Próba Kwasu W Elektrycznej Oranżadzie

Rozdział dwudziesty trzeci.

Próba Kwasu W Elektrycznej Oranżadzie

23. Czerwona fala

To ta pieprzona czerwona fala, stary, to od niej wszyscy w Man-zanillo są tacy spięci. Tropik, Zwrotnik Raka, 45 stopni w cieniu, powietrze w bezruchu, tłum komarów i ta czerwona fala, co zabija rybę. Tysiące, dziesiątki tysięcy pieprzonej śniętej ryby pływają brzuchami do góry na czerwonej fali. Fetor nie do uwierzenia i coś takiego w powietrzu, co bije z trzewi oceanu, że aż szczypie w oczy. Niektórzy czują to w płucach jak grypę. Nie ma większego nieszczęścia niż czerwona fala, bo my tu w Manzanillo żyjemy z rybołówstwa. Chyba że ci zwariowani Amerykanie. Na domiar złego, tak jakby z niej właśnie się wzięli, z czerwonej fali, ci zwariowani Amerykanie. Plaga cholerna, kręcą się w piekielnym, zakazanym autobusie. Przyjechali na rynek, koło wielkiego drzewa jaracanda., w piekielnym autobusie, pomalowanym w zwariowane, fosforyzujące kwiaty cholery, jaskrawsze od czerwonych pąków wielkiego drzewa jaracanda w Manzanillo.
CZERWONA FALA!
a stare kobiety i dzieci powiadają jDiablo! i żegnają się znakiem krzyża, co zwariowanym Amerykanom wydaje się bardzo śmieszne. Nam jednak nic a nic.
Największy z nich, uśmiechnięty kpiąco od ucha do ucha, o amerykańskich oczach jak żarówki i w kolorowych portkach, przychodzi do nas na targ z jasnowłosą kobietą, którą nazywa Gretch, i ciągnącą się za nimi czeredką jasnowłosych dzieci, rozgląda się wokół wyszczerzony, aż upewni się, że cały świat go widzi, a wtedy wyrzuca w górę swoje małpie ramiona, wywraca oczami i krzyczy:
"iJEDZENIE! iJEDZENIE! iZAPROWADŹCIE MNIE NA ULICĘ JEDZENIA!"
- Ma pan na myśli targ, senor?
Wtedy szczerzy zęby w uśmiechu i wpatruje się w biednego mestizo z takim skupieniem, jakby ten właśnie wygłosił najbardziej wnikliwą uwagę w całej historii Meksyku i powiada:
- Taaaak! Taaaak! Właśnie! Właśnie! Właśnie!
I cały świat schodzi im z drogi zdziwiony, kiedy ten dziwaczny pociąg wdziera się na targowisko.
Sporo gadają o tych wariatach. Wielu myśli, że to Niemcy, uciekinierzy z jakiejś mistycznej sekty. Mylą ich dziwny język z niemieckim. Niektórzy uważają ich za ukrywających się amerykańskich gangsterów. Ale mnie się wydaje, że oni wzięli się z czerwonej fali.
iAGUAJE!
Naprawdę! W głębi oceanu, tam gdzie woda miała kiedyś barwę najgłębszej błękitnej zieleni albo, w najgorszym wypadku, żółtawej zieleni w pobliżu plaży, pojawiły się wielkie, czerwonawe smugi, jakby ocean przecinał ciągnący się całymi milami kanał, gorący i mętny, gęsty jak śluz. Ryba śnie niemal natychmiast, kiedy się tam dostanie. Widziałem, jak wpadły w to kiełbie. Wpływały z wody błekitnozielonej w czerwoną falę i zaraz przewracały się na grzbiet jak sparaliżowane, potem walczyły, aby wrócić do normalnej pozycji, potem miotały się jak zamroczone, potem rzucały się ku powierzchni, tam trzepotały, połyskiwały w słońcu, a wreszcie snęły, znowu brzuchami do góry, sparaliżowane, zanurzały się i w końcu, po jakimś czasie, wypływały z powrotem, na pewno martwe, dołączając do wielkiej, śmierdzącej ławicy śniętych ryb, śniętych krabów, śniętego okonia, kiełbia, nicianego śledzia, makreli, krewetki, a nawet barnakla, coguiny, sailfisha, marlina, morświna, żółwia; wielkich glutów cuchnącej, kleistej tkanki unoszącej się przerażająco martwą ławicą na czerwonej fali. Uśmierconej -
- przez co? Przez plankton. Wszyscy wiedzą, że to plankton jest przyczyną czerwonej fali - jeśli można to nazwać przyczyną. Ponieważ plankton jest tam zawsze, miliony niewidocznych żyjątek, tysiące na szklankę wody. To one odbijają błękitną zieleń i nadają oceanowi jego barwę, choć gdzie indziej odbijają czerwień i sprawiają, że Morze Czer wone jest czerwone, bez szkody dla jakichkolwiek zwierząt, Morze Cynobrowe cynobrowe, a Jezioro Krwawe to różanoczerwone mleko siarczane. Ale tu, w sielskiej zatoce Manzanillo Oceanu Spokojnego, mały, niewidoczny... hmm... dinobiczownik, Gymnodinium brevis, jedna komórka wszystkiego i dwa bicze, które biją i miotają się dookoła, zaczyna się mnożyć. I nagle wygląda tak, jakby eksplodował, gdyby przyjrzeć mu się pod mikroskopem, tak jak swego czasu robił to Karol Darwin, i dzieli się na dwa dinobiczowniki, a one dzielą się na cztery i tak dalej, w postępie tak gwałtownym, aż w istocie jest ich dziesięć milionów w szklance wody, a woda robi się czerwona od ich czerwonego pigmentu, który odbija światło, aż w rezultacie miliony tych pieprzonych eksplozji sączą do wody truciznę tak potężną, jak akonityna - ale dlaczego? - dlaczego zaczęło się to właśnie teraz, ta jadowita eksplozja planktonu w -
- jeden wielki, nieśmiertelny Drobnoustrój Grupowy, długi na dwadzieścia pięć kilometrów i szeroki na pięć, nieśmiertelny, naprawdę. Ten pierwszy mały Gymnodinium brevis wciąż jeszcze żyje, równie spokojnie co i28-miliardowy, a czerwona fala dalej się rozszerza. Ponieważ mnożą się poprzez prosty podział komórki. Wielkie marliny zdychają, także morświny, wszystkie morskie stworzenia zdychają i rybacy zdychają, ale Gymnodinium jest nieśmiertelny, rodzony brat każdego Gymnodinium brevis, jaki kiedykolwiek żył, bez przeszłości, bez przyszłości, tylko Teraz, a w dodatku nieśmiertelne, małe dranie. Żadnej przyczyny, seńor, żadnego punktu początkowego w czasie, po prostu punkt, w którym twoja gra skrzyżowała się z 256-oktyłionowym Gymnodinium i wszystkimi jego przodkami i następcami w poczciwym Manzanillo i poczułeś się nieswojo. Wiemy tylko tyle, że wczoraj ryba była, a dziś ryba jest śnięta, a trujący plankton i zwariowani Amerykanie są żywi, a my jutro musimy znaleźć przyczynę i lekarstwo - chyba że możliwe jest, że wczoraj i jutro to tylko jeszcze trochę Teraz, rozciągnięte na dwadzieścia pięć kilometrów wzdłuż i pięć wszerz nieśmiertelnych -

Wtedy, Teraz, Ezaw, Judyta, Bashemath, Reuala, zawieszone w śluzie; co za koszmar. Mountain Girl leży na łóżku w swoim pokoju; gapi się w sufit, oczywiście otynkowany po partacku, i wszyscy tkwią zawieszeni w czterdziestopięciostopniowym śluzie. Ona, Kesey, Faye, ich dzieci, George Walker, nowa laska Black Maria, mają dom przy plaży, nową Szczurzą konstrukcję w stanie surowym, żużlobeton i gips, dziurę da się w tym wydrapać gołymi rękami. W odległości pięćdziesięciu metrów, po drugiej stronie plażowej drogi, Szczurza Buda, czyli była fabryka pokarmu dla psów Purina Chów, aha, zamieszkana przez Babb-sa, Gretchen Fetchin i dzieci Babbsa, ciekawski budyneczek, już bez Puriny Chów, w środku błyszczący kafelkami. Wszyscy ugrzęźli jak muchy w czterdziestopięciostopniowym śluzie Manzanillo, gdzie czerwona fala poważnie zasmrodziła okolicę, Hagen z nogą w gipsie, Juliua Karpin z Berkeley, Najtwardszy Head Zachodu, z dalszego kręgu Pran-kstersów, też z nogą w gipsie. Wszelako dla tych właśnie powodów wybrali Manzanillo, izolowane, w lecie mało Amerykanów, z dala od turystycznych szlaków, bezpieczna wyspa na pustyni. Ugrzęźli w spiętym mieście, żadnej drogi na północ i żadnej na południe, dziewięć czy dziesięć godzin w piekle autobusem do Guadalajary, jedyna droga z powrotem do reszty świata; za dnia nie da się wyjść i zająć czymkolwiek z powodu upału, nocą nie da się wyjść z powodu komarów; w dżungli za Szczurzą Budą pienią się kokosowe palmy i najróżniejszy dżunglowy fajans, swędzący, pełzający, ruchliwy jak zawszona pachwina, egzotyczne robactwo wszelkiego rodzaju, płonący od żądeł, cały w bąblach komarzy raj, gdzie skorpiony znaczną liczbą wyłażą z utartego na pył łajna, podobne do krabów tak samo, jak mendy podobne są do krabów. Sterczeć bez ruchu w tym gównie i głównie czekać, na co, na szmalec przede wszystkim, dzień w dzień u ołtarza Telegrafo na błagalnych modłach o pieniądze ze Stanów; adwokaci Keseya mieli skombinować pieniądze i codziennie ktoś, jak ta laska, którą Kesey poderwał, Black Maria, śmiga do Telegrafo i przedstawiając się pseudonimem pyta o telegrafo od pewnego adwokata z San Francisco albo od adwokata z Mexico City, którego znaleźli prawnicy Keseya ze Stanów, aby wyprostował sprawy z policją meksykańską, nazywał się Estrella, czyli Gwiazda Prawa? Kto to, do cholery, wie z nas zbiegów tu na Diabelskiej Wyspie, zero poczucia czasu, z USA docierają tylko niewiarygodnie złe wiadomości; Ron Boise, który cierpiał na reumatyczne dolegliwości serca, zmarł na jego atak w wieku lat trzydziestu dwóch; Norman Hartweg miał wypadek w dro dze na wschód z Marge the Barge i Evanem Engberem i prawie kom pletnie sparaliżowany trafił do szpitala w Ann Arbor; rzeczy niewiary godne, jak z Karmy czasu i śmierci, a tu nie ma czasu, tylko śmiertelnie nieruchome teraz rozciągnięte na wieczność wstecz i na wieczność w przód.
Więc Mountain Girl leży na łóżku i gapi się poprzez fale upału unoszące się w czterdziestopięciostopniowym śluzie Manzanillo, nie jest na fazie, może lekko jej odbiło, ale nie na fazie, nie, a nawet jej nie odbiło; to tak, jak z kwasowym zagięciem czasu, jakby ich wszystkich na stałe wtrącono z powrotem do czasu pierwotnego, na stałe; Kesey nigdy nie będzie mógł wrócić, zatrzasnęliby za nim kraty na dobre, co znaczy, że ona także nie będzie mogła wrócić, no bo jak? Z powrotem do bambusowej klatki, żeby nad nią cmokano, prawiono jej kazania i roniono łzy, aż w nich utonie? Żadne z nich nie może wrócić, bo nie ma do czego wracać, teraz wszystko jest tu, w Meksyku, tak jak Kesey przepowiedział wtedy w La Hondzie, a ona zaczęła uczyć się hiszpańskiego, którego jednak nie zna tak naprawdę żadne z nich, z wyjątkiem Black Marii; stale w kokonie, odcięci od zacnych, spiętych nativos, tyle że tym razem to Prankstersi są ludem prymitywnym, zmuszeni do odwrotu do własnych zasobów, żyją od nowa życiem człowieka pierwotnego z więdnącą nadzieją na dostatni cud z poświęcanego Telegrafo, który ewentualnie przerwałby klątwę... sprzed 3000 lat.
Trzy tysiące lat temu Mountain Girl schodzi do wody, cichej wody, na codzienne pranie ubrań, pieluch i wszelkiego badziewia, co dzień chodzi w falach upału, pod słonym słońcem, poprzez karłowatą trawę i sproszkowane łajno, aby prać odzież w wodach... Nilu, a nad brzeg rzeki, do kąpieli, przyszła córka Faraona, jej pokojowe kroczą za nią brzegiem, a kiedy zobaczyła ową arkę we flagach, wysłała po nią swoją służkę; tak jakby schodząc ku rzece obserwowała samą siebie, dziewicę sprzed 3000 lat, jak schodzi do rzeki w tym samym czasie, gdzieś na... Bliskim Wschodzie, tak się składa, że to zawsze jest Bliski Wschód, ze starej ilustrowanej Biblii, 45 stopni, sitowie i odwieczny koszmar z praniem, do czytania wyłącznie The Nova Express Williama Burroughsa, Kesey ma Nietzschego i Dostojewskiego, no i Biblia; każdy przerzuca The Nova Express w parę godzin, ale nad Biblią można ślęczeć... i stopniowo, prawie wcale o tym nie wspominając, nie łapiąc fazy nawet, znajdują się w innym wymiarze czasu, biblijny szczep, biblijne kobiety szczepowe myją się w rzece, żyją jak dzieci Izaaka i Rebeki z Pierwszej Księgi, mówią o sobie jak o biblijnych postaciach, każde z nich wybrało sobie postać z Biblii i wcieliło się w nią, naprawdę, to jest 3000 lat temu, teraz rozciąga się wstecz w nieskończoność do... samego Genesis, do Ezawa; Kesey to Ezaw, ten kudłaty, a Ezaw był przebiegłym myśliwym, człowiekiem przestroni, a Jakub był człowiekiem skromnym, zamieszkałym w namiocie; 13. Czy wychowywali się tak samo? Opisz ich. - Ezaw by! biegłym myśliwym, a Jakub był spokojnym człowiekiem, domatorem; 14. Który z nich był pierworodnym synem? - Ezaw; 15. Czy przywiązywał wagę do swych wrodzonych praw? Dowód? - Sprzedał je, głodny i omdlewający, Jakubowi za miskę plamistej fasoli czy innej strawy. A więc tysiące, dla doczesnej przyjemności, wystawiają na ryzyko swe dusze lub je tracą; 16, Komu sprzedał je i za jaką zapłatę? - Patrz nr 15; 23. Kogo Ezaw wziął sobie za żony? - Judytę i Bashemath z Hittich. Gen. 26:34.; 24. Czy jego rodzice uznali jego wybór? - Nie, martwili się z tego powodu, a Bashemath powiła Reuelę... 3000 lat temu, ponieważ nie ma czasu w tym miejscu, wyłącznie wieczne teraz rozciągnięte do wieczności na cały świat i całe jego dzieje, ponieważ świat szuka swego własnego poziomu, czyli poziomu morza, a wszystkie morskie żywe stworzenia pomrą, tylko Gymnodinium brevis, któremu obcy jest czas z wyjątkiem chwili teraz, będzie żył wiecznie, jak usłyszeliśmy od ludzi dawnych. Ziemia jest okrągła, ale powiadam wam...

Kesey leżał w hamaku na podwórku casa grandę. Black Maria, w obcisłych czarnych spodniach, wciąż pogrążona w myślach, wpatrywała się w morze odwrócona do nich plecami, czym wszyscy czuli się urażeni. Od czasu do czasu chichotali z cicha, od czego oczywiście robiła się jeszcze bardziej nieswoja. Julius i Mikę Hagen obaj kazali sobie pomalować gipsowe opatrunki Day-Glo w najbardziej niesamowite i fantastyczne wzory z autobusu. Kesey leży w hamaku i czyta Nietzschego :::: kto by pomyślał, że ten stary, wąsaty Walkirian był takim headem, tak za kisielem...
I małe kręgi wewnątrz kręgów. Hagenowi wciąż przydarzały się dotkliwe kontuzje. W Barcelonie miał wypadek motocyklowy, nie zarzucił jazdy i skończył z trwale chromym ramieniem. W Kanadzie raz po raz to samo. A teraz w Meksyku. Ze złamaną nogą w gipsie w Day-Glo poczuł coś... przerażającego... pod nim i wyśledził kleszcza, rozciął gips i znalazł jeszcze dwa, a także ropę sączącą się pod gipsem. Uszczelnił całą sprawę owijając gips taśmą klejącą.
- Dlaczego zakleiłeś tą taśmą cały swój śliczny gips, Mikę?
- Szukałem kleszczy.
Parę dni później nie mógł już dojść nawet do Szczurzej Budy. Nie pozostało nic innego, jak poddać się Szczurzej opiece Hospital Civil.
- Julius, daj mi trochę speedu, żebym mógł się dogadać z tymi sukinsynami.
Kesey próbuje go rozweselić zapowiadając, że może sfilmować zbliżający się ślub Mountain Girl i George\'a Walkera.
- Słuchajcie! - powiada Hagen. - Może udałoby się nam na mówić tego faceta, mayora, żeby przeprowadził ceremonię właśnie tu.
Hagen zrywa się i kuśtyka wokół na nodze w gipsie, pstrykając palcami. Dexedryna zaczyna buzować i łaskotać biedaka pod gipsem.
- Odpieprz się - powiada Mountain Girl.
- Z mnóstwem kwiatów!
- Odpieprz się.
Mountain Girl wygląda jak dorodna, pyszna Amazonka - w bardzo złym humorze, z niesamowitymi żółtymi po ostatniej Próbie Kwasu włosami do pasa, z małym ciemnym krążkiem na czubku, jak mycka, gdzie u korzeni włosy odrastają w swej naturalnej barwie. Tak jak Mike, tak długo jak to możliwe, bronić się będzie przed znienawidzonym, światowym kitem. Od trzech tygodni wiemy, jak bardzo chciałaby być legalnie zamężna, aby jej dziecko miało cywilne prawa w Meksyku i że od dziewięciu miesięcy wie, kiedy jest ostatni dzwonek na to małżeństwo.
George, Faye i Zonk wracają z targu z jedzeniem, George ubrany w niebieskie, welurowe spodnie Zonkera i koszulę w szerokie pionowe pasy pomarańczu i bieli od Gretchen Fetchin, buty do kolan, które pomalował w ukośne pomarańczowe i białe paski, a we włosach ma pomarańczowe pędzelki po tlenieniu na Próbę Kwasu. Na ratuszu wszystko przygotowane jest do małżeństwa Panny Carolyn Adams z Panem George\'em Walkerem, w Hospital Civil zaś do przyjęcia dziecka.
- i kupimy białe łóżeczko -
- Odpieprz się.
- i będziemy filmować na plaży o zachodzie słońca, z mikrofonami. Babbs może przeciągnąć kabel i głośnik na dwór - i muzyka - Gretch może zagrać marsza weselnego na organach!
- Odpieprz się - powiada Mountain Girl.

*

I tak Mountain Girl i George zawarli małżeństwo, po cichu, w miasteczku. A Mountain Girl powiła dziecię w Hospital Civil, zdrową błon-dyneczkę, którą nazwała Słoneczkiem, Sunshine. Na poziomie morza...
Kesey w la casa grandę - w tym domu zawsze kręci się słodki trójkąt, co, biorąc pod uwagą fakt, że mamy cztery sypialnie, skutkuje nieskończonymi wariacjami na temat Faye - ja - George - Mountain Girl.
Mountain Girl piekli się nadal:
- Popatrz tylko na tę ścianę. To straszne. Nie, no poważnie, przypatrz się jej. W pięć minut można wydrapać dziurę na wylot.
- Może poszłabyś i skręciła jointa?
- Czy możemy wypalić go w moim pokoju, żebym nie musiała podskakiwać za każdym razem, kiedy Faye zapuka do drzwi?
- Hmmmmmm...
- Wszystko jedno. To podchwytliwe pytanie. Zresztą, to trzyma mnie w stanie gotowości bojowej.

Humory poprawiają się nieco w czerwonofalowym odrętwieniu. Prankstersi zaczynają robić małe pranksterskie numery. Hagen wrócił z Hospital Civil, utyka, ale kombinuje, ze starym, poczciwym wdziękiem ministranta. Nie ma aparatury stereo, projektorów, taśm wideo, z którymi można by kombinować tu na Diabelskiej Wyspie, ale znajduje największą kombinację, jaka się tam znajduje, i kombinuje z niej pewnego tubylca biedaka - żółwia. Wielkiego, morskiego żółwia, około 25 kilo żywej wagi. Wiele radości z powodu potwora, ale nikt nie wie, co z nim począć, nawet Faye, pionierska żona i mistrzyni kuchni, dietetyk, technik i mechanik. Żaden gar, który ewentualnie mogliby zdobyć, nie wystarczy na coś takiego. Więc wymalowali mu Day-Glo na skorupie wielką czaszkę ze skrzyżowanymi piszczelami i wypuścili z powrotem do morza, z radosną myślą o następnych 200 latach życia, jakie mu zapewnili. Nikt w kraju boga śmierci Zecotopetla nie wybierze akurat jego na zupę...
Babbs, po wielu ponurych dniach w reducie Purina Chow, wychodzi z lubieżnym okrzykiem, Cześć Je-e-e-ed! do trzyletniego syna Keseya. Tylko Babbsowi w szczycie Be-elzebabbsowej formy mogło przyjść do głowy pozdrawiać trzyletnie dziecko takim sprośnym, lubieżnym idiotyzmem.
Przyjechał Page Browning, gotowy do akcji, zachwycony sandałami huaraches i całą Szczurzą sprawą. Huaraches na każdej stopie w Meksyku! Sam Ze-lota nie wymyśliłby równie piekielnie kłopotliwego wynalazku.
- Oni ich uzależnili od huaraches! Nie można w nich biegać, nie można w nich chodzić, nigdy nie pasują, kaleczą stopy. Wszystko, co można w nich robić, to siedzieć w kucki. I w ten właśnie sposób panują nad tym krajem. Uzależnili ich od tego koszmaru! - i tak dalej.
Nagle - zjawia się Sandy Lehmann-Haupt, z powrotem znad skraju, na motocyklu. Przejechał na nim całą drogę z Nowego Jorku: przez połowę USA i przez całą Szczurzą Krainę, dotarł do najdalej wysuniętego na południowy zachód skraju Meksyku, niezły wyczyn, nawet dla Neala Cassady\'ego. Kesey przygląda mu się i oczom nie wierzy. Wygląda na silniejszego, zdrowszego, spokojniejszego, bardziej pewnego siebie niż kiedykolwiek przedtem. To budzi złe przeczucia, których nie potrafi nazwać...
Zawinął nawet Bob Stone. Bob Stone ze starych dobrych czasów Perry Lane. Zajechał wypożyczonym u Hertza autem. Przyleciał do Mexico City samolotem, tam pożyczył samochód. Ma zlecenie z "Es-ąuire" na artykuł o Keseyu na Wygnaniu. Ach, więc dawny świat wciąż czeka. Stone, stale przewrażliwiony, widzi FBI i Federales za każdą palmą - albo jakieś inne skorpiony - a jednak, dokładnie w tym samym momencie, rzuca się głową naprzód, jak zwykle, w każdy aferalny chaos, jaki tylko przyśni się któremuś z Prankstersów, krzycząc, słuchajcie, to niebezpieczne, kiedy skacze jaskółką z pierwszego lepszego klifu.
Łykają dexedrynę. Stone i Babbs odjeżdżają samochodem Stone\'a, na fazie po pigułkach, ruszają w stronę Tepic, w Szczurzy Kraj. Wracają chichocząc i rozprawiając o niesamowitym doświadczeniu z Drogowym Zwierzęciem. Jechali przez cuchnący łajnem pył, od paru dni bez snu na dexedrynowym przelocie, po drodze karłowata trawa i osiołki, aż zapadła noc i zrobiło się naprawdę dziwnie. Stone widzi małe mek-sykariskie mostki, które zmieniają się w wielkie plamiste jaszczurki gila monsters i Babbs także je widzi. Droga staje się najcieńszą z cienkich liną rozciągnięta ponad ziemią niczyją tych potworów, a wtedy nagle w jednej chwili potwory przejmują kontrolę nad drogą! - Na wprost przed nimi największy potwór drogowy kiedykolwiek widziany przez człowieka, tak ogromny, że usiadł okrakiem na drodze, jak tarantule o trzymetrowych nogach na skrajach drogi, jego ogromne szkaradne ciało i paszcza pośrodku czekają na żarcie, a ich samochód sunie ku temu, ani się waż zatrzymywać i ani się waż jechać dalej -
- Nie! Nie zbliżaj się do tego! - krzyczy Stone.
- Nie - odpowiada Babbs - nie mamy innego wyjścia. Musimy przez to przejechać.
- Przez to!!
- Musimy - mówi Babbs. - W przeciwnym razie nigdy nie posuniemy się do przodu.
Nagle wygląda na to, że najważniejsze w dziejach świata jest to, aby oni posunęli się do przodu.
- Wiem! Ale to jest takie...
- Musimy przez to przejechać! - mówi Babbs, Szykują się na klęskę, na Armageddon, na koniec...
- i przelatują przez to! -
- to jakaś pieprzona, wielka maszyna do budowy dróg toczy się szosą z meksykańsko-sandałową prędkością, mestizos na jej szczycie spoglądają zdezorientowani w dół na samochód, który właśnie przemknął pod nimi dziewięćdziesiątką czy setką...
Stone i Kesey turlają się w stronę Sonory, na poważnej, speedowej fazie. Stone myśli, że siedzi z tyłu za przyciemnioną szybą w taksówce, choć to on prowadzi. Takie to podobne do taksówki! Zabierają chłopaka, Amerykanina, który wraca autostopem do Kalifornii. Mogą zabrać go tylko do Sonory. Jedziemy do Kalifornii, powiada Stone i odpalają.
- Kaliforniiii! - powtarza Kesey jak najciemniejszy wieśniak.
- Aha - potwierdza Stone. - Wiozę tego faceta - to znaczy Keseya - do Kalifornii, żeby zobaczył, jak wschodzi słońce. Jeszcze nigdy nie widział wschodu słońca.
- Ojoj - Kesey na to - wpuszczasz mnie w maliny. Nie ma nic takiego jak wschód słońca.
- Nie wpuszczam cię - mówi Stone. - Słońce wschodzi i zoba czysz to na własne oczy. - Dość dziwne wydaje się jechać z Keseyem przez pustkowia Meksyku za przyciemnioną szybą taksówki.
- Ojojojoj - powiada Kesey. Chłopak tymczasem milczy jak nieżywy.
- Nie bujam! - mówi Stone. - Popatrz tam w górę. To właśnie jest słońce!
- Aha, aha, Boże, masz rację, to właśnie jest słońce! No tak... Wype-e-e-ełnia niebo! Oświe-e-e-etla dolinę! Błysz-sz-sz-sz-czy ponad morzem!
Po paru kilometrach chłopak odzywa się jakby nigdy nic, stara się jak może: - Słuchajcie, panowie, myślę, że chyba wysiądę w Tępić zamiast w Sonorze. Przypomniałem sobie, że muszę się tam z kimś zobaczyć.
No i wysiada.
Nigdy nie ufaj Prankstersowi!
I Cassady - Cassady przyśmigał na Szczurzy skrawek ziemi w kolejnym pojeździe Cassady\'ego, gazu, gazu, gazu z odwieczną prędkością Cassady\'ego, z nowym, typowym Ekskaliburem Cassady\'ego. Ma dwu-kilogramowy miot z trzonkiem oklejonym taśmą Day-Glo, który podrzuca od rana do wieczora jak gimnastyczną maczugę, kręci nim w powietrzu i łapie go, kręci podwójne pętle, potrójne, poczwórne, proste, mimośrodowe, potrząsa naokoło ramionami, łokciami, kolanami, stopami w szarpanym rytmie. Tamten Numer i tamta Schizma najwyraźniej już dawno odeszły w niepamięć. Jeśli ktokolwiek może przełamać pieprzoną czerwoną falę i oczyścić śluzowate powietrze, co sączy się pośpiesznie wszystkimi kanałami, to właśnie Cassady. Więc palą trochę trawki, wdrapują się na szczyt la casa grandę i siedzą czujni, podczas gdy Cassady popisuje się i szaleje z młotem na prędkościowym tripie, o 1/30 sekundy zaledwie od Teraz o zmierzchu. Cassady uprawia dziki, amerykański, młociany balet nad brzegiem sadzawki i widzą jego odbicie w wodzie i swoje własne odbicia, które spoglądają w dół na Cassady\'ego, ale też w górę z sadzawki w idealnym, asymetrycznym playbacku, błyski Day-Glo i zmrok, wywołujące zjawy z przeszłości, księżycowe drzwi, na świat w bezmiernym akcie kontemplacji samego siebie, Domnu sattva i rajas wszystkie naraz, fons et origo, błyskawiczny Film - Teraz
Harry - mokry trzonek!
I Łykułuda zaczyna od nowa wymachiwać skrzydłami jak skórzanymi łopatkowymi zapadkami w karnawałowej grze w koło fortuny, Szczurze ptaszysko, ale zna tę jedyną dziurę w niebie. Kesey w la casa grandę, gdzie wiatr się zrywa, niebo w chmurach, Łyk macha, a Szczurzy tynk wyklejony jest stronami z komiksu o Marvelu, całymi scenami z dziwacznym doktorem Strange, podwodnym Sub Marinerem, niewiarygodnym olbrzymem Incredible Hulk, fantastyczną czwórką Fantastic Four, człowiekiem-pochodnią Human Torch - Superherosami, krótko mówiąc. Wszyscy Headzi przekonani są, że narysowały ich speed-friki, z powodu fosforyzującego poświęcenia ręki dla szczegółów rysunku. Superherosi! Ubermenschen! Wydawało się dziwne, że Nietzsche, dziwny odludek w typie Petera Lorre\'a, z wąsikami i w surowym, czarnym surducie profesora z Tybingi, mógł być tak blisko istoty rzeczy -
- i Kesey słyszy, jak Bob Stone mówi mu: - Nietzsche jest teraz w Niebie, Ken, i powiada: "Podoba mi się to, co robisz - ale nie czytaj moich książek" -
- a jednak stara poczciwa Walkiria znała się na rzeczy. Świat nie jako szereg przyczyn i skutków wiecznie zmierzający przed siebie, ale skończony i stale powtarzający się tak, że wszystko, co kiedykolwiek było i kiedykolwiek będzie, uchwycone teraz, w nieskończonym Na wrocie, czeka tylko, aby Superherosi ponownie wynurzyli się na powierz chnię, po czym nastąpi totalne przewartościowanie. I łącząc inspirację Nietzschego z własną, najbardziej aktualną - ideą losu człowieka, który zawsze ogląda własny film i nigdy nie jest w stanie sięgnąć do raju poza ekranem: tak jak domyślał się Nietzsche, życie jest kręgiem, a więc chodzi o to, by iść, a nie o to, aby dojść. Żyj chwilą. Wielu zacnych headów tak powiada. Próbowałem. Poświęciłem wiele czasu i energii. Aby przekonać się, że ci zacni headzi padli ofiarą sztuczki - tej prostej sztuczki, że miałem rację co do tego życia chwilą, tyle że nie można dotrzeć do tej chwili!
A jednak, jak wierzą Prankstersi i liczni im podobni, on wie, że jakoś udało mu się dostrzec wielką wymachującą skrzydłami bestię i znalazł się gdzieś poza tą stroną ekranu i w pobliżu prawdziwej, poczciwej pełnej i czystej istoty rzeczy - w stanie powszechnie uzna wanym za oświecenie... przywołując na pamięć:
Noc, wyszedł nad wodę, na fazie po trawce, usiadł, a błysk neonowego znaku - Coca-Cola? - w mieście dotarł przez zatokę, każdy promień światła padał prosto, linia pierwotna, Era Kamienia, linia trawki
CIĘCIE NA
noc, to samo miejsce, na fazie po kwasie, a promienie dochodzą nie prosto, ale w idealnych półokręgach, linia kwasu, linia teraźniejszego, idealny krąg, jak pająki, którym wstrzyknięto kwas, a one tkały małe, idealnie okrągłe sieci
CIĘCIE NA
noc, to samo miejsce, na fazie po opium, jedyny raz, kiedy wziął twardy drag, a promienie biegną zaczynając się w kręgach, ale kończąc małymi haczykami, jak haczyk w wodzie na japońskim drzeworycie, jak haczyk w kreskach dziwnego komiksu The Spirit, i to była linia przyszłości, zamykająca krąg bez konieczności przebywania za każdym razem całej drogi, docierająca do celu za sprawą znajomości początku podróży
CIĘCIE NA
noc i elektryczna burza w błyskach meksykańskiego upału, na fazie po kwasie, strzela błyskawica - tam! - tam! - i elektryczność płynie przez niego i z niego, jak druga skóra, elektryczny strój, a jeśli kiedykolwiek było teraz, to właśnie - Teraz! - i wyrzuca rękę w niebo, aby błyskawica wystrzeliła tam, gdzie pokazuje - Teraz! - musimy to zamknąć, tę szczelinę pomiędzy błyskiem a okiem, i dokonać tego, owego ponownego wkroczenia w Teraz... jako Superherosi... otwarci... aż wali się na plażę i Mountain Girl znajduje go, jak łapie się za gardło, krztusi, jakby się udławił piaskiem...
Ponad kwasem. To koniec ich podróży, zamknęli krąg, wszyscy, i albo wynurzą się jako Superherosi, zatrzasną za sobą drzwi i poszybują dziurą w niebie albo błąkać się będą w cyrkowej pętli opóźnienia. Te przecież jasne! Presque vu! - wielu zacnych headów zdawało sobie z tego sprawę - Paweł, który mówił pierwszym chrześcijanom, którzy żłopali wino w imię Ducha Świętego: prędzej czy później Krew musi spłynąć w was na dobre - Zaratustra, który mówił swym uczniom: nie można wciąż sięgać po wodę haoma, aby zobaczyć płomienie Vohu Mano, musisz sam stać się tym płomieniem, stary - I Dr Strange, i Sub Mariner, i Incredible Hulk, i Fantastic Four i Human Torch, którzy świrują na Szczurzych ścianach la casa grandę jak stroboskopowi mło-ciarze Cassady\'owie, fons et origo :::: i albo możesz zatrzymać tę rzecz na stałe w swym wnętrzu, albo już zawsze wspinać się w znoju do wieżyczki obserwacyjnej, za każdym razem po ten jeden krótki rzut oka na horyzont ::::

Kategorie

Zajawki z NeuroGroove

nic

  • Inne


trzezwosc

poziom doswiadczenia - wysoki (wydawalo mi sie ;)

dawka - maksymalna dopuszczalna

gdzie - w domu, samotnie




  • Karbamazepina

Nazwa substancji: karbamazepin (tabletki Tegretol)
Poziom doświadczenia: od trawy, przez amfetaminę (dożylnie), kwasy, grzyby, po heroinę (dożylnie), kokainę, crack. Cała masa prochów (z okazji odwyków, detoksów, leczenia) m.in. ogromne ilości clonów, relanium, xanaxów, sulpirydu, imovanu, hydroksyzyny, thioridazinu, promazyny (dożylne "setki"), amizepinów, tramali i wiele innych których nie sposób spamiętać.
Dawka, metoda zażycia: dawki nie pamiętam, coś około 25-30 sztuk, doustnie :P

  • Marihuana

Wiosna

wiek - 22

doświadczenie: alkohol, zioło

Zaczęło się tak:

13:00

Dzień wcześniej wpadłem na pomysł, żeby kupić 1 g (na użytek własny - nie pale dużo - pale rzadko). Ustawiłem sie u kumpla - wytrawnego gracza. Wiadomo, 1 lufa z nim na sprawdzenie towaru. Mi pasuje, jemu chyba też. Biorę swoja 1/2 żura (1g) i lecę

do domu. Mam dzisiaj chęć na samotne palenie. Trzeba dodać że pokłóciłem sie akurat z laską - wcześniej melanżowałem (alkohol) jakieś 400km od miejsca zamieszkania...

  • Heroina

marie claire nr 6/2002 - str 83-85 - kronika życia narkomanki





randomness