W każdym razie...
Zastanawia mnie wasz mechanizm wpadnięcia w ciąg/nałóg?
Żadna substancja nie uzależnia chyba fizycznie po jednym, sporadycznym razie, a forum jest po to, żeby dowiedzieć się, jakie ryzyko niesie dana substancja. Fakt, że się tutaj zarejestrowaliście, stanowi, że raczej nie jesteście ignorantami.
Zatem: dlaczego wpadliście w ciąg/nałóg? I jak to się zaczęło? - to pytanie, rzecz jasna, do co bardziej "doświadczonych" ćpaków.
Dalej: dlaczego nie znacie granicy? Przecież wiecie, że czasami ta symboliczna "kolejna kreska" może się źle skończyć, że trzeba iść spać, bo rano do roboty; obowiązki wzywają. Dlaczego przedkładacie narkomyki nad życie realne? To kwestia "słabej silnej woli"? Czy czego?
Pytanie bonusowe dla przeciwnej strony: ile osób z was brało różne substancje (powiedzmy, niech już będzie: więcej niż 10 różnych rzeczy w życiu) i zawsze znało granicę? Wiedziało, kiedy przestać? I czy zawsze się udawało?
Temat nie dotyczy w sumie ludzi uzależnionych od beznodiazepin, bo to akurat jestem w stanie dosyć zrozumieć.
Karny jeżyk: SŁABO OGARNIAM ANATOMIĘ!
'O ! Została mi połówka fuki. Dlaczego by sobie nie dojebać ?'
Dociągasz, po jakimś czasie czujesz, że jednak 'to nie to', i lecisz po kolejnego wora. Na początku bardzo łatwo paść ofiarą takiego myślenia, bo później ciągi zaczyna się już z premedytacją ;]
ile osób z was brało różne substancje (powiedzmy, niech już będzie: więcej niż 10 różnych rzeczy w życiu) i zawsze znało granicę?
Nie robię ciągów. Staram się ćpać nie częściej niż 2-3 razy w miesiącu.
Wiedziało, kiedy przestać?
beta-ketony - jak wyżej.
psychodeliki - zawsze kończyło się na pojedynczej dawce danego dnia. Nigdy częściej niż raz w tygodniu.
kannabinoidy - maksymalnie 4-6 godzin palenia dziennie, z 5 razy w życiu zdarzyło mi się używać dwa dni z rzędu. Nie lubię kannabinoidów.
dysocjanty - zawsze kończyło się na pojedynczej dawce danego dnia. Średnio około 1 użycie na rok.
benzodiazepiny - zazwyczaj kończy się na jednej dawce. Raz zdarzył mi się 24 godzinny ciąg. Średnio 1 dawka na 2 tygodnie.
gbl - 7 godzinne "ciągi", odstępy tygodniowe; ale ostatni raz piłem jakieś 2 lata temu.
alkohol - kilka razy zdarzyło mi się pić małe ilości ( 1-3 piwa/doba ) przez 2-3 dni.
opiaty/opioidy - brak doświadczenia
tryptaminy - zawsze kończyło się na pojedynczej dawce danego dnia. Nigdy częściej niż raz na 3 tygodnie.
I czy zawsze się udawało?
Miewam problemy w kontaktach między ludzkich po alkoholu lepiej się gada, poznaje ludzi , ludzie jarają to ja zajaram pośmieje się kaca nie ma, potem disco i wzorowe uczennice ze szkoly najebane pigulami , to czemu nie ja i wtedy byly naprawde dobre piguły, pierwszy raz w zyciu czułem taką empatie i pewnosc siebie, a muzyka do tego i światła sprawiły że czekałem cały tydzień na sobote żeby znów poczuć się lepiej jak w domu. Po jakimś czasie pixy zaczęły się pojawiać na tygodniu i tak na granicy uzależnienia lecz w zgranej ekipie składka zakupy i wagary, technikum w pizdu , zostałem sam z komputerem internet hyperrreal acodin LSD df itp itd 2007 rok to był już byłem po uszy lubiłem eksperymentować zajarany psychodelikami pare miesiecy
-ciag psychodeliczny po pare razy w tyg, co skończyło się odrealnieniem , wyalienowaniem, trudnościami z prowadzeniem rozmowy finalnie tolerancja i czar prysł.
miedzy czasie zaczałem pracować na budowie gdzie wpadłem w kolejny
-ciag alkoholowy , gdzie dzień zaczynałem od piwa albo kielicha dzieki czemu zacząłem od nowa ćwiczyć prowadzenie rozmow , to trwało okkoło rok czasu myśle i znalazłem nową prace , z deszczu pod rynne - cala ekipa waliła codzień speeda z szefem na czele i
-ciag speedowy , około 3 lata średnio 5 dni w tyg, z najdluzsza przerwa nie dluzsza niz tydzień, co zaowocowało psychozą amfetaminowa, zaburzeniem mowy (zamotanie , przekrecanie slow , chaotyczne wypowiedzi, ograniczenie do kilku wyklepanych tematow), długi, po jakimś czasie dołączył alkohol i agresywne zachowania, problemy z policja, ogólne zachwiania emocjonalne finalnie depresja i uczucie zapętlenia i zdecydowałem się rzucić pracę, zmienić otoczenie , przez pierwsze 3 miesiace bez proszkow zapijane alkoholem i przypadkowa okazja na iniekcje 3mmc, która napoczęła
-ciąg beta ketonowy, ~pół roku, natychmiastowe wręcz uzależnienie , gdzie życie na kredycie i szkoda pieniedzy na podstawy jak ciuchyl, zacząłem kraśc jedzenie i piwo bo kase można było lepiej spożytkować , w końcu i hajs na czynsz przejebałem ale przygarnął mnie znajomy , ciśnienie rośnie jak i tolerancja , próba zmiany substancji skończyła sie urwanym filmem i szpital , dalo troche do myślenia czy pieniedzy brakło przez miesiac opalalem kupla z jointow i znów próba ucieczki , wyjazd za granice 2 tyg alko ,praca, w pracy na wejsciu , od slowa do slowa dostep do trawki i co jakis czas 3mmc, net apteka i zajebiscie przstepny syrop z kodeina ,
-ciąg kodeinowy (taki mini) , syropek pare razy w tyg przez moze 3 miesiace , troche kosztowny ale nie doprowadził do takich ciśnien jak stymulanty i skonczyło sie gdy spaliłem okoliczne apteki
Wyszło szydło z worka, szukałem winy w otoczeniu a okazalo się że to ja stanowie problem i mój brak samokontroli
Barierą, której złamanie najmocniej na mnie wpłynęło było właśnie ćpanie.
Każdy kolejny drag był tłumaczony ciekawością, eksperymentowaniem. O ile na początku tak było, to późniejszego jechania na karkołomnych miksach i ciągach nie można nazwać ciekawością. Zaczęło się od hehe imprezek, przeszło w branie w samotności z jednoczesnym oderwaniem od rzeczywistości, aż w końcu jechanie w ciągu i wykonywanie prozaicznych czynności, normalne życie - z jednej strony dobrze, bo nie jest się bezproduktywnym ćpunem; z drugiej nie, bo kolejne ograniczenie odeszło - coraz mniej powodów by sobie odpuszczać ;]
Chyba każdy ciąg zaczynałam z powodu Weltschmerzen. Najlepiej obrazuje to codzienne żarcie 3mmc do kompa przez jakieś 3 tyg. Może nie były to ogromne ilości, ale zamówiłam swoją paczuszkę, gdyż towarzyszyło mi ogromne przyblokowanie w kontaktach z ludźmi i depresja.
Chciałam iść do lekarza, ale byłam nieletnia i wymagało to obecności opiekuna, a starzy uznali to za moją fanaberię i kazali się wziąć w garść i dźwignąć swoje problemy.
Oni topią swoje smutki w wódce, to ja postanowiłam się leczyć śmiesznymi proszkami.
Pomogło. Wyszłam z piwnicy i poukładałam sobie w życiu. Było to szybsze, łatwiejsze i przyjemniejsze niż miniony pobyt w psychiatryku (po tym jak zawiozła mnie karetka), także czemu nie. (Przy okazji wjebałam się w alko)
Potem historia się powtórzyła z gabapentyną i benzo, przeplatane innymi substancjami ze wszystkich grup. Leczenie przyniosło mi odstawkę i oto jestem. Lajf mogę przyrównać do teorii kurczącego się wszechświata.
Czuję, że mój wszechświat już się nie rozszerza. Wiem, że gdy sobie przyćpam, on się kurczy, ale przynajmniej nie jest taki pusty i nieciekawy.
Już od pierwszego wciągnięcia wiedziałem, że jest to narkotyk, który mi całkowicie odpowiada. Sprawiał, że mogłem imprezować całą noc, chlejąc 10x więcej niż inni i się trzymałem, choć zdarzało się chujowe akcje odpierdalać. I właśnie w ten sposób poleciałem, na początku waliłem tylko na imprezy, później po za imprezami, a jeszcze później non stop. Mniej więcej półroczny ciąg (jakieś półtora roku odkąd pierwszy raz zajebałem), skończył się tym, że raz nie zdałem mimo na prawdę dobrych ocen, (w między czasie pierwszy detox), i zaczynają się czasy mefedronu :D, które to poskutkowały wyrzuceniem mnie ze szkoły w klasie którą powtarzałem, czyli drugi rok w plecy. Zaczęła się praca - więcej ćpania, kredyt do spłacenia i inne przyjemności, których każdy uzależniony doświadcza na codzień. Na całe szczęście, pracę swą miałem po za miejscem zamieszkania (wracałem tylko na weekendy do domu), ale i tak płynąłem max ;), po ograniczeniu dostępu do czystego mefa(jakieś pół roku, rok po delegalizacji) bardzo popłynąłem na kocie iv. co miało kolosalny wpływ na moje bardzo długie i bardzo wyniszczające ciągi na bk iv. Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie wyobrazić sobie tych zakrwawionych, ociekających krwią łap, bo od dwóch godzin nie można trafić w kabel, łapy latają jak staremu alkusowi, krew kapie na ziemie, w strzykawie skrzepy, których i tak nie ma szans przez igłe przepuścić, ale i tak jazda. Oj młody ja i głupi byłem, oj bardzo głupi.
Ogarnąłem lekko pizdeczke w pracy, bo ćpałem wszelkie speedy tylko jak byłem w domu (czyli czwartek-niedziela), zapisałem się do szkoły dziennej, cały poprzedni rok chodziłem tam, pomimo ciągłych problemów natury alkoholowo-narkotykowej. Zdałem i obecnie w roku bieżącym pisze maturę z dwuletnim spóźnieniem. Ofkors cały czas płynę, jeno dużo, ale to dużo mniej wale w nos, a imho to jest klucz do ogarniania codzienności. Choć codziennie jestem czymś zajebany, to zazwyczaj jest to trawka/kanna/alkohol i to pozwala mi w miarę ogarniać day after.
Patrząc obiektywnie to troszkę się oszukuje, ponieważ siedzę zajebany amfą, a ćpam speedy już od tygodnia w ciągu, od tygodnia również nie byłem w szkole.
No ale to i tak nie jest to co kiedyś i mimo ciągów tygodniowych, na alkoholu czy speedach, to i tak nie jest to samo. ;)
Dużo za wcześnie zacząłem walić w nos, tak sądze po obserwacji moich kolegów, którzy to waląc pierwszą kreche w wieku 18lat+, nie szukają, BA! nawet nie chcą walić znowu. Po prostu ich męczy ta pizda, nie kręci ich to tak bardzo jak mnie, gdy waliłem pierwszy raz. Spróbowali ok, fajnie było, ale odpuszczają dalsze wojaże bo zdają sobie sprawe do czego to prowadzi. Ja w wieku 16 lat myślałem zupełnie inaczej, nie wiedziałem jakie będą długofalowe skutki, co doprowadziło do bardzo ciężkiego wjebania. Możliwym być może również to, że to są zwyczajne uwarunkowania genetyczne, tudzież moja olbrzymia głupota.
Dodam tylko, że przez lata mojego nałogu i wiele, bardzo wiele dłuższych lub krótszych przerw, to w jaki sposób narkotyki oraz alkohol na mnie działają uległo wielkiej zmianie. Obecnie prawdziwe spełnienie daje mi połączenie alkoholu z jakimś speedem + ofkors jaranie(alkohol w dużej dawce najlepiej do zgona), kiedyś wystarczył sam speed/samo jaranie/sam alkohol(którego fanem nie byłem). Faza po samym bk, (pentedron, 3mmc, alfa obojętnie co) polega głównie na tym, że schodzi mi alkohol, trzeźwieje, ale po chwili nie jestem w stanie się wysłowić, mam dziwne myśli, psychozowate, brak ochoty do przebywania z ludźmi. amfa działa podobnie, tyle że tu jestem w stanie ogarnąć jakieś wyjścia po za DOM xd, rozmowę z normalnymi trzeźwymi ludźmi. Po trawie natomiast ostatnimi czasy zaczęła dopadać mnie rozkmina, który świat, który sposób myślenia jest tym właściwym. (czy ten na trawie, czy ten na trzeźwo, dodam że oba sposoby myślenia zupełnie się różnią) alkohol to już standardowo, kiedyś każdego starego narkusa, w końcu to dosięgnie. Najpierw pare piwek DO polepszenia fazy, później jest chujowa bomba BEZ paru piwek, następnie pare piwek DLA bomby(bo alkohol w końcu tani i łatwo dostępny, a narkotyki drogie i alkoholika jakoś łatwiej znaleźć), ostatnim etapem myśle, że jest całkowite przerzucenie się na alkohol, z racji dostępności i "gwarancji" pozytywnej fazy.
Na koniec dodam, że brałem to wszystko co brałem, każdą możliwą drogą podania, więc ciągi na kocie, starym dobrym mefie, chujowym pentedronie czy nawet na apvp iv też były ;), do tej pory raz na jakiś czas coś tam pukne. Co dziwne, nigdy nie miałem pociągu do opiatów, choć miło wspominam momenty ugrzania kodą, jeszcze milej Tramalem (to jest jedyny opiat, który mógłbym ćpać codziennie), najmilej majką, która niestety odstrasza mnie od częstego zażywania, nie mówiąc już nic o ciągach. Więc w gruncie rzeczy, chyba powinienem się cieszyć, że mam taki organizm a nie inny ;).
![[mem]](https://hyperreal.top/wtf/memy/c/cc54983d-cb84-44a7-b3c0-0fd57d58864b/0bf3b5c854fe9f5df90df514d7f05316.jpg?X-Amz-Algorithm=AWS4-HMAC-SHA256&X-Amz-Credential=nxyCWzIV8fJz5t5dUSIx%2F20250504%2FNOTEU%2Fs3%2Faws4_request&X-Amz-Date=20250504T192402Z&X-Amz-Expires=3600&X-Amz-SignedHeaders=host&X-Amz-Signature=a7e05f41357902d4fe828eb3c39eab05d0b9a8aca099ac3c380b2c49ddc10a6f)
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/zrzut.jpg)
Biały popiół vs. czarny popiół: Prawda o wskaźnikach jakości konopi
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_artykul_skrot/nowenarkogis.jpg)
Coraz więcej Polaków przedawkowuje nowe narkotyki. Raport GIS
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_artykul_skrot/psiloshrooms25.jpg)
Psychodeliki mogą wspomagać onkologiczną psychoterapię i leczenie alkoholizmu
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/cannabe-a.jpg)
W Sejmie dyskutowano o depenalizacji marihuany. Co wynika z najnowszego raportu?
W Sejmie odbyło się posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Depenalizacji Marihuany. Podczas spotkania zaprezentowano raport „Między potrzebą a kontrolą” dotyczący aktywnych użytkowników marihuany w Polsce. Temat wywołał sporo emocji.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/jalowki.jpg)
Przemycają narkotyki w ciałach żywych jałówek. Eksport bydła z Meksyku do USA kwitnie
Meksykańskie kartele wykorzystują żywe bydło do przemycania narkotyków przez granicę USA. Narkotyki zaszywają wewnątrz zwierząt.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/f5.large_.jpg)
Ulubiona muzyka uruchamia układ opioidowy mózgu
Słuchając ulubionej muzyki odczuwamy przyjemność, niejednokrotnie wiąże się to z przeżywaniem różnych emocji. Teraz, dzięki pracy naukowców z fińskiego Uniwersytetu w Turku dowiadujemy się, w jaki sposób muzyka na nas działa. Uczeni puszczali ochotnikom ich ulubioną muzykę, badając jednocześnie ich mózgi za pomocą pozytonowej tomografii emisyjnej (PET). Okazało się, że ulubione dźwięki aktywują układ opioidowy mózgu.