy sznur czerwonych swiatel az do horyzontu, stawal sie raz wezem raz ogonem strasznej bestii, wszyscy razem obserwowalismy ten widok stojac na szczycie wzgorza. Przed nami bylo ok 8 km marszu do glownej drogi. Koty zaczely byc zmeczone. Okazalo sie ze samochody poruszaly sie wolniej niz piesi. Pocieszeni tym spostrzezeniem razniej zaszuralismy obuwiem. Wtedy na wlasnej skorze przekonalismy sie co oznacza skazenie srodowiska tlenkiem olowiu wypluwanym przez uklady wydechowe samochodow. Jak gdyby tego bylo malo droga jechaly tez autobusy, duzo autobusow. Wypelnione do granic mozliwosci, mknely z predkoscia 4km/h i wypluwaly produkt uboczny spalania ropy wprost w nasze pluca. Nic dziwnego ze zaczelismy sie czuc jak prusaki potraktowane Raidem, robilismy sie zieloni i fioletowi na zmiane. Szybka :) narada i postanowilismy odejsc w las aby zaczerpnac powietrza oraz zwymiotowac :) Padlismy na ziemie i nie zastanawiajac sie rozpoczelismy zadymianie zagajnika. Po ok 1,5h okazalo sie ze przewalilo sie najgorsze i nawet zalapalismy sie na autobus. Naszym celem byl dworzec PKP. Dotarlismy na miejsce ok 3 nad ranem. Najblizszy pociag byl o 13, rozlozylismy sie na podlodze i rozpoczelismy...zasypianie :) Wlasciwie nie bylo to zasypianie. Koty nie spia jak ludzie ;) Dworzec ukazal sie nam jako "organizm" samodzielna jednostka zdolna prztrwac dzieki zlozonej strukturze wewnetrznej. Konstrukcja dachu budynku pelniacego role dworca miala strukture zlozonych kratownic, pomalowanych na wszystkie dostepne w miejscowym sklepie kolory. NIe moglismy sie nadziwic inwencji projektanta, dzielo zostalo okrzykniete arcydzielem. (Z uwagi na zbyt mala ilosc czasu musze odpuscic opis tego co dzialo sie podczas 3h meczu w Magic the Gathering moze kiedys gdy sam bede juz dziadkiem spisze to ku potomnosci) Nastala godzina 9 rano i koty zaczely prezyc grzbiety. Przed dworcem przywitalo nas slonce i perspektywa nierychlego powrotu do domu :) Jakby nigdy nic "g" oznajmila ze jest w posiadaniu bialego legwana. Naszym oczom ukazaly sie dwa woreczki wypelnione bialym proszkiem :D Sniadanie trwalo okolo 15min ;) Sytuacja rysowala sie nastepujaco sloneczny dzien piekny maly dworzec kolejowy i 6 argonautow. Czekanie na pociag stalo sie zrodlem wielu cudownych doznan zwlaszcza ze zawsze w najmniej oczekiwanym momencie wracaly Koty i swiat stawal sie struktura zlozona z tylu zmiennych ze jego odbior byl absolutnie niemozliwy. Wtedy w tych chwilach zdawalem sobie sprawe ze moje "stniec" jest tyle warte co potracony kot na poboczu szosy. Jednak w nastepnej chwili porywany euforia i zachwytem nad pieknem tego swiata. Prowadzilismy niekonczace sie dyskusje o naturze wszechrzeczy i o braku wszechrzeczy w naturze. Przez caly czas prowadzilismy akcje zadymiania ;) Udalo sie ! Pociag ktory po nas przyjechal byl TYLKO naszym pociagiem, jakims cudem okazalo sie ze caly wagon jest wolny. Czyz nie wymazona sceneria do rozpoczecia zadymiana ? :) Podroz uplynela nam w sielskiej atmosferze przerwanej wizyta pana konduktora ktory dziwnie sie na nas patrzac, zwrocil nam uwage zebysmy byli troszke ciszej. Na pytanie dlaczego skoro jestesmy sami w wagonie? Odpowiedz byla krotka i zasadnicza. Musimy sie trzymac regulaminu :) Smialismy sie przez nastepne 2 godziny i nie moglismy przestac, regulaminowo zadymiajac przedzial, wagon, sklad, swiat.....

:)

P.S Potem jeszcze kilkanascie godzin gry MtG,az wreszcie litosciwy zjazd ktory przypominal wlasciwie zebranie 95 letnich powrot do formy po owym wyczynie trwal o ile pamietam okolo 3 dni :) Nie chce nawet myslec co by bylo gdyby nie ziololecznictwo :)

Pewnie bym tego teraz nie pisal....

Zajawki z NeuroGroove
  • MDMA (Ecstasy)

Opisze wam moją pierwszą przygode z pigułami oraz fetą. Było to już jakiś czas temu? Nie pamiętam daty ale już trochę mineło od tamtego czasu ale nie ważne. Był to dzień w którym miałem śmigać z kumplami na fajne balety,jako że zawsze mnie ciągneło w takie miejsca nie mogłem odmówić.

  • Grzyby halucynogenne

Substancja: psylocybina/psylocyna (grzyby Psilocybe semilanceata)


Doświadczenie: średnie (na pewno więcej niż 10 razy)


Dawka: ok. 45 sztuk na osobę (suszone grzyby) w postaci odwaru (trudno ocenić, bo piło go kilka osób)







Od autora: Jest to list do mojej koleżanki pisany tydzień "po"





Zanim przejdę do właściwego opisu, zacytuję fragment mojego listu do Ciebie,

napisanego ponad rok temu:

  • 4-HO-MET
  • Przeżycie mistyczne

Mój pokój, letni wieczór, sama w mieszkaniu, przygaszone żółte światło lampki, dwa piwa do towarzystwa

Z racji niedużej masy ciała (<50kg), braku jakiejkolwiek tolerancji na substancję i lekkiego napięcia związanego z jej zażyciem (pierwszy raz), oraz ogólnej podatności na działanie środków psychoaktywnych - chcąc delikatnie zapoznać się z 4-HO-METem, dzielę 50g na 4 ścieżki (~12.5mg) i wciągam jedną. Następnie czekam...

...i tak, niby wiem, że tryptaminy potrzebują chwilę na załadowanie, ale gdy po kwadransie jeszcze nic nie czuję, na wszelki wypadek dorzucam odrobinę, też donosowo. Tak na oko, całościowo porcja mogła dojść do 20mg. Jeszcze chwila... i zaczęło się.

randomness