Dopalacze niszczą mózg

Na forach internetowych można znaleźć wstrząsające relacje osób, które opowiedziały, jak się czuły po zażyciu dopalaczy. Te relacje działają na wyobraźnię o wiele mocniej niż wszystkie opisy i pogadanki o szkodliwości działania tej substancji. Przytaczamy kilka z nich.

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

www.gazeta.policja.pl
Elżbieta Sitek

Odsłony

1905

Na forach internetowych (m.in. http://www.forum.narkotyki.pl/, http://polemi.co.uk/) można znaleźć wstrząsające relacje osób, które opowiedziały, jak się czuły po zażyciu dopalaczy. Te relacje działają na wyobraźnię o wiele mocniej niż wszystkie opisy i pogadanki o szkodliwości działania tej substancji. Przytaczamy kilka z nich.

 

Andrzej, lat 23:

– Uzależniłem się od dopalaczy przez znajomych, którzy wciągnęli mnie w świat używek. Początkowo nie dostrzegałem problemów, dobrze się bawiłem, będąc pod wpływem dopalaczy. Niestety z czasem potrzeba dostarczenia organizmowi kolejnej dawki stawała się coraz większa. Stopniowo upadałem coraz niżej, tracąc szacunek do siebie. Dopalacze były na pierwszym miejscu. Szedłem spać z myślą, aby przywalić sobie kolejną dawkę, budziłem się i myślałem tylko o tym. Nie liczyło się nic. Zaniedbywałem pracę, wreszcie mnie zwolnili. Odjazdy miałem coraz mocniejsze. Moja narkotykowa sielanka zakończyła się, kiedy mnie kumple poczęstowali mocarzem. Najpierw był odlot, myślałem, że fruwam, potem straciłem przytomność, a potem czułem, że coś mnie rozbiera na kawałki i strasznie krzyczałem. Odtruli mnie w szpitalu. Po tamtym dniu rodzina zmusiła mnie do podjęcia terapii odwykowej. Przeszedłem tę terapię i dziś jestem im wdzięczny, że mnie uratowali.

 

Michał, lat 14:

– Moja historia jest trochę inna. Chodzę do gimnazjum. Któregoś dnia przyszedł do mnie kolega między dwiema godzinami wychowania fizycznego i zaproponował, żebyśmy na przerwie szybko polecieli do niego do piwnicy, bo ma coś dobrego. Spytałem co ma, a on mówi, że dopka, a konkretnie mocarza. Walnęliśmy sobie po korku z 5-litrowej butelki. To było nieodpowiedzialne z mojej strony, bo słyszałem, co się po dopkach dzieje, ale że palę Bake już od 5 lat, to myślałem, że nic mi nie będzie. Walnąłem korka i momentalnie zacząłem się krztusić, poczułem, jak mi serce wali, wyszliśmy z piwnicy i ostatnią rzeczą, jaką pamiętam ze świata realnego, to że prosiłem kolegę, żeby mnie nie zostawiał. Wtedy włączyła się faza, przeżywałem straszny film, w głowie przeżywałem dzień po dniu jakby w świecie realnym, ale wiedziałem, że coś jest nie tak. W tej fazie przeżyłem do 35. roku życia i umarłem jako ćpun pod sklepem. Tak naprawdę to po 15 minutach straciłem przytomność na środku ulicy i ludzie wyszli z aut, żeby mi pomóc. A w mojej głowie była wtedy taka czerwona kulka i wiedziałem, że jak ona spadnie, to umrę i prosiłem tych ludzi, żeby odeszli, bo przez nich ta czerwona kulka zaraz spadnie. Ktoś powiedział: „nie umierasz, dziecko, karetka już jedzie”, a wtedy czerwona kulka spadła i zobaczyłem swoją śmierć. Ocknąłem się w karetce, okazało się, że miałem zatrzymaną akcję serca i reanimowali mnie. Wtedy znowu zacząłem się bać i wkręcać w chory film, wymyśliłem w głowie jakąś grę i grałem w nią i nie mogłem wygrać, więc krzyczałem, bo się bałem. I to skończyło się dopiero, jak byłem w szpitalu i mnie odtruli.

 

Ewa, lat 18:

– Już na wstępie napiszę, że nigdy, przenigdy nie dotknę takiego g…, jakim są dopalacze. Pewnego dnia pojechałyśmy z koleżankami do centrum handlowego. Byłyśmy już trochę podpite, bo miałyśmy potem lecieć na małą imprezkę do jednej kumpeli. W centrum spotkałyśmy znajomego i on nam zaproponował, żebyśmy spróbowały dopalacza. Wypaliłyśmy po dwa buchy i się zaczęło. Biegałam po całym centrum i czułam się, jakby jedna część mnie odeszła z tego świata, a druga była tu. Potem spaliłyśmy jeszcze po dwa buchy i wtedy to już była prawdziwa masakra. Potwornie się bałam, czułam, że nie jestem już na tym świecie i nie mogłam siebie znaleźć. Krzyczałam, że się boję, że chcę, żeby to się skończyło. Wróciłam do domu w nocy. Całą noc nie spałam, serce mi waliło strasznie, oblewał mnie pot, a potem dostawałam dreszczy. Ciągle byłam jak naćpana i cały czas się bałam. To jeszcze trwało tak przez cały tydzień. Potem było trochę lepiej, ale po miesiącu znowu zaczęłam się źle czuć, chociaż nic nie brałam. Nie spałam po nocach, miałam kołatanie serca i ciągle czułam strach i w ogóle nie chciało mi się żyć. Wreszcie poszłam do lekarza i powiedziałam wszystko, co było. Dowiedziałam się, że dopalacze tak wpływają na psychikę i powinnam iść na terapię. I pewnie pójdę, bo chociaż minęły już trzy miesiące, to jakoś sama nie mogę sobie dać rady.

 

O zatrzymaniu osoby po środkach psychoaktywnych opowiedziała policjantka z patrolu. O to, jak wygląda pierwsza pomoc w przypadku zatrucia dopalaczami, spytałam, lekarkę pogotowia ratunkowego, a o odtruwanie i leczenie – terapeutę uzależnień.

Sierż. sztab. Anna Świątczak z Wydziału Wywiadowczo-Patrolowego KRP I w Warszawie:

– Zdarzenie miało miejsce na przełomie lipca i sierpnia. Młody człowiek przed trzydziestką zaatakował grupę ludzi siedzących na murku przed domami centrum na ul. Marszałkowskiej, szarpał ich, jedną osobę ugryzł. Świadkowie wezwali patrol Policji. Mężczyzna był bardzo agresywny, musiało go obezwładnić aż czterech policjantów. Położony na ziemię nadal próbował się podnosić. Został odwieziony do komendy. Nie jestem pewna, jakie substancje zażył, ale po jego zachowaniu podejrzewam, że mogły to być dopalacze.

policjantki wysłuchała ALEKSANDRA WICIK

 

Lek. med. Regina Bąk-Czajkowska, lekarz pogotowia ratunkowego:

– Wielokrotnie zdarzały mi się wezwania do osób, które straciły przytomność z powodu upojenia alkoholowego czy zażycia substancji psychotropowych. Jednak przypadek zatrucia dopalaczami, z którym miałam do czynienia kilka tygodni temu, był szczególny.

Około godziny 2 do dyspozytora pogotowia zadzwonił młody człowiek z informacją, że jeden z jego kolegów stracił przytomność. Dyspozytor ustalił, że czterech młodych ludzi w domu jednego z nich pod nieobecność rodziców urządziło imprezę, jeden z uczestników stracił przytomność i od dłuższego czasu nie budzi się i traci oddech. Do nieprzytomnego w przypadku zagrożenia życia wysyłany jest zawsze zespół specjalistyczny, czyli ratownicy medyczni z lekarzem.

Pojechaliśmy pod wskazany adres, a dyspozytor tymczasem powiadomił o zgłoszeniu Policję, ponieważ w tego typu przypadkach ekipa medyczna wchodzi do mieszkania zawsze wraz z policjantami. Dwaj funkcjonariusze weszli jako pierwsi. W mieszkaniu panował nieład, ale butelki, kieliszki czy inne ślady libacji były uprzątnięte. Pod ścianami stali wystraszeni czterej chłopcy i dwie dziewczyny, w wieku około 18–20 lat. Jeden młody człowiek nieruchomo leżał na kanapie. Policjanci przystąpili do legitymowania młodzieży, my natomiast podeszliśmy do nieprzytomnego. W takiej sytuacji przeprowadza się badania służące ocenie stanu przytomności w tzw. skali Glasgow. Bada się także ciśnienie, tętno, liczbę i głębokość oddechów, saturację, czyli natlenienie organizmu. Z przeprowadzonego badania wynikało, że pacjent jest wprawdzie stabilny krążeniowo-oddechowo, ale głęboko nieprzytomny i stan ten może się gwałtownie pogorszyć.

Policjanci przesłuchiwali uczestników imprezy, którzy zgodnie twierdzili, że nic nie pili i niczego nie brali. Słyszałam już nieraz takie teksty, to jest stała odpowiedź w podobnych sytuacjach. Podeszłam więc do jednego z chłopców i sprawdziłam mu źrenice. Były rozszerzone. Zapytałam zdecydowanym tonem: „Co braliście?!”. A on z butną miną odpowiedział: „A może by tak grzeczniej pytać, co?!”. Powiedziałam: „Milcz, smarkaczu! Odpowiadajcie na pytania, bo jeśli on umrze, to wszyscy będziecie odpowiadali przed prokuratorem. Więc mi nie utrudniajcie, żebym miała szansę go uratować!”.

Z młodych ludzi zeszło powietrze, zdali sobie chyba wreszcie sprawę, jak sytuacja jest niebezpieczna. Zaczęli przebąkiwać, że kolega coś tam brał, ale dokładnie nie wiedzą co. W wiadrze na śmieci policjanci znaleźli porwaną torebkę po dopalaczach.

To było dla mnie potwierdzenie, że u pacjenta może nastąpić gwałtowne pogorszenie stanu, więc natychmiast zabraliśmy go na nosze i wyjechaliśmy do szpitala. Policjanci zostali, żeby prowadzić dalej swoje czynności. W karetce stan pacjenta się pogarszał, gwałtownie spadało ciśnienie, wzrosło tętno, doszło do zatrzymania krążenia. Prowadząc akcję reanimacyjną, zdążyliśmy dojechać do szpitala. Wybiegła do nas uprzedzona kogo wieziemy ekipa lekarzy i ratowników SOR, którzy przejęli pacjenta. My na sygnale pognaliśmy, zgodnie z poleceniem naszego dyspozytora, do pacjenta z zawałem. Kiedy wkrótce przywieźliśmy go do tego samego szpitala, gdy weszłam na SOR, usłyszałam niesamowity krzyk, ryk właściwie. Zobaczyłam, jak przywieziony przez nas niedawno młodzieniec po dopalaczach, chłopak niewielkiego wzrostu i drobnej budowy ciała, wstaje z łóżka, ryczy, przeklina najstraszniejszymi słowami, odpycha pielęgniarki i ratowników, którzy się do niego zbliżają, w szale rozbija sprzęty w pokoju, dwóch ratowników, potężnych mężczyzn próbujących go obezwładnić, kopie i gryzie z niesamowitą siłą. Dobiegają kolejni dwaj ratownicy, też nie dają mu rady, dochodzi jeszcze dwóch i wreszcie wspólnymi siłami udaje się go przewrócić na ziemię i obezwładnić. Sześciu silnych mężczyzn z trudem przeniosło krzyczącego i wyrywającego się chłopaka na nosze, do których przypięli go pasami. Chłopak był nadal w ataku szału, krzyczał, a wykrzywione rysy twarzy nadawały mu wygląd zdziczałego zwierzęcia...

Pracuję w pogotowiu wiele lat, ale nigdy nie widziałam tak strasznej sceny. Wiem, że kilka dni trwało odtruwanie go. Dodam jeszcze, że w tym czasie, kiedy kilku ratowników i lekarzy było zajętych przy obezwładnianiu młodzieńca po dopalaczach, na pomoc medyczną czekało w SOR kilka ciężko chorych osób.

 

Mirosław Krajewski – terapeuta uzależnień:

– Właściwie nie istnieje naukowe wytłumaczenie terminu „dopalacze”. Mianem tym określa się grupę różnych substancji o działaniu psychoaktywnym, które nie znajdują się na liście substancji kontrolowanych przepisami ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Najgorsze jest to, że w większości tych preparatów nie jest podawany ich faktyczny skład chemiczny.

Osoby, które zażywają dopalacze, trafiają do szpitali dopiero w przypadku ciężkich zatruć, kiedy pojawiają się takie objawy, jak utrata przytomności, śpiączka, nadaktywność organizmu, zaburzenia w zakresie gospodarki wodnej czy zaburzenia czynności życiowych. Najbardziej niebezpieczna dla życia takich osób jest sytuacja, kiedy dopalacze były przyjmowane razem z innymi środkami. Leczenie odbywa się na oddziałach toksykologicznych. Najgorzej jest w przypadku dopalaczy o działaniu stymulującym, zatrucie objawia się nadmiernym podnieceniem, omamami, urojeniami, lękami. Leczenie polega na podtrzymywaniu funkcji życiowych oraz odtruwaniu organizmu.

Po odtruciu i zakończonym leczeniu szpitalnym często pojawiają się zespoły depresyjne o różnej intensywności i różnym przebiegu. Jeśli dopalacze były brane przez dłuższy czas, mogą wystąpić psychozy, które trzeba leczyć w szpitalu. Jeśli dopalacze były brane z innymi substancjami, w organizmie znajduje się mieszanina różnych substancji i leczenie jest trudne, wymaga bowiem bardzo dokładnych badań. Osobom uzależnionym od substancji psychoaktywnych oprócz pomocy medycznej potrzebna jest pomoc terapeutyczna. Nie ma specjalnych programów terapeutycznych dla nich. Z takimi osobami prowadzi się terapię, indywidualną lub grupową, taką samą, jak w przypadku leczenia innych uzależnień. Staramy się nie tylko uświadamiać im skutki, jakie niosą ze sobą dopalacze, ale przede wszystkim budować motywację do życia bez uzależnień.

Oceń treść:

Average: 4.7 (7 votes)

Komentarze

wdr (niezweryfikowany)
Jeżu, co za bzdetny teks, kompletna indolencja i propaganda.
Zajawki z NeuroGroove
  • Dekstrometorfan

data zatrucia ;-): 06.10.2001r.


dawka trucizny: 2 razy po 150mg bromowodorku DXM (Acodin tabletki po 15mg - wrzucone 20 tabletek po 10 w odstępie 10-15 minutowym, rozgryzione i popite yerba mate

godzina: opis:

  • 4-ACO-DMT
  • Pierwszy raz

Nastawienie raczej pozytywne, ogromna ciekawość i chęć przeżycia czegoś nowego. Podmiejski las w chłodny, kwietniowy dzień.

 Obudziłem się rano, wiedząc, że wreszcie spróbuje tryptaminy która czeka w moim pokoju już od miesiąca. Wczoraj umówiłem się z kumplem (nazwijmy go Jaś), że widzimy się po południu na jego osiedlu i wyruszamy w tripa. Nie byłem pewien czy się nie rozmyśli, w ostatnim czasie był dość labilny. Tak czy siak, ja byłem zdecydowany nawet na samotną podróż ;)

 

T~18.00

  • Amfetamina
  • Retrospekcja

Czy zauważyliście czasem, jak wypadkowa szkodliwość substancji wpływa na sposób w jaki wypowiadają się o niej użytkownicy? W wypadku marihuany mamy „trawkę”, „grasik”, „gandzię”, „Marysię”, „zioło” – wszystkie określenia niosące pozytywny ładunek i nie zdarzyło mi się chyba widzieć brzydkiego przezwiska dla tej dość niewinnej używki. A pomyślcie teraz o amfetaminie – zaczyna się podobnie poufale: „spidzik”, „fetka”, „metka”, po czym następuje niesamowita przemiana i w pewnym momencie starzy wyjadacze zaczynają na forum pisać o niej: „ŚCIERWO”.

  • Kodeina
  • Pozytywne przeżycie