Witam, na wstepnie dodam, ze jaram ok. 5 lat, od 2 lat dosyc intensywnie, ale nigdy nie przytrwafilo mi sie cos takiego jak wczoraj. Otoz, jaralismy wiadro z 5 litrowego baniaka i cybucha. Nabili mi dosc spoko, wiec sciagnalem calego mleko i w momencie wypuszczenia dymu z pluc zaczal sie ten koszmar. Zaczelo sie po prostu od typowego niedotlenienia, ktore minelo po chwili, za chwile zaczelo mi sie w chuj krecic w lbie wiec usiadlem na pieńku i sie podparlem, bo bylo mi tak slabo, ze myslalem ze zejde tam, poczulem uczucia cholernego goraca na twarzy mialem wrazenie ze jest cale czerwone, mialem kurtke i czapke na sobie, zdjalem czapke bo goracy pot z czola lecial mi strumieniami pozniej zdjalem kurtke bo bylo mi tak w chuj goraco, ze to niemozliwe, przy temperaturze -2 stopni chyba. Oczywiscie nikomu nic tak chujowego sie nie przydazylo jak mi, bo palili dalej. Zaczelo mnie w chuj mulic, odbijac mi sie, wiec wstalem i powiedzialem, ze sory musze isc szybko do auta, dodam, ze to bylo w lesie wiec musialem przejsc kawalek drogi zeby wyjsc z tego lasu, podczas drogi zwymiowowalem 3 razy wszystko to chyba co jadlem w ten dzien, co 10 metrow bełt. Udalo mi sie wyjsc z lasu na szczescie bez problemu, doszlem do auta, otworzylem drzwi, co chwile powtarzajac na glos 'kurwa', bo nic innego na mysl oprocz tego slowa mi nie przychodzilo. Wsiadlem otworzylem szybe i probowalem ustawic sie w jakikolwiek sposob, zeby mi bylo wygodnie, albo zeby chociaz zdrzemnac sie na 10 minut, zeby mi sie ten stan polepszyl chociaz odrobine. I w tym wlasnie aucie mam wrazenie ze umieralem, po prostu tak wszylem sobie na banie, ze umieram, bo nigdy nie czulem sie tak chujowo, ze balem sie ze jak znajomi dojda do auta to raczej przytomnego mnie nie znajda. W kazdej pozycji, doslownie w kazdej, bo zmienialem je srednio co 5 sekund czulem sie coraz gorzej, w zaden sposob ani troche nie robilo mi sie lepiej, mialem wrazenie ze cos uciska mi bardzo mocno kazda czesc wewnetrzna, wszystkie organy, serce bilo mi tak szybko, ze myslalem caly czas ze juz nie da rady i mi stanie, bo naprawde chyba szybciej sie juz nie dalo, bylo mi nawet trudno oddychac, ciagle za soba slyszalem glosy tych znajomych, co bylo raczej niemozliwe bo przyszli dopiero po 30 minutach, nie wiedzialem za cholere co zrobic zeby mi przeszlo. Czasami, az przechodzila mnie mysl, ze lepiej jakby mnie pogotowie zabralo, bo ja juz naprawde nie dam rady, mysli na przemian przeplatane z tym, ze juz chyab nigdy wiecej nie zajaram... Mialem ciagle obraz w glowie tego, ze to serce jest juz tak zmeczone, ze nie da rady dalej bic, bo sie wykonczy. Po 30 minutach przyszli do auta, mowili do mnie conajmniej przez 15 minut, wszystko slyszalem, ale nawet nie bylem w stanie podniesc reki. Wiec teoretycznie to bylem nieprzytomny przez jakas godzine, bo dopiero po takim czasie wypowiedzialem jakiekolwiek slowo. Przeszlo mi po ponad godzine, myslalem, ze nie przejdzie juz nigdy. Pozniej jaralem tylko gibony, po ktorych juz i tak nic mi nie bylo. Dodam, ze wygladalem jak z horroru, twarz czerwona spocona na przemian z blada. I teraz moje pytanie, co moglo spowodowac taki stan? Czy to sort byl jakis podjebany, ale to mi nie daje spokoju, bo raczej niomu oprocz mnie nic sie nie przydazylo, czy to moze sęk w czym innym? Np we mnie. Pisze to na drugi dzien po tym i jestem tak nieogarniety, ze dalej ledwo widze na oczy, straszna zamula, chyba najciezsza ze wszystkich.