Problem sklepów internetowych, które posiadają w swojej ofercie substancje odurzające, staje się coraz bardziej palący. Prawodawcy w wielu krajach nie nadążają za postępem, co wykorzystują dostawcy nielegalnych leków i używek, sprytnie lawirując pomiędzy przestarzałymi przepisami. Rządy dziewięciu krajów zorganizowały obławę na internetowe sklepy, podejrzane o dostarczanie klientom nielegalnych substancji. Sklepy takie często omijają prawo umieszczając w swojej ofercie zamienniki substancji uznawanych za szkodliwe, które nie zostały jeszcze umieszczone w rejestrze środków zakazanych. Dzięki temu, za pośrednictwem Internetu można bezproblemowo kupić dowolny narkotyk. Polska nie jest tu wyjątkiem. Cała akcja o kryptonimie Pangea koordynowana była przez Interpol. Operacja miała miejsce na terenie Wielkiej Brytanii, Niemiec, Irlandii, Szwajcarii, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Izraela, Nowej Zelandii i Singapuru. Pokazała ona, że takie działania można z powodzeniem prowadzić na międzynarodową skalę. W samej Wielkiej Brytanii "łapanka" zakończyła się konfiskatą firmowych komputerów, dokumentów oraz tysięcy paczek z podejrzanymi środkami. Sprzedaż w Internecie leków i pochodnych substancji jest prosta w realizacji, ponieważ wiele państw nie posiada żadnych przepisów regulujących tą kwestię. Źródło W(irtualna)P(lotka).PL Od dodawacza: Dla mnie osobiście oczywiste wydaje się, że pewnym środowiskom nie na rękę jest sprzedaż legalnych zamienników ich towarów więc postanowili coś z tym zrobić, pociągnęli za pieniężne sznurki i mamy taki oto efekt. Podobnie było gdy na polecenie pewnej wytwórni filmowej szwedzka antyterrorka zrobiła nalot na siedzibą Pirate Bay i zwyczajnie ukradła ich komputery. Również tego przypadku nie boję się nazwać bandyckim napadem. Podstawy prawne do zagrabienia ich komputerów i produktów rzecz jasna mają (podejrzenie popełnienia przestępstwa) ale jest to tak naciągane, że nie trzeba być Sherlockiem aby zobaczyć w tym metody działania charakterystyczne raczej dla gangu wołomińskiego niż legalnie działających organizacji, których zadaniem jesr rzekoma "ochorna prawa". Dziwnym zdaje mi się jednak, że tutaj bronią niby interesu publicznego i ogólnego dobra naginając do tego celu przepisy, lecz gdy przeciętny Smith, Kowalski, Chang czy Rodriguez potrzebuje pomocy, dzieje mu się krzywda, a oni nie mają do tego łatwych do zastosowania mechanizmów to rozkładają ręcę tłumacząc się, że przepisy wiążą im ręce. Smutne, przykre, oburzające. Personalnie czuję się tą wiadomością zdruzgotany, gdyż teraz nie tylko na polu konopnym lecz także w sferze legalnych używek nasze prawo jest deptane, nasza wolność opluwana. Oto śmieją nam się w twarz grube ryby narkobiznesu, a my możemy tylko liczyć na powiew zdrowego rozsądku. I tak sobie liczymy od lat kilkudziesięciu, liczymy... A mój kot tylko leniwie tyka mnie łapką. Jest dobrze, nawet jak jest tragicznie.
Komentarze