Dział poświęcony wpływowi substancji psychoaktywnych na działalność człowieka.
ODPOWIEDZ
Posty: 91 • Strona 1 z 10
  • 784 / 28 / 0
Z pewnością są tutaj narkusy praktykujące zen, jogę, pranajamę, tai chi, silvę i tym podobne pedalskie zainteresowania.

Tutaj jest miejsce na podzielenie się technikami użytecznymi w nastuku: np. aby się ogarnąć, aby pokierować wyzwoloną energią po psychodelikach, aby opanować atak paniki w bad tripie lub prozaicznie: nie porzygać się podczas jazdy bez trzymanki.

Można i należy pisać także o działaniu w drugą stronę: narkotyków na praktykę. Np. czy próbował ktoś dragów do kundalini, która sama w sobie jest raczej wybuchową praktyką?

Nie należy natomiast teoretyzować np. co to jest buddyzm lub raczyć nas błyskotliwymi myślami, że oświeconemu dragi są niepotrzebne.

Wątek zdecydowanie niszowy, ale dzięki temu z potencjałem na poziom. Lepszych tu będzie kilka rzetelnych postów niż rozwlekłe napinki buddystów-amatorów.

Sam gnę się w jodze (mainstreamowa - Iyengara) i siedzę w zenie. Jogi do narkotyków szczególnie nie używam, nie da się jednak nie zauważyć, że po rozluźnieniu ciała spliffem bardzo fajnie się rozciąga w asanach, a już po rozciągnięciu wpada się w cielesny błogostan (porównywalny nieco do przyjemnego rozluźnienia po upaleniu po ostrzejszym treningu fizycznym). W ogóle wszelkie narko dające świadomość własnego ciała, tutaj gandka, od razu przypomina mi o blokach w kręgosłupie i stawach. Wystarczy 10 minut i już wszystko ładnie sobie przepływa, i czuję się naturalnie, co samo w sobie jest pouczające (że stan szczęścia jest właśnie tym naturalnym).

Ciekawe, jakie byłoby trwanie w asanie po opiacie? heh

Nigdy jednak nie łączyłem jogi z dragami na poziomie świadomości. Tutaj używam zenu i moim zdaniem radzi sobie rewelacyjnie. Wstrzymam się na razie z rozpisywaniem, ale ogólnie biorąc zen jest zajebisty zarówno przed, w trakcie i po.
Przed: oczyszcza umysł, a przyjęcie narkotyku na czysty umysł bardzo potęguje jego działanie.
W trakcie: umożliwia łatwe ogarnięcie się podczas psychojeby oraz jej intensyfikację przez zmniejszenie rozproszenia.
Po: uspokaja rozbujały umysł, zapewnia miękkie lądowanie.

W drugą stronę: zen pod wpływem jest strasznie ciekawy i paradoksalnie łatwiejszy. Psychodeliki hiperbolizują i usamodzielniają procesy psychicznie, toteż zajęcie wobec nich zewnętrznej, obserwacyjnej pozycji jest ułatwione. A po ich samoczynnym wyciszeniu oczyszczona percepcja naprawdę robi wrażenie i widać potęgę zenu :-)

To tak najogólniej rzecz biorąc. Chętnie podzielę się technicznymi szczegółami, bo one w sumie są najważniejsze (zrozumienie przychodzi samo) i łyknę jakieś w zamian. Np. używa ktoś praktyk oddechowych? Z pewnych względów świadomie unikałem angażowania się w pranajamę, ale chciałbym trochę bardziej ją zgłębić (lub pokrewne techniki), gdyż parę razy nieumiejętnie oddychając doprowadziłem do lekkiej hiperwentylacji, co nie jest przyjemne i pożądane.

A temat dragi (zakładam, że psychodeliki) + kundalini faktycznie mnie interesuje. Bardzo niebezpieczne? Co się może podziać?


oooommmmm
Uwaga! Użytkownik koala nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 49 / 1 / 0
Nieprzeczytany post autor: Bajabongo »
Coż mogę powiedzieć na ten temat faktycznie jak zapale to powiedzmy wydaje się nieco bardziej zrelaksowamy od pozostałych takie wrazenie zawsze odnoszę. Czuć wtedy w ciele taką jakby energie tzn mrowienie jak sie skupisz na daniej czesci swojego ciala to wtedy te odczucia wzrastaja.Ogólnie fajne jest pomedytować po spliffie na trzezwo tez da rade ale trzeba w to wlozyc wiecej wysilku. Szczerze powiedziawszy nie wiem czy to cos daje wiem napewno ze nie wszyscy to czuja jedni sie z tym rodza tacy ludzie sa czesto bardzo wrazliwi w glebi duszy a pozostali muszą praktykować aby powiedzmy zaczęło się coś dziać.Odnośnie dragów to tylko ganjia moi zdaniem nadaje się do meytacji i praktykowania jogi itp. Wszyscy ludzie jak wiadomo maja w mozgu recepotry kanabiodalne ktore wydzielaja nazwijamy to hormonem relaksu dzieki temu łatwiej się medytuje gdyż etap wchodzenia w stan relkasu juz mamy za soba.Odnośnie wpływu tego na zdrowie psychicznie powiem szczerze nie jestem jakims specjalista ale z tego co mi wiadomo samodzielne zabawy z kundali i itp bez nauczycieli znajacych się na tym naprawdę w połączeniu jeszcze z dragami (psychodelikami) może ostro wykrzywić psyche. Duża część ludzi w psychiatryku to osoby które właśnie po przez liczne zabawy z dragami zachorowali.

PS dla zainteresowanych daje linka
http://www.eioba.pl/a85158/czakry_opis
Ostatnio zmieniony 13 grudnia 2008 przez Bajabongo, łącznie zmieniany 1 raz.
Jedynym sposobem na obejście systemu jest stworzenie własnego
  • 784 / 28 / 0
Nieprzeczytany post autor: koala »
feydewey
napisałem wcześniej posta w tym temacie, ale go skasowałem - wycofuje się z określenia wyraźnego stanowiska wobec używania zen pod wpływem narkotyków (pomieszany umysł). Pomyślałem sobie,że skoro jest zen jedzenia, zen pracy w ogrodzie, zen prowadzenia samochodu, to być może jest też zen umysłu odurzonego - jednocześnie w sumie stan zen zaprzecza stanowi narkotycznemu - jasność umysłu i pomieszanie.

Osobiście chyba nie będe się bawił w takie rzeczy (które opisujesz w poście)- wychodzę z założenia, że jak ćpać, to ćpać, jak praktykować zen, to praktykować zen - nie mieszać, jak alkoholu z citabaxem ;-)

aha, i proszę nie mów, że "używasz" zen
Tyle że właśnie "używam", to jest tutaj kluczowe.

Piszę tu o siedzeniu w zen jako technice mentalnej, takiej samej jak ld, mnemotechnika czy liczenie baranów przed snem. I nie sub specie sartori, ale skromnych, konkretnych zagrywek z umysłem. Jak się nie podoba, to wcale nie trzeba tego nazywać zen, tylko technikami wziętymi z zen. Mnie to obojętne.

Zen może być wszystkiego i nie chodzi o sztuczki oszołomów i księgarzy, ale o oczywistą istotę projektu. Identycznie jak ontologia musi być wszystkiego - inaczej nie będzie ontologią. Zen dotyczy całości ludzkiego doświadczenia, więc do każdej jego części da się zastosować.

Do narkotyków też. I działa. I na tym można skończyć teorię.

Umysł po narkotykach to w dalszym ciągu umysł. Zen daje najskuteczniejsze a zarazem najprostsze ze znanych mi narzędzi do świadomego modyfikowania pracy umysłu, a także jest najciekawszym ze znanych mi sposobów przebywania w nim. Naćpanym czy nie.

Poza tym są inne patenty. O, i dam przykład z innej bajki, żeby wyrazić się jasno: jak masz zawał, to możesz zrobić mudrę serca niezależnie co myślisz o Sziwie i czy wybierasz się na wakacje do Sai Baby. Na tej zasadzie możesz sobie strzelić mudrę zenem. Chodzi o konkretne efekty. Akcja - reakcja.

A jeśli znasz konkretne (to znaczy bezpośrednie, nie w planie teoretycznym) przyczyny, dla których nie należy tego robić, to jak najbardziej jestem ciekaw.
Uwaga! Użytkownik koala nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 915 / 4 / 0
Nieprzeczytany post autor: feydewey »

A jeśli znasz konkretne (to znaczy bezpośrednie, nie w planie teoretycznym) przyczyny, dla których nie należy tego robić, to jak najbardziej jestem ciekaw.

jeżeli używasz zen instrumentalnie, i nie traktujesz tego poważniej, to chyba jest to fajny pomysł. Jednak IMO gdy praktykujesz zen i sam jesteś zen, to akcja - mieszam sobie w głowie narkotykami, i jednocześnie (nadal pod wpływem) próbuje osiągnąć przez to pomieszanie jasność umysłu...zabieg nieco mija się z celem. Ja lubie lekki nieogar, gonitwę myśli i nadaktywność umysłu (co wynika wszystko z pomieszania) i nie chce tego uspokajać, wolę się temu uważnie przyjrzeć i wyciągnąć jakieś wnioski.
Uwaga! Użytkownik feydewey nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 784 / 28 / 0
Nieprzeczytany post autor: koala »
No raczej. A właśnie do obserwacji zen jest najlepszy. Można umrzeć ze śmiechu, jak wątki zapierdalają. Człowiek marionetka, po prostu.

W zen na nieogarze masz dwie opcje (tzn. takie są mi znane). Pisząc "myśli", mam także na uwadze emocje.
Pierwsza: możesz się ogarnąć, by np. chłonąć otocznie, które galop myśli zagłuszał. Tak jak po normalnym zazen (na trzeźwo) masz mocniejsze doświadczenie świata, tak też po zazen na haju też będziesz miał je mocniejsze. Proste oczyszczenie percepcji, przy czym będzie tu ona wciąż pobudzona, nie chodzi o to, żeby wytrzeźwieć (choć raz w sytuacji podbramkowej ogarnąłem się kwadransem w zazen, czyli zen jako mocne pół litra kawy i zimny prysznic). Sama świadomość też jest ciekawa po wyciszeniu. Lustro jest wyciszone, jednolite, ale wciąż niewyciszone - jakby pulsujące. I bez czepiania się słówek, bo nie robię teorii świadomości, tylko na szybko przybliżam ocb. Każdy odczyta sobie to na takim poziomie, na jakim tego doświadcza.
Druga: tak jak w pierwszym, tradycyjnym wariancie medytacji nie angażujesz się w myśli - myślą się same (co właśnie na psychodelikach jest najlepiej widoczne), ale jednocześnie nie przestajesz zwracać na nie uwagi. Czyli skupiasz się w czystym patrzeniu, ale - najprościej ujmując - nie wpatrujesz się w punkt, lecz rozglądasz się po tworach świadomości. Nie chcesz pozbyć się myśli, zapominając o nich, ale stajesz z boku i na nie patrzysz. Zen daje tutaj skupione patrzenie oraz zapobiega utożsamienia się z wątkami myśli, które normalnie nas porywają (też skądinąd zajebista rzecz - nie chodzi mi o jakąś krucjatę przeciw nieogarowi, tylko o większe pole manewru podczas tripa).


Temat jest awangardowy i pedalski, uprzedzałem w pierwszym akapicie. Nie trzeba czytać, a tym bardziej pisać. Może się jeszcze trafi jakiś renegat trzeciego oka i zarzuci mudrą lizerginy albo koanem zjazdu. Niedługo uruchamiam w Krakowie kurs bilokacji i przenikania przez ściany. Autorzy najsensowniejszych porad dostaną 40% zniżki i komplet paciorków.

A przede wszystkim nie chodzi o wielką filozofię, tylko o proste doświadczenia z praktyki.
Uwaga! Użytkownik koala nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 784 / 28 / 0
Nieprzeczytany post autor: koala »
Bajabongo pisze:
Odnośnie dragów to tylko ganjia moi zdaniem nadaje się do meytacji i praktykowania jogi itp. Wszyscy ludzie jak wiadomo maja w mozgu recepotry kanabiodalne ktore wydzielaja nazwijamy to hormonem relaksu dzieki temu łatwiej się medytuje gdyż etap wchodzenia w stan relkasu juz mamy za soba.
O, i to się nazywa sensowna uwaga.
Odnośnie wpływu tego na zdrowie psychicznie powiem szczerze nie jestem jakims specjalista ale z tego co mi wiadomo samodzielne zabawy z kundali i itp bez nauczycieli znajacych się na tym naprawdę w połączeniu jeszcze z dragami (psychodelikami) może ostro wykrzywić psyche. Duża część ludzi w psychiatryku to osoby które właśnie po przez liczne zabawy z dragami zachorowali.
Też słyszałem sporo mrocznych historii o kundalini, i to samej w sobie, bez dodatku dragów. Zresztą sami kundaliniści o tym uprzedzają. Jestem tylko ciekaw, o jakie dokładnie zagrożenia psychiczne chodzi.

W każdym razie tutaj jestem sto procent za trzeźwą, schludną i precyzyjną praktyką, a nie puszczaniu kwasu w czakram. Choć ezoteryka lsd miała swoje momenty ]http://img355.imageshack.us/img355/632/ ... 113hu3.png[/img]
Uwaga! Użytkownik koala nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 137 / 1 / 0
Nieprzeczytany post autor: Neko »
Up, up!
Mógłby ktoś może jakieś linki polecić do ciekawych technik tego typu?
celebration of mind as play
  • 784 / 28 / 0
Nieprzeczytany post autor: koala »
Przypominam, że w założeniu wątku jest odniesienie technik do stanów narkotycznych: czy wpływaniu na naćpany stan, czy też uprzednie wprowadzanie umysłu w odpowiednie set&settings.
Moim zdaniem jest to zgoła nietrywialne i ciekawe zagadnienie. Oczywiście trzeba się w jakiejś mierze interesować duchowym wymiarem w ogóle. Nie trzeba być do tego misjonarzem lsd, wystarczy zauważyć, że istotą działania narkotyków jest wpływ na umysł, ducha i ciało, rzecz absolutnie oczywista. W tym wpływie narkotyki i wszelkie techniki dalekiego wschodu spotykają się.

Niemniej widzę, że trzeba najpierw napisać parę słów na temat samej medytacji.

Istotą wszelkich sposobów na medytację jest skupienie uwagi. Należy ją czymś zająć. Kropką, mantrą, nawet liczenie baranów przed snem spełnia tę funkcję (w ich liczeniu chodzi o wprowadzenie umysłu w stan relaksacji, w którym łatwiej zasnąć). Czyli po pierwsze, w każdej medytacji mamy jakiś punkt skupienia, na którym i tylko na nim spoczywamy uwagę. Po drugie, w skupieniu chodzi o to, żeby oderwać się od myśli (zawarte jest to np. w znaczeniu słowa mantra: man - umysł, tra - wznieść się, oderwać; mantrując=medytując odrywamy się od umysłu reprezentowanego w pierwszym rzędzie przez myśli). To jest istota rzeczy. Nawet medytacje tak egzotyczne jak np. medytacja zmysłowa Raelian funkcjonują na tej właśnie zasadzie.

Najważniejszym zagadnieniem jest, jak postępować z pojawiającymi się nieuchronnie myślami. Jest jeden przepis: nie zwracać na nie uwagi. Będą toczyć same na obrzeżach naszej świadomości aż do wygaszenia (Upaniszady podają dobrą metaforę koła garncarskiego, które pozostawione same sobie jeszcze przez jakiś czas samo się obraca).

Praca umysłu nie doczekała się ze względu na swą subtelność i empiryczną niedostępność właściwego opisu. Będziemy musieli wyczuć medytację, nauczyć się tak jej, jak i pracy naszego umysłu. Pamiętajmy, że robimy to dla siebie, więc tak jak podczas ćwiczeń fizycznych nie warto oszukiwać. Możemy prawidłowo odklepać wszystkie korale w japa jodze lub nie pomylić się w liczeniu oddechów, po prostu łapiąc mechanicznie ich rytm. Jeśli zdołaliśmy to zrobić, dryfując myślami (fakt, że dryfuje się wówczas nader przyjemnie, jest to jedna z pierwszych pułapek, których wiele nas czeka w medytacji, z przyjemnymi halucynacjami i fałszywym uczuciem oświecenia włącznie). Podpowiem, że dobrym miernikiem naszego stanu świadomości jest buddyjskie zapytanie "co teraz robię?", na które odpowiedź należy mieć cały czas w głowie. I tak tutaj ma być dla nas absolutnie jasne, że siedzimy w medytacji i widzimy własne powieki bądź kropkę na podłodze. Należy utrzymać uważność, nie przysypiać.

Subtelność mechanizmów umysłowych spotykamy przede wszystkim w odniesieniu do myśli. Możemy je niby porzucać, ale jakoś tam śledzić. Możemy niby nie myśleć, ale myśleć o niemyśleniu i tym samym niweczyć naszą praktykę. Można się zapętlać i zapośredniczać uwagę na przeróżne sposoby. Jasne postrzeganie wszelakich mechanizmów umysłu (które na co dzień są dla nas zupełnie przezroczyste) jest dużą frajdą. Dopiero medytacja daje możliwość rozejrzenia się po swoim umyśle jak po pokoju, w którym właśnie siedzisz.

Pomijając wszelką perspektywę eschatologiczną, na rzecz medytacji przemawia następujący prosty eksperyment: spróbuj skupić się na jakiejś rzeczy (czy fizycznej, na przykład okładce płyty, czy też na jakiejś myśli). Po 6-10 sekundach będziesz juz myślał o czym innym. Tylko tyle potrafisz nad własnym umysłem (czyli poniekąd nad swoją istotą, choć to czym jesteś jest większym zagadnieniem i zdecydowanie chcę pozostawić je na boku). Dla mnie jest to uderzające. Można dostać lekkiej psychozy, że nie jest się panem w swoim najbliższym domu, we własnej głowie. Również chore wydaje się to, że umysł BEZ PRZERWY tworzy myśli, przeważnie zupełnie niepotrzebnie i prawie zawsze w rzeczywistości niekontrolowane (powstają z reguły samorzutnie, kierując na nie uwagę dopiero je w jakimś kierunku kierujemy. Dobrze widać to po upaleniu, które hiperbolizuje pracę umysłu: wątki myślowe wykwitają kompletnie samorzutne, i sterujemy tym myśląc pewnym niezależnym od nas chaosem).

Medytacja jest kulturystyką umysłu. Nie tylko na poziomie mentalnym, gdzie ćwiczy uwagę, wolę, ale dosłownie:
[...] medytacja wpływa na wzrost tkanek kory mózgowej w częściach odpowiedzialnych za odbiór i analizę informacji z narządów zmysłów oraz podtrzymania świadomości i uwagi. Kora mózgowa jest odpowiedzialna także, za takie procesy jak skojarzenia, czucie, czucie somatyczne, widzenie, słyszenie, uczenie się oraz planowanie i polecenie ruchów. Powiększanie istoty szarej u osób medytujących następuje w odpowiednich obszarach – w czołowej części kory mózgowej oraz prawej części kory mózgowej zwanej anterior insula.

Naukowcy stwierdzili, że „dzięki medytacji można ćwiczyć mózg tak jak mięśnie, staje się on wtedy większy i coraz większy”. Badania pokazują, że tak samo jak muzycy, lingwistycy, matematycy, naukowcy i sportowcy rozwijają wskazane obszary mózgu, również podobne efekty rozwoju uzyskują medytujący jogini [...]

Wzrost kory mózgowej nie jest w żaden sposób związany z powstawaniem nowych neuronów lecz raczej zależy od wzrostu ilości naczyń krwionośnych, które muszą zasilać bardziej skomplikowane struktury neuronowe, struktury glejowe, astrocytowe oraz większą liczbę rozgałęzień synaptycznych i połączeń neuronowych związanych z rozwojem tych obszarów.
http://www.mantra.pl/wydarzenia/medytac ... -mozg.html

Postawiłem analogię między medytacją a sportem, że jest to kulturystyka umysłu. Można z powodzeniem ciągnąć to porównanie. Otóż, tak jak w sporcie, dobrze na początku trenować pod okiem trenera. Uczysz się wykonywać ćwiczenia tak, by były maksymalnie efektywne oraz poznajesz, na jakie partie mięśni działają. Później, gdy masz już wyczuty swój organizm, sam dobrze czujesz, które ćwiczenia napinają dane mięśnie oraz ćwiczysz tak, żeby nie przyzwyczajać ciała do stałych ruchów, lecz modyfikujesz je, by przynosiły maksimum pracy mięśni. Identycznie z medytacją. Do tego dochodzi do niej szereg pytań teoretycznych (np. do czego się redukujemy w medytacji, jaka jest natura myśli i umysłu itd), na które osoba mająca głęboko przyswojony dany system, odpowie ci w bardzo prosty sposób. Prostota i uderzająca trafność tych wyjaśnień jest bardzo korzystna dla pełnej przekonania praktyki.
Nauczyciel jest szczególnie potrzebny przy jodze. NIE MOŻNA praktykować jogi bez przynajmniej wstępnego kursu u dobrego nauczyciela w małej grupie. Ważne jest ustawienie dosłownie każdego palca. Inaczej joga będzie nie tylko nieefektywna i zniechęcająca, ale niejednokrotnie wręcz szkodliwa (przede wszystkim na kręgosłup).

Z tipsów, które przychodzą mi w pierwszym rzędzie do głowy, to:
-mieć obok siebie na początku kartkę i ołówek, by zapisać myśli, które uznamy za cenne (podczas wyciszania umysłu szybko uciekają myśli prozaiczne, dotyczące przede wszystkim przebiegu dnia i najbliższych planów, robiąc miejsce dla bardziej istotnych). W naturalny sposób będziemy mieć tendencję, by owszem, nie ciągnąć podczas medytacji tych myśli, ale będziemy starać je zapamiętać, by wrócić do nich po medytacji. To uniemożliwi nam pełne skupienie. Lepiej wtedy przerwać na chwilę medytację i szybko zapisać hasłowo myśl.
-często w zazen będzie zbierać nam się duża ilość śliny. Jest to niewygodne i rozpraszające. Należy tak ustawić głowę, że gdybyśmy mieli szatę z kołnierzem (jak mnisi buddyjscy), brzeg kołnierza delikatnie dotykałby nam szyi. Ślinotok ustanie.
-można medytować z zamkniętymi lub otwartymi oczami. Z zamkniętymi łatwiej odciąć się i skupić, jednak można przytępić świadomość lub wręcz zasnąć. Warto spróbować zacząć medytację z zamkniętymi oczami (można się w dodatku wgapiać w punkt na własnych powiekach, co podtrzymuje uwagę), a po wprowadzenie się w medytację otworzyć je i patrzeć mniej więcej pod kątem 45 stopni w punkt na podłodze.

Polecam stronę mantra.pl. Są to hinduiści, organizują cotygodniowe darmowe medytacje w większości dużych miast w Polsce. Nie rażą new agem, można wpaść czysto pragmatycznie, bardzo miło. Jednoczesna medytacja na dźwięku mantry, oddechu i koralach (wykorzystany zmysł dotyku) przynosi szybkie efekty, a ze względu na kilka źródeł skupienia uwagi jest łatwa do nauczenia.

Jest też sporo ośrodków zen, jest vippasana (http://www.pl.dhamma.org/ - organizują kursy medytacji), świetną infrastrukturę w Polce mają diamentowi buddyści od Nydala.

Mógłbym napisać jak medytować, bo w gruncie rzeczy tak jak napisałem jest to prosty schemat, ale nie daj Boże źle to zrobię albo ktoś źle zrozumie i zniechęci się do praktyki. Najlepiej pójść do jakiegokolwiek z wymienionych przeze mnie miejsc. Wystarczy kilka spotkań, by złapać właściwy kierunek. Poza tym w grupie wytwarza się nastrój zbiorowego skupienia, co bardzo pomaga.

PS: dobrą praktyczną książką są "Trzy filary zen" Philipa Kapleau.
Uwaga! Użytkownik koala nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 61 / 2 / 0
Rozwój duchowy = rozwój moralny. Te wszystkie techniki służą tylko temu, abyś panował nad emocjami, myślami, słowami i czynami. Kiedy już to potrafisz to następnym krokiem jest wykorzystać siebie dla dobra ludzkości. Następny krok w ewolucji od zwierząt do aniołów. Wybaczcie za to stanowcze moralizatorstwo, ale znam zbyt wiele ludzi "rozwiniętych duchowo", którzy nie potrafią opanować złości, gdy matka prosi ich o wyjście z psem na spacer.

Klasyczny tekst o psychodelicznej jodze: http://deoxy.org/psychedelicyoga.htm
Nie praktykowałem, ale z pewnością kiedyś spróbuję.

Jeżeli kogoś interesują "wiksy" od których szczęka opada to polecam okultyzm. To zabawa z ogniem, ale za to jaka efekciarska. No, i nie trzeba się przejmować rozwojem moralnym. ;) Nekronomicon z całą pewnością nie jest pedalski. Z tematów około okultnych niezłe efekty daje zabawa z Tarotem albo I-Chingiem. Wiele bardzo cennych wglądów zawdzięczam Tarotowi.

Dale Pendell w swojej trylogii Pharmako opisuje kilka ciekawych praktyk: rytuały w stylu Wicca, kręgi, itp. Jego opisy wspólnego wznoszenia energii z ziemi, gdy byli pod wpływem meskaliny, oraz łączenie się z duchem Ziemi robi spore wrażenie. Problem w tym, że do tego trzeba znaleźć chętnych ludzi, których będzie można w pełni zaufać. Rytuał z nieznajomymi lub podejrzanymi ludźmi to jedna z najbardziej ryzykownych rzeczy jakie mogę sobie wyobrazić.

Z rzeczy BARDZIEJ praktycznych: powie mi ktoś jak psychodeliki działają na ciało subtelne? Bez tego ani rusz w rozmowie. Zwłaszcza, gdy zamierzamy mówić o Kundalini. Np. skąd wiecie, że narkotyki psychodeliczne nie pobudzają Kundalini? Skąd się biorą te efekty, wglądy, wizje i kolorki?
Uwaga! Użytkownik Salax nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 784 / 28 / 0
Nieprzeczytany post autor: koala »
Salax pisze:
Z rzeczy BARDZIEJ praktycznych: powie mi ktoś jak psychodeliki działają na ciało subtelne? Bez tego ani rusz w rozmowie. Zwłaszcza, gdy zamierzamy mówić o Kundalini. Np. skąd wiecie, że narkotyki psychodeliczne nie pobudzają Kundalini? Skąd się biorą te efekty, wglądy, wizje i kolorki?
Nie umiem odpowiedzieć, niemniej przy psychodelikach od początku instynktownie stosowałem ćwiczenia rozciągające i prostowałem kręgosłup, jeszcze przed poznaniem asan. Kundalini wydaje mi się bardzo dobrym modelem opisującym doświadczenie psychodeliczne. Oczywiście nie potrafię podeprzeć tego niczym innym poza własnym doświadczeniem.
Przetłumaczyłem tekst o jodze psychedelicznej, po paru poprawkach wrzucę na hr.

Tymczasem natknąłem się na wykorzystanie do medytacji szałwii. Seria eksperymentów odbyła się pod auspicjami MAPS. Wykorzystywano liście w ilości 0,5 do 2g. Medytujący byli podzieleni na trzy grupy: dwie o różnych dawkach oraz grupa placebo. Wykorzystywano przede wszystkim techniki buddyjskie, suficzne oraz kwakrów (tego jeszcze nie próbowałem:). Informacje są skąpe i nieaktualizowane - napisałem do prowadzącego projekt prośbę o dodatkowe dane.
http://www.maps.org/research/salvia/sdmeditation.html

Gorąco zachęcam do zamieszczania materiałów oraz dzielenia się doświadczeniami, a nie prywatnymi przemyśleniami z kategorii co jest buddyzmem, a co nie, bo takich nie brakuje choćby i na tym portalu.
Uwaga! Użytkownik koala nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
ODPOWIEDZ
Posty: 91 • Strona 1 z 10
NarkoMemy dodaj swój
[mem]
Newsy
[img]
Pierwsze takie badania obaliły popularny mit

Mikrodawki LSD zyskały popularność jako potencjalna metoda leczenia ADHD, ale najnowsze badanie kliniczne wykazało, że ich skuteczność nie przewyższa placebo. Choć wiele osób wierzyło w poprawę koncentracji i samopoczucia, naukowcy nie znaleźli na to dowodów.

[img]
Konopie w żelkach. Wszczęto dochodzenie

W Holandii w żelkach Haribo o smaku coli stwierdzono obecność konopi indyjskich. Kilka osób, w tym dzieci, zgłosiło dolegliwości po ich spożyciu. Sprawę bada holenderski Urząd do Spraw Bezpieczeństwa Żywności i Produktów Konsumenckich (NVWA).

[img]
Raport unijnej agencji ds. narkotyków: Polska na czele produkcji syntetycznych katynonów

Polska jest na czele europejskiej produkcji syntetycznych katynonów, jednej z najczęściej nadużywanych substancji psychoaktywnych - wynika z raportu Agencji Unii Europejskiej ds. Narkotyków (EUDA). Przy wytwarzaniu narkotyku współpracowały polskie i ukraińskie grupy przestępcze - dodano.