ŁachoPapracz

by Error78

Anonim

Kategorie

Odsłony

4280

substancja: LSD-25 pod postacią małej szarej tekturki z truskawką.

Tak, w końcu warto napisać raport z jakiegoś kwasika a to dlatego, że w końcu trafił mi się taki który nie spowodował w moim mózgu jednej wielkiej zamuły i tylko zamuły. Ale po kolei. Do kwasika podejście miałem dość sceptyczne a to z powodu moich wcześniejszych przygód a raczej nie-przygód po zażyciu LSD, w zasadzie ostatniego dobrego kwasa jadłem jakieś 4 lata temu a wszystko co było później to jakieś kiepskie podróby tudzież mało świerze albo zbyt słabe kwasiki które co najwyżej wywoływały we mnie niezłe wnerwienie i nic pozatym, z tego też powodu byłem już przekonany o jedynie słusznej drodze do psychodelicznej wolności czyli grzybach i je wchłaniam od czasu do czasu dostając w zamian od małych diabełków pełne tripy...akurat grzyby mnie pod tym względem nie zawiodły nigdy. Wracając jednak do LSD, kwasa przyniósł mi uradowany i rozpromieniony kumpel i szybko oznajmił że są zajebiste, świezutkie prosto z Holandii i moge mieć tyle ile chce i kiedy tylko sobie zażycze. Ekhm...zaskoczyło mnie to trochę a prawdę mówiąc nie bardzo miałem ochotę na kolejną próbę testowania czegoś co chyba tylko z przyzwyczajenia nazywają LSD.
Zdecydowałem się jednak...zakupiłem dla mnie i dla kumpla z którym często tripuję na grzybach (btw. kwasa wrzucał raz i nie był zadowolony) po jednym kwadracie na każdego z nas. Plan był taki, że nie nastawiamy się na nic specjalnego bo nie warto sobie szarpać nerwów, po prostu wrzucimy i co najwyżej zmarnujemy wieczór :) Dzień sądu nadszedł...był to piątek, udałem się do mojej ukochanej pani która tradycyjnie nie była zachwycona tym że znowu będę się czymś podtruwał ;) ale jakoś przynajmniej udało mi się ją uspokoić, zaraz później udałem się do kumpla...przygotowaliśmy trochę muzy w mp3 i mp3 playera tak w razie jakby jednak w trakcie jazdy warto było czegoś posłuchać. Wyskoczyliśmy z domu i ruszyliśmy na miasto, w trakcie drogi memłaliśmy w mordach po tekturze...akurat po dojściu do centrum była już połknięta. Tradycyjny problem przy takich akcjach to oczekiwanie na moment w którym coś ruszy, nienawidze tego czekania tym bardziej przy kwasach kiedy nigdy nie wiadomo jak zadziała o ile wogóle zadziała. Posiedzieliśmy troche na przystanku ale było to zbyt nużące, poszliśmy więc do knajpy zagrać w bilarda...było to już jakieś 45 minut po wrzucie i nadal nie działo się nic, no cóż, zaczeliśmy więc grać i niestety jedynie połowa gry przebiegła jakoś normalnie bo mniej więcej właśnie po połowie parti zaczęło nas brać. W knajpie było dość ciepło i chyba to ruszyło w nas jazde. Nagle poczułem się leciutki tak jak gdybym uniósł się lekko nad ziemię, efekt ten zaczął narastać i nasrastać. Poczułem się lekko zmęczony a jednocześnie miałem wielką ochotę do zrobienia czegokolwiek. Graliśmy jednak dalej, ekhm...staraliśmy się przynajmniej :) Przy każdym udeżeniu zaczynał mi sie niezły film nie mówiąc już o pilnowaniu podstawowych zasad gry...ale jak tu grać kiedy albo rozjejżdzały mi się bile albo skupiałem się na tym co nie trzeba (zwłaszcza srodek białej bili przyciągał moją uwagę...tym bardziej w momencie gdy zaczely pojawiac sie na niej jakies dziwne niebieskie plamki), po czasie przestałem trybic cokolwiek i w zasadzie to chciałem już przestać grać i porobić coś kompletnie innego...skończyliśmy jednak tą partie, mimo tego że przy końcu stół stał sie strasznie waski do tego wypukły i miałem wrażenie jakby w knajpie znajdowało sie mnóstwo osób i wszyscy, nie wiem dlaczego, patrzeli się na mnie :) Po skończonej partii szybka decyzja...wynosimy sie i idziemy w jakieś bardziej spokojne miejsce, spojrzenie na kumpla i niespodzianka - kumpel był już całkiem wybity - czerwona twarz i potężne źrenice. Po wyjsciu poszlismy w kierunku rynku i to był chyba jednak bląd, dostaliśmy strasznej śmiechawy... strasznej to chyba nawet mało powiedziane, zaczęliśmy ryć i to tak konkretnie że czułem jak ciśnienie zaczyna mi rozwalać czaszke od tego śmiechu - powodem było cokolwiek, w zasadzie powodem do smiechu było wszystko co nas otaczało, nie mówiąc już o mijanych ludziach którzy byli najbardziej śmieszni, najgorsze było to że nie byliśmy w stanie tego powstrzymać za cholerę, papraliśmy łacha do tego stopnia że nastapiła szybka ewakuacja z miasta, nie za wiele to nam pomogło ale przynajmniej mniej ludzi widziało nas w takim stanie a mieliśmy świadomość że raczej mało normalnie wyglądamy :) Wróciliśmy na przystanek, miejsce trochę na boku więc można było tam bezpiecznie paprać łacha z czego tylko mieliśmy ochotę (zdaje się i tak paru osobom się to nie spodobało). Na szczęście stan ten minął i wszystko się trochę uspokoiło...takie nagłe zwolnienie akcji bardzo sie nam przydało bo bylismy rozpedzeni juz chyba do granic mozliwosci. Spokój w koncu opanował mnie całego, poczułem bardzo błogi stan...stan pełnego relaksu i rozluźnienia, czułem jak zaczyna we mnie pływać szczeście i pełna radość...niesamowite uczucie...przyznaje że mimo podobnego stanu czegoś takiego nigdy na grzybach nie czułem, właśnie takiej radości - szło to raczej w kierunku jedności i połączenia z naturą...większego 'ogarniania' jej niż tak jak teraz, czyli pełni wewnętrznego szczęścia i spokoju, czułem jak substancja coraz bardziej zaczyna we mnie krążyć i spaja sie z moim organizmem, jak pulsacyjnie napełnia całe moje ciało i mózg...w trakcie każdego takiego udeżenia czułem jak przechodzą mnie ciary po plecach, tak jak gdyby wywoływalo to we mnie iskrę która później przechodzi aż po koniuszki palców.
Wtedy to poczułem że już jestem ukwaszony całkowicie, kumpel za to powtarzał że czuje się jakby wrzucił grzyby ale zadziałaly w jakiś całkiem inny sposób, no i mial racje. Zaczęły opanowywać mnie nawet delikatne haluny, czego jak czego ale tego akurat się wogóle nie spodziewałem po jednym kwasie. Efekty zbliżone mniej więcej do jazdy na 80ciu grzybach...najpierw zaczął mi pływać budynek naprzeciwko mnie, stał się lekko zielony a okna delikatnie zaczęły falować, ulica stała sie pułkoliście wypukła i cała lekko powyginana a momentami jakby mocno powgłębiana, wszędzie krążyły dziwne cienie regularnie porozkładane i bardzo szybko poruszające sie, krążące raz w jedną, raz w drugą stronę, efekt rozjaśniania i sciemniania się światła. Zrobiło się już ciemno i całe miasto oświetlone już tylko latarniami przybrało pomarańczowo zielonego koloru - hmm, bardzo przyjemny widok. Po spojżeniu na zegarek okazało się że siedzimy już tak od półtorej godziny :) ...nawet nie wiem kiedy ten czas minął. W międzyczasie na przystanku z autobusu wyłonił się kumpel ale nie byliśmy już w stanie się z nim dogadać, wywołal u nas za to kolejną porcję śmiechu, wiedział że jestesmy ukwaszeni więc dał sobie spokój i poszedł bo troche ciężko było chyba znami wytrzymać ;) Zachciało nam sie potestować trochę muzy ale pojawiły się klasyczne problemy ze sprzętem, obsługa mp3playera była delikatnie mówiąc mocno skomplikowana w tym stanie, słuchawek nie szło założyc na głowę bo głowa jakoś dziwnie zaplątywała się w kabel od słuchawek a kabel był jakiś dziwnie długi i wogóle strasznie pszeszkadzał no a tak pozatym to słuchawki wogóle nie pasowały do uszu i tak dalej, daliśmy więc sobie z tym spokój, zresztą jak już się nam w końcu udało odpalić jakieś dźwięki okazało się że wcale nie trzeba zakładać słuchawek bo muze i tak słychać wybitnie dobrze i głośno (i kwaśno ;). Zadziwiające jest co można usłyszeć z pozornie znanych na maxa kawałków a raczej w jak dziwny sposób można je odkryć na nowo. W końcu nam się znudziło, zresztą opanowaliśmy nasz stan na tyle dobrze że można było wrócić spokojnie do ludzi...eee, błąd...zdawało nam się :) ruszyliśmy nasze ukwaszone dupy i znowu zaczęła się papranina, na nasze szczęście dało już sie to jakoś powstrzymać lub chociaż trochę ukryć. Kręciliśmy się bez celu po mieście, wyglądało tak fantastycznie cukierkowo, zielone światła w oknach, światło z lamp zielone a z innych pomarańczowe w różnych odcieniach i cieniach, pełny luzik...to właśnie najbardziej odróżnia kwasa od grzybów, kwas jest w pełni zurbanizowany i nie ma problemu z przeżywaniem jazdy na mieście, na grzybach za to najchętniej ma się zamiar ucieć gdzieś w naturę i ogólonie miasto wywołuje zazwyczaj niepozytywne uzczucie. W końcu wylądowaliśmy w knajpie, pierwsza rzecz jaką chcieliśmy zrobić to puścić jakiś kawałek z szafy grającej...to BYŁ problem, ja nie dałem rady zresztą obok szafy stał automat do gry który strasznie sie wyginał i rozpływał i przez to nie mogłem się wogóle skupić na wybieraniu kawałka. Kumplowi się za to udało :) Ogólnie knajpa zmieniła swój wymiar, czułem się jakbym był w jakieś kuchni, ludzie siedzieli blisko siebie, inni stali a my uradowani siedzieliśmy wśród nich i nic nas nie obchodziło. Sufit był wygięty, ściany nieproporcjonalne i bez kątów prostych a w środku widzenia wszystko mi dragało i falowało w różnych kierunkach, co jakiś czas odwracałem się w którąś stronę bo coś zwróciło moją uwagę i okazywało się że nic tam nie ma, typowe ale jak to kumpel powiedział - jeśli idzie o wizuale to bywało już lepiej. Anwyway, siedziało się fajnie, przytulnie...błogostan ogarniał mnie cały czas i dalej co jakiś czas czułem jak co chwile coś we mnie iskrzy i rozpływa się po całym ciele. Wtedy niespodzianka - przyszła moja pani z koleżanką, koleżanka od razu poznała że coś braliśmy i się zmyła. Moja dziewczyna została, hmm...nawet nie będę się starał opisać uczucia jakie mnie ogarniało gdy moje słonko siedziało obok mnie a do tego była taka wystraszona bo nie wiedziała co się ze mną dzieje i co sobie myslę itd. Ekhm...bardzo miło było, zwłaszcza całuski nabierały nowego wymiaru na bani :) W knajpie siedzieliśmy już do końca, trochę odechciało nam się łazić a pozatym byliśmy już trochę zmęczęni tą jazdą chociaż raczej nie czułem żeby przynajmniej lekko mnie puściło, raczej obyłem się już z tym stanem. Siedzieliśmy i gadalismy o kompletnych bzdurach i głupotach wymyslając przy tym kilka mniej lub bardziej debilnych teorii na temat paprania łacha ;). Gdy wracałem do domu dalej wszystko było zielono pomarańczowe, odrowadziłem dziewczyne a w domu jeszcze sluchalem troche muzy...eh te dzwieki, winamp troche mi sie rozjejzdzal i mial bardzo napompowane cyferki. Przed lustrem jeszcze troche bawilem się własną twarzą bo byla taka fajna, gibka i tak fajnie się ruszała a zwłaszcza uszy się tak fajnie poruszały, włosy były takie dziwne a oczy taaakie duże...poźniej poszedlem spac...przynajmniej taki miałem zamiar ale nie było tak lekko, zamknąłem oczy i jeszcze długo leżałem i oglądałem małe C.E.V. przedstawienie - dziwne bardzo kolorowe struktury rozetkowo fraktalowe wypływające zazwyczaj z jakiegoś punktu, różne lśniące okręgi, koła i takie tam...nie były zbyt intensywne ale i tak nie mogłem powstrzymać ciągłych ataków tych cósio-cósi na mnie ;), niewątpliwie różniło się to od struktur prawie zawsze łukowych fioletowo-niebieskich lub zielonych znanych z grzybowych tripów. W końcu zasnąłem. Rano czułem się lekko zmęczony i niewyspany ale za to strasznie odprężony psychicznie. Podsumowując, tripu jako takiego znanego z jazd grzybowych nie było, nie było tego przejścia na drugą stronę, nie było też kontemplacji i przemysleń znanych ze zjazdów grzybowych, było za to duzo radości i ogólnie pozytywu w całej jeździe, po prostu czysto rozrywkowa bańka...podejżewam jednak że już dwa takie kwadraty mogły by wysłać kogoś w niezłą podróż, po tym kwasie się po prostu czuje że mógłby odsłonić jeszcze więcej. Ogólnie więc bardzo dobre i rzeczywiście świerzutkie LSD, no i odzyskałem trochę wiarę w tą substancję a raczej w ludzi którzy ją syntezują gdzieś tam...oby więcej takich kwasów.

Komentarze

Black Panther (niezweryfikowany)

wiecej takich trip-reportow!

exec (niezweryfikowany)

wiecej takich kwasow w polsce:)

SaB (niezweryfikowany)

Skad ja wezme qrwa tego kwasa??

Barney (niezweryfikowany)

Wiecej kółek filatylistycznych na całym świecie !! :P

MiMBaL (niezweryfikowany)

Na katodę !!!!!!!! Jak ja dawno nie miałem do czynienia z dobrym papierkiem !

error78 (niezweryfikowany)

sam sie zastanawiam jak to jest z dystrybucja tego kwaza ale zdaje sie ze to pojedynczy wypust z jednego blota, nie wnikalem w szczegoly bo i po co :) anyway, jak ktos jest z dolnego slaska moze namierzy. z innego zrodla wiem ze pojawily sie Hoffmany prosto ze Sztokholmu tym razem...tak wiec polujcie :)

aleXander (niezweryfikowany)

Stary gratuluje przede wszystkim MOCNEJ GŁOWY. Faktem jest, że ja last żeton mlaskałem 6lat temu (może były mocniejsze), ale raz sam sobie kupiłem HOFFMANA w Amsterku i też zarzuciłem calaka to dupe urwało mi w okolice Marsa:) Po prostu albo miałeś słabszego kapiszona, albo masz łeb jak tur. Po tym HOFFMANIE budynki skakały jak pojebane, każdy ruch mojej ręki to ultrafiolteowe wstęgi, pazury też świeciły na UV, w chodniku oddychał Alien, droga zawalała się i puchła na maxa, chmury napierdalały 100km/h, a z kłębiących się w ich środku dziur widać było strzelające gwiazdy na niebie (naokoło prawdziwej? gwiazdy wybuchało 20kolorowych) Każdy nasz krok (ziarłem z dwoma ziomami) odbijał się echem a nasze gadki były jak z jakiej groty, nie potrzebowałem muzy słuchać bo mój mózg tworzył najlepsze transiki na świecie jakie słyszałem kiedykolwiek, w takt tej muzy sterowałem trawnikiem, z trawy wyrastały ręcę, postaci i bujały w rytm jaki ja im nadawałem. Koleś przez cały deptak szedł wydając odgłosy "stali " bo poczuł się krzyżackim rycerzem i szedł jak taki robot - ludzie lali i nie wiedzieli o co chodzi. Fejsy ludzi były dokładnie jak z karykatur. W knajpie jak weszliśmy tak uciekliśmy bo śmiechawa rozpieprzała trzewia, weszliśmy na StarWars SE i wycie Chubacci nas tak rozjebało na śmiechawe, że nas z kina wyproszono (to była dalsza część bomby)
Generalnie każdy kolor był FLUORO, na największej bombie miałem odrywki od reality i widziałem jak leże na stole a nade mną UFO i wielki statek jak z Dnia Niepodległości - odrywki były na ułamki sekundy, ale wydawały się wiecznością. Po tych expiriens z UFO doszliśmy do teorii, którą kilka lat poźniej zobaczyliśmy w MATRIX (w naszym locie to UFO projektowało naszą rzeczywistość a HOFFMAN pozwolił zobaczyć nam PRAWDE:)))
Generalnie świeży HOFFMAN z Amsterku 6lat temu to była MASAKRA i dziekuje Bogu, że skończyło sie na jednym żetonie:))))
Pozdro

MO (niezweryfikowany)

Kwasow nidzie nie ma - qrfa za takiego katona zaplacilbym duzo. Nie znam sie za bardzo na regulaminie neurogrooove, (nie chce lamac zadnych zasad - to do admina) ale czy ktos moze mi przynajmniej podac jakis adres www albo COKOLWIEK- namiar na karton?

Problemem jest tez to ze jestesmy na sieci i wszedzie weszy sie szpicli, zamiast traktowac wszystkich jak kumpli.
Z drugiej strony sam mialbym tez stracha wysylac cos nieznajomemu, bo a nuz jakis odjeb. I tak szalencze kolo sie zamyka...

Piszcie co sadzicie

aleXander (niezweryfikowany)

więcej więców

Ania (niezweryfikowany)

Wlasciwie do Holandii mam zut beretem, ale tylko dlatego ze nie mieszkam w obszarze granic naszego ukochanego prohibit-habu (kraju).
Ale jak mam spytac o karton? Przeca nie wejde do byle sklepu?
A moze wloczyc sie po klubach?
A tajniacy (policja jak cywile?)

. (niezweryfikowany)

więcej więców

MO (niezweryfikowany)

Wlasciwie do Holandii mam zut beretem, ale tylko dlatego ze nie mieszkam w obszarze granic naszego ukochanego prohibit-habu (kraju).
Ale jak mam spytac o karton? Przeca nie wejde do byle sklepu?
A moze wloczyc sie po klubach?
A tajniacy (policja jak cywile?)

sachs (niezweryfikowany)

... i jak dotad nic... Musialem sie zastanawiac za kazdym razem, czy moze, jakos, troszeczke chociaz. Pozostaje poszukac w Holandii.

Zajawki z NeuroGroove
  • Ketamina
  • Pierwszy raz

Dom, weekend. Dla mnie kolejny narkotykowy wieczór, dla niej ćpuńskie rozdziewiczenie.

Tripraport będzie w większości opisem jej przeżyć (pisanych moją ręką z powodu nieznajomości polisha) z moimi kilkoma groszami. 

Arrrr!

W weekend miałam poraz pierwszy zażyć coś innego, silniejszego niż marihuana. Ketaminę. Mój chłopak, w miarę doświadczony w narkotykach, wyjaśnił mi jak to działa i czego mogę się spodziewać. No, ale tego to się nie spodziewałam. 

  • LSD-25
  • Przeżycie mistyczne

własny dom, po kilku wartościowych lekturach, chęć poznania siebie, bez przypałów, 1 piwko, neutralne nastawienie jakby przytłumione

Spokojne popołudnie, zarezerwowane na mój "mały" seans ze znaczkiem pod językiem.. 

Zaznaczam, że LSD zawsze traktowałam zawsze z szacunkiem i niezmiernie cieszyłam się, że tym razem sama go wypróbuję i dziękuję mojemu dostawcy. Do tego ciągle poszukiwałam swojej drogi, byłam pełna rozsterek, niepogodzona z wewnętrznym JA, otoczeniem i tęskniąca za prawdą, ważne pytania wręczm mnie przygniatały. Nastawiłam się twórczo.

  • Dekstrometorfan
  • Przeżycie mistyczne

Własny pokój. Sam w wielki domu.

Od dawna zbierałem się do raportu, ale zawsze brakuje mi weny i słów aby opisać swoje podróże.
No ale zawsze jest ten pierwszy raz.
Zacznę od tego, że leczę się na nerwicę lekową i natręctwa. Ma to spore znaczenie, gdyż za każdym razem gdy dobrze się porobię, muszę walczyć uczuciem umierania..
Tak, za każdym razem gdy stripuję się mam ostry wkręt na umieranie. Ciężkie miałem z tym akcje, ale z czasem opanowałem techniki i "magiczne" wkręty pomagające mi poradzić sobie z tym stanem. Nie było łatwo..

  • Bad trip
  • Grzyby halucynogenne

Spróbuję opisać teraz swoje drugie spotkanie z grzybami, które miało miejsce dzień przed napisaniem tego tekstu. Mając w pamięci pierwszą, bardzo intensywną i nieprzyjemną podróż (około 10 g), postanowiłem przyjąć mniej, czyli 3,8 g ususzonych cubensisów, co w teorii miało zapewnić mocny trip, nie powodujący utraty świadomości.  Zmieliłem grzyby, zalałem sokiem z cytryny i odstawiłem na je na 7h (polecam taki sposób przygotowania osobom, które szczególnie nie tolerują smaku grzybów). Do konsumpcji przystąpiłem przed godziną 23.00.