Kat dodaje im skrzydeł

Ten scenariusz zaczyna być już bezczelnie rutynowy. Gdzieś na wodach Zatoki Adeńskiej trzy szybkie łodzie motorowe podpływają do statku. Ktoś zaczepia sznurową drabinę o reling i pierwsi „piraci” wdrapują się na pokład. Zaraz potem lądują tam również kałasznikowy, ręczna wyrzutnia rakiet i kilka worków wypchanych gałązkami z małymi zielonymi liśćmi, które przypominają nieco bazylię. Wszyscy piraci wyglądają tak, jakby bolały ich zęby albo jakby trzymali w ustach piłkę tenisową. To dobrze przeżuta kula liści, takich samych jak te w workach. Niemal doskonałe źródło energii.

agquarx

Kategorie

Odsłony

4660
Ten scenariusz zaczyna być już bezczelnie rutynowy. Gdzieś na wodach Zatoki Adeńskiej trzy szybkie łodzie motorowe podpływają do statku. Ktoś zaczepia sznurową drabinę o reling i pierwsi „piraci” wdrapują się na pokład. Zaraz potem lądują tam również kałasznikowy, ręczna wyrzutnia rakiet i kilka worków wypchanych gałązkami z małymi zielonymi liśćmi, które przypominają nieco bazylię. Wszyscy piraci wyglądają tak, jakby bolały ich zęby albo jakby trzymali w ustach piłkę tenisową. To dobrze przeżuta kula liści, takich samych jak te w workach. Niemal doskonałe źródło energii. Te liście to kat (arab. qat, po polsku: czuwaliczka jadalna), roślina powszechnie uprawiana i żuta na południu Półwyspu Arabskiego i we wschodniej Afryce. Jej liście zawierają katynon, silnie stymulującą substancję, dzięki której piraci mogą nie jeść i nie spać nawet przez cztery dni. Za to przydałby się im dentysta, bo doświadczony żuj ma zęby w stanie upadku. Choć raczej nie żuj, tylko ssacz, bo kat się ssie. Po uprzednim delikatnym rozgnieceniu trzonowcami wytrawny ssacz nie łyka liści, tylko odkłada je sobie w policzku – stąd wkrótce w jego ustach pojawia się „piłeczka tenisowa”. Mniej więcej po dwóch godzinach liście puszczają soki i ssacz wpada w błogi stan zachwytu nad swoją inteligencją, wiedzą i ogólną wspaniałością. Dlatego trudno się dziwić, że Aleksander Wielki (pierwszy znany nałogowy ssacz) podbił pół świata, a otoczona polami katu wyrocznia delficka była wszechwiedząca. Roślina bojowa Panowie piraci czują się zapewne jak połączenie Aleksandra z wyrocznią, co w zestawieniu z agresją daje przekonujący wizerunek desperata, któremu dla świętego spokoju lepiej wypłacić te kilka milionów dolarów okupu. Tak ujawnia się najważniejsza właściwość katu. – O ile zawsze wywołuje on błogość, o tyle reszta rezultatów zależna jest od samego ssacza – mówi „Przekrojowi” Nasir Warfa, antropolog z londyńskiego Queen Mary University. – Kat tylko potęguje nasze naturalne skłonności lub pomaga realizować cele, które postawiliśmy sobie „na trzeźwo”. Kat to używka wielofunkcyjna. Ssacze z Somalii najczęściej wykorzystują kat w celach bojowych, bo też trudno o inne cele w kraju, w którym od 18 lat toczy się wojna domowa. Na początku kat dawał odwagę Somalijczykom, którzy w 1993 roku w pojazdach przypominających wozy z filmu „Mad Max” ścigali się po Mogadiszu z amerykańskimi marines. Dziś kat przydaje się, gdy trzeba pontonem zapłynąć drogę 300-metrowemu tankowcowi. Somalia sprzed wojny domowej była jednym z największych producentów katu. Dziś ten kraj jest tak zniszczony, że niemal cały spożywany tam kat pochodzi z importu. A ma go kto spożywać, bo zaledwie co czwarty Somalijczyk nie ssie katu codziennie. Reszta ssałaby nieprzerwanie, gdyby nie przejściowe anomalie. Taką anomalią były w 2006 roku kilkumiesięczne rządy fundamentalistów islamskich, którzy zakazali katu, twierdząc, że jako używka jest on w Koranie zakazany. „Legalność” religijna katu jest tematem gorąco dyskutowanym wśród muzułmanów. Teoretycznie Koran zakazuje używek, nie wspominając już o narkotykach. Wszelki alkohol jest oczywiście w islamie zakazany, ale część konserwatywnie nastawionych duchownych twierdzi, że grzeszne jest również palenie papierosów czy właśnie ssanie katu. Na przykład w wahabickiej Arabii Saudyjskiej za posiadanie kilku gałązek tej rośliny grozi inny kat. Ssanie i spanie Każdy ssacz ma oczywiście przygotowaną regułkę, że przecież kat przez stulecia był dopalaczem dla wielu sławnych uczonych w piśmie, którzy całe noce spędzali na lekturze Koranu. Tak najczęściej tłumaczą się Jemeńczycy, naród, z którym w ssaniu mogą się równać wyłącznie Somalijczycy. Ale co najciekawsze, kat pełni w Jemenie zupełnie inną funkcję niż po drugiej stronie Zatoki Adeńskiej. Jeszcze 50 lat temu kat był w Jemenie weekendową rozrywką najbogatszych. Dziś ssą wszyscy, łącznie z kobietami. Przeciętny obywatel Jemenu (jednego z najbiedniejszych krajów świata) wydaje ponad połowę swoich zarobków na tę roślinę i przeznacza na ssanie od czterech do sześciu godzin dziennie. Najbardziej wyluzowani – nawet 10 godzin. Jeśli chcesz coś załatwić w Jemenie, zrób to między godziną 11, kiedy otwierane są wszystkie urzędy i sklepy, a 13 – godziną zamknięcia, po której właściciele zaczynają tworzyć swoje „piłeczki”. I nic innego już się nie liczy, o czym przekonał się sam niżej podpisany, próbując przedłużyć wizę. Urzędnik zainteresował się moim problemem dopiero wtedy, gdy przyniosłem ze sobą kilka gałązek katu, a gdy zgodziłem się ich spróbować (kat smakuje jak trawa, tylko jest nieco bardziej gorzki) wręcz wpadł w euforię. Ponieważ zauważył, że mi nie smakowało, dokończył moją działkę i zaczął snuć opowieści, chyba o swoim życiu. Chyba, bo nie rozumiałem z tego ani słowa. Byłby tak mówił bez końca, gdyby nie zeszli się jego krewni, wszyscy z katem. Wówczas (to już wiem z tłumaczenia) rozpoczęły się rozmowy o pokoju na świecie, historii i polityce. – Po kacie mam wrażenie, że mogę rozwiązać wszystkie problemy tego świata – tłumaczył mi łamaną angielszczyzną jeden z przybyszów. – Wtedy zapominam o moich przyziemnych problemach. Mokka bez kawy A Jemeńczycy mają czym się martwić. Tamtejsza gospodarka wciąż nie może się podnieść po wojnie domowej zakończonej w 1990 roku. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu najbardziej dochodowym towarem eksportowym Jemenu była kawa. Paradoksalnie nazwa Mokka pochodzi od jemeńskiego miasta portowego nad Morzem Czerwonym, w którym dziś nie sposób napić się kawy. Niemal wszystkie najlepsze pola uprawne, których w górzystym Jemenie jest niewiele, zostały przeznaczone na pola katu. Ta niezwykle dochodowa uprawa pochłania- tam 80 procent zużywanej wody. I tu właśnie ujawnia się zbawienna (dla jemeńskiego rządu) funkcja katu jako stabilizatora społecznego. – Ludzie nie znieśliby na trzeźwo fatalnej sytuacji w kraju – mówiła mi kilka lat temu Raszida al-Hamdani, szefowa jemeńskiego Komitetu Kobiet. – Po kacie wszystkie problemy wydają się błahe i nikt nie pyta o to, co rząd robi z pieniędzmi zarobionymi na sprzedaży ropy naftowej. Te pieniądze – niemałe, bo w 2007 roku było to około 500 milionów dolarów – znikają w rozbudowanej do granic absurdu administracji państwowej, która pracuje dwie godziny dziennie. Ale po kacie potencjalnym petentom jest już wszystko jedno. Dlatego wzrost cen katu w ostatnich miesiącach tak przeraził władze, że państwo zaczęło dopłacać do importu tej rośliny z Etiopii. Jednak nawet to nie wystarczyło – w Adenie, kiedyś stolicy dawnego socjalistycznego Jemenu Południowego, od kilku tygodni wybuchają zamieszki, a w prasie powrócił temat rozpadu państwa. Dlatego trudno się dziwić, że Jemeńczycy w ślad za uciekającymi przed wojną domową Somalijczykami masowo emigrują do Europy i USA. Za nimi emigruje również kat. Na londyńskim lotnisku Heathrow cztery razy w tygodniu ląduje samolot załadowany świeżym katem z Kenii. Towar w mgnieniu oka rozchodzi się wśród 250-tysięcznej społeczności somalijskiej w Wielkiej Brytanii. Nie tylko ze względu na ogromny popyt. Liście katu zaczynają tracić swoje najbardziej chwalone zalety zaraz po zerwaniu z drzewa. Po dwóch-trzech dniach od zerwania kat ma już wyłącznie walory ozdobne. Władze Wielkiej Brytanii, jedynego zachodniego kraju, w którym kat jest legalny, tak się ostatnio przejęły skalą ssania wśród mieszkających na wyspach Somalijczyków (ponad 80 procent), że zastanawiają się nad zakwalifikowaniem rośliny do narkotyków. Ale jest pewien problem. O ile Światowa Organizacja Zdrowia ma jak najgorsze zdanie o kacie, o tyle nie ma dowodów na to, że kat uzależnia w sensie chemicznym. Nie jest to oczywiście marchewka, bo oprócz wywoływania stanu błogości i wszechmocy kat tłumi głód, wzbudza pragnienie, podwyższa ciśnienie, a wieloletnie jego spożywanie może wywołać raka jamy ustnej. Jednak to i tak nic w porównaniu z efektami równie intensywnego spożycia alkoholu, który przecież wciąż jest legalny. Błogość i wszechmoc Nie da się jednak ukryć, że kat to roślina silnie uzależniająca społecznie. Samotne ssanie jest jak picie do lustra – w Jemenie to czynność wręcz hańbiąca. Na emigracji wspólne ssanie zyskało zupełnie nowy wymiar. Katowe nasiadówy stały się w Londynie najważniejszą demonstracją tożsamości etnicznej. Te spotkania często są jedyną miłą chwilą dnia dla zdesperowanych, najczęściej bezrobotnych imigrantów. Z drugiej jednak strony, mimo że coraz więcej Brytyjczyków poznaje uroki katowej wszechmocy, społeczne ssanie w zamkniętych gronach sprawia, że integracja imigrantów z brytyjskim otoczeniem staje się praktycznie niemożliwa. Podczas jednej z katowych nasiadówek w Sanie, stolicy Jemenu, trafiłem na człowieka, który świetnie mówił po angielsku. Wykorzystałem to i zacząłem wypytywać go o politykę. Trzydziestoparoletni Jemeńczyk żalił się na prezydenta, rząd, duchownychpolicję, teściową, wojskowych, kanalizację. Słowem – na wszystko. Ale zapytany, dlaczego nie emigruje, uśmiechnął się i odparł, wciąż plując przemielonymi resztkami liści: „Przecież tu jest super”. Dopiero wtedy zainteresował się Polską i gdy mu powiedziałem, że nie mamy niczego takiego jak kat oraz że nad Wisłą spada spożycie alkoholu, a narkotyki są zakazane, zapytał z niedowierzaniem: „To jak wy w tym kraju wytrzymujecie?”. Autor: Łukasz Wójcik, Źródło: Przekrój

Komentarze

Astacus (niezweryfikowany)
Czy ten kat to khat?
agquarx
[quote=Astacus]Czy ten kat to khat?[/quote] Tak, takie było słownictwo w Przekroju, autor artykułu jest jednym z tych nawiedzonych przeciwników wszelkich używek, a zapewne sam co niedzielę zasuwa do kościoła po opium narodów...
bbb (niezweryfikowany)
"nie ma dowodów na to, że kat uzależnia w sensie chemicznym." noo... Koniczynki z dopalaczy były trujące... Czemu w polsce sie nad tym nie zastanawiają zanim czegoś zakażą? "To jak wy w tym kraju wytrzymujecie?" Sam sobie zadaję to pytanie coraz cześciej...
Anonim (niezweryfikowany)
„To jak wy w tym kraju wytrzymujecie?”. No własnie, jak?
Anonim (niezweryfikowany)
Ćpamy, pijemy, palimy, kradniemy i co się jeszcze da robimy. Jedyna droga dla niewyjeżdzających z tego kraju ;p
Zajawki z NeuroGroove
  • Dekstrometorfan
  • Marihuana
  • Pozytywne przeżycie

Nie idealne, ale tak czy siak sprzyjające.

Jestem myślą. Piękną myślą. Kieruję się do apteki. Nudno. Wychodzę ze szkoły, świat jest ciepły i wietrzny. Otwieram pierwsze drzwi:

-Dzień dobry. Poproszę Tussidex- mówię, uśmiechając się niewinnie i myśląc, że na sto procent widać w moich szarych, głębokich oczach powód, dla którego tu jestem.

-Tussidex... nie mamy, ale Acodin jest...

-W porządku, dziękuję, do widzenia!

Heh, myślę, że zna mój zamiar. Ako to przeżytek, kieruję się dalej.

 

Drugie drzwi:

  • Benzydamina

Set & Setting: kwiecień roku 2010, dość pochmurny dzień. Pozytywne nastawienie, wręcz entuzjastyczne, ogromna ciekawość przed nieznanym dotąd trip’em. Miejsce zażycia: dom, godzina 12.20. Osobą towarzyszącą i również zażywającą – dobry kumpel. Stawiane cele: doświadczyć halucynacji, spędzić ciekawie dzień.

Dawkowanie: po nieco stratnej ekstrakcji ~900mg wymieszane z deserem waniliowo-czekoladowym, to samo dla kumpla.

Wiek i doświadczenie: 17 lat, alkohol etylowy, acodin, thc.

  • Dekstrometorfan
  • Pozytywne przeżycie

Jest to mój pierwszy tr więc proszę o wyrozumiałość

Data wydarzenia 10.05.19

 

Był piątek i szykowało się ognisko z moimi ziomeczkami, nazwę ich B i A, ognisko organizował moj ziomek nazwę go M i kilka innych osób później wpadło. Akurat się złożyło że z soboty na niedzielę miałem wolną chacjente i planowaliśmy wziąć kode + mj, ale na ognisku też trzeźwym nie można siedzieć, a że z kasą było krucho postanowiliśmy że ja i B weźmiemy dxm, a M i A wezmą kodeine, a w sobotę na odwrót.

16:00

  • Benzydamina
  • Pierwszy raz

Zupełny przypadek poszlam do apteki w celu kupienia thiocodinu, w pobliżu 4 apteki w każdej kupowalam syrop juz raz w tygodniu nie chciałam czuć się podejrzana, pierwsza na myśl przyszła tamtum rosa. W internecie same złe opinie ale czemu nie przekonać się samemu? Dwie saszetki tamtum rosa dziękuje do widzenia.

Ważną sprawą jest że mieszkam w bursie więc możliwość przypalu 70%.

randomness