Co skłania do samobója? Zwykle skrajna deprecha, cierpienie psychiczne które trudno załagodzić, dojmujące poczucie winy oraz koszmarny pesymizm, subiektywne odczucie, że nic dobrego nas już w życiu nie czeka. Dodaj do tego anhedonię i trudną sytuację życiową oraz ewentualnie syndrom odstawienny i otrzymasz samobójczy koktajl, truciznę równie skuteczną jak arszenik. Kto nie był w takim stanie, ten nie ma pojęcia jak to wygląda widziane z perspektywy własnego ja, ze środka swojej czachy. Gadanie w stylu ogarnij się, trzeba być twardym, inni mają gorzej albo świat jest piękny dla jest takiej osoby kompletnie pozbawione efektu terapeutycznego, wręcz sytuację pogarsza, pogłębia bowiem już i tak dojmujące poczucie winy. Niby nie piszę nic nowego ale sam to wszystko przeżyłem na własnej skórze więc wiem o co chodzi.
Czy depresja bywa skutkiem zażywania narkotyków, czy też odwrotnie, depresja sprawia do sięgania po polepszacze nastroju? Mój pierwszy epizod ciężkiej egzogennej deprechy wystąpił w czasie gdy nie ćpałem jeszcze niczego poza maryśką a i od niej miałem półtoraroczną przerwę, alkohol piłem zaś okazjonalnie. Na GAD cierpię zaś właściwie od dzieciństwa. Dla mnie osobiście to wystarczy za odpowiedź na postawione wyżej pytanie. Po drugi sięgają różni ludzie i wielu z nich robi to rekreacyjnie lub z ciekawości, wpierdalają się zwykle natomiast ci, co i tak mają różne problemy psychiczne. Tylko, co oczywiste narkotyki pomagają krótko a w długiej perspektywie jedynie pogarszają nasz stan.
Ja jeszcze na początku 2017 bałem się wychodzić na balkon na peta, tak mnie korciło aby skoczyć i paląc non stop o tym myślałem. Miałem też opracowany własny genialny sposób, mniej drastyczny i bez szans na odratowanie oraz bezbolesny. Ten sposób to, gdybym był sam w domu, zjedzony listek alpry zapity ćwiartką wódy, potem jak benzo zacznie wchodzić 100 jednostek szybko działającej insuliny (jestem cukrzykiem) i jeszcze listek tabletek a potem kolejna ćwiarteczka. Bilet w jedną stronę. Usypiam i w przeciągu 30 minut jestem już w krainie Wiecznych Łowów albo w Szeolu. Myślę, że już kwadrans od rozpoczęcia wdrażania procedury, licząc czas potrzebny na dojazd karetki i rozpoznanie, byłbym nie do odratowania. Neurony umarłyby z głodu. Czemu tego nie zrobiłem? Może po prostu "nie mam jaj" albo raczej cierpiałem nieostatecznie. Statystyki podają, że większość samobójstw to decyzja chwili, gdy nie można już ze sobą wytrzymać nie zaś przemyślany plan. Samobójcy nie są zaś ani ludźmi odważnymi, ani tchórzami. Ciężar na barkach jest zwyczajnie zbyt duży i kręgosłup pęka jak zapałka, w jednej chwili.
Co może potencjalnemu samobójcy pomóc pozostać pośród żywych? Po pierwsze i najważniejsze (na początek): LEKI! Odpowiednio dobrane, najlepiej na szpitalnym oddziale, w ostateczności ambulatoryjnie. Jeśli jeszcze nigdy nie byłeś u psychiatry, nie wahaj się - to żaden wstyd, to dowód dojrzałości i odwagi. Podobnie jak szczere mówienie o sobie, o tym co nas boli, co zawstydza, za co czujemy się winni, patrząc jednocześnie drugiemu człowiekowi w oczy. I tak gładko przechodzimy do punktu drugiego, czyli psychoterapii. Bez leków w stanach ciężkich jest ona niemożliwa, bo brak na nią siły lub odwagi. Ale jak już zaczniemy, bardzo pomaga trwale przebudować życie. Można też z czasem zmienić proszki, odstawiając/ograniczając te uzależniające i zamulające na korzyść aktywizujących. Ale to decyzja lekarza prowadzącego, choć oczywiście można mu coś zasugerować. Po trzecie, gdy poczuje się pozytywnego kopa z punktów jeden i dwa, należy go jak najefektywniej wykorzystać, bowiem z czasem minie aby trwale, obiektywnie poprawić jakość swojego życia. Trzeba np. zrobić prawo jazdy albo znaleźć fajną pracę, zacząć naukę, związek (spełniona miłość to najlepszy drug ever) bądź regularne uprawianie zajawkowego sportu. Można wrócić do dawnych hobby albo odnaleźć nowe. Nie trzeba oczywiście wprowadzać wszystkiego na raz i łapać zbyt wiele srok za ogon, tylko realizować coś konsekwentnie dołączając inne pomysły w miarę możliwości i nie przejmując się porażkami. Nauczyć się sobie wybaczać to trudna sztuka i często warunek ozdrowienia. Po czwarte, nie warto się dołować dodatkowo. Zakazane jest wspominanie sławnych samobójców, Zaduszki za Magika czy Cobaina, słuchanie depresyjnej muzy, czytanie tego wątku. Lepiej przerzucić się na Reggae i Leśmiana, z EMO Rocka i Wojaczka. Zakazane jest wchodzenie w ten wątek ;-).
Do tej pory nie wspominałem nic o narkotykach i zrobiłem to specjalnie. Nie uważam żeby abstynencja sama w sobie miała jakąś wielką, mityczną wartość. Gdy narkotyki są bezpośrednim powodem, dla którego chcesz ze sobą skończyć, całkowicie spierdoliły Ci życie, obecnie powodując jedynie cierpienie (głównie Opio I.V.) odwyk będzie niestety konieczny i to jako krok zero. Jeśli ośrodek zamknięty to dla Ciebie za wiele, spróbuj chociaż terapii dziennej. Można też wybrać bardziej lajtowy rygor. W Warszawie na WAT terapeuci przymykają oko na drobne wyskoki, byle na zajęcia przychodzić trzeźwym. Można też zaspać lub wyjść wcześniej. Nie sprawdzają listy obecności. Taki odwyk to też psychoterapia. Gdy jednak drugi są problemem dodatkowym, namiastką samoleczenia lub po prostu na razie brakuje siły do zerwania z nałogiem, najpierw trzeba się zająć depresją. To druga po paleniu przyczyna śmierci, w naszym regionie Europy, daleko przed alkoholem i narkotykami. Choroba potencjalnie śmiertelna, w 6% - 12% kończąca się śmiercią samobójczą. Sprawa priorytetowa. Narkotyki można wtedy zostawić na później, jedynie nieco ograniczyć, unikając co najwyżej interakcji z lekami.
Pamiętaj! Nadejdzie wreszcie czas, gdy poczujesz się lepiej. Gwarantuję i mówię na własnym przykładzie. Pomyślisz wtedy "jak dobrze, że tego nie zrobiłem!". Życiem można się znowu cieszyć, choćby odrobinę. Ja dodatkowo wiem, że złamałbym serce Matki, ostatniej osoby, która przy mnie niezłomnie trwa...
Pozdro!
Od pokoju do planety
08 czerwca 2017Grentoo pisze: Jestem w ośrodku ale dużo myślę o ostatecznym skończeniu z sobą. Wybieram U47 jako metode. Raz przedawkowałem ale mnie odratowano. Piękna spokojna śmierć. 5 lat myśli samobójczych. Mam dość.
To teraz wyobraź sobie, że popełnisz samobója za pomocą benzo, które wyłącza psychodeliczną fazę. Albo opio, które ją spłyca. Serio, jak już chcesz pokazać, że masz "jaja", to popełnij samobója na trzeźwo ;).
09 czerwca 2017Blu pisze: Ja czekałem 8 lat i było warto. Przestań cpać to absolutna podstawa, bez tego nie masz szans. Po ćpaniu opio musisz poczekać minimum z 2 lata żeby mózg doszedł do siebie i nauczył się funkcjonować na trzeźwo.
Piekło to masz już teraz, jeśli zdołasz wytrzeźwieć to będzie lepiej, tylko daj sobie czas. Wiem że trudno w to uwierzyć patrząc z perspektywy którą masz teraz, ale taka jest prawda.
10 czerwca 2017benzoswiezy pisze: @ up kojarzę nieco twój nick, kojarzy mi się głównie z odwiecznym pierdoleniem (w sensie: od lat) o tym, że chcesz się odwalić :emo:
jakby ci się udało, byłoby przynajmniej mniej spamu
12 czerwca 2017jan potocki pisze: ...
bez wiosennego w wiośnie życia nieba?...
Wołają na nas, że w złą idziem stronę,
precz o świat troskę rzucając powinną,
a czy pytają się nas, co nam trzeba
i czyśmy mogli obrać drogę inną?
13 czerwca 2017Camel pisze: Poradnik Młodego Samobójcy by Camel
Ja jeszcze na początku 2017 bałem się wychodzić na balkon na peta, tak mnie korciło aby skoczyć i paląc non stop o tym myślałem.
Pozdro!
Na którym piętrze mieszkasz?
13 czerwca 2017jan potocki pisze:Na ósmym. Szansa śmierci pewnie z 90%. Możliwość paraliżu i życia z rurką w żołądku. Ale jak pisałem, samobój to zwykle decyzja chwili.13 czerwca 2017Camel pisze: Poradnik Młodego Samobójcy by Camel
P.S. Nie piszę o myślach samobójczych aby się chwalić, tylko dlatego, żeby podkreślić, że znam problem od podszewki. Obecnie dzięki Pregabalinie i Wellbutinowi (Buspropion) takich myśli już nie mam ^_^
Od pokoju do planety
Wcale nie takie duże to prawdopodobieństwo śnierci z powodu upadku z wysokości jest. Ostatnio taki Heniek, z drugim Marianem byli na ostatnim piętrze jakiegoś wieżowca myć okna. Obaj zleceli, a jeden Heniek żyje i ma się dobrze. Które to piętro było, to nie pamiętam ale stawiam, że coś pomiędzy 20, a 30.
Co do tej szyszynki, to jest film Martyrs poruszajacy jakby ten temat.
EOOT
The methapor of Life
ledzeppelin2@safe-mail.net
Ja za chuja nie wybrałbym skoku i nawet nie z powodu szans przeżycia, bo już podejmując taką decyzję, znalazłbym coś w miarę pewnego +15 pięter i betonowe miejsce lądowania. W sumie wystarczyłoby lecieć na główkę, jak sobie zakładają skaczący, ale coś mi się wydaje, że zamiast na bańkę to bym zaczął asekuracyjnie próbować lądować na nogach...a wtedy wiadomo - kolana przy uszach.... :scared:
Fajnie wygląda opcja w tych punktach eutanazyjnych w Szwajcarii. Pacjent-samobójca (bo de facto nikt tam nikogo nie uśmierca, tylko jest to akt samobójstwa) dostaje drinka po którym zasypia w ciągu tam 8-12 minut a tak do 30min już jest martwy. Lekarz tam może w aptece kupić "zestaw do eutanazji" czyli pentobarbitalu sodu + benzo na sen. Przed podaniem barbituranów, chyba na jakąś godzinę przez pacjent wypija jakiś preparat pomagający lepiej go wchłonąć i chyba też przeciwwymiotny,ale podejrzewam, że bez tego dałoby radę też. Nie wiem tylko czy we wszystkich tych "placówkach" jest ten sam mix podawany. Są na YT filmy z takiego zabiegu (ci lekarze muszą mieć dowód do sądu, że pacjent sam wypił ten roztwór i popełnił samobójstwo - tak to tam jest załatwione prawnie) i wygląda to na prawdę spoko. Ten główny lek, chyba powinno się dać jakoś ogarnąć i u nas, bo widzę, że stosuje się go powszechnie do usypiania zwierząt. Ma ktoś znajomego weterynarza ?? :-D
A w ogóle, gdybym już mógł wybierać sposób skończenia ze sobą to chyba strzał w łeb - najlepiej przy pomocy osoby trzeciej - taka koleżeńska przysługa - szybko i celnie w tył głowy jak Sowieci w lasach Katyńskich... Przy tych eutanazyjnych cudach, jednak czeka się te parę minut albo i dłużej w zależności od organizmu i już się wie, że kostucha stoi w progu... bałbym się, że zeświruje, zadzwonię na 112 albo cuś a kulka w łeb ? Bach i Cię nie ma. Tak, tak - wiem, że i tu się cuda zdarzały (Lisbeth Salander... ;-) )ale bez przesady....jeszcze przez kogoś i w tył głowy.
Biednemu żuczkowi...właściwie staremu żukowi jak ja, to pozostaje z realnie dostępnych opcji jedynie linka i kawałek gałęzi... Jak dobrze zrobione, to powinno być szybko i nieświadomie
Narkotykowy krajobraz Europy. Nowy trendy na czarnym rynku
Marihuana negatywnie wpływa na płodność kobiet? Nowe badania kanadyjskich naukowców
Ekstaza i ekstaza: jak patrzyliśmy i patrzymy na narkotyki
Danii: jazda autem po zażyciu gazu rozweselającego na równi z jazdą pod wpływem narkotyków
W Danii prawnie zabronione jest prowadzenie samochodu pod wpływem gazu rozweselającego (podtlenku azotu). W takim wypadku kierowca będzie traktowany tak, jakby zażył narkotyki, i może stracić prawo jazdy na trzy lata
Ekstrakty z konopi poprawiają funkcje poznawcze u chorych na Alzheimera – nowe badanie kliniczne
Według nowych danych z kontrolowanego placebo badania klinicznego, opublikowanego w „Journal of Alzheimer’s Disease”, długotrwałe stosowanie roślinnych ekstraktów kannabinoidowych poprawia funkcje poznawcze u pacjentów z demencją związaną z chorobą Alzheimera (AD).
Psylocybina połączona z treningiem uważności łagodzi depresję wśród pracowników ochrony zdrowia
Badanie przeprowadzone przez Huntsman Mental Health Institute przy Uniwersytecie Utah wykazało, że pracownicy ochrony zdrowia zmagający się z depresją i wypaleniem zawodowym, doświadczyli znaczącej poprawy po terapii łączącej psylocybinę z programem mindfulness.
