Więcej informacji: Ayahuaska w Narkopedii [H]yperreala
Bardziej mi tu o MAO chodzi
BArdzo duza jest rozica miedzy ruta a caapi?
Po cappi odbyłem podroż w głąb siebie, po mimozie wystrzeliło mnie prosto w kosmos.
jaffa pisze: Po cappi odbyłem podroż w głąb siebie, po mimozie wystrzeliło mnie prosto w kosmos.
Piłem, późną nocą, już po północy. Położyłem się półsiedzący w łóżku. Przyjąłem połowę przygotowanej dawki, ok. 80ml, po 0,5 godz. jak nie było reakcji dopiłem resztę. Znów nie było reakcji i zmęczony zasnąłem. Obudziły mnie mdłości. Wstałem, stwierdziłem, że nie mam zaburzeń równowagi, czyli, że Yage nie działa i mimo, że przygotowałem miskę, poszedłem do łazienki zwymiotować, żeby nie obudzić żony. Było to dosyć męczące. Jak tylko zacząłem myć zęby i płukać usta, poczułem coś nieokreślonego. Bałem się spojrzeć w lustro, żeby nie ulec przerażeniu. Chyba podświadomie pamiętałem niedawny sen-koszmar, w którym najpierw ze splotu rur w ścianie wychynął na chwilę mały robak, a gdy wciąż tym zaintrygowany, na powrot spojrzałem w lustro, zamiast swojej twarzy zobaczyłem maskę.. Szybko wróciłem do łóżka, pogłębiłem oddech i starałem się rozluźnić. Mimo głębokiej nocy, nie było całkiem ciemno - zza okna sączyła się poświata lamp przy szosie.
Nie otwierałem oczu. Pierwsze przyszły wrażenia wzrokowe, które stopniowo się nasilały. Bardzo intensywne kolory układały się w coraz wyraźniejsze wzory, okazujące się w pewnej chwili, częścią większej całości, np. bokiem majestatycznie przesuwającego się w kosmosie, bajecznie kolorowego, węża. Byłem ciekawy, czy pojawi się tunel, ale najpierw pojawił się ten właśnie, kosmiczny wąż. Na krótko. Poczułem ucisk w ciele, coś zaczęło ściskać mi klatkę piersiową, formować mi ciało. To było bardzo wyraźne. Bałem się tego. Rozpoczął się w ten sposób pewien etap wahania, pokonywania lęku przez poddanie się temu i utratę ciała, czy raczej jego przemianę. Pomyślałem o śmierci i zgodziłem się na nią, nie walczyłem, układałem się do tego. Podtrzymywałem tylko oddech i w rytm tego oddechu rozpoczęła się moja podróż, nauka o tym jak działa i czym jest świat.
Świat w mojej wizji był emanacją Boga, który bawił się nim, ale nie w dosłownym sensie zabawy, tylko w sensie radości tworzenia ku swej własnej chwale, ku chwale miłości. To, co stwarzał Bóg, było wielką symfonią złożoną z czasu, energii i przestrzeni, których następstwo, chronologia nie miała żadnego znaczenia poza tym, by służyć harmonii całości. Źródłem tej harmonii był Bóg. Ten świat był bajecznie kolorowy, mieniący się i przenoszący echo. Pisząc poetycko, był echem ech. Zdarzenia podążały za swą koleją, by za chwilę pojawić się w innym miejscu, jako swe własne odbicie, od innego miejsca dołączając do tego, co jest. Przypominało to kanon, rozpoczynający się dysonansem a kończący harmonią, której, nawet wiedząc czym kanon jest, się nie spodziewamy i dlatego nas zachwyca.
Gdy pomyślałem o uzdrowieniu siebie, okazało się, że trzeba, abym był dopasowany do wzoru, który współgra z całością. Przesuwałem się przez swoje ciało, jak przez energetyczne korytarze, a moja podróż powodowała ich nowe ułożenie się. Gdy próbowałem się połączyć z chorym na raka płuc znajomym, jego holograficzny obraz ukazał dwa ciemne punkty na płucach, których wpływ Yage nie mógł już zmienić. Reszta jego ciała, nabrała jasnej barwy linii. Nie udało mi się dotrzeć do syna, miałem wrażenie, że nie jest to potrzebne. Ciało ulegało przemianom, czasami coś ściskało mi pierś, łatwo łączyłem się lub przenikałem otoczenie. Obok mnie spała żona i gdy zapragnąłem ofiarować jej coś ze zdrowotnych mocy Yage, po prostu połączyłem się z nią (brzmi trochę zbyt dosłownie), ale stanowiliśmy jedność i wiedziałem, że pomagam jej w tym momencie czerpać z tego doświadczenia.
Pojawił się też werbalny przekaz telepatyczny „teraz już wiesz”, który domagał się ode mnie potwierdzenia. Byłem nim zdziwiony, bo nie czułem, że "już wiem". Ten przekaz powtarzał się najdłużej.
Byłem obecny i zarazem nie byłem obecny. To było może jak świadome śnienie, którego nie znam i tylko sobie wyobrażam, że to coś podobnego. Stapiałem się z wizją a gdy się wyczerpywała, wracałem i pojawiały się myśli i znów pojawiała się wizja będąca ich echem. Przez pewien czas towarzyszyła mi melodia raege, zespołu Eastwest Rockers i piękne układała wzory, oczywiście trójwymiarowe i powracające kolejnymi, łagodnymi falami muzyki.
Jeszcze jedna zasada obecna w podróży. Zarówno, zbliżanie się, wnikanie, jak i oddalanie się, odkrywało wciąż nowe światy, nie powodując zmiany perspektywy. To, co było końcem czegoś, zmieniało się w początek czegoś kolejnego, lub okazywało się częścią większej całości. Wszystko było bliskie, możliwe do dotknięcia i oglądu. Albo „ja” malałem więc i rosłem, albo rzeczy widziane dopasowywały się wielkością do mojego widzenia.
Przez k. 1,5 tyg. miałem trochę więcej energii. W psychice mej nie zaszły jakieś gwałtowne zmiany. Właściwie nic nowego nie zauważyłem. Te same schematyczne reakcje, powiązane z walką ego o swój wymyślony wizerunek i byt.
Bywajcie zdrowi!
PS Najpiękniejsze jest przejście, nagłe, jak przełączenie kanału i ja patrzący na otwierający się przede mną kosmos oczyma dziecka – małego, niewinnego chłopca. Może to tylko ja się tam bawię? Ta wspaniała, niezmierzona, dzwoniąca cisza i echa. Kolory pełne blasku: złoto-zielony, opalizujący turkusowy, fiolety. Wygląda na to, że spotkała mnie podróż do szamańskiego "górnego świata".
PS PS ważne, nie zauważyłem zjazdu jak po alkoholu (narkotyków nie znam). Obudziłem się wypoczęty i odprężony, także żołądek był uspokojony pomimo nocnych przejść. Nastawienie do doświadczenia pozytywne, radosne, przynoszące zadowolenie. Mały cień, obawa o wzrost tolerancji i uzależnienie. Na razie nic na to nie wskazuje, ale umysł jest bardzo przebiegły. Jeśli już otworzy się kanał, w którym myśli, motywacje i logika, zaczynają się dopasowywać do głodu - trudno się samemu zorientować.
PS PS PS w następnym, bardzo podobnym tripie, wymioty przyszły w połowie sesji, co zmusiło mnie do otwarcia oczu i zmierzenia się z deformacjami rzeczywistości. Jak dla mnie było to zastraszajace. OEV-y czynią rzeczywistość nieprzewidywalną i budzą strach, że nie będzie można opuścić wizji, że nie ma odwrotu.
PS Najpiękniejsze jest przejście, nagłe, jak przełączenie kanału i ja patrzący na otwierający się przede mną kosmos oczyma dziecka – małego, niewinnego chłopca. Może to tylko ja się tam bawię? Ta wspaniała, niezmierzona, dzwoniąca cisza i echa. Kolory pełne blasku: złoto-zielony, opalizujący turkusowy, fiolety. Wygląda na to, że spotkała mnie podróż do szamańskiego "górnego świata".
Nie tylko Ty sie tam bawisz :cheesy:
Yage jest dla mnie jak szarpniecie po ktorym czlowiek probuje budzic sie ze snu.
jak cios w twarz, po ktorym czlowiek uswiadamia sobie ze ma zmysly
i to jest piekne!
Przez k. 1,5 tyg. miałem trochę więcej energii. W psychice mej nie zaszły jakieś gwałtowne zmiany. Właściwie nic nowego nie zauważyłem. Te same schematyczne reakcje, powiązane z walką ego o swój wymyślony wizerunek i byt.
Przez pewien czas przypominały mi się fragmenty o których istnieniu nie miałem pojęcia, nie pamiętałem ICH, to było jak błyskawica, zasypiałem i BUUUUM! cały obszerny fragment wizji z jej przesłaniem mi się przypominał.
Widziałem jak się powoli zmieniam, jak się zmienia mój światopogląd.
pies z Gai pisze: PS PS PS w następnym, bardzo podobnym tripie, wymioty przyszły w połowie sesji, co zmusiło mnie do otwarcia oczu i zmierzenia się z deformacjami rzeczywistości. Jak dla mnie było to zastraszajace. OEV-y czynią rzeczywistość nieprzewidywalną i budzą strach, że nie będzie można opuścić wizji, że nie ma odwrotu.
To nie był ten sam świat wszystko było zbudowane z kodów, rozumiałem je (i to było też przerażające) widziałem strukturę DNA mojego ciała, ale mojego ciała nie widziałem, trzeba zaznaczyć ze czas nie istniał wiec pojecie "to minie" było dla mnie abstrakcyjne :-D
Takich halucynacji nigdy nie miąłem, Matrix to jedyne co mi się na suwa, przenikanie światów, to była możliwość zobaczenia struktury naszego świata...
Pozdrawiam
PS moje obawy o uzależnienie na razie nie znalazły potwierdzenia, a na wszelkie uzależnienia jestem bardzo, ale to bardzo podatny!
Niemcy w obliczu "fentanylowej fali". Eksperci biją na alarm.
Aptekarka sprzedawała we Wrocławiu leki na kilogramy. W taki sposób produkowano z nich narkotyki
Emerytowana farmaceutka przez 5 lat sprzedawała we Wrocławiu i dwóch innych miejscowościach leki na zapalenie błony śluzowej nosa producentom narkotyków. Ze sprzedanych w nadmiarze tabletek można było pozyskać ponad... 216 kilogramów pseudoefedryny – substancji, z której wytwarza się metamfetaminę.
Przeszukano klatki i podwórza. Dealujący na Inżynierskiej zatrzymani
Uderzenie w dealerów narkotykowych na Pradze-Północ. W związku z handlem oraz posiadaniem substancji psychoaktywnych policja zatrzymała 7 osób. Wszyscy usłyszeli zarzuty. 32- i 25-latek zostali tymczasowo aresztowani.
Narkotykowy proceder w centrum przemyśla przerwany przez CBŚP
Funkcjonariusze CBŚP wspierani przez kontrterrorystów rozbili zorganizowaną grupę przestępczą powiązaną z pseudokibicami, która w centrum Przemyśla „w biały dzień” handlowała narkotykami. Zatrzymano dwóch mężczyzn i zabezpieczono narkotyki o wartości 1 mln PLN. Sprawę nadzoruje podkarpacki pion PZ Prokuratury Krajowej w Rzeszowie.