14. Cud w siedem dni
Och, te wibracje...
Och, ci unitarianie...
Apostaci seminarzyści...
Patrzcie, jacy fajni
Prankstersi i Aniołowie Piekieł...
Jacy Aniołowie? -
Skąd ta konsternacja?
Powstańcie przedpotopowcy,
Ruszcie się z
Prankstersami i Aniołami Piekieł...
Cel podróży Noego
To tam, gdzie:
Dziś w programie w Mount Ararat
Apis Byk w Apres le deluge,
Fajny film, momentów tysiąc:
Jacy Aniołowie? -
Hell\'s Angels...
Dobry Boże, przygotuj się do odpalenia
W Anielski błękit.
Och, te wibracje...
Wśród tych, których zaciekawiły tajemnice La Hondy
Byli pewni unitariańscy duchowni znani jako Młodzi Gniewni; Bob Kimball, Dick Weston i Paul Sawyer powiedzieli, wypnijmy się na nasze umysłowe klasztory i
Wynurzmy się! Zobaczmy, jak działa ta rzekomo przepalona trawką kesejowa magia.
Młodym Gniewnym wydawało się, że unitarianie stają się duchowymi seminarzystami,
Wysuszonymi Kantyjczykami odciętymi od Wczesnego Chrześcijaństwa.
Och, jakieś sto lat temu byliśmy w awangardzie, gromiliśmy prostackich nikczemników
Fundamentalizmu - a dziś? - Młodzież siewa na naszą głupotę.
Och, te wibracje...
Och, ci unitarianie...
Apostaci seminarzyści...
Patrzcie, jacy fajni
Prankstersi i Aniołowie Piekieł...
Jacy Aniołowie? -
Sawyer znalazł naszych herosów Day-Glo na plaży w Pescadero
Pewnego słonecznego popołudnia z Allenem Ginsbergiem w jego
najlepszej brodatej formie.
Kipiało od energii, a jednak panowała tam jakaś dziwna pogoda
Nawet kiedy zjawili się Hell\'s Angels, ordynarni, ale najszczerzej
serdeczni.
Sawyer był tam ze swoją nastoletnią córką, która obawiała się, że
coś mogłoby się wydarzyć, coś... złego.
Kiedy Kesey zarządził, Do autobusu!, ona powiedziała: -
Tatusiu, ja... nie chcę tym jechać.
Więc córka została, ale Sawyer zdecydowany był odkryć
Ów sekret tej rozedrganej wspólnoty: Anielskiej Czerni z
Pranksterskim Day-Glo.
Och, te wibracje...
Och, ci unitarianie...
Apostaci seminarzyści...
Patrzcie, jacy fajni
Prankstersi i Aniołowie Piekieł...
Jacy Aniołowie? -
Do autobusu! i było tak miło, z Aniołami dzbanami sączącymi wino
Zachwycać się błyszczącym w słońcu oceanem, jak euforyczni wyznawcy
Natury
Popalać jointy i Hau! - Hau! - Hau! - Hauczeć! przekrzykując ich
ochrypły gwar -
Od dawna znana z Wczesnej Kościelnej Gnozy sprawa: Ekstatyczny
Pokój!
Kesey dobrze wie, czego chce! To nie żadna bitnikowska popijawa na
motocyklach.
Ale trip ważniejszy niż cała kantowska paplanina tego świata.
Osiągnął nieosiągalne! Uczył i uczył się nienauczalnego!
Młodzi Gniewni winni byli swemu Kościołowi to, żeby zapuścić
pran-ksterski trip.
Och, te wibracje...
Och, ci unitarianie...
Apostaci seminarzyści...
Patrzcie, jacy fajni
Prankstersi i Aniołowie Piekieł...
Jacy Aniołowie? -
Skąd ta konsternacja?
Powstańcie przedpotopowcy,
Ruszcie się z
Prankstersami i Aniołami Piekieł...
Cel podróży Noego
To tam, gdzie:
Dziś w programie w Mount Ararat
Apis Byk w Apres le deluge,
Fajny film, momentów tysiąc:
Jacy Aniołowie? -
Hell\'s Angels.,.
Dobry Boże, przygotuj się do odpalenia
W Anielski błękit.
Och, te wibracje...
I tak Kesey został zaproszony do udziału w dorocznej konferencji
Kalifornijskiego Kościoła Unitariańskiego w Asilomarze, pięknym
nad-morskim parku krajobrazowym w Monterey. Tegorocznym tematem były:
"Wstrząsy u podstaw".
Fakt, że Kesey był niedawno zatrzymany pod zarzutem posiadania
narkotyków, nie miał najmniejszego znaczenia dla zebranych nad
morzem, na zielonych polankach Asilomaru unitarian, nawet dla tych
starszych. Unitarianie mieli długą tradycję liberalizmu w takich
sprawach i w istocie w Kalifornii byli w awangardzie ruchu na rzecz
praw obywatelskich. W związku z tym mieli doświadczenie w cywilnym
biernym oporze i przepychankach z policją; tak jest, proszę państwa.
Ale coś takiego...
...takiego... Unitarianie zebrali się w masach
Intelektualne-Spor-towo-Koszulowych, inteligenci na biwaku,
rozumiecie, w sportowych koszulach z krótkimi rękawami i w
niezobowiązujących spodniach z elas-tilu z przestronnymi siedzeniami
i talią gdzieś w okolicy żeber, pociągając, niezobowiązująco, z
fajek. A tu wkracza Kesey. I to, tak się składa, wcale nie sam.
Przyjechał autobusem, całym upaćkanym w wiry z Day-Glo, z
Prankstersami w pełnej kostiumowej gali, powiewającymi z każdej
dziury. Na twarzy wszystkich unitarian w średnim wieku, którzy
ubijali swoje fajki na miły tydzień Sportowych Koszul w swobodnej
atmosferze, rysowała się konsternacja, kiedy obserwowali, jak
dziwaczny pojazd wbijał się i miksował na kempingu. Sprawy się...
skomplikowały od pierwszej chwili, kiedy tam dotarli.
To chyba coś w rodzaju próby ogniowej, myślał Kesey. Ci
unitarianie są za prawem do odmiennych poglądów, nonkonformizmu i
mnóstwem innych dobrych rzeczy, no to ich wypróbujemy, my - banda
przyprawia-czy, paru po wyrokach, jeden homoseksualista, mężczyźni i
kobiety koczujący w autobusie...
Ale unitariańska... Młodzież, te nastolatki, wcale nie były
skonsternowane. Stłoczyły się wokół autobusu, gdy tylko się tam
pojawił. Co, rzecz jasna, przysparzało jeszcze konsternacji ich
rodzicom. O zmroku Kościół Unitariariski w Kalifornii podzielony był
na dwa obozy: tych w autobusie i tych poza autobusem.
Pierwsze pojawienie się Keseya na mównicy tak skonfundowało trzy
czwarte Sportowych Koszul, że konferencja omal się nie rozleciała.
Główne imprezy odbywały się na kempingu, w rustykalnym budynku w
rodzaju teatru letniego. Kesey wkroczył na podium w świecącej kurtce
Jin-Jang. Była to mieniąca się kurtka z wielkim symbolem Jin-Jang
wyrnalowanym na plecach na czerwono, biało i niebiesko.
- Zamierzamy spędzić tu siedem dni - powiedział Kesey - więc w te
siedem dni spróbujemy dokonać cudu...
...i to nie gadając o nim, staruszku, ale robiąc go, wszyscy
razem, a także bynajmniej nie tak, że ja będę mówił do was, ale
wszyscy będziemy robić swoje, otwarcie i odjazdowo.
Wiele pań z konferencji zaczęło przyglądać się, urzeczonych, temu
szorstkiemu, męskiemu człowiekowi czynu, który właśnie zajmował
miejsce za pulpitem. Sportowe Koszule także nie omieszkały zauważyć
przebłysku oczarowania na ich ryjkach.
Siedzący w pierwszym rzędzie Paul Sawyer zdawał sobie sprawę z
narastającego napięcia; ale na razie wszystko było w porządku. Hasłem
konferencji były "Wstrząsy u podstaw", no to właśnie są. Sawyer
siedział obok Mountain Girl. Cóż to za zadziwiające stworzenie! -
siedzi tu koło niego w sutej fioletowej szacie. Niezwykłym zbiegiem
okoliczności - zbiegiem okoliczności? - ona sama wychowała się jako
unitarianka i należała kiedyś do organizacji będącej wielką nadzieją
tego Kościoła, do Liberalnej Młodzieży Religijnej. A teraz... ale czy
naprawdę daleko zboczyła od tego, czym powinna być Liberalna Młodzież
Religijna? To rzecz do dyskusji...
Na scenie Kesey, nie przemawia w oficjalny sposób, raczej gra,
uprawia magię - opowiada, jakich używamy symboli, w jakich
uczestniczymy rozgrywkach i jak nie można naprawdę poznać żadnego
uczucia, dopóki nie doświadczy się go z obu stron, po czym chwyta ze
sceny wielką amerykańską flagę i depce po niej, poniewiera
ją o podłogę...
...potężny jęk dobiega z widowni pełnej nastoletniej młodzieży...
Sawyer czuje już sprawę i widzi, co próbuje robić Kesey - nie tyle
opisywać jakieś uczucie, ale je budzić, poprzez manipulację symbolem
sprawiać, aby go doświadczyli, jako że czasami musimy dochodzić do
świadomości kuchennymi schodami. Sawyer słyszy szlochy,
odwraca się na krześle, widzi za sobą grupę nastolatków z Salt Lakę
City, zagląda im w oczy, dostrzega przepełniające ich przerażenie. -
To Flaga! - i czuje maniakalną energię z tego zwariowanego
czegoś, co już w tym wieku zapakowano tym dzieciom, wibrację jak echo
innego wymiaru czasu, histerię polowania na czarownice w Salem,
pierwotny zew Giń, Niewierny! - i przecież nie może ich tak
zostawić. Więc wstaje, odwraca się twarzą do widowni i powiada:
- Chwileczkę, chwileczkę. Ta flaga to symbol, z którym wiązemy
nasze uczucia, ale sama nie jest uczuciem, nie jest tym, na czym nam
naprawdę zależy. Czasami nawet nie uświadamiamy sobie, na czym zależy
nam naprawdę, tak bardzo angażują nas symbole. Pamiętam, że kiedy
chodziłem do szkoły, śpiewaliśmy O piękna Ameryko, a jeden z uczniów
maszerował nawą auli niosąc flagę. Zawsze chciałem nieść tę flagę,
ale nigdy mi się nie udało. No i co takiego naprawdę czułem?
Patriotyzm? Czy może...
Ale nie dane mu było dokończyć. Jakiś głos krzyczy:
- Zrób to teraz!
...co takiego?
- Zrób to teraz! - To Mountain Girl promienieje ku niemu z fałd
fioletu, zachwycona takim obrotem wydarzeń.
Zanim zdał sobie z tego sprawę, podrywa ich wszystkich do śpiewu.
0 piękna Ameryko i O piękne twe przestronne niebo grzmi w
sali, a on wiernie dzierży w dłoniach flagę i maszeruje w górę nawy,
a potem w dół nawy, na znak... czego? Wszystko jedno! Ale właśnie
tak! Nie wyjaśniaj! Zrób to teraz!
Tak jak większość konferencji i ta miała starannie przygotowany 1
wydrukowany rozkład posiłków, dyskusji, seminariów, zajęć w grupach.
Prankstersi narobili w tym niezłego bigosu. Oni nie mieli rozkładu
zajęć i dawali do zrozumienia, że nikt inny także nie powinien go
mieć. Sportowe Koszule zaplanowały wielkie seminarium w celu
zawładnięcia wyobraźnią Młodzieży - coś jak "Bunt studencki w erze
przeciętności: Wyzwanie i odpowiedzialność" - tyle że o wyznaczonej
godzinie Mło dzież, zbuntowani studenci w erze przeciętności, byli na
plaży wokół przeklętego autobusu, gdzie swój własny program
realizowali Prankste rsi, bez żadnego rozkładu, przyjaciele i
sąsiedzi, wszystko wydarza się o godzinie Teraz i wszyscy mogą
przyłączyć się do zabawy w Moc :::
Ktoś zdobywa Moc i zarządza mecz piłki nożnej na plaży z tym
tylko, że piłką ma być Hermit. A więc cała grupa, Prankstersi,
duchowni, uczestnicy konferencji, chwytają chichoczącego Hermita i
podają jak rasowe quarterbacki, wydzierają sobie jak piłkę i tak
dalej. Ale zaraz dopada ich żałosna refleksja - alegoria! - jak to
ludzka istota zostaje żetonem w grze o Moc, zawsze najsłabsza...
Achhhh! Jeden z duchownych, Młody Gniewny, ma teraz Moc i rozkazuje,
aby wszyscy zeszli nad brzeg Pacyfiku i umyli sobie nawzajem nogi.
Rytuał pokory, alegoria życia, ale nie trzeba ani słowa wyjaśnienia i
wszyscy siadają po prostu na brzegu i myją sobie nawzajem stopy,
Hermitowi najskrupulatniej, a prankstersów rajcuje to szczerze.
Uważają, że to wspaniale. A dzieciaki patrzą teraz na Młodego
Gniewnego, który to wymyślił, innym wzrokiem. Udało mu się. Spodobał
się Prankstersom!
Młodzi Gniewni spędzają coraz więcej czasu z Prankstersami, późno
w nocy, kiedy w autobusie gra muzyka, a Prankstersi przynieśli z
oceanu wielkie pasma wodorostów, wymachują nimi i walą w boki
autobusu, jak w wielki bęben, grają w Moc, bawią się w Trip Teraz, w
niegry życiowe i nawijają, nawijają, choć to coś więcej niż
nawijanie, to bycie, bycie żywym - Młodzi Gniewni naprawdę byli w
autobusie. Od niewyspania, od tego rytmu i dziwacznego wstrząsania
podstawami, zaczynają najdogłębniej odczuwać owo mysto.
Pewnego ranka o siódmej Paul Sawyer szedł właśnie do łóżka po
całej nocy spędzonej z Prankstersami, kiedy wyszła mu naprzeciw
delegacja konferencyjnych oficjeli. Mieli już dość. Chcieli poprosić
Keseya Prankstersów, żeby się wynieśli. Kesey może jest szczery,
mówili, a może nie. Ale w każdym razie zakłóca przebieg konferencji i
powoduje chizmę wśród jej uczestników oraz stanowi skandaliczny
przykład dla młodzieży. Wyglądało na to, że dr -----, jeden z
najwybitniejszych liberałów w ich Kościele i przywódca ruchu na rzecz
praw obywatelskich, opuścił już konferencję na znak protestu i zabrał
ze sobą paru duchownych.
- Zaraz, zaraz - mówi Sawyer. - Zwołaliśmy tę konferencję, aby
wstrząsnąć podstawami. No i właśnie zaczynają się trząść i czas
sprawdzić, czy mamy odwagę na miarę naszych przekonań.
- No tak, Paul, ale oni robią takie rzeczy, a i władze parku są
dość zaniepokojone. Przede wszystkim zachodzi poważne podejrzenie, że
oni używają marihuany. Wokół tego autobusu unosi się bardzo
szczególny smród. Ale zostawmy to na boku. W każdym razie, ten
autobus to rzeczywiste zagrożenie dla zdrowia, tylu ludzi mieszka
ra-zem tuż nad wodą. To wbrew zasadom higieny. Ale i to zostawmy na
boku. Jest jeszcze incydent w natryskach. Personel parku przyłapał
dwoje... Prankstersów razem pod prysznicem, mężczyznę i
kobietę w męskim natrysku. Cóż, my moglibyśmy przymknąć oko na takie
sprawy, ale jakiż to przykład dla młodych ludzi? A ta, którą nazywają
Mountain Girl. Za każdym razem, kiedy widzi dr. George\'a Washing-tona
Henry\'ego, który jest przecież jednym z naszych najwybitniejszych
murzyńskich duchownych, wrzeszczy; - Watermelon Henry!
- Watermelon Henry?
- Owszem, chodzi chyba o to, że widziała go któregoś dnia, je
dzącego arbuza i "smakowało mu", jak utrzymuje z uporem, więc teraz,
za każdym razem, kiedy go widzi, wyśpiewuje na głos "Watermelon
Henry!" A wiesz przecież, jaki ona ma głos. Domyślam się, że to jest
owo "robienie wszystkiego otwarcie", czy jak oni to nazywają... ale
naprawdę - Watermelon Henry...
Koniec końców chcą ich wszystkich wyrzucić. Ale Sawyer się nie
daje i mówi, że jeśli Kesey i Prankstersi zostaną wydaleni, on także
wyjeżdża. To grozi niebezpieczeństwem wycofania się Młodych
Gniewnych, co może spowodować jeszcze gorszą schizmę. Więc starszyzna
zgadza się jakoś z tym wytrzymać.
- Uważamy, że robisz błąd, Paul. Kesey manipuluje tą
konferencją.
Kesey był teraz rzeczywiście ogromnie zainteresowany całym
zjawiskiem... Panowania. Odkrył, że Prankstersi byli w stanie panować
nad przebiegiem konferencji nie poprzez jakiś makiaweliczny plan, ale
wciągając ją po prostu do swego filmu. Konferencja odbywała się
zgodnie z rozkładem, ale Prankstersi zawsze przybywali... Teraz i
natychmiast wszyscy stawali się aktorami w ich filmie. Kesey zaczął
odbywać codzienne odprawy z Prankstersami.
- Od tej chwili - powiada - musimy codziennie trzymać się tych
samych kostiumów. Każdy Pranksters musi mieć wyraźną dla każdego
tutaj tożsamość tak, aby wszędzie tam, gdzie idzie i widzą go, byi
jak na scenie, to pomoże im załapać się na wasze sprawy, na to, co
robicie.
Kesey nosi kurtkę Jin-Jang. Mountain Girl nosi fioletową szatę.
Babbs nosi niebywałe spodnie z wielokolorowych pasków uszyte przez
Gretch. I tak dalej.
Mountain Girl się sprzeciwia.
- Uważam, że powinniśmy olać te tożsamości i te kostiumy i po
prostu robić swoje i uważać, żeby się nie ograniczać do jakiejś
jednej sprawy.
- Tak jest, ale nie będzie z tego żadnego pożytku, jeśli oni nie
będą mieli klarownego pojęcia, co to jest to "twoje".
Więc trzymają się swoich kostiumów i to przynosi skutek. Godzina
po godzinie stawało się jasne, że Prankstersi są na tropie sekretu...
panowania nad każdą sytuacją.
Kesey miał idealne wyczucie czasu. Do piątku sporo przemawiał ze
sceny, spoza sceny, koło autobusu i doszło do tego, że ludzie mogliby
zacząć szemrać, no tak, jak na faceta, który twierdzi, że mówieniem
nic się nie wskóra, strasznie dużo się nagadał. Tego popołudnia Kesey
wynurzył się z autobusu z wielkim kawałkiem samoprzylepnej taśmy na
ustach. Cały dzień tak chodził, milczący, zaklejony, jakby chciał
powiedzieć, właśnie skończyłem z mówieniem.
Wszystkie dzieciaki w Asilomarze uznały, że to także jest
wspaniałe. Coraz ich więcej kręciło się wokół autobusu, podczas gdy
Prankstersi na wszystkie strony wymachiwali wodorostami i sami bawili
się jak dzieci. Zapada noc, a jedna z dziewcząt naprawdę poczuła
bluesa i niczego na świecie nie chce bardziej, jak tylko odlecieć z
Prankstersami na kwasie. Nigdy przedtem go nie brała. Więc dają jej
trochę i kilkoro z nich też bierze, koło autobusu, nad oceanem i,
Boże, jej odbija! Zaczyna wyć. Tylko tego brakowało. To jedno może
zrujnować wszystko, co dotąd zrobili. Więc Kesey natychmiast każe
udzielić jej totalnej Uwagi. Gromadzą się wokół niej, wszyscy
Prankstersi, i kąpią ją w miłości i Uwadze, a ona przebija się
poprzez swój odlot, przechodzi na drugą stronę, zaczyna ją rajcować i
jest pięknie. Tak jakby wszystkie teorie i wierzenia Prankstersów
wystawiono na próbę w zewnętrznym świecie, z dala od La Hondy, i
okazało się, że działają, a oni... Panują.
Ostatniego dnia, w niedzielę, dzieciaki z konferencji wystawiają
przedstawienie, co najwyraźniej jest tradycją tych spotkań. Ale tym
razem całe przedstawienie jest o Prankstersach. Niemal każdy
Pranksters ma swoje dziecięce wcielenie. Najbardziej udał się im
Hermit, przemy-kający się chyłkiem, z chichotem. Ale był także Kesey,
Babbs i kilku innych. Wielkim finałem był numer muzyczny Kelp I
Need Somebody! (dla uczczenia skłonności Prankstersów do kelp,
wodorostów), śpiewany na melodię Help Beatlesów.
Sportowe Koszule patrzyły i trzymały. Jakoś wytrzymały i
przynaj-mniej uniknęły schizmy. Tylko czy na pewno? Hmmmmm....
Paul Sawyer patrzył na Keseya... i widział proroczą postać. On nie
nauczał i nie wygłaszał kazań. Kreował raczej... doświadczenia,
prze-błyski świadomości, które sięgały głębiej niż podświadomość. Na
swój sposób nawiązywał do tradycji wielkich proroków. Współczesny
świat zna proroków tylko ze sztywnych, pełnych szacunku tekstów i
uczonych opisów w różnych religiach. Kesey zaś wytworzył profetyczną
aurę,, a dzięki Prankstersom wielu uczestników konferencji nie tylko
było świadkami mistycznego braterstwa, ale doświadczyło go, nawet
jeśli było takie dziwaczne... cud w siedem dni.
Następnego roku odbyły się dwie konferencje Kościoła
Unitariań-skiego. Jedna jak zwykle w Asilomarze. I jak zwykle zebrały
się tam Sportowe Koszule. Druga w High Sierras. W High Sierras,
wysoko, w rozrzedzonym powietrzu, swoją własną konferencję zwołali
Młodzi Gniewni. A jednak to nie było to, czego się spodziewali.
Brakowało psychicznych decybeli. W każdym razie skończyły się czasy
wciskania kitu. Na dobre byli w autobusie. Następnego roku Sawyer na
miesiąc zamieszkał w Haight-Ashbury, aby zbadać możliwości nowego
typu duszpasterstwa dla młodzieży; w autobusie, tak jakby.
Och, te wibracje...
Tak się złożyło, że jedna z delegatek na ową unitariariską
konferencję w Asilomarze wydrukowała własne, krótkie podsumowanie i
rozesłała je pocztą. Prankstersi czytali je na głos w dużym pokoju u
Keseya:
"A więc zjawił się przed nami Prorok Kesey" i zrobił tak i tak.
"I Prorok Kesey powiedział" to czy tamto.
"I Prorok Kesey zrobił znak" oznaczający Bóg wie co.
"No i chwała Panu, jako że Prorok Kesey powiada"...
...powtarzała w kółko tego Proroka Keseya i ozdabiała biblijną
retoryką... zupełnie serio! Poważnie! Oczarowana! Szczera
wyznawczyni! I pewnie sądziła, że Prorok Kesey ucieszy się, kiedy to
zobaczy.
Więc wszyscy Prankstersi patrzą na Keseya. Zwiesił głowę i powiada
z melancholią w głosie:
- My nie jesteśmy na chrystusowym tripie. To już było i się nie
sprawdza. Dowodzi się swoich racji, a potem przez 2000 lat trwa
wojna, Wiadomo, dokąd to prowadzi.
Niemniej jednak był to szczególny moment. Kochana kobitka,
postarała się ubrać w tak wiele słów rolę Keseya i kierunek, w którym
zmierzali Prankstersi. Wszyscy Prankstersi... jesteśmy na pewnym
tripie, Bóg świadkiem. Dla nich wszystkich była to religia,
oczywiście. Tak jakby... pranksterska sprawa zdążała do swego rodzaju
konkluzji, pewnego... podniesienia, a nikt nie mógł nazwać tego po
imieniu, aby nie stracić opinii zdrowego na umyśle. Jakiś wielki słup
ognia sięgający ponad zachodni horyzont, być może...?
Sam Kesey był jak nawiedzony. Od tego, co tam się wyprawiało,
można było dostać szału. Porobiło się jak w cyrku, zjawiały się friki
z całej Kalifornii, headzi, włóczęgi, studenci, obdarte panienki w
poszukiwaniu mocnych wrażeń, w poszukiwaniu kwasowych odlotów, czy
Bóg jeden wie po co. Trafiały się nawet czarnuchy, jak Heavy, który
wyrósł w środku nocy pomiędzy namiotami, rechocąc jak żaba: Nie
ma sprawy, nie ma strachu, oto Heavy palacz haszu...
Nawet Babbs zaczął mieć dość tej błazeriskiej zbieraniny.
- To jakieś zoo! - mówi do Keseya. - Oto, do czego prowadzi
zawracanie głowy miłością!
Ale Kesey odpowiada:
- Kiedy ma się coś takiego, jak to, co mamy my, nie można sobie na
tym ot tak, siedzieć. Trzeba się ruszyć. Nie można siedzieć sobie i
cieszyć się, że się to ma, trzeba się ruszyć i udostępnić to innym.
To działa tylko wtedy, kiedy wprowadzić w to innych ludzi.
Więc każdy, kto chciał, Pranksters nie Pranksters, mógł zostać -
im ich więcej, tym lepiej, komu to szkodzi. Do tego Kesey musiał
stawiać się przed sądem i stawiać czoło tak wielu kłamstwom, donosom,
fingowanym oskarżeniom, politycznym zagrywkom ze strony stróżów
prawa, że aż trudno w to uwierzyć - wyglądał, jakby postarzał się o
dziesięć lat w ciągu trzech miesięcy. Był teraz w jakimś
nieokreślonym wieku pomiędzy trzydziestką a czterdziestką. Brał
mnóstwo speedu i palił mnóstwo trawki. Wyglądał na wymizerowanego, a
kiedy tak wyglądał, wydawało się, że twarz mu się wykrzywia. Pewnego
razu wyszedł potykając się z tylnego ganku i Sandy widział, jak
jednym okiem spoglądał w jedną stronę, a drugim w drugą, jakby go coś
okropnie pokręciło... choć i Sandy\'ego znowu zaczynały dopadać jego
koszmary...
Nie ma odwrotu, stary! Jesteśmy w statku kosmicznym, lecimy na...
Panowaniu... i Uwadze... idziemy z prądem i nie możemy unikać
dziwacznych numerów, wszystko jedno, jak byłyby dziwaczne. Kesey
łykał kwas jak najęty, brał 500,1000,1500 mikrogramów zamiast
zwyk-łych 100 czy 250. Zawsze dotąd był temu przeciwny. Wszystkim
kwasowym rekordzistom, fokom, którzy prześcigali się w tym, kto
weźmie więcej kwasu - wyglądało na to, że całej tej rasie - w końcu
mąciło się w głowach. Ale teraz było tak, jakby nie można było
uchylić się od żadnego eksperymentu. Pewnego wieczoru Kesey wziął
około 1500 mikrogramów, a kilku Prankstersów mniejsze dawki, położyli
się na podłodze i uruchomili Radio Humanoidalne. Zaczęli paplać,
próbowali echolaliów, pohukiwań, wszelkich pozawerbalnych środków
wyrazu, mówili jak gdyby nieznanymi językami. Idea polegała na próbie
wbicia się w ten strumień i ten tryb, który umożliwiłby
porozumiewanie się z istotami na innych planetach, w innych
galaktykach... Oczywiście wszyscy byli na ostrej fazie, ale jedna
myśl przenikała ten maniakalny, dendrytowy mowotok jak podświadoma
legenda: Co będzie jeśli - i nigdy się nie dowiesz, dopóki tego
nie zrobisz, jeśli masz...
Moc! Siedzą wokół okrągłego stołu w dużym pokoju u Keseya. Jest to
wielki drewniany stół, teraz cały pocięty inicjałami i inskrypcjami
Hell\'s Angels, "Ralph z Oakland" itd., grają w Moc. Wygrywa Page
Browning i zarządza: Teraz wszyscy weźmiemy DMT i siedząc kołem przy
stole chwycimy się za ręce.
I juuuuuuużżż, fantastyczne neonowe bąbelki pędzą z serca prosto w
ludzkie wytłoki i wybuchają w... zwierciadłach czaszki!
wprost z nip-pońskiego kalejdoskopu przez drzwi ze słomkowej mozaiki
zapisują się w wyciętych w stole inskrypcjach Hell\'s Angels
wobrażonych do Filmu ponieważ teraz Hondo tu w kosmicznym pojeździe
możesz mieć do czynienia z każdym wciel się tak totalnie w tę
chwilę że gdziekolwiek ruszysz cała chwila ruszy wraz z tobą
niczego nie powodując koleżko po prostu płynąc...
Płyń z prądem... Płyń
NA ZEWNĄTRZ
Kesey słyszy jakiś głos, który każe mu wstać od stołu, więc
wstaje, a page i inni Prankstersi, zaprawieni po dziurki w nosie,
trzymają się za ręce i... zawodzą, z zamkniętymi oczami, bo po DMT
nic się nie zmieni, jeśli otworzyć oczy, te podpowiekowe
filmy wciąż wylewają się na pokój, a Kesey wychodzi na zewnątrz, w
mrok i chłód sekwojowej doliny i teraz...
JA JESTEM ASEM, A FAYE TO CZERWONA KRÓLOWA
ŁUBUDU?
odzywa się raptem w ciemności bojler z tyłu domu - co znaczy że -
jeśli uczyni gest, to bojler
WYBUCHNIE
czyni gest i bojler wybucha, rozlatuje się na kawałki, to dopiero
wybuch - a głos powiada
WYJDŹ NA SZOSĘ
więc idzie drewnianym mostkiem na drogę 84, po ciemku, ledwie widać
światełka z domu i zrywa się wiatr. A to co za numer., Majorze, tu
nigdy nie ma wiatru w tej czeluści, tyle tych drzew i wzgórz naokoło,
dziwne, że wiatr podnosi się pod piersiowym pudłem i każdym wypukłym
liściem i balonówo sklepioną katedralną altaną i teraz; on; jest
BOGIEM
To szaleństwo i delirium, i odlot, i rzeczywistość, jedna połowa
śród-móżdża mówi
ZAPRAWIŁEŚ
a druga, Ale mimo wszystko
JESTEŚ BOGIEM
Jakiś samochód jedzie w dół z La Hondy, bierze ostatni zakręt drogi
84, reflektory omiatają sekwojowy las
WRÓG
mierzy wprost w niego z prędkością 80 kilometrów na godzinę, a on
balansuje, stopami ubijając ziemię na samym środku szosy. Wszelako
nie ma obawy, prosimy nie wpadać w niestosowną panikę. Przecież
wystarczy jego jeden
GEST
samochód zwalnia i przepełza omijając go, a on dygoce na dziwacznym
wietrze, próbuje wziąć się w garść w obliczu
TEJ FALI
i jest absolutnie pewny, że ma... całą Moc tego świata, może zrobić,
co zechce z Wrogiem we wszelkiej jego postaci - wyrzuca ramię w
GEŚCIE
samochód staje. Wróg wygląda. Teraz może zrobić wszystko
ZNISZCZYĆ
STWORZYĆ
OŻYWIĆ
ODWOŁAĆ
WYSŁAĆ
- wystarczy się zdecydować - moc to zbyt wielka, aby jej użyć, i zbyt
niesamowita, aby roztrwonić. Idzie z powrotem do domu, wiatr cichnie.
Zwierciadła czaszki... dzwonią...
Potem zdał sobie sprawę, że to był tylko drąg. A jednak -
dokładnie w tym samym momencie Walker jechał w pobliżu Skylondy i
poczuł nagły podmuch wiatru i powiedział: - A to co za dziwy!
Przesada!
Tak, tak, Majorze, to był drąg, rozumiecie - a jednak - on cały
był w nagiej Łykułudzie tamtej chwili, tam wtedy i tam :::: była
wtedy Moc i Powołanie, a ten film jest wystarczająco wielki, aby
pomieścić cały świat, milionową obsadę, miliardową przesadę... Wieża
Kontrolna do Orbitera Jeden
PANOWANIE