Powrót z [u] (2) KUMBA

Anonim

Kategorie

Odsłony

10192
Oto kolejny artykuł z cyklu o odcinkach ukazujących się w odstępach losowych zawierających perły mądrości starych [u]żytkowiczów, bogatych wiekami przebywania w świecie substancji psychoaktywnych i pożywnych.To naprawdę jest cykl.
- Panie prezesie, więc z tymi oknami bylo tak.
Przyszła zima i pękły rury. Na parterze wyleciały dwa, na szóstym dwa i na siódmym dwa...
- Na siódmym jedno


Więc z tymi cygarami to było tak.
Wyszedłem sobie do miasta - w okolicach sjesty bo mi tam upał nie robi. Idę ja sobie główną uliczką miasteczka do bankomatu po kase. Zajebiście z kasą tam jest - Kuba ma podwójną walutę - peso normalne i peso convertible (1 peso conv. = 1 $). W bankomatach wydaje tylko owo peso conv., banknoty po 10 - ale w sklepie resztę z 10 wydają dolarami (dziala to coś jak nasze słynne bony Pekao). No wiec idę do tego bankomatu i po drodze zaczepiają mnie różni tacy z gęby wyglądający na strasznych spekulantów, a Comandante Che nie kazał się ze spekulantami zwąchiwać więc odmawiam.

Idę dalej - upal juz nawet mi sie dał we znaki, więc wszedłem sobie do jakiejś knajpki - z wyglądu bar mleczny ale upozowany na klimaty antyczne - na ścianach delfinki i ludzie w togach i chlamidach. Obsługa miła - grube baby w obcisłych ciuchach. Kurde są dwa kraje na świecie gdzie grube baby się tak ubierają - Niemcy i Kuba.

Kazałem sobie jedno mojito.

I się pokrzepiłem i już byłem w dobrym humorze - idę dalej.

Przy wyjściu z knajpy zaczepił mnie rastaman! Biały. Biały rasta na Kubie? Myślałem że jaki Angol albo Gringo.

I on nawija mi coś po angielsku, ale jakoś tak że nic nie rozumiem. W końcu udało mi się przestawić go na hiszpański - okazało się że tutejszy - Jorge - i pyta czy nie potrzebuję cygar, rozgląda się przy tym na wszystkie strony. Na początku nie chciałem... ale w końcu myślę sobie że skoro jestem na Kubie... No to on że mam isc za nim i rusza pedem na drugą stronę ulicy (ruch uliczny total - pedzące dorożki, śmigające motocykle przerobione na taksówki, turyści na skuterkach i te ich fantastyczne chevrolety, dodge i fordy plus rozwalające się fiaty zyguli i inny socjalistyczny złom; a wszysto pędzi z szybkością 30km/h), ja za nim - on w jakas boaczna uliczkę, ja za nim. Wleźliśmy w końcu między jakieś domki, uliczki się skończyły. On sie do mnie zbliżyl i mówi - jakby policja pytała to tak sobie tylko idziemy i rozmawiamy. Zapytałem jak mu się w ogóle żyje jako rasta na Kubie.
Przesrane. A pytam jak z ziołem - on mówi tu najbardziej przesrane - policja strasznie ściga, z zewnatrz prawie nic nie przychodzi (moze w Hawanie) a tutejsi hoduja gdzieś w gorach, ale tak się boją policji że zrywaja niedojrzale topy i takie to na Kubie palenie. Koka się czasami trafi. Chemii zero.

Powiedział mi, że jak wyjdziemy znowu na glówna ulicę - mam iść 10 metrow za nim bo jest niebezpiecznie i że mnie doprowadzi do cygarowej dilerni gdzie maja wszystko i pieknie zapakowane i w ogóle. Wiec idę tak za nim, znowu przechodzi na druga ja za nim. W końcu skręcił w podwórko obok jakiegos gościa który wygladał na czujke. Coś z nim zagadał i weszliśmy do chaty - a tam pełno czarnych brothas - wszyscy na mnie. Jorge tlumaczy, że amigo hermano Polonia i tak dalej. Się wyluzowali. Posadzili mnie na jakims kufereku i zaczeli znosić pudła z cygarami - od niektórych zajezdzalo ostro pleśnią, niektóre były calkiem bajerancko zapakowane i w ogole. To ja im mówie że chce Cohibe, i powstało poruszenie. Azaliż mamy Cohibe na składzie? Mieli. Cale wielkie drewniane pudlo Cohiba Esplendido - powiedzieli że Fidel też takie palił, to znaczy pali dalej, ale się publicznie z nimi nie pokazuje bo to niezdrowe a kadry pionierskie chronić trzeba. No to ja im na to że super że fajnie i że okej ale jest jeden maly problema. Nie mam kasy. Oni się zasmiali i że to żaden problema że oni mi pożyczą kasę na dorożke podjadę sobie z Jorgem do bankomatu i gites. Dali mi jakąś jeszcze badziewiasta torbę, cygara i puścili wolno. Pojechaliśmy sobie z Jorgem do bankomatu (po drodze ja mu nawijam że jak Fidel odmelduje to się wszystko zmieni i różne takie, a on Jesu Cristo, callate callate, czyli cicho cicho, la policia :) - zapłaciłem mu tymi pesami convertiblami i yo man. Interes ubity.

A że fajnie się nam gadało poszliśmy jeszcze do knajpki gdzie przy piwie i rumie sobie o Kubie rozmawialiśmy. Jorge zrobil mi dreda na środku głowy, który stał mi jak antenka teletubisiowa. Opowiadał mi o życiu rastamana na Kubie; że policja sie czepia, że mało rodzimych zespołow i że w ogóle urodzil się w Santiago w dzielnicy zwanej Jamaica, więc jak mial rastamanem nie zostać, że marzy o podróży na prawdziwa Jamaike, i jeszcze długo długo o muzyce pogawedzilim (jak zwykle okazało się że najwiekszym muzykiem jest Alpha Blondi) . A potem przyszedł czas pożegnań.

Po drodze do kompletu dokupiłem sobie maczete żeby wyglądać jak okrutny haciendero - bezwzgledny egzekutor prawa pierwszej nocy.

I to bylo na tyle.

Autor: Ta Mok, HTML: agquarx

Komentarze

smileman (niezweryfikowany)

masz racje z tymi grobymi niemkami co w obcislych chodza po prostu bleeeeeeeeee

Armageddon (niezweryfikowany)

Podróże świetna sprawa. Naprawdę przyjemnie czytało się ten tekst, szczególnie w zimie gdy przesrane za oknem, poczuć trochę kubańskie klimaty. A tak swoją drogą to strasznie dziwny jest ten kraj i pomyśleć że kiedyśto była "nasza wspólna droga " ..

Zajawki z NeuroGroove
  • Marihuana

Witam.


Wczoraj (Piatek) postanowilem spedzic wieczor w fajnym gronie (humor

mialem niezly, niczym sie nie przejmowalem). Oczywiscie, jak to w

piatek, zakupilismy pol grama zielska. Tego dnia rano na pobudke

bralem troche efedryny wiec zastanawialem sie jak bedzie tym razem.

Zmontowalismy sobie butelke 0.2 po coli i palilismy w parku (bardzo

zimno na dworze, wiatr dmuchal lodowaty). Juz przy pierwszym

mocniejszym buchu poczulem cos jakby kopniecie z buta w pluca;) ale

  • Banisteriopsis caapi
  • DMT
  • Marihuana

Słoneczny, letni dzień. Opuszczony dom na odludziu, wakacje, kilka litrów wody, trochę zioła i changi, a do tego zjawiskowe bongo.

Dzień zapowiadał się wspaniale. Miał być to mój, K i Johnny’ego pierwszy raz z DMT i byliśmy wszyscy nieźle zestresowani. Było to w godzinach popołudniowych, około 16.-18. Pogoda dopisywała, było niesamowicie gorąco. W drodze do naszej sekretnej placówki wymienialiśmy się jeszcze nadziejami i obawami wobec tego, czego mieliśmy doświadczyć. Gdy już dotarliśmy na miejsce, szybko odpalone zostało bongo. Zioło miało zlikwidować lęki i wzmocnić doświadczenie i w tym raczej się sprawdziło.

  • LSD-25
  • Przeżycie mistyczne

P: podniecenie, zadowolenie z perspektywy spróbowania czegoś nowego, chęć zrelaksowania się z nową substancją psychoaktywną. A: spokój, ciekawość i podniecenie. Otoczenie: wolny dzień w wynajmowanym pokoju w bloku, od właściciela mieszkania dzielił nas przedpokój. Pogoda raczej średnia. Dobre oświetlenie i muzyka gatunku "stoner rock", lecz nie tylko. Generalnie warunki nasilające atmosferę bezpieczeństwa.

Zacznijmy od tego, że słowa są puste. Nie opiszą tego, nie mają sensu ani znaczenia. Potężny trip wymyka się ludzkim miarom i pojęciom, język człowieka jest zbyt ubogi, żeby oddać chociaż 1/100 przeżytych doświadczeń. Próbowaliśmy jednak z A jakoś ubrać w litery nasze doświadczenie. Oto reultat - "... pustynia, kosmos, pustynia". Nasze mózgi pracowały na zbyt wysokich obrotach, aby nadążyć z opisywaniem co się dzieje. Jeżli jesteś zainteresowany właściwym tripem i tak zwaną "ostrą" jazdą przejdź od razu do T+5h.

  • Grzyby halucynogenne
  • Lophophora williamsii (meskalina)
  • Pozytywne przeżycie

Pozytywne wyluzowane nastawienie.

   Miałam styczność z różnymi psychodelikami, ale meskalina była mi nowa. Czytałam „Drzwi percepcji” Huxleya, wspomnienia Witkacego, słyszałam opowieści znajomych, ale nie byłam szczególnie podekscytowana kiedy miałam już w ręce butelkę z miksturą z peyotlu. W życiu próbowałam wielu różnych substancji i powoli zaczęłam odczuwać, że  nie wynoszę już zbyt wielu  nowych doświadczeń z zażywania psychodelików, tak jak to było na początku.