[<<] [H] [>>] |
14. Goście z całego świata
Różnorodne aspekty i wielostronne emanacje LSD objawiają się w
rozmaitych kręgach kulturalnych, z którymi wszedłem w kontakt
dzięki tej substancji.
Na terenie nauki były to kontakty z kolegami chemikami,
farmakologami, lekarzami i mykologami, których spotykałem na
uniwersytetach, kongresach, wykładach lub z którymi nawiązałem
bliższy kontakt za pośrednictwem publikacji. Na polu
filozoficzno-literackim były to kontakty z pisarzami. W poprzednich
rozdziałach zrelacjonowałem najważniejsze dla mnie spotkania tego
rodzaju. LSD dostarczyło mi też okazji do różnorodnych osobistych
spotkań z ludźmi z kręgów narkotykowych i hippisowskich, które
zostaną teraz pokrótce przedstawione.
Większość gości pochodziła ze Stanów Zjednoczonych i byli to
przeważnie ludzie młodzi, znajdujący się w podróży na Daleki Wschód
w poszukiwaniu mądrości lub przewodników duchowych i mający
nadzieję, że narkotyki ułatwią im to zadanie. Niekiedy celem
podróży była Praga, gdyż dobrej jakości LSD można tam było łatwo
zdobyć. Kiedy byli już w Europie, chcieli wykorzystać tę okazję,
aby poznać ojca LSD, "człowieka znanego ze słynnej podróży
rowerowej po zażyciu LSD".
Lecz czasem wizyty miały głębszą motywację.
Ludzie chcieli zdać relację ze swoich osobistych przeżyć,
związanych z narkotykami, i przedyskutować ich obiektywne znaczenie
z kimś znajdującym się u źródła. Tylko z rzadka zdarzały się wizyty
wywołane chęcią otrzymania LSD, gdy on lub ona dawali mi do
zrozumienia, że chcą doświadczyć podróży z LSD w jego oryginalnej i
najczystszej postaci.
Zróżnicowanego pokroju goście o najprzeróżniejszych oczekiwaniach
napływali także ze Szwajcarii i innych krajów europejskich. Wizyty
tego rodzaju stały się w ostatnim czasie coraz rzadsze, co można
tłumaczyć faktem, że LSD staje się coraz mniej popularne na scenie
narkotykowej. o ile było to możliwe, chętnie przyjmowałem tych
gości lub umawiałem się z nimi w jakimś miejscu. Uważałem to za
swoją powinność wynikającą z roli, jaką przyszło mi grać w historii
LSD, i starałem się pomóc im radą oraz instruktażem.
Czasem nie dochodziło nawet do rozmowy, jak podczas odwiedzin
zablokowanego młodzieńca, który przybył na motorynce. Nie miałem
pojęcia, o co mogło mu chodzić. Patrzył na mnie, jakby zadając
sobie pytanie: czy człowiek, który zrobił co tak niesamowitego jak
LSD może wyglądać tak zwyczajnie? Miałem wówczas wrażenie, podobnie
jak przy innych tego rodzaju gościach, że miał nadzieję, iż w mojej
obecności zagadka LSD sama się jako rozwiąże.
Były też spotkania całkowicie inne, jak to z młodym mężczyzną z
Toronto. Zaprosił mnie na lunch do ekskluzywnej restauracji -
prezentował się wyśmienicie, wysoki, smukły, biznesmen,
przedstawiciel znanej firmy przemysłowej z Kanady, niezwykle
inteligentny. Podziękował mi za stworzenie LSD, które sprawiło, że
jego życie nabrało całkiem innego wymiaru. Był człowiekiem interesu
w stu procentach, z na wskroś materialistycznym spojrzeniem na
świat.
LSD zwróciło jego uwagę na duchowy aspekt życia.
Po tym doświadczeniu otworzył się na sztukę, literaturę i filozofię
oraz zaczęły go interesować kwestie religijne i metafizyczne.
Chciał, aby w odpowiednich warunkach doświadczeniu z LSD poddała
się także jego młoda żona, która - ufał - dozna w wyniku tego
podobnie korzystnej transformacji.
Nie tak głębokie, lecz także wyzwalające i cenne doświadczenia,
będące wynikiem doświadczenia LSD, opisał mi, w sposób pełen
fantazji i poczucia humoru, młody Dane. Przybył z Kalifornii, gdzie
w Big Sur był służącym Henry Millera. Wyruszył w podróż do Francji
z zamiarem nabycia tam jakiegoś zrujnowanego gospodarstwa rolnego,
które chciał, jako doświadczony stolarz, własnoręcznie
wyremontować. Poprosiłem go o autograf jego niedawnego pryncypała
do mojej kolekcji i po pewnym czasie rzeczywiście otrzymałem
autentyczny liścik skreślony ręką Henry Millera.
Młoda kobieta odnalazła mnie w celu zdania relacji z własnego
doświadczenia z LSD, które miało ogromne znaczenie dla jej rozwoju
wewnętrznego.
Jako powierzchowna i całkowicie lekceważona przez rodziców
nastolatka, uganiająca się za wszelkimi możliwymi rozrywkami,
zaczęła zażywać LSD z ciekawości i żądzy przygód. Przez trzy lata
odbywała często podróże z udziałem LSD, które spowodowały
zdumiewające wzbogacenie jej wewnętrznego życia.
Zaczęła szukać głębszego znaczenia życia, co ostatecznie odkryło
się przed nią. Następnie, dochodząc do wniosku, że nie potrzebuje
już więcej pomocy ze strony LSD, bez kłopotów, wysiłku czy starań,
była w stanie porzucić ten narkotyk. Potem mogła już dalej rozwijać
się sama, bez sztucznego wsparcia. Obecnie była szczęśliwą i
wewnętrznie zrównoważoną osobą tak zakończyła swoją opowieść. Ta
młoda kobieta zdecydowała się przedstawić mi swoją historię, gdyż
podejrzewała, że mogę być często atakowany przez ludzi o wąskich
horyzontach, którzy dostrzegają jedynie szkody, jakie LSD może
powodować niekiedy u młodych ludzi. Głównym powodem jej relacji
była rozmowa, jakiej przypadkiem była świadkiem w pociągu. W tej
rozmowie pewien mężczyzna krytykował mnie, twierdząc, że to
haniebne, co twierdziłem na temat LSD w wywiadzie, jaki został
opublikowany w pewnym czasopiśmie. Jego zdaniem powinienem ogłosić
światu, że LSD jest dziełem szatana oraz przyznać się publicznie do
winy w tej sprawie. Nigdy nie spotkałem się jednak osobiście z
osobami znajdującymi się w stanie delirium wywołanym działaniem
LSD, co mogłoby dać podstawę dla podobnych, pełnych oburzenia
opinii.
Przypadki tego rodzaju, związane ze spożyciem LSD w nieodpowiednich
warunkach, przedawkowaniem lub psychotycznymi predyspozycjami,
trafiają zawsze do szpitali lub na posterunki policji. Opinia
publiczna chadza jednak własnymi ścieżkami W pamięci mojej
pozostała wizyta pewnej amerykańskiej dziewczyny, będącej
przykładem niedobrych skutków działania LSD. Miało to miejsce w
porze lunchu, którą spędzałem zwykle w biurze w całkowitej
samotności - z wykluczeniem wszelkich wizyt, nawet sekretariat był
wtedy zamknięty. Usłyszałem pukanie do drzwi, lekkie, lecz
zdecydowane i powtarzające się, więc w końcu postanowiłem je
otworzyć. Ledwo wierzyłem własnym oczom: przede mną stała bardzo
młoda i prześliczna dziewczyna o blond włosach, z wielkimi,
niebieskimi oczami, ubrana w długi strój hippisowski, z przepaską
na czole i w sandałach. "Nazywam się Joan i przyjechałam z Nowego
Jorku. Czy to pan Hofmann?" Zanim spytałem, co ją do mnie
sprowadza, chciałem się dowiedzieć, jak sforsowała dwa punkty
kontroli, jeden przy głównym wejściu do fabryki, i drugi przy
wejściu do budynku z laboratoriami, gdyż wpuszczanie odwiedzających
było zawsze poprzedzane telefonem, a to dziecię-kwiat musiało
zwracać szczególną uwagę. "Jestem aniołem i przekraczam wszelkie
furtki" - odpowiedziała.
Potem wyjaśniła, że przybyła z wielką misją. Musi uwolnić swój
kraj, Stany Zjednoczone, w szczególności zaś naprowadzić prezydenta
(wtedy był nim L. B. Johnson) na właściwą ścieżkę. Można tego
dokonać wyłącznie poprzez skłonienie go do zażycia LSD. Wtedy jego
umysł otworzy się na dobre idee, które doprowadzą go do zakończenia
wojny i niepokojów wewnętrznych. Joan przyszła do mnie sądząc, że
pomogę jej wypełnić tę misję i dam jej LSD przeznaczone dla
prezydenta. Jej imię mogło wskazywać, że była Joanną d' Arc USA.
Nie wiem, czy moja argumentacja odnosząca się do wszystkich
aspektów tej świętej misji, zdołała ją przekonać, że projekt nie ma
żadnych szans na powodzenie ani od strony psychologicznej, ani
technicznej, na planie zarówno wewnętrznym, jak i zewnętrznym.
Odeszła smutna i rozczarowana.
Następnego dnia odebrałem telefon od Joan.
Znów prosiła o pomoc, gdyż wyczerpały się jej zasoby finansowe.
Zabrałem ją do przyjaciela w Zurychu, który załatwił jej pracę i u
którego mogła mieszkać. Joan była z zawodu nauczycielką oraz
pianistką i piosenkarką występującą w nocnych klubach. Przez jakiś
czas grała i śpiewała w modnej zurychskiej restauracji. Jej bogaci,
mieszczańscy klienci nie mieli bladego pojęcia, jakiego rodzaju
aniołem jest osoba siedząca przy pianinie w czarnym, wieczorowym
stroju, która bawi ich nastrojową muzyką i miękkim, zmysłowym
głosem. Niewiele osób zwracało uwagę na słowa tych utworów - były
to głównie pieśni hippisowskie, które w zawoalowany sposób
wychwalały użycie narkotyków. Występy w Zurychu nie trwały długo.
Po kilku tygodniach dowiedziałem się od przyjaciela, że Joan nagle
zniknęła. Trzy miesiące później otrzymał od niej kartkę z
życzeniami z Izraela. Była tam pacjentką szpitala
psychiatrycznego.
Na zakończenie przeglądu gości mających związek z LSD chciałbym
opowiedzieć o spotkaniu, z którym LSD miało związek tylko pośredni.
Pani H. S., szefowa sekretariatu pewnego szpitala, poprosiła mnie o
prywatne spotkanie. Umówiłem się z nią na herbatę i wtedy wyjawiła
mi cel swoich odwiedzin: w raporcie na temat eksperymentów z LSD
przeczytała opis pewnej sytuacji, której doświadczyła jako młoda
dziewczyna i która była dla niej wciąż żywa. Miała nadzieję, że
pomogę jej zrozumieć to przeżycie.
Była w podróży służbowej jako praktykantka handlowa. Spędziła noc w
górskim hotelu, obudziła się bardzo wcześnie i wyszła sama z domu,
aby obejrzeć wschód słońca.
Kiedy góry zaczęły rozświetlać się pierwszymi promieniami,
nieoczekiwanie zalało ją poczucie szczęścia, które utrzymywało się
nawet wtedy, kiedy dołączyła do innych uczestników podróży na
porannym spotkaniu w kaplicy. Podczas mszy wszystko wokół świeciło
nadnaturalnym blaskiem, a poczucie szczęścia nasiliło się do tego
stopnia, że rozpłakała się na głos. Została odprowadzona do hotelu
i potraktowana jak osoba cierpiąca na zaburzenia psychiczne.
Doświadczenie to miało ogromny wpływ na całe jej dalsze życie.
Obawiała się, że nie jest całkiem normalna. Z jednej strony,
doświadczenie to przeraziło ją, gdyż wyjaśniono jej, że jest to
załamanie nerwowe, z drugiej zaś strony marzyła, aby zdarzyło się
ponownie. Wewnętrznie rozdarta, wiodła nieustabilizowane życie.
Zmieniając często pracę i prywatne związki, świadomie lub
nieświadomie poszukiwała wciąż tych ekstatycznych przeżyć, które
uczyniły ją niegdyś tak szczęśliwą.
Byłem w stanie pocieszyć mojego gościa. To, czego wtedy
doświadczyła, nie było z pewnością zdarzeniem z zakresu
psychopatologii, ani też nie było to załamanie nerwowe.
Spontanicznie spłynęła na nią łaska przeżycia tego, czego ludzie
mają nadzieję doświadczyć po zażyciu LSD - wizyjnych stanów
pochodzących z głębszych obszarów rzeczywistości.
Poleciłem jej książkę Aldousa Huxleya Filozofia wieczysta
(Wydawnictwo Pusty Obłok, Warszawa, 1988), będącą zbiorem relacji
ze spontanicznie pojawiających się wizji pochodzących z różnych
czasów i kultur. Huxley podaje, że takich chwil łaski doświadczają
nie tylko mistycy i święci, lecz także, znacznie częściej, niż się
powszechnie sądzi, zwykli ludzie. Wielu z nich nie rozpoznaje
jednak wagi takiego przeżycia i zamiast traktować je jako zwiastun
nadziei, tłumi je, gdyż podobne doświadczenia nie przystają do
codziennej racjonalności.
[<<] [H] [>>] |
Komentarze
Kim bym teraz był?
Kim bym teraz był ,gdyby nie LSD?Jedna dawka tego środka spowodowała,że poszedłem inną drogą.Nie wiem czy lepszą,czy gorszą,po prostu inną.Teraz mając 26 lat wybrałem dobro.Świadomie.A to dzięki SD,nie Lsd.Widząc skrajne zło można dopiero pojąć czym jest skrajne dobro.Jezus o tym wiedział,i ja wiem,że też się dowiem.Potężna Nauczycielka pokaże mi dobrą drogę.Zawsze.