Tzw. smart shopy pojawiły się najpierw w Holandii i Wielkiej Brytanii. Oferują różnego rodzaju środki psychoaktywne oparte na naturalnych roślinach (wyciągi z kaktusa, grzyby halucynogenne, afrodyzjaki), ale też substancje chemiczne, często specjalne mieszanki witamin i lekarstw. Te drugie wywołują zmiany stanu świadomości - uspokajają, pobudzają lub wywołują wizje. Od przynajmniej roku smart shopy są też w internecie. Tylko w Polsce jest kilkanaście tego typu stron - każda oferuje kilkadziesiąt produktów. Dla przykrywki sklepy publikują ostrzeżenia, np.: "Produkty przeznaczone są wyłącznie do zastosowań edukacyjnych, badawczych oraz jako ozdoby i okazy kolekcjonerskie". Inne dla przykrywki na opakowaniach tych specyfików piszą: "Nie do spożycia przez ludzi" lub "środek do uprawy kwiatów". Ale nie ma wątpliwości - pigułki z ładunkiem energetycznym wywołujące euforię czy psychodeliczne wizje nie służą do pielęgnacji roślin. Ciarki i syndrom strusia pędziwiatra "Mistyczna mgła osnuła nasze zdegenerowane umysły po tym specyfiku" - pisze w recenzji produktu o nazwie "Devils" Michał, klient internetowego sklepu. I dalej "Po ok. 1 godzinie uderzyło prawie z całą mocą, i szczerze mówiąc to dla mnie trochę za słabo, ale może dlatego ze przyzwyczaiłem się do działania amfetaminy za bardzo. Fazy całkiem niezłe... Tryb akceptacji i syndrom strusia pędziwiatra. Zmiany temperatury ciała i ciarki jak po białym szaleństwie (amfetaminie - przyp. autor.). Trzymało ok. 6-8 h, ale spać w nocy i tak nie mogłem. Na zjeździe dość uciążliwy ból głowy (...). Myślę, że na prawdę warto spróbować i poczuć to na własnej skórze. Ogólnie towar godny polecenia. W przyszły weekend podwójna dawka". "Dobre tabsy, ale trzeba wziąć minimum 2 żeby coś konkretnie poczuć, po 2 jest faza jak po dobrej fecie (amfetaminie - przyp. autor.), po 3 już trochę lekkie wyjebanie, ale nadal OK. Polecam dla osób które wolą fetkę od dropsików" (tabletki MDA tzw. ekstazy - przyp. autor.) - relacjonuje Mariusz po zażyciu "Hummera". Izabela skusiła się za to na pigułki "Frenzy": "Ludzie, jeżeli te tabletki na was nie działają to nie wiem z czego was zrobili??? Po całej piątkowej nocy ostrych baletów wzięliśmy po jednej około 5 rano - do tego piwko i cały dzień znowu na nogach - jak dla mnie aż za długo trzymają - NIE MOGŁAM ZASNĄĆ - hehhehehe - idealne dla tych co lubią 3-dniówki". Również producenci nie ukrywają narkotycznych konotacji i tego jakie objawy mają wywołać tabletki: "Devils to hardcorowe tabsy, które pozwalają wyzwolić grzesznika w nawet największych świętoszkach. Gdy trafisz do piekła, Devilsy są Twoim ratunkiem. To przejażdżka jakiej nie da Ci żadna ekstaza" - to cytat z opisu produktu. Co nie jest zabronione, jest dozwolone - Temat środków oferowanych przez smart shopy jest nam znany - mówi Danuta Muszyńska z Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii. - Od jakiegoś czasu interesujemy się tym, choć w Polsce jest to stosunkowo nowe zjawisko. W krajach Europy Zachodniej tego typu sklepy funkcjonują już od kilku lat zarabiając spore pieniądze, dlatego kwestią czasu było pojawienie się ich w Polsce. Według Muszyńskiej jest to spory problem o "wielowymiarowym charakterze i wymagający interdyscyplinarnego podejścia". W Polsce, jak i w innych krajach europejskich nie opracowano jeszcze sprawnego systemu monitorowania pojawiających się w internecie substancji. - Trudno jest nam odpowiedzieć jednoznacznie, jak to się dzieje, że takie sklepy bezkarnie funkcjonują w sieci. Prawdopodobnie dzieje się to w myśl zasady, że co nie jest zabronione prawnie, jest dozwolone - mówi Muszyńska. - Na liście substancji objętych kontrolą nie sposób umieścić wszystkich, w związku z powyższym, jeżeli wspomniane sklepy nie posiadają w swojej ofercie środków kontrolowanych prawnie na podstawie ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, nie łamią przepisów. - Na rynku funkcjonują różne substancje o działaniu psychoaktywnym, a ustawodawca nie nadąża za pomysłowością ludzi, którzy kombinują jak obejść prawo. Wprowadzanie wszystkich substancji pod kontrolę prawną mija się jednak z celem. Jedyne, co można zrobić, to próbować wyeliminować te najbardziej niebezpieczne - ocenia Muszyńska. Suplement diety, który nieźle kopie Smart shopy znalazły furtkę, a właściwie bramę, przez którą płyną do Polski podejrzane specyfiki. Wystarczy na etykiecie napisać, że jest to suplement diety, a kwestia legalności rozmywa się w kompetencjach kilku instytucji. Właściwe zezwolenie na dopuszczenie do sprzedaży wydaje Główny Inspektorat Sanitarny, ale jeżeli w produkcie więcej jest leku, to sprawa powinna trafić do Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych. Jeśli odwrotnie - do Instytutu Żywności i Żywienia. Wszystko było pod kontrolą przed wejściem Polski do Unii, kiedy sprawa dotyczyła kilku podejrzanych związków. Chaos pogłębia się od 2004 r. Rygorystyczne polskie prawo straciło swój rezon, kiedy ok. 160 leków zmieniło status na "artykuły żywnościowe". Inaczej mówiąc, mogą one według unijnego prawa stanowić składnik suplementów diety - czegoś, co sytuuje się między lekarstwem, a produktem żywnościowym. Nad tym zalewem nowinek w laboratorium GIS-u pracują zaledwie dwie kiepsko opłacane osoby. - Dyrektywa UE o suplementach diety jest bardzo liberalna i pozostawia przestrzeń do nadużyć - mówi Jan Bondar z GIS. W wielu krajach UE producent zobligowany jest jedynie do powiadomienia odpowiedniej instytucji mailem o fakcie wprowadzenia danego produktu na rynek. Główny inspektor sanitarny powołał zespół ds. suplementów diety, zaraz po tym, jak pod takimi etykietami w ubiegłym roku pojawiły się środki na odchudzanie oparte na pochodnych amfetaminy. Zespół przeszukuje internet, by wyłowić, co jest lekiem, a co artykułem żywnościowym i skierować dalej do badania w odpowiedniej instytucji. Żmudne analizy trwają bardzo długo, a w tym czasie handel kwitnie w najlepsze. W GIS-ie do końca roku ma powstać elektroniczna baza podejrzanych produktów, ale problem jest także znany w Głównym Inspektoracie Farmakologicznym oraz Departamencie Zdrowia Publicznego Ministerstwa Zdrowia. Potrzebę ujednolicenia europejskiego prawa w sprawie substancji psychotropowych widzi Marcin Kołakowski z Departamentu Nadzoru GIF. Według niego kluczową rolę na poziomie monitorowania nowych groźnych substancji powinno spełniać Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii. Po namierzeniu podejrzanego środka, biuro powinno przekazywać sygnał do odpowiedniej instytucji. I często tak się dzieje, tyle, że zbyt wolno w stosunku do zalewu rynku specyfikami o skomplikowanych składach chemicznych. Ostatnim takim środkiem, wykrytym i wciągniętym na czarna listę substancji kontrolowanych, była kilka lat temu ketamina, psychoaktywny lek używany w medycynie i weterynarii do znieczulania przedoperacyjnego, a przez zwolenników odmiennych stanów świadomości do odlotów w nieznane przestrzenie. Neuroza, a nawet śmierć Na celowniku wspomnianych instytucji jest dziś przede wszystkim BZP. Tę pochodną piperazyny, czyli substancji psychoaktywnej , wykorzystywanej w leczeniu schizofrenii i psychoz, znaleźć można w co drugim produkcie oferowanym przez opisywany przez nas smart shop. To właśnie on "kopie" w Devilsie, Frenzy i Hummerze. - To psychoaktywny środek o składzie chemicznym podobnym do amfetaminy - mówi prof. Roman Wachowiak z poznańskiego Zakładu Medycyny Sądowej. - Osoba zażywająca tego typu specyfiki jest narażona na bardzo poważne konsekwencje, takie jak podwyższona temperatura, bezsenność, problem rozpadu osobowości, neurozy, a w przypadku przedawkowania nawet śmierć. - BZP wkrótce zostanie wpisana na listę substancji kontrolowanych - prace legislacyjne są już bardzo zaawansowane - twierdzi Danuta Muszyńska z Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii, które wraz z Europejskim Centrum Monitorowania Narkotyków i Uzależnień od Narkotyków (EMCDDA) z Portugalii bada szarą strefę, w której pojawiają się narkotyki nowej generacji. O zainteresowaniu BZP wspomina też Marcin Kołakowski z GIF. Według niego już zaledwie krok od wciągnięcia przez Ministerstwo Zdrowia tej substancji na listę środków zakazanych. Sprawą zajmuje się aktywnie Departament Zdrowia Publicznego Ministerstwa Zdrowia. Co z tego - przykłady z innych krajów pokazują, że jedne środki znajdujące się na cenzurowanym, są natychmiast zastępowane przez następne. Laboratoria, w których wytwarza się podejrzane specyfiki, mogą bez końca mutować stare substancje i na ich miejsce wynajdywać nowe. Instytuty badawcze, państwowe instytucje i powolne organy sprawiedliwości są w tym wyścigu bez szans. Jak się obchodzi przepisy? Branżowy potentat, firma z Manchesteru, występuje jawnie przedstawiając jedynie certyfikaty wystawione w... Nowej Zelandii, gdzie prawo jest najbardziej liberalne. Na początku czerwca World Wide Supplements Importer w swoim namiocie-sklepie na imprezie Global Gathering w Poznaniu - tradycyjnym miejscu spotkań fanów transowej muzyki i narkotycznych odlotów - bez problemów i otwarcie sprzedawała swój chodliwy towar. To właśnie ta firma po zdobyciu zachodnich rynków dokonała cichej inwazji, zrzucając na nasz kraj Devilsy i Hummery w pigułkach. Mówi się, że do końca roku można spodziewać się następnych ataków równie poważnych syndykatów z Holandii. Powód jest prosty. Pieniądze. Policja bada, diler handluje Jak wygrać walkę z kolejnymi mutacjami pigułek szczęścia? Według prof. Romana Wachowiaka zmiany w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii powinny uwzględniać nie tylko wykazy poszczególnych związków chemicznych istniejących już na rynku narkotykowym, ale brać pod uwagę możliwość pojawienia się nowych substancji o potencjalnym działaniu psychoaktywnym. - Należy ustawowo zabronić dystrybucji i używania związków chemicznych o określonych strukturach - ostrzega prof. Wachowiak. Inaczej mówiąc, lepiej od raz skupić się na piperazynie, niż tracić czas na BZP, które jest tylko jednym z wielu jej chemicznych związków. Już dziś, gdyby nie skomplikowane struktury legislacyjne można by się doczepić niemalże do każdego smart shopu. Jak pisze jeden z internautów: "Gdyby prokuratura zajęła się takimi sklepami to mogliby postawić następujące zarzuty: 1) handel substytutami narkotyków (ustawa o przeciwdziałaniu narkomani); 2) nielegalne wprowadzanie do obrotu substancji biologicznie czynnej do użytku przez człowieka (prawo farmaceutyczne); 3) wprowadzanie do obrotu substancji stwarzającej niedopuszczalne zagrożenie dla zdrowia i życia człowieka (prawo chemiczne); 4) sprzedawanie substancji chemicznej bez karty charakterystyki i opisu zagrożeń jakie ona stwarza (prawo chemiczne). - W prokuraturze nie ma wydzielonej organizacyjnie komórki zajmującej się monitorowaniem internetu - odpowiada Ewa Piotrowska, rzecznik Prokuratora Generalnego. Instytucja przez nią reprezentowana może jedynie zareagować na sygnał z zewnątrz i wtedy przyjrzeć się sprawie. Jeśli jako taki sygnał potraktować przedstawioną przez nas sprawę, to zdaniem rzecznik same opinie internautów o tym, że środki spożywane przez nich jako suplementy diety działają jak narkotyki, nie są podstawą do wszczęcia postępowania prokuratorskiego z urzędu. - Centralne Laboratorium Kryminalistyczne bada, czy sprzedawane przez smart shop środki są nielegalne - mówi podkomisarz Robert Horosz z warszawskiej policji. Komenda Głównej Policji prowadzi monitoring stron internetowych, a po naszej interwencji bada, czy któryś z produktów sprzedawanych w internecie zawiera niedozwolone substancje. Jeżeli tak, sprawa trafi do prokuratury. Problem w tym, że nawet jeśli policja coś znajdzie (a przecież może znaleźć tylko BZP, które wciąż nie jest zabronione), zaraz będziemy mieli do czynienia z kolejnym specyfikiem pod inną nazwą. Wtedy cała procedura, od zgłoszenia z Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii, przez analizy w kilku państwowych instytucjach, do działań policji i prokuratury, zacznie się od nowa. Przy obecnym tempie, trwa to przynajmniej rok, który dobrze wykorzystają producenci i dilerzy. Na ich diabłach i hummerach można będzie nadal całkiem legalnie odjechać.
Komentarze