Psychologia i psychiatria mają tu niewiele do powiedzenia, spróbuj metody małych kroczków.
W Modulatorach GABA Pregabalin Guide z redakcją Matiego.
_____________________________________
Low Functioning Addicts' Lodge:
misspillz.blogspot.com
22 kwietnia 2017marwit pisze: @Ptaszyna
Jak dla mnie wyłania się jakiś problem z koncentracją.
Problemy z dopaminą albo coś.
Próbowałeś Modafinil? On czyni nudne i nieprzyjemne zadania bardziej znośnymi poprzez zwiększenie dopaminy i tym samym pozwala ci się lepiej skupić na zadaniu.
Nie wiem jakiego stima wziąłeś, ale Modafinil tak działa, testowałem na sobie i to się jakoś tam sprawdza, może warto spróbować i zobaczyć.
Ja sądzę, że w moim przypadku wszystko rozbija się o lęk, pobudzenie i irytację wykonywaną czynnością i myślę, że paradoksalnie pomogłyby mi jakieś minimalne dawki benzosów o profilu działania anksjolitycznym, a nie stimy. No, ale ja miałem naprawdę mikrą styczność w życiu z jakimikolwiek środkami, raptem kilka razy przez całe życie zdarzyło mi się coś wziąć i to było wiele lat temu, nie zamierzam sobie j*bać bani niczym.
Co natomiast zamierzam zrobić to udać się do promotorki i szarpać z nią za ubrania, jak na prawdziwego faceta przystało. Pokażę jej k*rwa takie chwyty z SW, że długo o mnie nie zapomni.
Lęk, który odczuwam przed tym zadaniem nie jest silny, ale jestem człowiekiem, który ma jakby bardzo niską tolerancję na awersyjne, nieprzyjemne uczucia i stara się migać, unikać ich. Nawet jak coś wiąże się z niewielkim dyskomfortem psychicznym to moja osoba trzyma się zdala od tego.
Teraz chodzę na treningi i katuję się, walę w worek, ćwiczę na siłowni, od rana chodzę i robię kilometry na pieszo, spotykam ze znajomymi, a wszystko po to, by się zmęczyć, wrócić do domu i mieć w DOOPIE, że nie napisałem tej pracy.
scalono / reisende
22 kwietnia 2017misspill pisze: Skoro z koncentracją i dopaminą to stimy winny bardzo pomóc ruszyć odwlekane rzeczy, a jak widać, po prostu panicznie boi się wykonać pierwszy krok. Źle dobrany kierunek studiów? Lęk przed porażką? Perfekcjonizm? :-)
Psychologia i psychiatria mają tu niewiele do powiedzenia, spróbuj metody małych kroczków.
-co powie promotorka na fakt, że nie byłem u niej tyle (czas ten się wydłuża i sytuacja się pogarsza, błędne koło)
-jak odbierze moją pracę, czy nie uzna tego za gófno
-czy nie każe mi wypiertalać definitywnie
To są 3 podstawowe lęki
Wyżej od lęku postawiłbym stan wewnętrznej irytacji tym zadaniem i chęć robienia czegoś innego, bo irytuje mnie takie siedzenie przerzucanie jepanych kart z kserami książek i co pięć minut: wstaw: przypis dolny, 1., Stara T., Wzgórza mają wpierdol, Stary T.(red), Warszawa 1038, s. 287. Noż, koorwicy idzie dostać.
I dodawanie tego co 2 minuty, i tak przez to stron, tylko po to, by tę pracę ktoś spuścił w kiblu do archiwum, zaraz po obronie. Czemu nie może być np. egzaminu z umiejętności szarpania się za ciuchy? Wygrałbym z każdym. :wall:
Jak teraz wygląda sytuacja z tym? Ograniczyłeś, wyzwoliłeś się?
Z własnego doświadczenia wiem, że kompulsywne scrollowanie gównostronek i inne marnowanie czasu przed komputerem to czynnik, który chyba najbardziej tuczy prokrastynację, chyba nawet jeszcze bardziej niż używki, fapanie i inne gówna.
U mnie jest tak, że wystarczy 1 (!) dzień abstynencji od Internetu i wszelkich podobnych instant rozrywek aby odczuć zauważalną poprawę motywacji i delikatnie mniejszą awersję do czynności nielubianych. Kiedyś po niecałych dwóch tygodniach takiej ascezy dostałem takiego powera, że w jeden dzień zrobiłem więcej niż normalnie przez cały tydzień. Ciekaw jestem bardzo, co by było, jakby tak odstawić tego typu gówniane rozrywki na dłużej, np. rok. W tej tematyce polecam książki prof. Manfreda Spitzera pt. "Cyfrowa demencja" i "Cyberchoroby", a także Nicholasa Carra - "Płytki umysł". Problem jest znany i jest bardzo poważny, zwłaszcza w przypadku niektórych, nadwrażliwych osób.
Odnośnie stimów, to jestem bardzo wrażliwy na kofeinę i wielokrotnie pomagała ona się ogarnąć i wykonać różne żmudne obowiązki. Ale z czasem tak samo jak u Ciebie - zamiast robić pod wpływem tej stymulacji to, co trzeba, wybierałem inne przyjemności. I zgadzam się odnośnie lęków - kofeina daje power, ale jak przychodzi do zmierzenia się z czymś, co naprawdę nas przeraża, to nerwy są jeszcze większe. Bardziej Ci się chce ale jednocześnie masz mniejszy spokój w umyśle.
Podsumowując - to, co polecam, to pustka, maksymalne ograniczenie bodźców i nuda - ale bardziej taka nuda w postaci nicnierobienia i kontemplacji, a nie wykonywania żmudnych i znienawidzonych czynności. Wieczne katowanie się i zmuszanie do robienia różnych zadań i tak nic nie da i dalej będziemy kręcić się w błędnym kole prokrastynacji.
A te śmieszne studia najlepiej rzuć. Po chuj Ci ta magisterka? Kolejny papier do podtarcia tyłka. Ja też z rozpędu poszedłem na mgr, ale rzuciłem po miesiącu, bo strasznie mi się nie chciało i nie widziałem w tym celu (mimo że kierunek inżynierski). Postanowiłem dać sobie kilka miesięcy tylko i wyłącznie dla siebie, na własny rozwój i mam nadzieję, że w końcu też na pokonanie tego gówna.
22 kwietnia 2017Obrazoburca pisze: @Ptaszyna [ ciach ]
Z magisterki nie zrezygnuję, bo mam wszystko zaliczone, jestem na końcu ostatniego semestru magisterskich i byłbym debilem, gdybym to zrobił, zresztą uwierz mi, nie zrezygnowałbyś ze studiów, gdybyś miał świadomość, że w chacie czeka już potężna, grubokostna, mezomorficzna piącha mojego starego, przygotowana na wymierzenie mi luty, gdy tylko wspomnę coś o uwaleniu magisterki. Chcę to skończyć, bo to skończy moje problemy, tym bardziej, że jestem najlepszy na roku, co otwarcie mówią nawet wykładowcy, więc krew mnie zalewa, jak widzę, że najgorsze głąby najlepiej wyrabiają się z terminami, bo są takimi jakby maszynami, które zupełnie nie męczą się tego rodzaju zadaniami, tylko siadają i bezrefleksyjnie piszą sobie te prace. Serio jest taka zależność u mnie na roku, im inteligentniejszy student, tym bardziej odwleka to pisanie.
Co do kofeiny i kawy to kiedyś dużo piłem, ale to jest syf. Daje krótkotrwałe pobudzenie dopaminowe, a potem przechodzi ono w pobudzenie noradrenalinowo - kortyzolowe, podenerwowanie i akatyzję. U mnie to jeszcze pogarsza sytuację, bo idę robić coś innego.
Jestem załamany, bo gównostronki przerzucam już tak, że potrafię w kółko oglądać mój ulubiony filmik na yt 1000000 razy dziennie i to ten sam moment, który trwa 10 sekund. To jest doszczętnie zryta kalibracja i nie wiem jak z tego wybrnę, bo starzy już od dzieciństwa zapodawali mi ulubione bajki i piosenki w kółko macieju. Jestem jak zacięta płyta i tylko dlatego, że jestem naprawdę dobrym cwaniakiem, kombinatorem i manipulatorem z dużą charyzmą udało mi się przetrwać 5 lat studiów ku rozwścieczeniu całej grupy.
Mam też takie niefrasobliwe, nieodpowiedzialne podejście do konsekwencji, jestem typem, do którego jakby nie dociera waga sytuacji i nie umie ocenić zagrożenia i nieraz kończyło się to katastrofą.
Powód: nie cytuj posta pisanego powyżej / TiJaz
22 kwietnia 2017Ptaszyna pisze: Właśnie stary to jest problem i też mam podejrzenia, których od dłuższego czasu nie dopuszczam do siebie, że za wszystko odpowiada właśnie nawykowe, od lat hodowane przeglądanie gównostronek, ponieważ ja nie ćpam totalnie, no fap prowadzę od lat (muszę sobie ulżyć, ale to przeważnie z dziewczyną, a sam bardzo rzadko). Na 99% jestem przekonany, że to jest wina wykształcenia w sobie od dzieciństwa nawyku uzyskiwania szybkiej gratyfikacji i koncentrowania na czynnościach, które przynoszą gratyfikację i przyjemność od razu. Obowiązki domowe wykonuję, prace na jeden, czy kilka dni, ale przerażają mnie wszelkie długotrwałe, mozolne projekty, które grożą konsekwencjami.
12 lat (6-ta klasa podstawówki) - jeszcze olbrzymi zapał i pasja do nauki, pochłaniałem masę książek, średnia dużo ponad 5,0 etc. - nic nie wskazywało żadnych problemów
13 lat (1 klasa gimnazjum) - uzyskanie stałego dostępu do Internetu w domu - i tym samym zauważalnie mniejszy zapał do nauki, nasilenie lęków i frustracji, coraz większe problemy z odwlekaniem - ostatni raz w życiu czerwony pasek
14 lat - stały dostęp do Internetu + komputer prawie na wyłączność we własnym pokoju - całkowity zanik chęci do nauki, od tej pory leciałem praktycznie tylko i wyłącznie na "zdolnościach" i tym, co wynosiłem z lekcji. 90% wolnego czasu zacząłem przeznaczać na Internet i gierki, a z obowiązków wykonywałem tylko niezbędne minimum, co musiałem zrobić i nie miałem wyjścia.
Zauważyłem, że włączenie do tego wszystkiego alkoholu, mj i wielu innych niezdrowych nawyków i nałogów, wcale mocno sytuacji nie zmieniło. Siła prokrastynacji jest równie wielka, zarówno jak miałem te 14-18 lat, jak i obecnie. Pierwsze studia rzuciłem z powodu niemocy, lęku i frustracji w czasie, gdy byłem jeszcze naprawdę grzeczny. Co do NoFapu - zdecydowanie poprawił jakość mojego życia, głównie w kontekście społecznym - z nieśmiałego stulejarza srającego w gacie w obecności większej liczby osób niż 2, stałem się ekstrawertykiem, osobą pewną siebie w kontaktach społecznych. Ale co do prokrastynacji, to oczywiście to postanowienie samo w sobie nie likwiduje problemu.
22 kwietnia 2017Ptaszyna pisze: Z magisterki nie zrezygnuję, bo mam wszystko zaliczone, jestem na końcu ostatniego semestru magisterskich i byłbym debilem, gdybym to zrobił, zresztą uwierz mi, nie zrezygnowałbyś ze studiów, gdybyś miał świadomość, że w chacie czeka już potężna, grubokostna, mezomorficzna piącha mojego starego, przygotowana na wymierzenie mi luty, gdy tylko wspomnę coś o uwaleniu magisterki. Chcę to skończyć, bo to skończy moje problemy, tym bardziej, że jestem najlepszy na roku, ...
U mnie w rodzinie wszyscy są już przyzwyczajeni i uodpornieni na to, że coś rzucam - rzucałem/zmieniałem nie raz zarówno studia, jak i pracę.
22 kwietnia 2017Ptaszyna pisze: jak widzę, że najgorsze głąby najlepiej wyrabiają się z terminami, bo są takimi jakby maszynami, które zupełnie nie męczą się tego rodzaju zadaniami, tylko siadają i bezrefleksyjnie piszą sobie te prace. Serio jest taka zależność u mnie na roku, im inteligentniejszy student, tym bardziej odwleka to pisanie.
22 kwietnia 2017Ptaszyna pisze: Co do kofeiny i kawy to kiedyś dużo piłem, ale to jest syf. Daje krótkotrwałe pobudzenie dopaminowe, a potem przechodzi ono w pobudzenie noradrenalinowo - kortyzolowe, podenerwowanie i akatyzję. U mnie to jeszcze pogarsza sytuację, bo idę robić coś innego.
22 kwietnia 2017Ptaszyna pisze: Jestem załamany, bo gównostronki przerzucam już tak, że potrafię w kółko oglądać mój ulubiony filmik na yt 1000000 razy dziennie i to ten sam moment, który trwa 10 sekund. To jest doszczętnie zryta kalibracja i nie wiem jak z tego wybrnę, bo starzy już od dzieciństwa zapodawali mi ulubione bajki i piosenki w kółko macieju.
Fora, Wykopy i inne interesujące portale potrafię odwiedzać w pętli w kółko, przez cały dzień. Scrolluję tak długo, że chyba dopiero ciśnienie na sikanie czy sranie jest w stanie zmusić mnie do przerwania (żeby nie było, jedzenie jest często zbyt słabym argumentem). Jak ciekawi mnie jakiś wątek i w nim odpiszę, to sprawdzam czasem co kilka minut, czy nie pojawiła się nowa odpowiedź. Generalnie Internet jest dla mnie wylęgarnią całej masy kompulsywnych nawyków, nad którymi niesamowicie ciężko zapanować. Czasem nawet jak sobie postanowiłem żelazną zasadę, że nie wchodzę na żadne gównostronki - to potem się okazuje, że wszedłem i zacząłem scrollować - i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę (uświadomiłem) z tego co robię i przypomniałem o przedsięwziętym postanowieniu!
22 kwietnia 2017Ptaszyna pisze: Mam też takie niefrasobliwe, nieodpowiedzialne podejście do konsekwencji, jestem typem, do którego jakby nie dociera waga sytuacji i nie umie ocenić zagrożenia i nieraz kończyło się to katastrofą.
Potężne uzależnienie, zaryzykowalbym stwierdzenie że jeszcze większe niż narkotyki. Nie mam pojęcia jak to rzucić.
23 kwietnia 2017Sinnis pisze: Ta nuda jest tak bardzo nieprzyjemna dla mnie, że dosłownie wariowałem, gdy odcialem sobie dostęp do internetu, gierek, telefonu i tv lapala mnie taka kurwica ze nie wytrzymałem dłużej niż 2 dni,
23 kwietnia 2017Sinnis pisze: Potężne uzależnienie, zaryzykowalbym stwierdzenie że jeszcze większe niż narkotyki. Nie mam pojęcia jak to rzucić.
Prokrastynator ma konkretnie przejebane - musi całe swoje paliwo w postaci rezerw silnej woli wykorzystać zarówno na powstrzymanie się od robienia tego, czego nie powinien i co szkodzi (czyli np. kompulsywne scrollowanie gównostronek), jak i na zmuszanie się do robienia tego, co powinien robić (szkoła, praca, obowiązki). I z jednej i drugiej strony mamy potężną siłę - silne uzależnienie, a także całą paletę silnych odczuć awersyjnych w postaci lęku, frustracji, znudzenia, demotywacji, spadku nastroju, stresu. Trzeba by być istnym superherosem, by przeciwstawić się temu wszystkiemu na raz, zatem prokrastynator przez większość czasu swojego życia czuje się źle, bo to wszystko nie wychodzi jak powinno. Każdy, kto pierdoli o lenistwie i braku woli takiej osoby, jest kretynem - i najprawdopodobniej gdyby sam musiał mierzyć się z takim oporem, to by totalnie wymiękł. Jak ktoś mi tak pierdoli, to mam na niego sposób. Pytam się go, czy potrafiłby pościć przez tydzień o samej wodzie, a każdego ranka brać na twarz lodowate prysznice. Odpowiedź jest przeważnie taka: "eee no co Ty, głowa by mnie bolała jakbym nie jadł, a w ogóle to jestem ciepłolubem, więc nie bardzo". Ja wtedy na to mówię - "No widzisz, a ja nie mam z tym problemu - taki jestem twardy. Będziesz podważać dalej moją siłę woli?". Ludzie zmagający się z prokrastynacją nie tyle nie mają siły woli, co po prostu potrzebują jej dużo większych zasobów niż inni - z racji gigantycznych oporów do pokonania. Ktoś mi kiedyś powiedział, że "takie jest życie i nie mam co pierdolić, bo każdy musi się zmuszać do różnych czynności, nie zawsze się robi to, co lubi". Ja na to mówię, że zgadzam się - ale ja właśnie każdego dnia się próbuję zmuszać do szeregu czynności. Moje życie właśnie na tym polega - to nie jest tak, że sobie odpuszczam i z premedytacją zostaję nierobem na czyimś utrzymaniu. Sam fakt, że prokrastynatorzy cierpią z powodu swojej sytuacji, jest dowodem na to, że w rzeczywistości mają wolę, ambicję i szczere intencje - ale emocje przeciwstawne temu są na tyle silne, że jest heroicznym wyzwaniem, by cały czas z tym walczyć. Jeśli nie zmieni się stanu mózgu, to można się tak boksować aż do samej śmierci i nic z tego nie wyniknie. Mimo wszystko pozostaję optymistyczny, że zmiana jest możliwa. U mnie było tak, że nawet jak coś osiągnąłem, to po jakimś czasie zaczęło się sypać i wracałem do złych nawyków - ale z każdej takiej porażki staram się wyciągać doświadczenia, poszerzam swoją wiedzę i próbuję dalej - tym razem nie doprowadzając się do popełnienia tych samych błędów. Kto wie, może gdybym te 10 lat temu miał tę wiedzę, którą posiadam obecnie, to problem już dawno zostałby przezwyciężony.
Ta nuda jest tak bardzo nieprzyjemna dla mnie, że dosłownie wariowałem, gdy odcialem sobie dostęp do internetu, gierek, telefonu i tv lapala mnie taka kurwica ze nie wytrzymałem dłużej niż 2 dni, potrafiłem stać i gapić się w ścianę 10 minut jak jakiś debil, bo nie miałem pojęcia czym stymulować teraz umysł nieprzyzwyczajony do braku bodźców przez tak długi (relatywnie) okres czasu.
Co do tej nudy, to jest to wynikiem przestymulowania naszych umysłów nadmiarem bodżców. Jest to ciągła, patologiczna potrzeba jakiś wrażeń, ciągły stan podminowania, który jest niezdrowy, bo nuda jest naturalnym stanem, który pojawia się od czasu do czasu. Może się z niej wyłonić się jakieś ciekawe zajęcie, pomysł albo dialog wewnętrzny prowadzący do ciekawych wniosków.
Jak nie miałem w domu kompa będąc dzieciakiem, to nuda pobudzała kreatywność. Razem z bratem wymyślaliśmy wtedy jakieś ciekawe zabawy i nagle okres nudy przeistaczał się w okres zabawy. Odkryłem po długotrwałej abstynencji, że nuda może popychać do szukania różnych, nowych i kreatywnych rozwiązań. Tak samo jak w okresie dzieciństwa może być motywacją do działania w dorosłym życiu.
Jak przestałem spędzać czas na internecie i przed telewizorem, to dopiero dostałem kopa do działania i chęć do zrobienia coś ze swoim życiem. To właśnie ta wszechogarniająca nuda pozwoliła mi odkryć w sobie ukryte pokłady kreatywności.
Leżałem w łóżku i gapiłem się w sufit, bo nie wiedziałem co ze sobą zrobić bez dostępu do internetu i tv. W końcu wpadłem na pomysł, że wyjdę na miasto się pokręcić, a nóż spotka mnie tam coś ciekawego. I tak trafiałem na jakieś wystawy sztuki, koncerty, odkryłem parę ciekawych miejsc do spacerów i zwiedzania.
Z nudów zacząłem chodzić na jakieś kursy, które rozwijały umiejętności przydatne w mojej branży. Kupiłem sobie instrument i uczyłem się grać, z nudów uczyłem się języków obcych, czytałem różne książki, szukałem kontaktów z innymi ludżmi ( wcześniej raczej ich unikałem ze względu na fobię społeczną), załatwiałem zaległe sprawy itd.
Po jakimś czasie zauważyłem, że nuda mi towarzyszy coraz rzadziej, a ja coraz lepiej się bawię żyjąc w ten sposób. Zrozumiałem, że nuda może być mobilizacją do zmian, a nie tylko najpodlejszym stanem rzeczy, który może się przydarzyć człowiekowi.
Pomyślcie ile ciekawych wynalazków ludzie odkrywali z nudów.
Na jednym z forum przeczytałem relację osoby, która całkowicie przestała oglądać telewizję i korzystała z internetu w wyjątkowych przypadkach, kiedy trzeba było załatwić przez internet jakieś sprawy. Pisała, że gdy u znajomych grał telewizor, to miała wrażenie po takiej abstynencji, jakby w kącie pokoju stał jakiś klaun i ciągle nadawał nie dając zebrać myśli. Jakby cały czas rozpraszał uwagę próbując dostarczyć domownikom rozrywki. Uwierzcie mi, że po długotrwałej abstynencji mam dokładnie takie same wrażenia.
A internet ?
Spotykasz znajomych i pytanie " co u ciebie ? " nie budzi żadnej ciekawości ze względu na to, że znasz odpowiedż na to pytanie. Widziałeś przecież na portalu społecznościowym, gdzie byli na wakacjach, co porabiali w ostatnim czasie itd. Najciekawszym odkryciem usunięcia konta na tym portalu było to, że ludzie wykazywali autentyczną ciekawość zadając mi to pytanie, bo nie mieli pojęcia co robiłem ostatnimi czasy. Niby to szczegół, ale to było naprawdę ciekawe odkrycie.
Jest zdecydowanie więcej takich małych zmian, które w połączeniu tworzą kolosalną różnice.
Teraz wiem, że szczęście jest synonimem wolności. Używki, internet, telewizja i inne szkodliwe przyjemnostki, to tylko substytuty szczęścia. Co to za szczęście, skoro staje się jednocześnie naszym łańcuchem ?
24 kwietnia 2017GG Allin pisze: Trzeba się zmuszać, aż w końcu się przyzwyczaisz i stworzysz z tego naweyk.
Niestety, mój przykład pokazuje, że zmuszanie się do wykonywania czegoś i powtarzanie tego wielokrotnie absolutnie nie rozwiązuje problemu. Człowiek dalej kręci się w swoim błędnym kole i dalej mu się nie chce. Tak samo jak np. zazwyczaj nie chce mi się brać prysznica albo szykować jedzenia - prawie każdego dnia robię to dlatego, że muszę, a nie że chcę. Wiele lat powtarzania tego jakoś nie sprawiło, że stało się to nawykiem i nagle zacząłem to lubić i mi się chce. Studiowałem też ładnych parę lat, cały czas zmuszając się do robienia różnych rzeczy. Niestety mój stan umysłu w kontekście motywacji ani drgnął. Mało tego - przez takie zmuszanie się na siłę i podnoszenie poprzeczki zbyt wysoko, można wręcz osiągnąć efekt odwrotny od zamierzonego - i przykładowo doświadczyć czegoś w rodzaju traumy z powodu nasilonego stresu, odnoszonych porażek etc. Układ nagrody jeszcze mocniej upewni się, że to coś to nie jest czynność, którą warto wykonywać i powtarzać.
Jeżeli mózg jest nastawiony (zaprogramowany) na pożądanie natychmiastowych nagród, to można sobie powtarzać i milion razy różne żmudne i nielubiane czynności, i absolutnie nic to nie da - gdyż ta nagroda w takiej sytuacji będzie za mała, za słaba (albo nie będzie jej wcale) i nawyk się nie uformuje. Kluczem jest zrobienie takiego jakby rebootu - zresetowanie mózgu poprzez odcięcie go na dłuższy czas od tych natychmiastowych gratyfikacji właśnie. Gdy nie będzie żadnych nagród na horyzoncie, to mózg zacznie z czasem uruchamiać różne siły, by próbować szukać ich gdzieś indziej. Bardzo fajnie opisał to powyżej @Randy - dłuższy czas nudy doprowadza do tego, że nagle człowiek dostaje olśnienia, pojawia mu się kreatywność i motywacja do różnych działań, które wcześniej w ogóle nie były podejmowane z uwagi na awersję do nich. I co najważniejsze - po dłuższym czasie detoksu od nadmiaru nagród, jesteśmy w stanie osiągać satysfakcję i zadowolenie o wiele mniejszym kosztem. Wtedy właśnie może się okazać, że ta czynność, która do tej pory była nudna i napawała nas lękiem i frustracją, teraz staje się całkiem ciekawa i daje nam więcej przyjemności.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/weedatwork.jpg)
Jeden na dziesięciu trzydziestolatków pracuje pod wpływem. Naukowcy biją na alarm
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/mjleaves.jpg)
Polska zmaga się z "treatment gap". Psycholog: etykieta ćpuna blokuje dostęp do pomocy
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/zdzojntempolak.png)
Polacy a marihuana w 2025 roku: Co mówią najnowsze badania?
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/emblemat-kpp-gniezno.jpg)
Nie wiedzieli, że zatrzymują kolegę. Pijany policjant szalał na hulajnodze
Już jego „styl jazdy” zwracał uwagę, ale okazało się, że to dopiero początek problemów mężczyzny. Policjanci z Gniezna zatrzymali kierowcę hulajnogi. Miłośnik szaleństw na elektrycznym jednośladzie nie tylko był pijany, ale też miał przy sobie narkotyki. Lekkomyślny kierowca to... policjant.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/cocainehq720.jpg)
Zniknęło 400 kg kokainy. Policjanci objęci śledztwem
Biura dwóch policjantów z Biura ds. Zwalczania Przestępczości Narkotykowej we francuskim Nanterre oraz ich domy zostały przeszukane przez IGPN (Wydział Wewnętrzny Inspektoratu Policji) w związku ze sprawą „Trident”. Chodzi o zaginięcie blisko pół tony kokainy. Według informacji „Le Parisien”, przeszukania przeprowadzono w biurach dwóch policjantów z wydziału antynarkotykowego oraz w ich domach. Zarekwirowano także ich tablety i komputery.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/cocainemountain.jpg)
Belgia: Rozbito gang przemytników kokainy
Policja rozbiła dużą grupę kokainową działającą w Belgii. Przemytnicy przywozili narkotyki z Ghany i Dominikany przez lotnisko w Brukseli. Następnie, przez port w Antwerpii, narkotyki były wysyłane za granicę. Niektórzy podejrzani spotykali się regularnie w barze shisha w Vilvoorde (Brabancja Flamandzka), aby omawiać swoje interesy.