Cykl, w którym Wasz uwielbiany Ojciec Dyrektor przedstawia wybór najsmakowitszych tripraportów, które miało zaszczyt gościć NeuroGroove.
Drodzy słuchacze, dziękuję za wciąż napływające raporty, które jak zwykle pozostawiają wiele do życzenia. No bo oczywiście najłatwiej stwierdzić, że stanów, których doświadczamy pod wpływem psychodelików czy dysocjantów, nie da się opisać za pomocą prymitywnej, ludzkiej mowy. Bardziej biegli w słowie mogą dorzucić, że „była niezła pizda” albo „że wizuale były takie, że o ja pierdolę”, jednak postawienie sprawy w ten sposób absolutnie nie przybliża czytelnika, który może nie miał nigdy szansy podobnego stanu doświadczyć, do lepszego jego zrozumienia. Przecież psychodeliczna podróż, to przede wszystkim wspaniała przygoda intelektualna, to mrowie nowych doznań, nawał zapachów, tętent rozpędzonych myśli, kakofonia kolorów i głęboka refleksja na temat nas samych i naszego miejsca we wszechświecie, tej rozedrganej harmonii białego światła!
Ile widziałem raportów poruszających te wszystkie aspekty psychodelii? Mało, bardzo mało! A nawet jeśli się zdarzały, to ich forma jakoś specjalnie nie urzekała. A Wasz Ojciec Dyrektor kocha słowo, kocha polszczyznę i jeśli tylko zdarzy mu się napotkać takie sprawozdanie, które nie dość, że ciekawe, to jeszcze napisane pięknie, niczym poemat prozą, to wierzcie mi, że zapamiętuje taki tekst na całe życie!
Dziś przedstawiam Wam jeden z takich raportów, tyczący się mojej ulubionej używki, mam nadzieję że po jego lekturze będziecie tak zauroczeni, że sięgniecie po pozostałe teksty jego autorki.
Oto „Każdy kij ma środek medalu”, pióra Mydriazy, która przyprawia mnie o intelektualną erekcję.
Co decyduje o tym, że raport jest dobry? Po pierwsze - nienaganna polszczyzna. Po drugie - szczegóły, cała masa szczegółów. Chcemy przecież wiedzieć, co dokładnie podmiot psychodeliczny miał na myśli. Nie bójcie się więc metafor, porównań, onomatopei, synekdoch, hiperboli, anafor, oksymoronów i metonomii. Unikajcie za to anakolutów, ok? (choć i od tego są wyjątki). Po trzecie - akcja!, suspens!, katastrofa!, przypał!, oświecenie! - jeśli coś z tego przydarza się w raporcie, stanowi kropkę nad i, wisienkę na torcie i smakowite zamknięcie dzieła. Po czwarte - bez zbędnego przynudzania, naprawdę nie interesuje mnie opowieść o tym, jak przed zażyciem poszliście do Seby, który sprzedał wam kryształ, który następnie zanieśliście do Janusza, który zadzwonił po Zdzicha... i tak dalej. Nie, coś takiego to gówno, nie raport!