"Ostatnie zakręty przed"

Fikcja literacka na bazie autentycznych przezyć po marihuanie podesłana przez czytelnika hyperreala.

Anonim

Kategorie

Odsłony

2098

Sayix Ospalreiter od początku dnia miał bardzo dobre samopoczucie. Wykonał swoje drobne obowiązki i czekał z ciekawością na to, co wydarzy się w ciągu dnia. Był skory na wydarzenia, miał chęć do czynienia wielu rzeczy. Spojrzał przez okno, przez które patrzył bardzo często, Rotterdam wyglądał bardzo zachęcająco, tym bardziej, że pogoda była wspaniała. Słońce prażyło, w rozmaitych skwerkach przechodzili turyści z lodami, na ciężkich, dużych rowerach przejeżdżali miejscowi Holendrzy. Sayix pojawił się na ulicach miasta około południa, rozmawiał z kioskarzem o papierosach, kupił jedną paczkę. Kiedy tak siedział na ławeczce, na jednym z holenderskich deptaków zauważył przechodzącego kolegę ze studiów, mieszkającego właśnie w Rotterdamie. Spotkali się oczywiście, "Co ty tu robisz?" - zapytał kolega. - "Wiesz, przyjechałem na kilka dni. Mieszkam w domu studenta, w tym samym pokoju co podczas roku. Dobrze, że Ciebie spotkałem. Może byśmy weszli do niej dzisiaj?". "Do niej? Hehe. Powrót. Spotkamy ją, chociaż nie chce mi się tak bardzo." - Feathrow mówił normalnie. Feathrow Mirils, jego kolega ze studiów szybko nabrał ochoty na zapalenie marihuany kiedy obydwaj uraczyli się holenderskim browarem. Kiedy Sayix poczuł małe zniecierpliwienie Feathrow zadzwonił do swojego kolegi, aby ten natychmiast spotkał się z nimi w kawiarni. Zanim zapalili rozmawiali o tym, że zrobią sobię dużą wycieczkę po mieście. Byli w dobrym humorze, Sayix tryskał radością.
Dobra idziemy... - powiedział Sayix do Giolbedsa kiedy ten pytał o zapalniczkę. Palili jak ich zwyczaje nauczyły - w lufce - nauczyli się palenia z tego przyrządu kilka lat temu od zagranicznych turystów. Po pierwszych zaciągnięciach Sayix mówił do Giolbedsa, że nie ma zapalniczki i przez dwadzieścia sekund podawał mu marihuanę. Sayix poczuł ogromną zmianę w swojej świadomości już po wielkim zaciągnięciu się i od razu wiedział, że musi stamtąd iść. Nie mógł wytrzymać, myślał że się zaraz przewróci... chodźcie na zewnątrz - w amoku ciągnął dalej Sayix. Feathrow i Giolbeds popatrzyli na niego z lekkim uśmiechem, powiedzieli sobie coś pod nosem i ruszyli za nim. Sayix wiedział, że to koniec.
Obrócił się parę razy za siebie, za idącymi kolegami. Czuł, że nie może nawet dalej iść, więc powiedział kolegom, że nie może iść z nimi. "Mam sklejone usta, nie mogę mówić, muszę się czegoś napić".- mówił. "Muszę zostać tutaj" - powiedział i ruszył w kierunku najbliższej ławki. "Chodź z nami, to Ci nic nie da" - racjonalnie odpowiedział Feathrow. Ale koledzy nie mogli zrozumieć Sayixa, ten położył się na ławkę, którą dosyć długo szukał, bo większość była zajęta. Nie wiedział, co się potem działo z kolegami, którzy sądzili, że Sayix jest bezpieczny. "O kurwa, nie mogę" - majaczył. "Ał, ja p......ę, zaraz umrę, nie mogę oddychać" - mówił. "Wytrzymuję, mam bardzo szybki puls, nie mogę zasnąć, bo mogę się nie obudzić" - myślał.
Ktoś podszedł i chciał, aby Sayix zrobił miejsce. "Nie mogę" - odpowiedział. "Bardzo źle się czuję". Sayix począł wsłuchiwać się w głosy dochodzące z tłumu, rozumiał je niektóre jako skierowane do niego. Słyszał jak ktoś mówił o kimś, kto się nieszczęśliwie zakochał i z tego powodu przedawkował. Tym kimś w jego rozumieniu był on sam. Słyszał jak ktoś mówił: "To dobrze". Krzyknął raz: "Zamknijcie się, nie macie pojęcia co mi jest". Sayix oprócz głosów, które na moment zaprzątały mu głowę, nie był w stanie nic zrobić. Próbował na chwilę gdzieś pójść, ale po zrobieniu kilka kroków, stanął, zamyślił się, po czym przypomniał sobie, że leżał na ławce, obrócił się i szybko pobiegł na pustą jeszcze ławkę. Leżał i sądził już, że to trwa za długo. "Po jednej godzinie powinienem czuć różnicę" - myślał nieustannie. Mnie więcej po takim czasie zjawił się Feathrow, Giolbedsa nie było. Sayix pytał go: "Czy nie warto wezwać samochodu ratunkowego?". Feathrow odparł, że powinienem pójść z nim, a nie leżeć i że nic mi nie jest. "Nie mogę iść, bo czuję się okropnie" - ciężko mówił Sayix. Leżał dalej - w totalnym amoku, agonii, apatii, arteriosklerozie.
Sayix po paru widzeniach Feathrowa, które robiły mu dobrze i wielu zastanowieniach nad tym, jak dziwnym jest się w otaczającym go świecie, zmienił swoją pozycję. Nagle przyszło mu do głowy, że powinien iść do swojego pokoju i tam odpoczywać. Usiadł, po raz pierwszy raz nie leżał, schował twarz w rękach i nie mógł w to uwierzyć. Przysięgał sobie, że nie będzie więcej palić marihuany. Był pod wrażeniem swojego stanu, kiedy nie myślał o tym, że umiera. Doszedł do wniosku, że jest o stopień lepiej. Uwierzył wtedy, że będzie wszystko w porządku. Powiedział do kogoś: "Przeżyłem". Spotkał Feathrowa, który do niego szedł i kiedy go zobaczył, podbiegł szybciutko mówiąc, że przeżyje. Feathrow nie poznawał kolegi.
Sayix poszedł do Domu Studenta, ale przez chwilę musiał się zatrzymać, bo nie wiedział gdzie jest. Trzymał się za szyję i śmiał się do wszystkich. Mówił różne rzeczy do siebie, miał bardzo malutkie oczy.

Nagle poczuł się bardzo źle, zwymiotował, to co wcześniej zjadł i wypił z Feathrowem na mieście, na chodnik. Oczywiście zaraz potem położył się na chodniku, znalazł sobie najwygodniejszą pozycję, która sprawiała najmniej cierpień i znowu począł analizować to wolne dochodzenie do siebie. Ale to nie tylko myślenie, Sayix był naprawdę w fizycznie beznadziejnym stanie.
Przez chwilę Sayix zdobył się na precyzyjność. Otworzył drzwi taksówki i powiedział kierowcy kierunek drogi. Po drodze pytał: "Czy jedzie pan tak jak mówiłem?". Taksówkarz się śmiał: "Ty jesteś pijany?", "Nie" - odpowiedział Sayix - "to ostatnie zakręty, o właśnie, już jesteśmy". Sayix zobaczył jakąś wystawę i zamyślił się. Kiedy oprzytomniał, spojrzał na kierowcę, który siedział spokojnie i spytał ot tak: "Co?", "O pardon, to ja tu siedzę, to zapomniałem chyba?". Wyszedł i powiedział: "Jestem przy tym, spokojnie". Znowu stał w zamyśleniu i patrzył się na nogi jakiegoś człowieka, oczywiście śmiejąc się cały czas. Spytał się jednego z drobnomieszczańskich gości "Czy pamięta kiedy ostatnio miał extra zamyślenie po wypaleniu marihuany?" Odpowiedział, że nie rozumie. Sayix zrobił głupią minę i zaczął patrzyć się nie wiadomo gdzie. Idę, idę - ruszył szybko. W holu śmiał się do rozpuku, pani pracującą przy telefonie od razu nie mogła poradzić sobie z sytuacją. W końcu dopadł pokoju i rzucił się na łóżko. Był śpiący, jednocześnie czuł, że głowa boli go potężnie. Czuł już teraz normalne objawy zatrucia narkotykowego, czuł objawy fazy marihuanowej, cieszył się, że dochodzi do stanu normalności. Wiedział, że będzie myślał normalnie - to było najważniejsze. Wcześniej nie mógł sobie poradzić, a wszelkie głosy rozsądku nie przemówiłyby do niego. Sayix czuł się ciągle inaczej, miał wielką fazę, ale już nie cierpiał, trzeba czekać wiele godzin, aby jego mgliste oczy stały się świecącymi punktami.....

by Sajmenos

Komentarze

lubomir (niezweryfikowany)

kwasna sprawa ...

Olek (niezweryfikowany)

ble ;>

Aliganauta (niezweryfikowany)

co za ciężko napisany bzdet.

yupiter (niezweryfikowany)

Co to kurwa za bzdury?? I po co to jest?? To nudne. Co oni ganje palili czy brouna ?? Bo jak to byl sqan to ja daje 5 jawek za dziekcia ktury mnie tak kopnie po 1 machu. Ba gola dam :) I tak sie bedzie oplacac. 1 dziekc -jakies 8 luf po 3 machy to bedzie palenie na tydzien dla 3 osob. Sam bym w tydzien dyche spalil. Czysta oszczednosc. A moze to tylko jakis pierdolniety kles i tylko mu sie bardziej od tego przestawilo??

Anonim (niezweryfikowany)
coz za porazajacy glos za delagalizacja mary! Tylko czemu na hyperrealu ? Poza tym jak sie nie umie palic to trzeba sie nauczyc. Natomiast jaki cel jest stwarzania o tym opowiadania ? Wole juz agquarxa z jego opowiesciami o nabrzmialych czlonkach
Zajawki z NeuroGroove
  • Marihuana
  • Pozytywne przeżycie

I. Koniec zimy, pierwszy raz w miejscu publicznym. Liczyłam na mocny peak w dobrym towarzystwie. II. Wieczór, wszyscy w domu, trzy dni pod rząd z ciastami, chciałam mocniejszy peak niż wcześniej.

Ten TR będzie zlepkiem dwóch mocnych przeżyć z MJ. Chciałam przedstawić jak marihuana (która często uważana jest za cipeks wśród psychodelików) w postaci oleju potrafi wejść na głowę. Niby niepozorna roślina, a jej oblicza wielu są jeszcze nieznane.

  • Benzydamina

-Doświadczenie: MJ, przeróżne mieszanki ziołowe, Funny Bunny, Fungezz, gałka muszkatołowa, LSA, 2C-E, DXM, Dimenhydrynat,

-S&S: Własny pokój, dobre samopoczucie, ekscytacja z wypróbowania nowej substancji.

-Wiek/waga: 19lat/65kg

-Dawka: 1g Benzydaminy

  • Mieszanki "ziołowe"
  • Tripraport

A różne bywały...

Wdech.... Wydech.... Wdech.... No dobra. Jestem już gotowy. Stoimy z Kleofasem jak zwykle oparci o drzewa. Pogoda jest w sam raz. Miejscówka wolna od niemalże wszelkich człowieczych dzieł (prócz telefonów, lufki... no i całej reszty...). Więc można nabijać. Mix bliżej nieznanych składników (choć producent przekonuje, że są to ekstrakty roślinne, wyłącznie naturalny bajer) twardo osiada we wnętrzu przyjemnie chłodnego szkiełka... Zakrywam wylot dłonią przed wiatrem, trochę się męczę z odpaleniem... Pierwszy buch.... O jaaaaa. Dochodzę do ciekawych wniosków.... Jakich?

  • Dekstrometorfan

Spróbowałem DXM. Kupiłem sobie Acodin w tabletkach (30x15mg, 5,5zl) i w

sprzyjających warunkach (u babci na wakacjach) go sobie spożyłem na łonie

natury, zapijając sokiem truskawkowym. Przez pierwsze pół godziny delikatne

efekty placebo, a ze nie chciało mi się czekać to poszliśmy do babci. Tam

zmęczony po harówce jaką miałem wcześniej zasnąłem na łóżku. Dziwny to był

sen, czas płynął niesamowicie szybko, czyste rozluźnienie, żadnych obrazów

itp. jedynie jak usłyszałem coś o narkotykach w telewizji (we śnie !)