Więcej informacji: Ayahuaska w Narkopedii [H]yperreala
29 października 2024Synestetyk pisze: Czołem wszystkim, szybkie pytanie, biorę takie leki,
Pregabalina, paroksetyna, arypiprazol
Mogę spróbować czengę, pytam bo Ziomek mi zrzędzi, że może być zespół serotoninowy i chciałbym poznać wasze zdanie na ten temat.
Najlepszego!
Po tripie stwierdziłem, że nie tak jak w przypadku czystego DMT changą się przebija, a dostaje się w to samo miejsce po prostu przechodząc niezauważenie. Zdecydowanie do tej pory z changowych tripów w tym udało mi się najdalej zajść.
Dziś pierwszy raz tu zaglądam – i chyba dobrze trafiłem.
Mam za sobą kilka tripów na grzybach i LSD, które sporo mi pokazały – i po prostu dały dużo radości. Ale coraz częściej czuję, że to nie tylko „fajne doznanie”, tylko jakaś podróż w stronę głębszego zrozumienia.
Zacząłem się interesować changą i 5-MeO-DMT, trochę się tego boję, ale też czuję, że mnie przyciąga – jakby miało tam czekać coś ważnego.
Z jednej strony – chrześcijańskie wychowanie, tradycja, modlitwa. Z drugiej – pytania, których nigdy nikt mi nie pomógł zadać.
Czy ktoś z Was miał podobnie? Że psychodeliki popchnęły Was bliżej duchowości – albo ją kompletnie rozłożyły i poskładały na nowo?
Dzięki z góry za każde słowo. Lubię słuchać ludzi, którzy byli tam, gdzie ja dopiero idę.
Przeniesiono —
Zabrałem ze sobą swoje bongo urodzinowe, zapalniczkę, mały cybuch, sitaki oraz fiolkę z 0.08g changi (25% DMT). Miałem przy sobie doświadczoną osobę w klimatycznym miejscu, odizolowanym od osób trzecich. Set zajebisty i w sam raz. Jeżeli chodzi o setting to byłem zmieszany i nie miałem nic konkretnego na głowie, na czym chciałbym się skupić. Ostatni raz byłem na DMT w grudniu zeszłego roku w ramach przetestowaniu na sobie dawki "uczuleniowej" - 0.08g (domyślną dawką wypierdalającą w powietrze miało być 0.16g). Udało się wtedy potwierdzić, znaczny wpływ ekstraktu ruty stepowej na doświadczenie - mniejsze dawki są mocniejsze i bardziej rozłożone w czasie, a więc przystępniejsze. Dość długo zwlekałem z przyjęciem kolejnej dawki. Powodem było rozpoczęcie kolejnego, tym razem dużo poważniejszego okresu abstynencji THC od 1 stycznia tego roku. W między czasie jeszcze zakończyłem też swój pierwszy związek. Chciałem, żeby pasywne stężenie THC we krwi spadło do zera, a następnie żeby głowa/ciało w miare przyzwyczaiły się do braku jego obecności oraz żeby emocje po zerwaniu przygasły.
Bongo zalane, cybuch nabity i ogień w dłoni. Za każdym razem przed przyjęciem DMT, przyśpiesza mi tętno, ciało się stresuje i mam opór przed zajaraniem. Uspokoiłem się głębszymi wdechami i rozmową z przyjacielem, a po kilku minutach, zjarałem zawartość cybucha. Otoczenie stało się intensywniejsze i żywsze, a kontrast kolorów zrobił się cieplejszy. Skupiłem jednak swoją uwagę do swojego wnętrza, położyłem się na kocu i zamknąłem oczy. Muszę przyznać, że doświadczenie mnie trochę przetyrało na głowie. W styczniu byłem dać 3 miesięczne wypowiedzenie w robocie, w której siedziałem prawie 3.5 roku i w planach mam wyjechać za granicę w pojedynkę. Chciałbym zarobić trochę kasy, odpocząć od swojego otoczenia, przeżyć coś nowego/otworzyć nowy rozdział w swoim życiu. Zdałem sobie wtedy sprawę o ogromie tego przedsięwzięcia, że nie zostało mi dużo czasu i że powinienem wykorzystać go w pełni, dopóki jeszcze nie wyjechałem. Wyszedł ze mnie ból dotyczący problemów rodzinnych - alkohol, zdrowie ojca czy rozwód rodziców. Jestem świadomy jego istnienia, ale po prostu do siebie go nie dopuszczam i się na niego znieczuliłem, bo w ten sposób jest mi łatwiej. Doszło do tego uczucie samotności w kontekście związków partnerskich, które już od kilku tygodni mi doskwiera. Towarzyszyły mi wtedy wizje ponownych prób znalezienia kogoś za pośrednictwem aplikacji randkowych, które odebrałem bardzo negatywnie - nie mam z tym najlepszych wspomnień. Zwróciłem też uwagę na to, że zupełnie niepotrzebnie zacząłem się udurzać wieczorami naparami z muchomora czerwnego i na takim podkładzie waporyzując dużo CBD czy też szałwii wieszcza. W trakcie doświadczenia czułem się na tyle przytłoczony, że wypływała ze mnie wręcz chęć ucieczki w bezpieczne miejsce - w ramiona matki.
Kiedy już poczułem, że peak mam za sobą i zaczęło mi powoli schodzić, to usiadłem i zacząłem rozmawiać z przyjacielem. Zacząłem się zwierzać z tego co przeżyłem oraz opisywałem to jak się czuję i jakie wrażenie wywarło na mnie to doświadczenie - cały czas wydaje mi się, że wszystko wiem, jestem świadomy czy szczery ze samym sobą, a kiedy tylko jestem postawiony pod ścianę w trakcie tego typu doświadczenia, okazuje się, że tak naprawdę uciekam, oddaje się eskapizmowi i lecę w chuja. Oczy jak ping-pong'i - "ale jak to, że ja robię się znowu w chuja?". Mówiąc to, śmiałem się z tego, ale czułem, że z tego powodu chce mi się też płakać. Oddając się rozmowie miałem problemy z utrzymaniem uwagi i gubiłem wątki. Kiedy już znaczna część tej dawki mi z dupy zeszła to poczułem ulgę i czułem się odświeżony. Posiedzieliśmy jeszcze dłuższą chwilę i wróciliśmy do niego na chatę. Wiedziałem już, że w najbliższym czasie, będę chciał to powtórzyć w odosobnieniu i także też się to stało kilka dni później.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Spakowałem się, pojechałem, zaparkowałem auto pod lasem, zostawiłem telefon w schowku i wyruszyłem w kierunku mojej ulubionej miejscówki - duża, regularnie koszona polana w środku lasu otoczona drzewami i terenami podmokłymi. Rzuciłem swoje rzeczy na ziemię i poszedłem po wcześniej już zajebany przeze mnie betonowy blok spod ambony. Ze swetra zrobiłem sobie worek i nazbierałem sporo szyszek. Na bloku rozpaliłem w kuchence turystycznej, na której w garnku gotowałem sobie tymianek, passiflorę, pędy sosny i świerku - wyszło mi jakieś półtora kubeczka. Położyłem się i zrobiłem trzy rundy oddychania Wim Hofa, kończąc bhastrtiką. Następnie wyjąłem bongo i cały pozostały osprzęt wraz z tą samą dawką 0.08g changi.
Setting kurwa wyborny - polana otoczona drzewami i uderzającymi promieniami słońca, będąc całkiem samemu (nie licząc jeżdżący ciągnik kilkaset metrów/kilometr ode mnie). Set - czułem się znacznie pewniej po ostatnim razie kilka dni temu i też nie miałem jakiejś konkretnej intencji. Oczywiście nie obyło się bez oporu przed rozpoczęciem palenia, ale dużo łatwiej było go tym razem przełamać. Skończyłem jarać całe nabicie, trzymam dym w płucach - kurwa uwielbiam ten smak/zapach palonego DMT. Wypuszczam dym i rozpoczyna się spektakl - trawa smugana wiatrem, pnie i korony drzew, niebo oraz chmury zaczynają się zlewać w jedno tworząc z każdą kolejną sekundą coraz bardziej intensywne geometryczne kształty. Dźwięki ćwierkających ptaków, owadów, trawy/drzew wprawionych w ruch przez wiatr tworzą cudowne wrażenia muzyczne. Zacząłem myśleć o śmierci/końcu istnienia - ten motyw pojawia się bardzo często, gdyż związana z nim była moja trauma z dzieciństwa, czyli strach przed śmiercią swoją i bliskich. Sięgam dłonią ku niebu, zaciskam pięść, uśmiecham się i mówię "Kurwa dlaczego? Dlaczego istnieję po to, żeby doświadczać i na samym końcu zniknąć?". Mam świadomość tego, że jestem przywiązany do istnienia, bo to ciało zostało tak zaprogramowane. Kładę się, patrzę się w niebo i zamykam oczy, chcąc się oddać doświadczeniu.
W pewnym momencie jednak coś jest nie tak. Usiadłem i skuliłem się, byłem w stanie czuwania i czułem niepokój. Zanim się zczaiłem, że siedzę obsrany, to minęło kilka minut. Słyszę za sobą dźwięk stukania w drewno i wiem, że to tylko dzięcioł bądź inny ptak, staram się sobie to wytłumaczyć, ale "ruska zabawka" już się zakręciła. Mówię sobie "Co jest? Ja nie ogarniam?", "Nic się kurwa nie dzieje, siedzisz sobie i jest bezpiecznie". Pomyślałem sobie, że może wstanę i przejdę się po polanie, ale siedziałem tak zamrożony w miejscu. Na przemian tracę świadomość i po chwili do mnie wraca. Dalej sobie mówię - "No nie podoba mi się, chciałbym żeby mi zeszło". W między czasie słońce chowało się za chmurami, a mnie robiło się zimno. Odpalił się mechanizm, który kazał mi się ocieplić - siedziałem na gołej klacie, więc pierwsze co do głowy przyszło to założyć sweter. W trakcie zakładania się zatrzymałem i sobie mówię - ''ha ha kurwa, zrobiło się zimno i trzeba sweterek ubrać?". Chciałem, żeby moje ciało nie miało wyboru, odpaliło brunatny tłuszczyk i samo się rozgrzało, ale po chwili uznałem, że mając takie "ojo" na głowie, nie będę sobie życia utrudniał - założyłem go. Wstałem i zacząłem iść przed siebie - potrzebowałem poczucia kontroli, więc chociaż nad spacerem ją miałem. Chciałem zacząć rozmawiać ze sobą, żeby opisać i nazwać to co się ze mną dzieje, ale jednocześnie jak ta potrzeba była obecna, to równocześnie czułem, że chciałbym sobie tak chodzić w milczeniu i po prostu być/doświadczać. Wymusiłem jednak gadkę i udało mi się zlokalizować przyczynę, która sprawiła, że włączył się mój układ współczulny i odpalił tryb "walcz lub uciekaj". Powodem była ilość bodźców, dobiegających z otoczenia - poczułem się tym przytłoczony i zagrożony. Mówię "Japierdole, nie wierzę. Las mnie rozjebał?". Byłem pod wrażeniem - idąc lasem na trzeźwo, pasywny "dźwięk_lasu.mp3" nie wywołuje na mnie takiego wrażenia. Kilka minut później poczułem się już naprawdę zajebiście. Chodząc, zacząłem kontemplować swoje relacje czy też kontynuowałem rozważania dotyczące śmierci.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Napisalem ten post w maju i pozostawilem go wersji roboczej do dzisiaj. Wtedy wydawalo mi sie, ze mam cos jeszcze do uzupelnienia, ale dzisiaj jak przejzalem go ponownie to uznalem, ze w sumie nic wiecej nie musze dopisywac.
03 sierpnia 2025ginold pisze: Siemanko,
Dziś pierwszy raz tu zaglądam – i chyba dobrze trafiłem.
Mam za sobą kilka tripów na grzybach i LSD, które sporo mi pokazały – i po prostu dały dużo radości. Ale coraz częściej czuję, że to nie tylko „fajne doznanie”, tylko jakaś podróż w stronę głębszego zrozumienia.
Zacząłem się interesować changą i 5-MeO-DMT, trochę się tego boję, ale też czuję, że mnie przyciąga – jakby miało tam czekać coś ważnego.
Z jednej strony – chrześcijańskie wychowanie, tradycja, modlitwa. Z drugiej – pytania, których nigdy nikt mi nie pomógł zadać.
Czy ktoś z Was miał podobnie? Że psychodeliki popchnęły Was bliżej duchowości – albo ją kompletnie rozłożyły i poskładały na nowo?
Dzięki z góry za każde słowo. Lubię słuchać ludzi, którzy byli tam, gdzie ja dopiero idę.
Przeniesiono —![]()
![[mem]](https://hyperreal.top/wtf/memy/b/be81fc38-91be-4614-9f39-f7e62939e82e/9bb8f3dd07ba7879c621b74bd4b0e0e6a050a798bf576a2e964976bd3edc39e9_1.jpg?X-Amz-Algorithm=AWS4-HMAC-SHA256&X-Amz-Credential=nxyCWzIV8fJz5t5dUSIx%2F20250818%2FNOTEU%2Fs3%2Faws4_request&X-Amz-Date=20250818T042201Z&X-Amz-Expires=3600&X-Amz-SignedHeaders=host&X-Amz-Signature=fe49c10f1e1fc74b2bbf93bd4f8dfee1286752c8ec2fb692681986544da7ad46)
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/cbd_0.jpg)
Legalne, ale traktowane jak podejrzane. Nowy biznes tonie w absurdach przepisów i kontroli
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_artykul_skrot/uecocaine.jpg)
UE alarmuje: coraz więcej Europejczyków zażywa kokainę i inne ciężkie narkotyki
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/weedtravelbyair.jpg)
Podróż z medyczną marihuaną samolotem – co musisz wiedzieć?
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/dhh.jpg)
Bransoletka, która chroni przed „pigułką gwałtu”. Wynik w kilka sekund
Naukowcy z Portugalii i Hiszpanii opracowali papierową bransoletkę wyposażoną w miniaturowy czujnik, który w ciągu kilku sekund potrafi wykryć w napoju najczęściej stosowane substancje odurzające, m.in. GHB, skopolaminę, ketaminę czy metamfetaminę.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/cocaine-rotting-hides.ee7f25.jpg)
Zatrzymano oficera żandarmerii który kierował gangiem handlującym heroiną!
Policja w Portugalii zarekwirowała 1,5 tony kokainy od międzynarodowej grupy przestępczej, którą kierował kapitan żandarmerii z Porto.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/sadodlomlotek_0.jpg)
Farmaceuta skazany na 2 lata więzienia za nieumyślne doprowadzenie do śmierci
Sąd Najwyższy rozpatrywał niedawno wniosek o kasację wyroku, jaki wydano w sprawie farmaceuty, który miał nieumyślnie doprowadzić do śmierci kobiety. Z akt sprawy wynika, że wsypał zmarłej narkotyk do napoju, co doprowadziło do jej śmierci. Farmaceutę skazano na 2 lata pozbawienia wolności.