W połowie lipca "El Chapo", baron narkotykowy i jeden z najbogatszych ludzi na świecie, brawurowo uciekł z więzienia tunelem wykopanym pod prysznicami. Okazuje się, że zbiegowi pomogli strażnicy. I to kolejny raz.
Po spektakularnej ucieczce Joaquina "El Chapo" Guzmána z więzienia o zaostrzonym rygorze w Meksyku, władze tego kraju zatrzymały 18 pracowników więzienia i urzędników podejrzanych o to, że pomogli baronowi narkotykowemu i jednocześnie jednemu z najbogatszych ludzi na świecie w opuszczeniu więziennych murów.
Jak podaje amerykański serwis VICE, trzech z nich zostało już oskarżonych. Meksykańska Rada Sądownictwa w specjalnym oświadczeniu dodaje, że prokuratura ma mocne dowody na udział trzech pracowników więzienia w Altiplano w ucieczce "El Chapo", do której doszło 11 lipca. Chodzi o dwóch strażników i osobę, która kontroluje więzienny monitoring.
Członkowie Rady zaznaczyli, że w zeznaniach zatrzymanych pracowników były nieścisłości. Nie potrafili też wyjaśnić, dlaczego nie odbierali telefonu.
60-letni Guzmán Loera wyjechał z więzienia przez półtorakilometrowy tunel prowadzący spod więziennych pryszniców daleko poza mury zakładu. Wyjechał, bo w tunelu jego pomocnicy umieścili poruszający się na specjalnie przygotowanych szynach motocykl, którym "El Chapo" dostał się na teren opuszczonej budowy w pobliżu więzienia Altiplano.
W kopaniu tuneli Guzmán ma doświadczenie. Od 2008 r. odkryto ponad 75 tuneli przebiegających pod granicą ze Stanami Zjednoczonymi, którymi jego kartel przemycał narkotyki. W 2013 r. policja znalazła mierzący niemal 4 km tunel łączący lotnisko w Tijuanie z południowym San Diego. W tunelu było oświetlenie i tory, po których elektryczną kolejką szmuglowano paczki z marihuaną i kokainą.
Guzmán, który dowodził potężnym kartelem Sinaloa, przebywał w więzieniu od lutego 2014 r. Wcześniej przez ponad 10 lat z powodzeniem uciekał przed wymiarem sprawiedliwości. W Stanach Zjednoczonych postawiono mu liczne zarzuty przemytu narkotyków, a amerykańska agencja antynarkotykowa DEA umieściła go na swojej liście najbardziej poszukiwanych przestępców.
W 1993 r. Guzmán został ujęty w Gwatemali i skazany na 20 lat więzienia w Meksyku za zabójstwo i przemyt narkotyków. W 2001 r. w koszu z brudną bielizną uciekł z Puente Grande - więzienia o najwyższym rygorze na zachodzie kraju. Później wyszło na jaw, że i w tej ucieczce pomogli mu strażnicy.
MISTRZ UCIECZEK - JAK SZEF MEKSYKAŃSKIEGO KARTELU LATAMI WYMYKAŁ SIĘ ŚLEDCZYM I POŚCIGOM
Rozbudowana sieć informatorów, sprytnie pomyślane kanały łączności, pancerne drzwi i podziemne tunele schowane w łazienkach pod wannami oraz grono lojalnych współpracowników – to klucze do sukcesu Joaquína Guzmána.
Trzynaście lat wymykania się organizowanym ze sporym rozmachem obławom, dwie spektakularne ucieczki z więzień o zaostrzonym rygorze i wieloletnie dowodzenie największym narkotykowym kartelem w Meksyku – Joaquín „El Chapo” Guzmán jest prawdziwym mistrzem logistyki i procedur bezpieczeństwa. Przyjrzyjmy się niektórym z jego najciekawszych dokonań.
Wielka kariera
El Chapo urodził się w zapomnianym przez Boga rejonie Meksyku, Sierra Madre. Do najbliższej szkoły miał podobno 100 kilometrów, zatem nigdy nie otrzymał formalnej edukacji. Od najmłodszych lat pomagał w rodzinnym gospodarstwie, zajmującym się jedynym dochodowym biznesem – uprawą maku bogatego w opium. Gdy skończył 20 lat podążył śladem swojego wujka i dołączył do rozwijającej się lokalnej mafii narkotykowej.
W szeregach kartelu szybko zyskał uznanie konsekwencją i skutecznością. Organizowane przez niego dostawy docierały na czas, miał posłuch wśród pracowników (nieposłusznych zabijał na miejscu) i wykazywał się dużymi ambicjami. Kiedy doszło do rozpadu kartelu Guadalajara, El Chapo został jednym z przywódców odłamu Sinaloa. To podobno on wymyślił i jako pierwszy użył tuneli pod granicą z USA do przemytu ogromnych ilości narkotyków. Na skutek rozpętania wojny z kartelem Tijuana znalazł się na celowniku organów ścigania i konkurencji. W 1993 roku postanowił uciec do Salwadoru przez Gwatemalę, lecz mimo wręczania łapówek sięgających miliona dolarów został zdradzony przez przewodnika i trafił do meksykańskiego więzienia.
Wielka ucieczka
El Chapo został osadzony w więzieniu o zaostrzonym rygorze, gdzie miał odbywać karę 20 lat pozbawienia wolności. Z więzienia zarządzał dalej działaniami kartelu, otrzymywał też regularne dostawy walizek gotówki, dzięki której mógł prowadzić całkiem spokojne życie – podobno na organizowanych przez niego w więzieniu imprezach serwowano świeże steki, narkotyki i wszelkie możliwe inne rozrywki. Gdy jednak meksykański Sąd Najwyższy swoim orzeczeniem zasugerował, że możliwa będzie ekstradycja Guzmána do USA, ten opuścił więzienie – rzekomo w wózku na brudne rzeczy do prania. O pomoc w ucieczce oskarżono ponad 70 pracowników więzienia wraz z jego dyrektorem oraz wszystkich funkcjonariuszy lokalnej policji, którzy mieli dać uciekinierowi 24 godziny na spokojne opuszczenie okolicy. Łapówki kosztowały El Chapo jedyne 2,5 mln USD – kropla w morzu jego majątku, szacowanego na ponad miliard dolarów.
Wielka obława
To, co działo się w kolejnych latach, jest dobrym tematem na film. Jedna z prób pojmania El Chapo miała miejsce w roku 2004. Meksykańskie wojsko zaatakowało farmę w Sinaloa, jednak cel operacji ulotnił się chwilę wcześniej terenowym samochodem. Trzy lata później Guzmán brał ślub z 18-letnią miss nastolatek Emmą Coronel. Na imprezę zaprosił pół meksykańskiego świata przestępczego. Wojsko przybyło helikopterami, ale pan młody zniknął zanim dom weselny został otoczony. Amerykanie, którzy z braku innych możliwości jedynie przesyłali meksykańskim służbom informacje o miejscu pobytu Guzmána, żartowali, że język hiszpański nie zna słowa „otoczyć”.
Służby próbowały namierzyć Guzmána przez analizę połączeń telefonicznych – każdy narkotykowy biznes wymaga ciągłej i regularnej łączności. Guzmán jednak wiedział o tych próbach i maksymalnie ograniczał komunikację tą drogą. Swoim podwładnym pozostawiał dużą swobodę działania i mocno zredukował liczbę osób, z którymi komunikował się bezpośrednio. Wbrew plotkom Guzmán nie korzystał z telefonu satelitarnego – zdawał sobie świetnie sprawę z tego, że taki sprzęt zgubił już niejednego watażkę. Zamiast tego używał BlackBerry sądząc, że kanadyjska firma jest bardziej godna zaufania niż amerykańskie. Namierzenie jego telefonu nie było proste. Amerykanie, monitorujący setki numerów i adresów email należących do kartelu, znaleźli jednak na to sposób. W porozumieniu z meksykańskimi służbami doprowadzili do zatrzymania w krótkim odstępie czasu kilku kluczowych podwładnych Guzmána, nasłuchując jednocześnie wzmożonej komunikacji. W ten sposób na początku roku 2012 namierzyli numer należący do Guzmána.
W lutym Amerykanie dali znać Meksykanom, że Guzmán udał się do Los Cabos na spotkanie z prostytutką. Meksykańska armia otoczyła dom, w którym znajdował się El Chapo, jednak ten tradycyjnie wymknął się obławie. Przez trzy dni trwała zabawa w kotka i myszkę – Guzmán próbował wydostać się z miasta, a Amerykanie namierzali lokalizację BlackBerry i wysyłali tam wojsko. W końcu Guzmán zrozumiał, w jaki sposób jest śledzony i wręczył telefon zaufanemu pracownikowi, który przez kolejne wiele godzin wyprowadzał oddział pościgowy na manowce, podczas kiedy Guzmán spokojnie udał się w przeciwnym kierunku.
Wielki sukces
Guzmán po tych wydarzeniach całkowicie zmodyfikował swój model komunikacji. Nie mógł przejść na kurierów jak bin Laden, zatem musiał skonstruować inne rozwiązanie. Dalej zachował swoje BlackBerry (choć pewnie już z inna kartą i urządzeniem), lecz jego numer miał tylko jeden pracownik. Wszyscy chcąc skontaktować się z szefem wysyłali wiadomości na inny numer. Ten numer obsługiwał pracownik Guzmána, siedzący w kawiarence internetowej z telefonem i iPadem. iPad podłączony do WiFi (omijając zinfiltrowane sieci komórkowe) służył do łączności z innym pracownikiem, z innym iPadem, siedzącym w zupełnie innej lokalizacji. Dopiero ten drugi posiadał numer do szefa i przekazywał mu pytania oraz – drogą zwrotną – jego odpowiedzi. Obaj pośrednicy często zmieniali lokalizację, zatem zdemaskowanie ich nie było łatwym zadaniem. Amerykanom jednak się to udało i dowiedzieli się, że Guzmán planuje spotkanie w mieście Culiacán. W te okolice została wysłana elitarna jednostka komandosów meksykańskiej marynarki, SEMAR.
SEMAR to meksykański odpowiednik Navy Seals, wyszkolony i wyposażony przez Amerykanów. W przeciwieństwie do innych organów ścigania, praktycznie kupionych przez kartele, SEMAR słynie z niezależności i nienawiści do karteli. Gdy jeden z jego operatorów zginął w trakcie walki z kartelami, w trakcie uroczystości żałobnych żołnierze kartelu zastrzelili całą jego pozostałą przy życiu rodzinę. To zagwarantowało długofalowy brak współpracy z kolegami zabitego. Jednostka miała także dość restrykcyjne zasady bezpieczeństwa. Operatorzy zawsze byli zamaskowani, tydzień przed akcją oddawali do depozytu telefony komórkowe a o celu operacji dowiadywali się od dowódcy dopiero na pokładzie helikoptera.
Guzmán powoli – prawdopodobnie pod wpływem swojej młodej żony – zmieniał zwyczaje. Wcześniej przebywał głównie w górach, poruszając się między kilkunastoma farmami. Wszyscy wiedzieli, w jakiej przebywa okolicy, jednak jakakolwiek akcja jego pojmania była skazana na porażkę. Miejscowa ludność go uwielbiała, jakiekolwiek siły naziemne zostałyby natychmiast zidentyfikowane, a helikoptery robią za dużo hałasu. El Chapo zaczął jednak częściej pojawiać się w miastach, prowadzić bardziej luksusowe życie i odwiedzać dobre restauracje. Jego wizyty w takich miejscach poprzedzała grupa uzbrojonych ochroniarzy, którzy zabierali wszystkim gościom telefony, a po zakończeniu posiłku ich szefa płacili wszystkim rachunki i oddawali skonfiskowany sprzęt.
Poszukiwania Guzmána w Culiacán SEMAR zaczął od zabicia grupy jego zabójców. Na podstawie znalezionych przy nich telefonów udało się namierzyć numer jednego z asystentów Guzmána. Asystent został zatrzymany i bardzo szybko nakłoniony do zeznań. Guzmán każdą noc spędzał w innym domu w mieście – a asystent wiedział, w którym jest tej nocy. Komandosi o świcie otoczyli budynek i z uwagi na mocno okratowane okna zaczęli dobierać się do drzwi. Z reguły ich taran działał szybko i skutecznie – tym razem jednak nie mógł pokonać zabezpieczeń. Z reguły uderzenia tarana generują energię cieplną, która pomaga odkształcić metalowe elementy drzwi. Tym razem okazało się, że drzwi był wypełnione wodą, która zapobiegała temu zjawisku równomiernie rozprowadzając ciepło.
Gdy po 10 minutach komandosi w końcu dostali się do środka znaleźli tylko liczne kamery bezpieczeństwa – mieszkańców nie było w budynku. Zostawili po sobie jednak pewien ślad – dziwnie zamocowaną wannę.
Wanna okazała się być podnoszona hydraulicznie po podłączeniu do prądu wiszącej wtyczki i naciśnięciu przełącznika ukrytego w lustrze. Kiedy tylko komandosi zaczęli szturm, Guzmán wraz ze swoim ochroniarzem zniknęli pod wanną. Pod nią znajdowały się schody prowadzące do specjalnie skonstruowanego tunelu. Ten z kolei wiódł do wejścia do miejskiej kanalizacji. Gdy komandosi ruszyli śladem mafioza, ten miał 10-minutową przewagę. Wystarczyła ona, by zniknął w gąszczu tuneli.
Mimo żołnierzy i dronów wypatrujących Guzmána w całej okolicy, mafiozo zniknął. W przeciwieństwie do wcześniejszych akcji wojska, które po niepowodzeniu operacji wycofywało się do bazy, SEMAR nie zamierzał się tak łatwo poddać. Jednostka zlokalizowała w mieście sześć innych domów wyposażonych w identyczne tunele pod wannami oraz magazyn z trzema tonami narkotyków. Jeden z zatrzymanych współpracowników zeznał, że pomógł Guzmánowi wydostać się z miasta i przekazał go w ręce innego podwładnego. Amerykanie znali jego numer komórki, jednak telefon był wyłączony. Gdy kilka dni później ponownie zalogował się do sieci, okazało się, że znajduje się ponad 100 kilometrów dalej, w mieście Mazatlán.
Lokalizator wskazał, że poszukiwany telefon znajduje się na terenie kompleksu apartamentów Hotel Miramar. Po weryfikacji rejestru gości 40 komandosów udało się w stronę niedawno wynajętego lokalu na czwartym piętrze. W apartamencie znaleźli osobistą kucharkę Guzmána, jego dwójkę dzieci wraz z nianią, żonę oraz samego Guzmána, który z karabinem w ręku zabarykadował się w łazience. Pamiętając jednak o reputacji SEMAR, znanego z tego, że w razie strzelaniny żywi z lokalu wychodzili tylko komandosi, Guzmán poddał się bez walki. W apartamencie znaleziono między innymi wózek inwalidzki, na którym El Chapo wjechał do hotelu przebrany za niedołężnego starca.
Wielka porażka
Choć pojmanie Guzmána było bez wątpienia wielkim sukcesem meksykańskich służb i ich amerykańskich sprzymierzeńców, jednak El Chapo długo nie posiedział w więzieniu. Trzy dni temu kamery w jego celi pokazały, jak wchodzi pod prysznic. Kiedy przez dwie godziny z niego nie wychodził, strażnicy zajrzeli do pomieszczenia, gdzie znaleźli jedynie otwór w podłodze prowadzący do studni głębokiej na 10 metrów. Na jej dnie zaczynał się oświetlony i wentylowany tunel o długości półtora kilometra, wyposażony w tory oraz specjalnie zmodyfikowany motocykl, umożliwiający szybkie pokonanie sporej w końcu odległości. Wyjście z tunelu zlokalizowane było na terenie na którym trwała budowa pomieszczeń gospodarczych.
Biorąc pod uwagę długość oraz przekrój tunelu, jego wykopanie mogło zająć nawet rok i wymagało wywiezienia kilkuset wywrotek ziemi (ok. 2000 metrów sześciennych). Cała ucieczka mogła kosztować nawet 50 milionów dolarów. Mimo szeroko zakrojonej akcji poszukiwawczej i 4 milionów USD nagrody za wskazanie miejsca pobytu zbiega, El Chapo nadal cieszy się wolnością.