Przygoda z dopalaczami oczami ich sprzedawcy

tehacek

Kategorie

Skrót grafiki

Odsłony

60592

Wielu z was kupowało w smartszopach, wielu z was widziało takie zakupy w telewizji, wielu z was używało smartdrugów. Niewielu z was stało za ladą w tym interesie. Małe wspomnienie na ten temat z mojej strony, zapraszam do lektury.

 

Jak zostałem sprzedawcą dopalaczy

Moi nowi współlokatorzy już pierwszego dnia okazali się totalnie zaćpanymi typami. W mieszkaniu poniewierały się dziesiątki fiolek oznaczonych kolorową nalepką z napisem Koko, w powietrzu unosił się, znany mi już wcześniej, zapach beta-ketonów, impreza praktycznie nigdy się nie kończyła. Wypytałem o co chodzi, dowiedziałem się następujących rzeczy:

- Koko to mieszanka betaketonów z miętową tabaką,

- Kosztuje 83 zł za 0,5 g,

- Jest na prawdę zajebiste!

Poczęstowany stestowałem, faktycznie poklepało, faza czysto mefedronowa. Przez pierwsze kilka dni śmiałem się z chłopaków, bawiła mnie sama idea dopalaczy, śmieszyli mnie przepłacający klienci, podchodziłem do ich mekki, czyli oddalonego dwie przecznice sklepu, z dużą rezerwą. Potem pojechałem tam po raz pierwszy. I też zostałem zaczarowany.

Właścicielem sklepu był młody chłopak, w sumie w moim wieku. Kilka dni z rzędu wpadałem do niego po pracy, piliśmy straszne ilości piwa, wciągaliśmy straszne ilości Koko. Zostaliśmy kolegami. Po tygodniu dostałem ofertę pracy, którą przyjąłem z radością - sześć godzin dziennie po mojej pracy, sześć godzin klepania w kasę fiskalną, wydawania reszty i produktów, sześć godzin picia browarów. Nie minęły trzy tygodnie, kiedy dopadła mnie zła wibracja tego miejsca.

 

Daj mi na kredo, do jutra, telefon ci zostawię

Zła wibracja wynikała z kilku względów. Raz - ciągle byłem pod wpływem. Dwa - lokal nie miał dostępu dziennego światła i świeżego powietrza. Trzy - klienci. Klienci byli najgorsi.

Pierwsza fala mefedronowych zombie pojawiła się zaraz po zyskaniu przez sklep rozgłosu i popularności. Kupowali wszyscy - zbuntowana kinderalternatywa, lokalny folklor blokowy (czyt. proste chłopaki w dresach), imprezowicze z ekskluzywnych klubów, dojrzali panowie z brodami, zwykłe ćpuny, w tym helupiarze, wytapetowane cipki, biznesmeni i bandyci. Wpierdalali się też wszyscy - kinderanarchistów z nałogu leczyło parę kurew posłanych w ich stronę, kiedy przychodzili bez pieniędzy, imprezowicze byli regularni i zawsze mieli kasę, panowie z brodami podobnie. Ćpuny próbowały wśród obsługi szukać przyjaciół i darmowych kresek, biznesmeni i bandziory kupowali hurtowe ilości. Problem był z dresiarzami i pizdeczkami. Dzienna norma - siedmiu, dziesięciu typów z zaschnięta pianą w kącikach ust i wyjebanymi gałami przekonujących cię na milion sposobów, że powinieneś im dać coś za darmo, że oddadzą później. Ilość telefonów, aparatów i innego sprzętu pozyskanego w zamian za Koko do dziś wywołuje uśmiech na mej twarzy (piszę na laptopie kupionym za jedno Koko - po mojej cenie 25 zł). Kiedy nie mieli czego zastawić, próbowali przekonywać, że można im ufać, że są honorowi, że oddadzą - uwierzcie mi na słowo, mało jest tak nieprzyjemnych rzeczy, jak naćpany mefem dres, któremu zaczyna się zjazd, próbujący przekonać nieugiętego sprzedawcę na kredo. Niektórzy powołoywali się na moich znajomych, inni grozili ("daj mi kurwa, bo sam sobie wezmę"), niektorzy płakali. Wyobrażacie sobie - chłopak w dresach płaczący, jak poskręcany helup, byle tylko dostać miętowy puszek. Ilość tych przypadków, postępujące chamstwo ćpunków i ciągłe naciski w połączeniu z moim stanem - na zmianę pijany, wyćpany do granic, zjazdowy - wszystko to razem zaczęło obrzydzać mi tą pracę.

Moje uzależnienie też zresztą miało się coraz lepiej, razem z drugim sprzedawcą, strasznym melanżownikiem, przepuszczaliśmy całe wypłaty na produkty, ba, odbieraliśmy sobie wypłatę codziennie w formie towaru. Spałem tyle co nic, jadłem tyle co nic, melanż, praca, melanż, praca, melanż - koszmar. Któregoś razu, kiedy po czterech dniach bez snu, odżywiania się glukozą z cocacolą i wódką, słaniając się na nogach zwymiotowałem pod domem kumpla-sprzedawcy krwią i zemdlałem. Ocknąłem się u niego w mieszkaniu karmiony odżywkami dla sportowców, glukozą, przesłodzoną herbatą i kaszką mleczną. Rozmawialiśmy bardzo długo, przyznaliśmy się przed sobą i sobie nawzajem, że toniemy, jak trafiony torpędą okręt, że przeginamy, umieramy w oczach. Płakaliśmy, postanowiliśmy się ogarnąć. Odwiózł mnie do domu, przespałem cztery godziny, a potem naćpałem się GBL-em, zadzwoniłem do niego i znowu byliśmy na najwyższej ketonowej fali. Dodam też, że oprócz dopalaczy faszerowaliśmy się całą gamą znanych nam od dawna środków nielegalnych.

A potem sklep zamknięto decyzją administracji budynku, sąsiedzi mieli dość osranych chodników, awantur i ciągle łupiącego dubstepu, który słychać było podobno już po wjściu z tramwaju.

 

Reset, drugie podejście, trzeźwe spojrzenie

Dwa miesiące byłem poza kieratem, na początku uciekłem do swojego rodzinnego miasta, gdzie leczyłem skatowane ciało i duszę. Przytyłem do normalnej wagi, odzyskałem 10 kg masy. Skóra z szarej zrobiła się różowa, zacząłem jeść i spać, czułem się jak młody Bóg. Potem wróciłem do miasta, wróciłem też do swojej byłej dziewczyny, znowu zamieszkałem z nią, było dobrze. Sklep otwarto ponownie w innym miejscu, był słoneczny, przeszklony, okolica też znacznie przyjemniejsza - więcej dzianych frajerów, mniej chłopaków w sportowych ciuchach. Okazało się też, że fala mefedronowych zombie załamała się, ludzie się ogarneli. Ja będąc trzeźwy też na wszystko patrzyłem inaczej. Wypłata zaczęła się pojawiać pod koniec miesiąca - w gotówce. Zamiast pić zacząłem sprzątać w sklepie, ogarniać towar i zamówienia. Coraz częściej na pytanie klienta "co polecam" odpowiadałem "nic". Tłumaczyłem, że 3/4 produktów to szkodliwy szit, robiłem to, czego żaden sprzedawca robić nie powinien. Kiedy pojawiły się mieszanki do palenia nowej generacji, wręcz próbowałem zniechęcić zainteresowanych do zakupów, przytaczałem przypadki hospitalizacji, opowiadałem swoje doświadczenia. Z każdym dniem trzeźwości czułem większe obrzydzenie do klientów i siebie samego - za to, co ze sobą zrobiłem dwa miesiące wcześniej. Potem zaczęła się awantura medialna, nerwy, groźby premiera i wreszcie wjazd psów z paniami z sanepidu.

 

Game Over

Sklep zamknięto na mocy decyzji sanepidu. Wielu sprzedawców i właścicieli lokali pomstowało, wygrażało, klęło na polskie organy państwowe. A ja... poczułem ulgę. Legalny biznes - ok. Sprzedajemy ludziom to, co chcą i po co sami przychodzą - ok. Obsługujemy tylko pełnoletnich - ok. Ale wszystko to przebijała świadomość, że jesteśmy uśmiechniętymi sprzedawcami trującego gówna w kolorowych opakowaniach. Dobijał mnie fakt, że codziennie puszczam w świat kilkadziesiąt gram czegoś, co mnie - wtedy już doświadczonego zawodnika - doprowadziło na skraj wszystkiego. Game over, zabieramy zabawki, zaczynamy normalne życie.

Nie twierdzę oczywiście, że wszystkie smarty od środka wyglądały w ten sposób. Osobiście widziałem lśniące lokale z profesjonalistami za ladą, mówiącymi o produktach kolekcjonerskich, jak i budki, w których zza kraty sprzedawali półanalfabeci z proszkiem wylatującym z nosa. Nie chcę, żeby czytelnik utożsamiał moje wspomnienia z sytuacją sprzedawców jako taką. Nie rozpisywałem się też zbytnio, chcąc uniknąć niepotrzebnych skojarzeń w realu.

Być może mój przypadek był przypadkiem skrajnie złym, jednak chciałbym, żeby czytelnicy zainteresowani tematem mogli poznać chociaż jedną opinię "ze środka" interesu.

Komentarze

Andrzej (niezweryfikowany)

Fajnie napisany tekst. Również byłem sprzedawcą, przeżywałem identyczne naloty zaćpanych dresów na zjeździe, ale radziłem sobie z nimi szybko:

"Człowieku, nie dostaniesz nic w credo, to nie mój towar, ja tu tylko pracuję. Powtarzam, nic nie dostaniesz i skończ już pierdolić swoje żale, bo rzygam tym ciągłym biadoleniem. Jak nie skończysz dzwonię po psy i oni się tobą zajmą. Wypierdalaj." 

Pomagało :)

Ps Też mam kilka fantów zostawionych pod zastaw za kilka kresek ścierwa, m.in. aparat i nawigację gps , co za patologia.

tehacek

Dzwonienie po psy to ostania rzecz jaką bym zrobił, dlatego musiałem radzić sobie innymi sposobami:)

Anonim (niezweryfikowany)

niby czeu ostatnia   to chyba  prosta s[rawa  od tego są ..       najlepiej  mieć knajpę  obok   komisariatu  cyz konsulatu..   prosta sprawa   nie trzeba  doddatkowych środków na ochronę

Anonim (niezweryfikowany)

Jak to fajnie zostać paserem.. Kupując kradzione napędzacie "biznes", mośki...

Anonim (niezweryfikowany)

Można by sądzić, że sprzedaż dopków to luźna robota. Okazuje się że to większy zapierdol niż ma zwykły diluś. No i sumienie.. Zwykły diluś nie sprzedaje trucizny (no bo przypał), więc nie patrzy jak znikają klienci, a sprzedawca dopalaczy ma przepełnione sumienie. 

Spieprzyłeś i tyle na ten temat. Nie wykazałeś się dojrzałością potrzebną do prowadzenia biznesu - nie tylko biznesu dopalaczowego, ale jakiegokolwiek. Wiedziałeś dobrze jaka jest natura mefedronu i że jest to zabawka która może być niebezpieczna kiedy bawi się nią debil, a mimo to wciągałeś dalej. Nie rozgraniczałeś towaru na sprzedaż od towaru na użytek własny. Piłeś i wciągałeś w pracy. Wciągałeś ten sam towar który sprzedawałeś. A jesteś doroslym człowiekiem, znasz reakcje swojego organizmu, znasz siłę swojej psychiki i wiesz, ile masz silnej woli. Nie możesz się teraz tłumaczyć ani niewiedzą ani słabością.

 

Takie sklepy jak Twoje były powodem wstydu szanujących się sieci - punktów gdzie sprzedawca był trzeźwy i kulturalny, towar był zamknięty szczelnie w oryginalnych opakowaniach a procedery takie jak narko-lombard nie miały miejsca. Ja, będąc niejako bardziej obeznany w branży widziałem różnicę między szanującymi się placówkami a melinami taka jak Twoja, ale w oczach rządu czy mediów takiej różnicy nie było. Takie gówniarskie meliny jak Twoja są powodem zamknięcia sklepów stacjonarnych w Polsce. Mimo że jestem zwolennikiem dopalaczy takie patologie jak Wasza są żywym argumentem na zakmnięcie tej branży z którym nawet ja muszę się zgodzić.

 

Wchodząc w biznes dopalaczy przyjmujesz na siebie odpowiedzialność za towar jaki sprzedajesz oraz za swoich klientów. Czy ktoś zabroniłby Wam sprzedawania tego czy innego analogu fentanylu albo innych syntetycznych opioidów? Nie, jedyny powód dla którego takie meliny jak Wasza nie obracały takim towarem to brak dostępu i wiedzy żeby takie środki produkować lub sprowadzać.Bardziej znaczące podmioty decyzję o nie-wprowadzeniu takich produktów podjęły świadomie.

 

Herezji o rzekomo większej szkodliwości mieszanek nowej generacji nawet nie będę komentował, bo podejrzewam że nie jesteś w stanie nawet wymienić znajdujących się w nich substancji aktywnych.

 

Następnym razem zabiegaj o pracę w McDonaldzie, bo jesteś zbyt nieodpowiedzialnym gnojem żeby brać się za cokolwiek poważniejszego.

 

Pozdrawiam,

bolek_12535

fajka

autor tekstu, przynajmniej wedle mojej zdolności rozumienia tegoż, nie prowadził punktu sprzedającego dopalacze, tylko był jego pracownikiem. Więc to na przełożonego powinny spaść Twoje gromy.

tehacek

tyle agresji i tylko parę kilobajtów.

nie będę się bronił, wiem ze zachowywałem się totalnie nieodpowiedzialnie i zresztą o tym piszę. nie byłem też właścicielem sklepu, a jedynie pracownikiem, który w ten klimat został wprowadzony przez właściciela. praca zostala mi przedstawiona jako melanz polaczony ze sprzedaza produktow, nie jako odpowiedzialnosc jaka musze na siebie brac. a w jakis odgorny etos sprzedawcy dopalaczy nie wierzę i szczerzę mówiąc sram na dopalaczową ideę, dla mnie to był po prostu łatwy zarobek dla narkomana, ktorym ciagle jestem.

Twoje wyrzuty nie robia na mnie wrazenia, nie czuje sie wspolodpowiedzialny za likwidację dopalaczy, a nawet gdybym sie czul, to obecnie czulbym sie z tym dobrze.

 

Moja osobista znajomosc tematu chyba jednak troche wykracza ponad Twoje wyobrazenie, potrafilbym sciagnac niemal dowolny srodek i wprowadzic go do obrotu, ale pracowalem w sklepie sieciowym, to nie bylo moje zadanie.

 

jesli chodzi o nowe mieszanki - ja i co najmniej pięciu moich znajomych miało po jednej z nich na prawdę zły lot, przebijajacy nawet ciezkie chwile na mocnych fenetyloaminach, dwoch moich klientow bylo hospitaloziwanych. sory, ale nie muszę znać składu mieszanki x żeby stwierdzić, że jest to gówno i odradzić komuś z dobrego serca tego gówna zakup.

 

pozdrawiam.

 

Anonim (niezweryfikowany)

Nie rozumiem tej krytyki ze strony komentujacego.... on twierdzi ze dopalacze mozna sprzedawac ale jedynie osobą kompetentnym i jedynie za kase. A jak te osoby kompetentne w koncu zostana calkowicie wyniszczone przez dragi i jakimis sposobem zbankrutuja to juz im nie mozna sprzedac dopalaczy np. za laptopa, tylko trzeba ich odciąc od dopalaczy - no bo przeciez juz nie maja kasy i są zwykłymi przegranymi śmieciami (czyt. ćpunami).

Bardzo surowe i egoistyczne spojżenie... tymbardziej, że wystarczy chwila nieuwagi zeby Cie dopalacze zniszczyly.

 

Ogólnie...

Zgadzam sie z autorem artykulu, swietnie ze napisales ten art i przedstawiles sprawe jak wyglada od środka. Bylem ze 2 razy w sklepie dopalaczy i widzialem niektorych klientów - bladzi, wyjalowieni, jakby zawieszeni, bez emocji, uczuć, nie umiejący nic innego powiedziec poza tekstem "poprosze działke". Dobrze ze te gówno zamkneli...

jhghffd (niezweryfikowany)

"działke"? ...Nigga please -.-

Anonim (niezweryfikowany)

Ziomek weź sie ogarnij chłopak ma za grosz sumienia nie to co ty sprzedawałes te scierwo wszystkim .. małolaci maja zjebane mózgi przez takich jak Ty kto te gówno wogóle wpóścił na nasz rynek czysta trucizna,, siedziałem w tym 1 miesiąc na szczescie odkryłem na sam koniec i tylko testowałem  mieszanki do palenia i żałuje, jak bym wiedział jakie są skutki uboczne to bym omijał to szerokim łukiem,  lepiej zapalic sobię MJ jak już was kręci taki temat.. Szkoda zdrowia po tym scierwie byłem wciągniety we wszelkie gówno i nie przez słabą wole tylko przez uzależnienie od chemi siekałem aptekowe dragi przez rok az się skończyło szpitalem ledwo mnie odratowali... psyche zbieram juz rok i dalej  mam sieczke w mózgu powtarzam nie warto naprawde zjebało mi to życie doszczętnie. Sporo czasu mineło i dalej pozostały te chore wspomnienia których się do końca życia nie pozbędę nie chce prawić morałów ani żalic się, przestrzegam was tylko, to jest wasz wybór jaką drogę wybierzecie. Z dniem dzisiejszym pale tylko MJ bez której mi jest strasznie ciężko  funkcjonować. Społeczeństwo ma mnie za degenerata.Naprawde nie warto.....

 

Magda (niezweryfikowany)

Tekst dobry..Fatycznie dobrze się czyta .

W moim mieście był jeden sklep (o ile się nie myle).W którym zawsze było pełno ludzi.Nie tylko kupujących ale i przesiadujących na kanapie i grających na playstation.

Zawsze co wchodziłam , witał mnie ućpany sprzedawca.Zawsze.Nie wiedziałam go ani razu trzeźwo myślącego.

Koniec końcem, produkty ze smartszopu nie uzależniają.Mam na myśli siebie.Fajna przygoda,przypadkowo odkryta,nabyta.

Pomijając fakt gównianego sładku chemicznego,były lepsze niż marihuana której nie cierpie i wszelkich innych zasuszonych , sproszkowanych specyfików.30min zabawy i koniec.

Krótki stan innej świadomości.

Dla osoby której jedynym nałogiem jest kawa i papierosy to zawsze coś fajnego.

Było i się skończyło.

Normalne

zrytyberet (niezweryfikowany)

Kto kupował dopalacze albo leszcze cieci na sztukach albo bez dostepu. Albo kindercpuny prawdziwy uzywkowicz omija smart szopy bo czym sie tu jarac znajac zycie zjadajac co 2 produkt chemiczny do domu mozna bylo sie nim nacpac. Zal ze sprzedawcy zal z klientow zbut wiejski ten kraj i jego mentalnosc. Co kleju nie moge sobie kupic?? I ni musze isc do zidiocialego sprtzedawcy w dopalaczach. Dla mnie to wstyd wchodzic do takiego miejsca. lol

Anonim (niezweryfikowany)

To zależy co masz przed oczami mówiąc "uzywkowicz", czy ćpuna który zażywa różne specyfiki aby zaćpać mordę i się cieszyć z tego że jest naćpany czy świadomego użytkownika który zażywa w jakimś celu np. badania. Choć może to brzmieć śmiesznie to wierz mi są tacy ludzie i nie omijają niektórych substancji tylko dlatego że w TV powiedzieli że szatan ją wymyślił albo jakiś znajomy dres miał po niej bad tripa. A 90% produktów sprzedawanych w Smartach to pochodne albo substancje bardzo zbliżone do tych które zażywają "prawdziwi uzywkowicze", jeżeli nie jesteś w temacie to nie obrażaj ludzi których nie znasz na dodatek bardziej inteligentnych niż ty. -.-

zrytyberet (niezweryfikowany)

Słuchaj chłopcze wiecej sortu mi szlo niz tym debila w smartszopie zal ze to ciezsza praca niz osiedlowego dilera lol.Już sam fakt że policja nie mogła cie przymknac za sprzedaz jest wygoda!!! Taki jestes inteligentny ze dopiero jak chemika podpisali ze to dopalacz zaczoles "badac" ale jak masz dostepny w co drugim produkcie gospodarczym to juz nie zacpasz bo nie ma otoczki "dopalaczy". Rzecz jasna nie bylem za zamykaniem tych sklepów bo to kłóci się z wolnoscia gospodarcza ale nie bede płakał za modyfikowanymi shitami które nie były przebadane w przyszlych nastepstwach. Jaki problem kupic susz imitujacy konopie i spryskac jakims syntetykiem z chin to nazywasz inteligencja. Za gieta wychodzi grosze a pchasz po 45 zl zal dla frajerów!!! Pozatym mialem kolege co prowadzil jako wlasciciel ss i podobalo mi sie jak byly naturalne produkty jak kratom szalwia muchomorek to byl klimat mozna bylo by dorzucic khat czy herbatke z koki i bylby fajny sklep. Pozatym porownaj dopalacze UK czy BE a naprzykład produkowane na szybko w jakims malym miasteczku PL byle odurzało i szlo dla debilnych klientow.

  • jestes inteligentny ze dopiero jak chemika podpisali ze to dopalacz zaczoles "badac" ale jak masz dostepny w co drugim produkcie gospodarczym to juz nie zacpasz bo nie ma otoczki "dopalaczy".
Jesteś tępy i pierdolisz od rzeczy. Znajdź mi jedną substancję aktywną dopalaczy którą można kupić w supermarkecie jako składnik czegoś albo w postaci czystej. JWH-x w proszku do prania? MDPV w szamponie? A może oleamid w olejku dla dzieci?Znajdź, nazwij substancję aktywną i pokaż zawierający ją produkt. W przeciwnym razie ośmieszasz się przed całym hyperrealem.

Jesteś debilem, ale odpowiem na Twój nonsens jakbyś był człowiekiem na poziomie.

 

1) Kupując u dilera amfetaminę dostajesz 30-40% amfetaminy. Reszta to paracetamol lub inne leki przeciwbólowe, kreatyna, kruszona jarzeniówka, glukoza, wata szklana przepuszczona przez młynek, soda. Przeprowadzałeś kiedyś ekstrakcję? Pochwalisz się wynikami?

 

2) Produkt chemiczny? Jeżeli chodzi o pochodzenie syntetyczne to tak, wszystko za wyjątkiem szałwii jeszcze przed pierwszą ustawą miały substancje aktywne pochodzenia syntetycznego - choć np. mefedron był bardzo zbliżony do subst. akt. w Khacie. Co z tego?

 

3) Klej możesz sobie kupić natomiast rozpuszczalniki w nim zawarte są bardzo szkodliwe. Dla porównania umiarkowane korzystanie z dopalaczy nie jest szkodliwe, każdorazowe korzystanie z kleju już jest. Nie byłbym sobą gdybym nie polecił Ci skosztować obu przez jakiś czas i opisać różnicę.

 

4) Dopalacze, zwłaszcza tej najnowszej generacji - Tajfun NLF czy Greengo NLF marki dopalacze.com były o wiele mocniejsze, gram per gram, od czegokolwiek dostępnego z ulicy. Niestety między syntetycznymi a naturalnymi kannabinolami występuje tolerancja krzyżowa... przez co moje rachunki po zlikwidowaniu dopalaczy są dużo wyższe niż przed ich wejściem, więc ma to też ciemną stronę.

 

derty (niezweryfikowany)

1) Kupując u dilera amfetaminę dostajesz 30-40% amfetaminy. Reszta to paracetamol lub inne leki przeciwbólowe, kreatyna, kruszona jarzeniówka, glukoza, wata szklana przepuszczona przez młynek, soda.

A kto zaręczy co było w składzie proszków z dop?

 

To największa i z pewnością "szanująca się sieć" wypuściła Tajfuna, po którym tyle osób trafiło do szpitala. Za dużo jarali? Z pewnością, szkoda tylko że nikt nie ostrzegał, ani nie podawał optymalnego dawkowania.

Anonim (niezweryfikowany)

a ja mysle, Panie bolek, ze sie Panu wydaje, zes pan postradal rozumy wszystkie.

albo Pan jadles nic z dragow nigdy albo nic nie jadles :P

Narkoman (niezweryfikowany)

Dobrze coś takiego przeczytać. To moze dać siłę do wyjścia z tego innym osobom.

pan Edek (niezweryfikowany)

Dzięki temu artykulowi Hipek lansuje się na Wykopie ;D

Tak dalej, niech otworzą się oczy obywateli i zobaczą Hyperreal jako ten gigantyczny neuropsychoaktywny przekaz zdrowego (choć nie zawsze), aczkolwiek obiektywnego podejścia do tematu narkotyków w Polsce.

bumciak (niezweryfikowany)

Jest to tak smutne, że mam ochotę wyjechać na Syberię. Żyć mi się odechciewa jak czytam takie rzeczy. I znów mi się ciśnie pytanie: dlaczego na tym świecie tyle idiotów?

derty (niezweryfikowany)

Ja chciałem jeszcze dodać, że przygody tehacka to raczej chyba odbiegają od normy jeśli chodzi o funckjonowanie sklepów z dopalaczami. Ja w Poznaniu widziałem z 10 takich sklepów i raczej się nie zdarzało, żeby sprzedawca był zajebanym alkoholem i zaćpany w cztery dupy. Owszem niejeden sprawiał wrażenie lekko przyćmionego ale nieźle kontaktował i nie jechało od niego piwskiem czy wódą. Często obsługiwały tam dziewczyny, które sprawiały wrażenie się całkowicie trzeźwych. Niektórzy sprzedawcy wyglądali na normalnych studentów. Patologie zauważyłem dopiero pod koniec, gdy powstały sklepu sieci na "u" - drewniane budy w których były może 4-5 produktów, etykiety przybite pinezkami do pólki z niecheblowanej dechy. Tak to wyglądało. To tam gromadziło się dresiarskie bydło sępiące kasę i wydzierające mordy.

tehacek

zaznaczyłem w zakończeniu, ze nie nalezy brac mojej opowiesci za przyklad funkcjonowania szopów w polsce.

czemp (niezweryfikowany)

Jak ktoś nie zna umiaru i nie używa mózgu, to kończy jak wrak. Demonizowanie smartdrugów to czysta głupota - nie substancja powoduje upadek, ale to człowiek sam się sprowadza na dno. Są tacy, co mają dość rozumu, żeby nie zachowywać się w otoczeniu narkotyków jak dziecko w fabryce zabawek. Są i tacy, którzy nie mają ani oleju we łbach, ani woli dość silnej żeby się opanować - tacy kończą rzygając krwią.

 

I ch** im w anusy. Selekcja naturalna.

tehac (niezweryfikowany)

a  jak wychodza i calkowicie odstawiaja uzywki z wylaczeniem alkoholu?

twardy (niezweryfikowany)

gdy przejąłem sklep, już po kilku dniach zorientowałem się, jaki gnój w nim zrobił mój poprzednik... było trochę pracy rzeczywiście... małolatów /under 18/ ogarnąłem od ręki, drechów też nauczyłem szacunku do siebie nie pękając... faktem jest, że bywały sytuacje upierdliwe, które potrafiły mi popsuć humor do końca dnia... ale to jest taka robota i nie każdy do niej się nadaje... trzeba sobie narzucić twarde zasady... najważniejsze to nie brać nic samemu /przynajmniej w robocie/... znać swoje granice... małe piwko z nudów /bo czasem nie ma ruchu/ ujdzie... albo joincik na zapleczu z zakolegowanym stałym klientem... ale na tym koniec, bo tracisz kontrolę nad sklepem... każdy sprzedawca w monopolowym /też diler, jakby nie patrzeć/ to wie... jak nie czuje sprawy, wylatuje z branży... druga kwestia, to wystrój, styl sklepu... trzeba zrobić atmosferę "elitarności", jednocześnie być "swoim chłopem" dla wybranych... prawdą jest, że ten interes padł /miedzy innymi/ przez takie różne badziewiaste budy, menelownie wszelakie... tylko pojawia się inny problem... kiedy wprowadziłem zmiany, spadł mi obrót... tu miałem konflikt z szefem... bo z jednej strony popierał moje zasady, ale z drugiej, gdybym zaczął sprzedawać szczylom udawałby, że tego nie widzi... ja tam generalnie jestem wrogiem narkofobii, tudzież alkoszowinizmu... to całe polskie zamieszanie na temat dopalaczy wynikło z tych właśnie przyczyn... zbyt restrykcyjne prawo... ludzie mają już dośc dyktatu wódy i chcą innej zabawy... w Holandii jest kilka "smartshopów" na krzyż i są jedynie ciekawostką turystyczną... zalegalizować ziele, ot całe sprawa... większość problemów dragowych znika automatycznie... /tylko nie można do tego dążyć metodami koleżki Obary, bo to jest strzał w stopę... zrobił z siebie idiotę, zaś z normalnych użytkowników zrobił "ćpunów"/... a Tobie, Kolego powiem prywatnie na koniec tyle, że za cienki byłeś do tej roboty, po prostu... pozdrawiam :))...  

Anonim (niezweryfikowany)

Pracowałam w warszawskim sklepie dopalalacze.com przez prawie rok. Z rozrzewnieniem wspominam te czasy, była to dla mnie złota robota. Przyznam rację autorowi artykułu, w 100% zgadzam się z opisem klientów. Najgorsi byli ci upierdliwcy na zjeździe, bez pieniędzy i z zaschniętą pianą na pysku... I dzieciaki chcące kupić tajfuna czy inne świństwo, robiące wielkie oczy gdy żądałam dowodu osobistego. Również mam parę pamiątek po zatwardziałych ćpunach, największe "zdobycze" to iPhone i pierścionek z brylantem firmy red rubin:) Sama nigdy w życiu nie spróbowałam dopalaczy, miałam wcześniej kilka eksperymentów z różnymi nielegalnymi używkami i na tym poprzestałam, to nie dla mnie. Chociaż często na nocnej zmianie siedziałam i łoiłam piwska w całodobowym "punkcie xero";) Ahh, pozdawiam serdecznie wszystkich sprzedawców, a zwłaszcza pracowników całodobowych warszawskich sklepów pod szyldem dopalacze.com

CoZtegoKolego (niezweryfikowany)

Aż żal  tyłek ściska jak to czytam.Historyjki wasze zmienne ale na jedno kopyto.Jedni stękaja że ćpaja a inny o to obwiniaja.Relatywizm moralny z poglądem ,że kazdy jest dorosły i odpowiedzialny za siebie a sprzedawca tylko sprzedaje.Coż daj komus broń ktoś napewno z niej skorzysta.Daj komus dragi (gdzie jego samokontrola pod wpływem aktywnych substancji znacznie spadnie) ma duże szanse spieprzyć sobie wiele rzeczy w zyciu albo i życie w  całości.Dlatego powinno was się tepić bez litości.Jednak w tym naszym "wiochmenskim kraju" policja bardzo pobłażliwa.Zreszta jak na cały mświecie.Gdybyście tutaj dodawali linki do filmow to by strone zamkneli ale za ogloszenia z tymi świnstwami  nic sie nie stanie i sobie zarabiacie.Wiec skad ta marudna krytyka wszystkiego?

Anonim (niezweryfikowany)

racja racja 

tylko to nie opinia ze srodka interesu

prosze cie grzales niczym nie rozniac sie od kupujacych, sam kupowales !  ;)

lepiej opisz jak blondi wspolwlasciciela  kupujac torebke za 15000 smiala sie do rozpuku z 300 chlopakow lokalnych/coko  (wartosc torebki? dobrze pamietam?)

 

jednak dobrze ze napisales post 

bo pewnie byles porobiony.

hej

Zajawki z NeuroGroove
  • Tramadol

Co: Tramadol w plynie


Doswiadczenie: srednie - 5 razy


Dawka: 2 lyzeczki stolowe (takie do herbaty:)

  • Marihuana

Nazwa substancji: Marihuana



Poziom doświadczenia użytkownika: doświadczony (amfa na studiach - 100 lat temu, LSD - fantastyczny trip, marycha - lekkie fazy),



Dawka, metoda zażycia: ot, w końcówce fifki.



Set & setting: własne mieszkanie, dobry humor, ścieżka dźwiękowa "The Crow" / Diana Krall



Co było inaczej: wcześniej po MJ miałem tylko efekty przyjemnego odprężenia.

  • Marihuana
  • Pierwszy raz

Nie mogę się doczekać, było już parę prób palenia (dopiero po pewnym czasie nauczyłem się jak się zaciągać), nastawienia pozytywne, chętnie zdobycia nowego doświadczenia. Palenie na łonie natury, zimny marzec, ja oraz grupa 3 kolegów mających już doświadczenie w jaraniu

Od kiedy kolega wspomniał że posiada dojście do MJ to nie wahałem się i chciałem spróbować. Aura czegoś zabronionego i trudno dostępnego dodatkowo mnie przyciągała. Pierwsza próba była wraz z nim niestety nieudana miał tylko jedną lufkę zioła i postanowił zrobić wodospad, on jako pierwszy wciągał i niefortunnie prawie wszystko wciągnął (niewiele dla mnie zostało), nie umiałem też wtedy się zaciągać wiec efekty były bardzo słabe na pograniczu placebo.  

  • Dekstrometorfan

Dnia dzisiejszego, tj. 07.12.2002 postanowiłem wraz z dwoma kumplami

pierwszy raz spróbować dekstrometorfanu, w skrócie DXM. Wybór padł na lek

Acodin, mimo tego że jest on tylko i wyłącznie dostępny na receptę.

Acodin udało się kupić dopiero w trzeciej aptece, przy ściemnianiu że mama jest

chora, i znajomy lekarz ją zbadał w domu, i niefartem zapomniał recept :-P

Pani przystała na to, i podała specyfik, 30 tabletek 5,60 groszy.

Po powrocie na osiedle rozeszliśmy się na obiady do domów (zjadłem

randomness