Znów nadeszła jesień. Czas wiatru, zimnej mżawy, rozczarowań, pijaństwa, bad-tripów i samobójstw. Jeśli dobrnęliście aż do tego miejsca opowieści, zastanówcie się czy czytać dalej, bo traktować będzie właśnie o tym.
Żaneta zawsze robiła to, co wszyscy. Jak większość obywateli Cywilizacji Schyłku, zajmowała się niczym. Osiem godzin dziennie wytwarzała Nic. Uderzaniem palców w klawisze przeganiała elektrony z miejsca w miejsce. Często bywało, że spędzała w pracy i po dwanaście godzin, czego oczywiście nie lubiła, bo rzadko jej za to extra płacili. Naturalnie, czterech prezesów kierujących jej pięcioosobową firmą (instytucja liczyła w porywach 6 osób, jednak szóste miejsce przewijało wyłącznie ludzi na okresach próbnych) nie było tak do końca winnych takim sytuacjom. Oni, biedacy, robili jeszcze mniej, ale z racji zajmowanych kierowniczych stanowisk niezbyt zdawali sobie z tego sprawę. Wszyscy, bez względu na kolor wizytówek, jednako byli elementami tego samego mrowiska. Żaneta zdawała sobie z tego sprawę najpełniej. Dysponowała sporym arsenałem farmakologicznych środków, które dawały dystans i obiektywne spojrzenie na stan rzeczy. Nie było jej z tym letko. Czuła i wiedziała, że swoją niepotrzebną pracą inicjuje całą lawinę innych niepotrzebnych działań, angażujących czas i zapał, rujnujących zdrowie setek dalszych niepotrzebnych ludzi. Zdawała sobie z tego sprawę aż za dobrze, jednak wmawiała sobie, jak wielu przed nią, że "tylko wykonuje rozkazy".
Pewnego piątkowego popołudnia, gdy prezesi z żonami zmuszeni byli przez zewnętrzną księgową pilnie wyjechać na 3 tygodnie na Borneo w celach służbowych, Żaneta zaprosiła do firmy zaprzyjaźnionego dila oraz jego najbliższych znajomych, czyli swoich znajomych. Taka konstrukcja wynika stąd, że gdyby Żaneta zaprosiła swoich znajomych sama, nikt by nie przyszedł, zaś gdy imprezę ogłosił pan dil, postanowili przyjść i stawili się o czasie wszyscy. A dziewczęta to nawet przyniosły sałatki.
Alkohol we wszystkich odmianach i w każdej ilości był w firmie zawsze, w trakcie imprezy okazało się nawet że barek skrywa też szkatułkę wysokiej jakości cierpkiego pudru. Wszak co czterech prezesów, to nie jeden.
Obecność dila sprawiła, że wszyscy bawili się doskonale. Był to gość niegłupi, błyskotliwy i sympatyczny. Ponadto, częstowane dropsami dziewczęta twierdziły że i przystojny. Nieliczni chłopcy podzielali to zdanie. Zabawa była przednia.
Gdy wyczerpano wszystkie bieżące tematy, powymieniano niusy z indymedii, gadugadu i [u]żywek, uzgodniono co słychać w utopii i regeneracji, oraz obsmarowano nieobecnych, na chwilę zrobiło się prawie nudno. Ale jak zawsze w takiej chwili, znalazł się jakiś społecznik któremu weszła właśnie czwarta kreska i ogłosił, że trzebaby coś zrobić. Oczywiście były po temu wszelkie możliwości. Miejscówa pełna elektronicznych gadżetów sprzyjających radosnej twórczości, a i wszyscy obecni, tak jak Żaneta, innych na codzień nie używali.
Ustalono, że przy wykorzystaniu najnowocześniejszych technologii, kolektyw do świtu stworzy jakieś wiekopomne dzieło które ze wschodem słońca zostanie opublikowane dla szerokich mas z pomocą globalnej sieci przez wystawienie na
enęka.
Proponowano tematy:
- prześmiewczy pseudodokument o dniu z życia Nowożytnej Stechnicyzowanej Komuny kręcony komórkami cyfrówkami i webkamem, ilustrowany muzą z dyżurnego 120-gigowego firmowego dysku H:/ z empetrójkami
- poklatkowy hardpornol realizowany techniką CzarnoBiałeKsero-A3
- interaktywny kurs na CD pt NajwyższaSzkołaRolowaniaBlantów
- krótka dosadna obyczajówka we fleszu 4.0 o wielkomiejskim życiu elegantek i amantów, z zamiarem publikacji źródeł i umożliwieniu potomnym kontynuacji dzieła
- mocna prosta i wulgarna w treści esencja rosyjskiego wydania programu "balsziebnyj bpat"
- statut, druki i legitymacje dla powołanego naprędce kolektywu zwolenników umiarkowanej pedofilii pod nazwą Towarzystwo Przyjaciół Przyjaciół Dzieci.
Niestety, każdy z osobna był w tym stanie jednostką zbyt twórczą i asertywną, by przystać na nie-swój prodżekt, czy choćby zaakceptować kompromisy. Toteż stanęło na tym, że powstanie wszystkich siedem prac plus ew. wariacje. I każdy każdą wpisze sobie do portfolio. A co.
***
Dilowi pokończyły się wszystkie łakocie. Nie było ani chwili do stracenia - każdy wiedział, co to znaczy "naświetlarnia ósma rano". Każdy znał ten pośpiech i presję.
***
Każdy połknął i spalił, co mu tam jeszcze zostało, zażył po tramalu, acodinie, xanaxie i tussalu z firmowej apteczki, ponadto po allobarbitalu, alprazolamie, aviomarinie, chlorprothixenie, diazepamie i karbamazepinie. Flunitrazepamu, fluoksetyny i fentanylu nie starczyło dla wszystkich, posiłkowano się więc klonazepamem, pridinolem i tussipektami. Ładni chłopcy zwilżyli kołnierzyki azotanami amylu i butylu, zaś dziewczęta przeczuwając ziewanie zażyły klomipraminy. Wychylono ostatnie butelki rumów, łyskaczy i wonnych koniaków, zlano i wypito kolorowe driny z GHB i benzydaminą, a betadriny, viziny i starazoliny zostawiono na fajrant.
***
Cały świat śledził rozwój sytuacji na kanałach #hyperreal i #prohibicja
***
Sława naszego ambitnego kolektywu przerosła najśmielsze oczekiwania. Do południa następnego dnia na imprezę zjechało czternaście rączych karetek, w tym dziewięć reanimacyjnych, a wszystkie na sygnale! Naszych bohaterów pokazano w ogólnokrajowych gazetach i telewizji.
***
Wyjąwszy Żanetę, wszyscy imprezowicze trafili na ten sam oddział detoksykacyjny przy pięknym poniemieckim psychiatryku z czerwonej cegły, z wielkim i zielonym parkiem dookoła, pełnym żółknących kasztanów, wyjątkowo oszczędzonych przez szrotówkę. Spędzili tam trzy piękne tygodnie, dopieszczając i finalizując rozpoczęte dzieła oraz zażywając bez ograniczeń trójpierścieniowców nowej generacji ofiarowanych im przez liczne grono stałych pacjentów po hucznych inicjacjach, które trwały do drugiego tygodnia włącznie, w zamian za mnóstwo praktycznych informacji o parkowych grzybkach.
***
Żanetę te wydarzenia ominęły, awansowała na wyższą planszę metaegzystencji około godziny trzeciej rano, gdy zadławiła się zieloną oliwką na wieść że jutro dil będzie miał czerwone wisienki. Marność. Oczywiście nie miał.
Tuż przed śmiercią przygotowała do druku efekfowną ulotkę pożegnalną z tłoczeniami, złoceniami i srebrzeniami, o treści "świat jest przereklamowany". Policja nie wyklucza samobójstwa.
tomasz stanislavović
Komentarze
"zażywając bez ograniczeń trójpierścieniowców nowej generacji "
buahahahah <rotfl> <lol>
owszem
taaa, jesien juz/ juz palom chwasty w sadach/ i pachnie zielony dym/ .. ~;~!e
o boże jakie to smutne :)
o boże jakie to smutne :)
czad
z letka przedni art
o boże jakie to smutne :)
Po prostu cudowne.
dobre :-) mialem wrazenie ze troszeczke o mnie i znajomych... ;-)
ladnie to napisales
Gites, lubie takie opowiadania :D
czy ktoś z was moje drogie bratnie dusze ma jakiś inny, równie łatwo dostępny sposób na tripa poza bieluniem i muchomorem.
kurde o kwaski trudno, na zioło nie ma kaski a my ze Śremu lubimy : daleko i wysoko ...
pozdrawiam wszystkich którzy czują to samo...!
piękna groteska
Jak kto miesza to się zwiesza.