Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) przekazała Kongresowi USA raport z badań rynku CBD i produktów konopnych. Okazuje się, że pytań jest znacznie więcej niż odpowiedzi.
Stosowanie marihuany na poziomie federalnym w USA nadal pozostaje przestępstwem. Chociaż raptem od 2018 r. już w 33 stanach używanie medycznej odmiany jest jak najbardziej dozwolone, a w 11 obowiązuje już zielone światło dla korzystania rekreacyjnego. O skali zysków z tym związanych najlepiej świadczy przykład ze stanu Illinois, gdzie tylko pierwszego dnia po zezwoleniu na legalny użytek, sprzedano towar warty 3,2 mln dolarów. Zresztą o tym, że na marihuanie można zbijać kokosy, dobitnie od paru lat przekonują nad Wisłą Kanadyjczycy, których spółki sprowadzają do nas susz z Niemiec czy z Danii.
A skoro ten marihuanowy biznes ma tylko tendencje do wzrostu, to trzeba się mu bliżej przyjrzeć – pomyśleli w amerykańskiej FDA i tak zrobili. Przez sześć lat badali pod mikroskopem produkty konopne i te z wysoką zawartością CBD. FDA stoi bowiem na stanowisku, że „istnieje wiele pytań dotyczących charakterystyki obecnie wprowadzanych do obrotu produktów CBD, ponieważ Agencja nie posiada istotnych informacji na temat tego, jakie produkty zawierające CBD znajdują się na rynku, a dostępnych jest niewiele danych dotyczących samych tych produktów”.
Okazuje się, że marihuana to nie zawsze tylko marihuana
Wyniki tych sześcioletnich obserwacji nie napawają optymizmem. W podsumowującym badania raporcie wykazano znaczną niespójność między stężeniami konopi indyjskich, które są wymienione na etykietach, a tym, co rzeczywiście zawierają te produkty. Jednocześnie ustalono, że do niektórych produktów dodawane są niebezpieczne metale i minerały. W pierwszym okresie analiz, przeprowadzonych od 2014 do 2018 r., zbadano 78 produktów z konopi indyjskich wprowadzonych do obrotu dla ludzi i zwierząt domowych. Stwierdzono, że 67 z nich (86 proc.) zawierało CBD. Jednak z 23 produktów analizowanych przez FDA w 2014 r. tylko osiem z nich (35 proc.) zawierało stężenie CBD zgodne z ich oznaczeniem.
Spośród 31 produktów, które prześwietlono pod kątem kannabinoidów, 21 posiadało etykiety określające stężenie CBD. Tylko siedem z nich (33 proc.) zawierało ostatecznie CBD w granicach 20 procent tego, co odnotowano na etykiecie. Wyniki badań podjętych już w 2020 r. na szczęście są nieco lepsze od tych z poprzednich lat. W jednej ze 133 sprawdzonych próbek wykryto materiały potencjalnie niebezpieczne.
Z 102 produktów, które zawierały określoną ilość CBD, 18 produktów (18 proc.) zawierało mniej niż 80 proc. wskazanej ilości CBD, 46 produktów (45 proc.) zawierało CBD w ramach 20 proc. wskazanej ilości, a 38 produktów (37 proc.) zawierało ponad 120 proc. wskazanej ilości CBD
– raportuje FDA.
FDA chce pod lupę wziąć więcej produktów
Przedstawione amerykańskiemu Kongresowi wyniki badań FDA jednoznacznie pokazują, że na rynku konopi indyjskich i CBD w USA panuje na razie spory rozgardiasz. Dlatego Agencja zapowiada rozszerzenie w przyszłości swoich kontroli. Na celownik wzięte będą nalewki z konopi indyjskich, oleje, ekstrakty, kapsułki, proszki, wody i inne napoje, artykuły spożywcze, kosmetyki, smary osobiste, tampony, wkłady z taśmami oraz produkty sprzedawane dla zwierząt domowych.
Żeby testy były jak najbardziej wiarygodne i miarodajne FDA podjęła współpracę z jedynym w kraju federalnie autoryzowanym zakładem uprawy marihuany na Uniwersytecie w Missisipi w celu opracowania technik testowania konopi i ich pochodnych w kosmetykach. Cel Agencji jest jasny: pozbycie się z rynku wszystkich niewłaściwie oznakowanych produktów i produktów niebezpiecznych. Branża owe zapowiedzi przyjęła z otuchą.
Najwyższy czas, aby FDA uregulowała CBD jako suplement diety i dodatek do żywności
– twierdzą zgodnie amerykańscy producenci CBD.