Listy z książki "Po tej stronie granicy" - 4/ 6

Przedruki listów, sprowokowanych emisją w TP (Telewizji Polskiej) pierwszych dokumentów o polskiej narkomanii w 1981 roku. Część 4 z 6.

Listy z książki "Po tej stronie granicy" - 4/ 6


część książki pt "Po tej stronie granicy" (do spisu treści)
okladka okładka


Panie Redaktorze, z przedstawionego przez Pana programu wynika, że moje doświadczenia, straszne i bolesne, są i będą nadal udziałem rodziców, jeżeli władze nie podejmą natychmiast zdecydowanej walki o młodzież. Jeżeli mój syn i inni ludzie w jego wieku mają być straceni, to niech chociaż młodsze pokolenie ma mniej okazji do zetknięcia się ze zgubnym nałogiem. w Pańskim programie jedynie mgr J. Fiałkiewicz i dr Ewa Andrzejewska mieli coś do powiedzenia, widzą problem. Może dr Pławska wywalczy w Sejmie utworzenie oddziałów specjalistycznych w lecznictwie zamkniętym, utworzenie kartoteki, bo bez tego nie można już dłużej się obejść. Mój syn u schyłku ubiegłego roku zgłosił się na leczenie odwykowe w AM, no i przebywał na oddziale razem z alkoholikami, z tym że nie ma zasadniczego jakiegoś okresu wyznaczającego pobyt w szpitalu - chory może wyjść, kiedy sam uzna za stosowne, kiedy po prostu sam zechce. Oczywiście, konieczne wydaje się otworzenie oczu wielu lekarzom, ponieważ są tacy, którzy nie rozpoznają nawet całkiem już widocznych w organiźmie zmian spowodowanych wyłacznie narkomanią. A przede wszystkim ktoś wreszcie musi zebrać konkretne i wiarygodne dane dotyczące liczby narkomanów, bo jak walczyć z czymś, o czym prawie nic się nie wie. W sprawie łatwego dostępu do narkotyków jest pole do działania dla milicji i prokuratury, wiem, że obecnie stosowane kary są śmiesznie niskie i nie odstraszają handlarzy. Nikt nie kontroluje, czy słoma makowa jest istotnie niszczona, bo gdyby tak było, nie służyłaby za podstawowy surowiec do produkcji. Czy chociaż jeden rolnik został surowo ukarany za handel słomą? Ale, Panie Redaktorze, jeśli Pan zakończy sprawę na pokazanym ostatnio programie, to możemy oczekiwać, że przyszłe pokolenia będą chore, "zaćpane" i będą nas przeklinać za ślepotę - udawaną czy faktyczną?
Malbork, 1 III1981

Prosimy Studio Młodych o zajęcie się sprawą zlikwidowania masowej produkcji i handlu narkotykami, które zapaskudziły miasto Malbork i rozprzestrzeniają się na całą gminę. Szkodzi to społeczeństwu i gospodarce narodowej. Główny producent i handlarz czerpie z tego solidne dochody bez opodatkowania. Klientów ma kilkadziesiąt, którzy odbierają produkt na miejscu, poza tym sam gdzieś wynosi do swoich odbiorców. Produkuje z makówek, kleju butapren, pasty obuwniczej i różnych rozpuszczalników do farb, z czego nieprzyjemne opary rozchodzą się do naszych mieszkań. Produkcja odbywa się nocą, zakłóca ciszę nocną. Rozmawiałem kilka razy, aby nie zakłócał ciszy nocnej, ale jak tu wytłumaczyć wariatowi, bo tak go nazwać można, który jest zawsze oszołomiony narkotykami. Produkcję uprawia już piąty rok, nigdzie nie pracuje, na utrzymaniu ma żonę, życie prowadzą dostatnie, zajmują mieszkanie standardowe, dwa pokoje, kuchnia, przedpokój i łazienka, o łącznej pow. około 58 m2. Interweniowałem kilka razy o różnych porach nocnych w tutejszej Komendzie MO, lecz bez skutku. Co ciekawe, gdy złożyłem meldunek ustnie u dzielnicowego, dany producent i handlarz powtórzył mi słowa, co tam na niego nagadałem, zaznaczył, że MO się nie boi. 25 11 1980 r. złożyłem pismo do tutejszego prokuratora rejonowego w Malborku, otrzymałem pismo, że do dnia 10 1111980 r. sprawa będzie wyjaśniona, minął rok, a nic się nie zmieniło, nasiliła się produkcja. Jeżeli będzie potrzeba szczegółowych informacji, chętnie udzielimy tu na miejscu, bo jest ich sporo i ważnych. Prosimy tylko powiadomić nas na który dzień, abyśmy mogli być na miejscu; jesteśmy emerytami.
Brzeg Dolny, 5 V 1981

Piszę w sprawie syna Antoniego, lat 23, który należy do młodzieży uzależnionej, narkotyzuje się od 4 lat, kilkakrotnie z tego powodu targał się na życie, stale pogotowie, szpital. Syn znajduje się w bardzo ciężkim stanie. Cztery miesiące był w szpitalu w Lubiążu leczony jako alkoholik, bo początkowo myśleliśmy, że pije alkohol, po obserwacji czteromiesięcznej lekarz wypisał go ze szpitala i orzekł, że nie jest alkoholikiem, czy aż cztery miesiące trzeba było go obserwować, żeby rozpoznać, jaką ma chorobę, czy od razu po miesiącu nie można go było leczyć jako narkomana, takie leczenie alkoholowe nie dało żadnego rezultatu. W dalszym ciągu bierze te zastrzyki, polską heroinę, ostatnio po takich zabiegach spał chyba 5 godzin, cały siny, nie odzyskał przytomności, palce sine, z ust toczyła się piana, usta zaciśnięte, całe ciało było jak z gumy, nieprzytomnego zabrało pogotowie, po odzyskaniu przytomności za godzinę odesłano go do domu. Miał lekki paraliż, twarz i głowa skrzywiona, ręce powykręcane i w takim stanie odesłano go do domu, co ja z nim miałam robić? Później mówił, że ma sztywny kark, sztywny palec u ręki i drętwe ucho, to wszystko po lewej stronie. Milicja teraz nie chce się tym też zajmować, na moje wezwanie nie przybyli ani też syna nie wzywali. Czy taki człowiek nie powinien mieć pomocy, jak to właściwie jest? Proszę poruszyć tę sprawę w telewizji, kiedy wyjdzie ta ustawa o leczeniu przymusowym takich ludzi, co się robi w tym kierunku? Proszę za pośrednictwem telewizji o przesłanie w/w podania tej pani dyrektor szpitala w Garwolinie. Syn pracuje w fabryce chemicznej, jest też gorzej zagrożony, bo jeszcze korzysta z tych różnych chemikalii, on i jego koledzy także w domu często robią bal narkomanów. Nasze miasteczko jest małe, liczy około 10 000 osób, a jest już 600 osób tej młodzieży, oprócz tego ta młodzież nie miała tu żadnych innych rozrywek tak sportowych, jak kulturalnych, nie ma tu basenu krytego ani żadnej hali sportowej oprócz małego pomieszczenia, które nazywa się "klubem", teraz dopiero została otwarta kawiarnia, która pomału zamienia się też w pijalnię wina, więc młodzież z braku innych rozrywek czepia się narkomanii. Co w tej sprawie jeszcze chciałam napisać, trzeba wprowadzić zakaz siania maku, sprzedawania na receptę strzykawek oraz igieł jak też tabletek bez recepty, bo oni też masowo kupują tabletki i trują się. Bardzo prosimy o załatwienie naszej sprawy.
Gdańsk, 28 II 1981

Mili, z całą powagą i ze łzami w oczach śledzę Waszą audycję na temat narkomanii, ponieważ mój jedyny syn należy do tego grona. Zaczęło się jeszcze w szkole średniej na początku lat sześć dziesiątych od niegroźnych środków odurzających i podniecających.

Potem podrabianie recept na morfinę, za co został ukarany, a od 1975 roku produkcja rodzimej heroiny. Najpierw pił litrami wywar ze słomy makowej, a następnie zdobył technologię produkcji heroiny. Początkowo nie wiedzieliśmy, o co tu idzie. Z chwilą pojawienia się strzykawek w domu zaczęliśmy ostro działać. Oboje z mężem byliśmy detektywami, milicjantami i psami gończymi. Śledziliśmy syna, niszczyliśmy wszystko, co było z tym związane. Wreszcie umieściliśmy syna w szpitalu na Srebrzysku w Gdańsku. Był tam miesiąc, wypisał się bez naszej zgody i zaczęło się od początku. W sumie przebywał w szpitalach 15 razy, w tym 2 razy w Garwolinie i Głoskowie. Z ośrodka w Głoskowie został wypisany karnie (za karę ogolono mu głowę). Czy to metoda? Włóczył się po Warszawie, niewątpliwie przebywał w melinach. Wrócił do Gdańska z ogoloną głową, zaćpany i w dodatku z kolczykiem w uchu. Tu w Gdańsku działałam bardzo odważnie i ostro, zgłaszałam do KM MO - do prokuratora, konsultowałam się z lekarzami. Niestety, nikt nie mógł mi pomóc.

Syn mój ma około 100 kolegów i koleżanek narkomanów, a ta setka następnych stu i tak dalej. Wniosek z tego, że suma 500 000 narkomanów w Polsce Socjalistycznej to wcale nie zawyżona liczba, być może, nie, na pewno jest ich jeszcze więcej, tych nie ujawnionych i nie zgłoszonych nigdzie. A więc problem jest bardzo poważny.

W Gdańsku w 1980 roku zmarło na skutek przedawkowania 15 osób, w tym 1 dziewczyna. Ostatnie ofiary to Krzysztof G., lat 27, i Agnieszka W., lat 21, tych znałam Dsobiście, a syn mój znał ich wszystkich. Ośrodkiem handlu w Gdańsku jest ul. Długa, tu można kupić i sprzedać. Co gorsza sprzedają tam też relanium w ampułkach.
W żargonie narkomanów relanium połączone z ich produktem lepiej kopie lub bije. I tu znowu problem, skąd biorą relanium? Otóż sprzedają im nieodpowiedzialni pielęgniarze i pielęgniarki z pogotowia ratunkowego i ze szpitala. I ampułka za 50 zł. Proszę na to zwrócić uwagę w swojej audycji. My jesteśmy bezwzględni, w żadnym wypadku nie pozwalamy na produkcję w domu. Oboje z mężem pracujemy, w czasie naszej nieobecności kuchnia jest zamknięta na klucz. Syn nasz sobie radzi, powiada, że są dobrzy ludzie, którzy udostępniają mu mieszkanie.

Proszę, zaapelujcie do tych "dobrych", że wyrządzają mu wielką krzywdę. Dom nasz zamiast być oazą i ostoją spokoju, jest ciągle wybuchającym wulkanem, te setki telefonów nawet w nocy, te nie kończące się rozmowy, nachodzenie na nasz dom licznych narkomanów doprowadza nas do obłędu. Muszę tu napisać, że wśród narkomanów uchodzę za matkę bardzo bojową i nie przebierającą w środkach, a mimo to ci biedni ludzie pozbawieni woli i ambicji nawet po wypędzeniu z naszego domu - przychodzą i dzwonią. Syn mój kiedyś inteligentny, oczytany, startujący na studia humanistyczne, dziś po latach narkotyzowania sie jest wyobcowany, pozbawiony wartości wyższych, nie pracujący nigdzie, żywy trup z licznymi ropniami na rękach i nogach oraz z dużymi zmianami charakterologicznymi. Bijcie na alarm, ratujcie młodych ludzi, tylko Wy przez Wasze audycje i programy poświęcone tej sprawie możecie uświadomić i wyczulić innych rodziców, którzy może nie mają zielonego pojęcia, co robią ich dzieci. My posunęliśmy się już bardzo daleko, z powództwa cywilnego w Sądzie Wojewódzkim w Gdańsku ubezwłasnowolniliśmy syna i na dniach kierujemy go do szpitala, ale co dalej? Szpitale nasze i lekarze nie mają dostatecznego doświadczenia w leczeniu, syn boi się tej męczarni, bo, jak już pisałam, 15 razy podchodził do leczenia. Na koniec postuluję:
- zakazać pod karą więzienia sprzedaży słomy makowej;
- zakazać sprzedaży rozpuszczalnika, amoniaku i kwasu solnego;
- zakazać sprzedaży strzykawek i igieł;
- rozliczać pielęgniarki z pobranych leków i sprzętu;
- przekazać wille bonzów na ośrodki rehabilitacyjne dla młodzieży dotkniętej strasznym nałogiem;
- a przede wszystkim walczyć o ustawę dotyczącą przymusowego leczenia.

Komisja Wychowania, Oświaty i Kultury MRN w Ostrowie Wielkopolskim w dniu 20 11 1981 r. na posiedzeniu omawiała zagadnienie narkomanii wśród młodzieży w aspekcie programu telewizyjnego emitowanego w dniu 13 II 1981 r. i stwierdziła, co następuje:
1. Ocenia się pozytywnie tę część programu, która traktuje o skutkach narkotyzowania się, gdyż spełnia ona rolę profilaktyczną i odstraszającą;
2. Komisja negatywnie ustosunkowała się do tych treści programu, które podawały recepturę i wskazywały na łatwość uzyskania narkotyku domowym sposobem, gdyż może zachęcać to do czynienia prób w tym zakresie.
W związku z powyższym wnioskuje się, by realizatorzy takich programów konsultowali je z pedagogami pod kątem ewentualnych skutków wychowawczych. Komisja prosi o ustosunkowanie się do powyższego wniosku i udzielenie pisemnej odpowiedzi.

Przewodniczący Komisji
(podpis nieczytelny)
Poznań
Oglądałam film wyświetlony 13 11 br. i pocieszam się, że "Ciąg dalszy nastąpi"... Codziennie oglądam taki film w swoim własnym domu i wiem, że wiele rzeczy nie zostało jeszcze powiedzianych. Myślę, że można by zrealizować film składający się z wypowiedzi rodziców tych ludzi, którzy to rodzice samotni, bezradni i bezsilni wobec problemu są postaciami równie tragicznymi. Moja Matka już osiem lat patrzy, jak mój brat powoli umiera, i nic nie może zrobić.

Mój brat natomiast żyje właściwie stale w półświadomości i raczej mało do niego dociera. Przez te wszystkie lata nie doczekałyśmy się pomocy znikąd. Jeżeli po wielu staraniach udało się załatwić szpital, brat wracał po paru dniach, "bo tak chciał". Przymusu leczenia nie ma. Teraz mój brat ma 23 lata, żadnej skończonej szkoły i wyczerpany organizm tylko dlatego, że nie ma odpowiedniego przepisu. Dobrze, że film wyświetlono, bo problem jest i narasta. Przecież oni wszyscy to młodzi ludzie, a kiedy zaczynali, byli prawie dziećmi. To, że w innych krajach nie ma przymusu leczenia, nie świadczy o tym, że u nas ma być tak samo. Wiem, że u nas nie ma metod, ale wiem z gazet i z TV, że są w Wietnamie (akupunkturą) i w Tajlandii (ziołami). Dodam jeszcze do tego, że mieszkać z narkomanem to piekło.

Mam też trzyleniego synka, który wszystkiemu się przygląda, a wyprowadzić się nie mogę. Błagam, nie mówcie w programie, że jest wyjście, bo w obecnej chwili go nie ma. Mam jednak nadzieję, że coś zostanie zmienione, znajdą się jacyś ludzie, którzy zechcą pomóc tym innym, mniej zaawansowanym chorym. Pisałam już wiele listów w tej sprawie do różnych ludzi i instytucji, a ostatni list (około miesiąca temu) wysłałam do p. red. Ewy Piątkowskiej z TV i traktowałam tam temat bardzo obszernie. Nawiasem mówiąc martwi mnie bardzo wchodzący w życie system kartkowy. Mój brat nie pracuje, bo każda kolejna podejmowana praca kończy się fiaskiem, mimo że traktowany jest wszędzie z życzliwością pomieszaną z współczuciem i litością. Głód jest tak duży, że nie może wytrzymać ośmiu godzin i po prostu zasypia w miejscu pracy. Skąd mam wziąć dla niego kartki? Wydaje mi się, że albo przepis o leczeniu, albo renta. Nowy premier w swoich 10 punktach zapowiedział zwiększoną walkę z alkoholizmem. Może również z narkomanią?

Od trzech lat wiem, że mój syn jest narkomanem i od tego czasu trwa nieustanny koszmar. Tego nie da się opisać, to jest chyba najgorsze nieszczęście, jakie może spotkać rodziców - patrzeć dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, jak własne dziecko rujnuje sobie zdrowie, traci siły, traci wszelkie szlachetne cechy charakteru, poczucie godności i ambicję, jak nieuchronnie stacza się na dno. Wszystko, co w życiu osiągnęłam, przestało się liczyć, straciło sens.

Jestem u kresu sił i załamania nerwowego. Nie mogę pracować, nie mogę rozmawiać z ludźmi, pragnę tylko przestać myśleć. Ten list piszę dlatego, że chcę powiedzieć tylko jedno - zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, że w Polsce istnieje narkomania, nie miałam o niej zielonego pojęcia i dlatego nie kojarzyłam z nią objawów zauważonych u syna. Dlatego straciłam tyle cennego czasu. Wiem, że w podobnej sytuacji jest wiele rodzin, rozmawiałam o tym w przychodni, rozmawiałam z innymi rodzicami. Wszyscy stwierdzają to samo dlaczego problem narkomanii był ukrywany, bagatelizowany i pomniejszany?
Dlaczego się o tym nie mówiło, nie przestrzegało młodzieży i rodziców?
Czy nie lepiej zapobiegać, niż czekać, aż problem przybierze takie rozmiary jak na przykład alkoholizm. Wasz program wstrząsnął ludźmi, byli nim zaszokowani. Może otworzy on oczy wielu rodzicom, może przyczyni się pośrednio do zmniejszenia lub zapobiegnie choćby nawet niewielu tragediom - to wszystko się liczy. Dlatego bardzo, bardzo wam dziękuję i proszę, mówcie na ten temat, skłońcie kompetentne osoby i instytucje, aby podejmowały działania, pomóżcie zrozpaczonym i nieszczęśliwym. Dodajcie im otuchy w tej ciężkiej walce z nałogiem, powiedzcie, że są młodzi, że mogą jeszcze wszystko naprawić, trzeba tylko chcieć, walczyć, nie załamywać się, nie poddawać. Może pokażecie jakiś reportaż o osobie, która wyleczyła się - jak to osiągnęła itp. Uważam, że sprzedaż narkotyków i surowca do ich produkcji powinna być surowo karana. Karane powinno być również zażywanie narkotyków przez młodzież, zwłaszcza niepełnoletnią. Przepraszam, że piszę tak chaotycznie, ale nie mam siły, by zebrać myśli lub przepisać te bazgroły na czysto.

Nie mam już siły do tego ciągłego tłumaczenia, proszenia, zaczynania wszystkiego od początku, któryś raz z rzędu, lecz nie mogę jednocześnie wyrzec się nadziei, że może jednak istnieje jakaś szansa. Najgorsze jest chyba to, że tak łatwo zdobyć narkotyk. Z tego, co wiem, to w naszym sąsiedztwie w każdym domu jest ktoś, kto zażywa narkotyki, kto zawsze "poratuje" kolegę. Wydzwaniają do domu, do pracy, przychodzą pod pracę, nie jest łatwo wyrwać się z tego środowiska. Znam około 12 adresów narkomanów, głównie od rodziców, bo oni sami są bardzo solidarni.

Chyba jedynym ratunkiem byłoby wyjechać do innego miasta, lecz to przecież jest nieosiągalne. Pomyślałam jeszcze o jednej rzeczy - dlaczego strzykawek i igieł nie sprzedaje się na receptę? W tej chwili brak ich w sprzedaży, ale w okresach, kiedy są, nawet najmłodsze dziecko może bez trudu je nabyć. To są drobiazgi, ale myśle, że nawet w drobiazgach należy utrudniać zażywanie narkotyków, należy robić wszystko, co tylko jest możliwe, aby zapobiegać tej tragedii, jaką jest narkomania.

Legnica
Nie wiem, jak mam zacząć ten list. Droga redakcjo nie pasuje, a nic innego nie przychodzi mi do głowy. Nigdy nie pisałam do żadnych redakcji, telewizji czy radia. Do napisania tego listu zmusiły mnie okoliczności. Nawał materiału (tak nagły) w gazetach, radiu, telewizji. Przecież do tej pory problem narkomanów nie istniał, a tu nagle ni stąd, ni zowąd wyskoczyło pół miliona. Na liczbę ludzi młodych w Polsce to dużo, sama nigdy bym nie pomyślała, że jest nas tak dużo. Lecz żeby się ktoś rzetelnie zainteresował tym problemem, sprawa musiała iść po trupach. Dlatego dałam taki długi wstęp do mojego listu, nieraz przychodziło mi coś takiego do głowy, aby gdzieś napisać, ale bałam się. Pragnęłabym, aby to, co tu napiszę, nie zostało potraktowane jako groźba, nie chcę też rozbudzać współczucia. Nie proszę o żaden szpital, żadną pomoc. Piszę z pozycji skrajnej pesymistki. Mój pesymizm nie dotyczy tylko mnie, dotyczy wszystkich, którzy są uzależnieni dłużej niż cztery, pięć lat. Tyle już napisałam, ale jeszcze się nie przedstawiłam, to trochę nieładnie...

Ale może to nieważne. Wystarczy tyle: Urszula J. Mam lat 23. z narkotykami spotkałam się już w roku 1972, jednak moje poważne uzależnienie zaczęło się w roku 1976. W tym parszywym roku wpadłam w błędne koło i tak lecę w nim przez lata dotąd w przepaść. Właśnie w tej chwili siedzi koło mnie koleżanka, ma tyle lat co ja. Jutro idzie do szpitala, nasz "wielkoduszny" doktor Turaj skierował ją do Lubiąża. Do Lubiąża.

Ja tam też byłam. Cztery dni. Mało! Przesiedziałam gdzieś w kącie, nikt mną się nie interesował, pielęgniarka za to, że nie chciałam, nie, nie tak, nie mogłam spać w nocy, zabroniła mi się położyć w dzień. Proszę sobie wyobrazić! Narkomanka zamknięta wraz z ludźmi umysłowo chorymi (w moim przypadku nie było na oddziale ani jednej pacjentki, z którą można by porozmawiać). Czy narkomanów powinno się zamykać wraz z ludźmi psychicznie chorymi? W pierwszym tygodniu zgoda, mogliby mnie nawet zamknąć z kompletnymi debilami, ale gdy przechodzą bóle, gdy już nic nie boli, gdy zostaje się sam na sam ze swoją bardzo, bardzo chorą psychiką, wtedy jest bardzo źle. Bo wierzcie mi, samo odtrucie organizmu z głodu tkankowego przeżyje się i nie weźmie strzykawki (może tak jest tylko w moim przypadku). Bo wtedy gdy cierpię, wiem, z czym walczę, ale gdy już mnie nic nie boli, zaczyna się walka największa, walka z własną osobą. Biorę codziennie przez cztery lata z półtoramiesięczną przerwą. Przez te właśnie półtora miesiąca przeżyłam wiele i przegrałam. Choć w swoich notatkach nazywałam się od najgorszych szmat, próbowałam różnych chwytów... Przegrałam. Czemu? Czy mam słabą wolę?

Na pewno, gdybym przecież była dziewczyną (bo nie mogę się nazwać człowiekiem) o silnym charakterze, nie zostałabym narkomanką. W styczniu 1980 roku odprowadziłam na cmentarz moją koleżankę. Rosłam z nią, przyjaźniłam się od dziecka (nie mam rodziców ani rodzeństwa), kochałam ją, a jednak śmierć nie stała się przestrogą, lecz strasznym piekłem. Wracając do nagłego zainteresowania sprawą narkomanii, tego zainteresowania jest za mało, bo "mało" też było afer. Dlaczego?!
Dlaczego? Aby wreszcie narkomanów zaczęto uważać za ludzi chorych, musiały być ofiary. Bo dalej i jeszcze tak jest: narkoman to był przestępca, wariat i człowiek pozbawiony jakichkolwiek hamulców, erotycznie wyzuty. U mojej koleżanki (tej, która jest teraz u mnie, ona nie wie, że ja piszę w tej chwili o niej) lekarz stwierdził bardzo wysokie uzależnienie, więc dlatego skierował ją do Lubiąża. Czy to nie śmieszne? Boże, gdybyście choć jeden dzień spędzili na oddziale w Lubiążu, popatrzyli na nieczułe pielęgniarki, lekarzy. W każdym bądź razie kimkolwiek jesteście, nie życzę wam tego. Ja jestem chyba w równym stopniu uzależniona co Bogusia (tak ma na imię). Dlaczego więc nasz doktorek nie zaproponował nam nigdy Garwolina, który jak się dowiedziałam, jest wyspecjalizowanym szpitalem. Dlaczego? Głupie pytanie, przecież to tyle załatwiania, tyle kłopotów. Lecz przecież mogłybyśmy się zapisać spokojnie w kolejce i poczekać parę miesięcy. Napiszę, jak wygląda moja wizyta u lekarza.
Ja (wchodzę): - Dzień dobry.
Pan doktor. - Dzień dobry, jak się pani czuje, pani J.?
Ja: - Jak zawsze.
Lekarz przepisuje mi receptę i wychodzę. Chciałabym mu wszystko powiedzieć, ale między nami jest ogromna bariera, której lekarz nigdy nie próbował przebyć, a ja nie miałam śmiałości. Choć próbowałam. W Legnicy jest z 200 osób uzależnionych, tych których znam. Na stutysięczne miasto to dużo. Tym bardziej że na każdej wiosce na Dolnym Śląsku jest parę osób, które biorą narkotyki. Czego ja się spodziewam po tym liście? Niczego. Nieprawda, nie jestem szczera. W marzeniach marzę, jak to przychodzi mi odpowiedź, jak doktor Andrzejewska zgadza się na przyjęcie. W marzeniach. Zresztą czy po leczeniu w Garwolinie moje życie potoczyłoby się inaczej? Chociaż chciałabym. Bo chciałabym, aby moja śliczna babunia się wreszcie uśmiechała. Babcia miała tylko moją mamę, która nam umarła w 1969 roku. Ja już też dawno miałabym wieczny spokój, lecz nie ja dałam sobie życie i ja nie będę go odbierać. Dożyję śmierci z myślą, że zniszczyłam swój organizm, swoją urodę (bo byłam bardzo ładna). Zresztą ta uroda tak mało ważna. To zdanie jest straszne. Nie dałam nic Ojczyźnie, Rodzinie, Społeczeństwu. Pisze do was takie "Ni to ni owo"!
"Po tej stronie granicy" (do spisu treści)

Kategorie

Zajawki z NeuroGroove
  • LSD
  • Przeżycie mistyczne

Poprzednie tripy na kwasie bardzo pozytywne, więc nastawienie też takie. Początek tripu u mnie w domu, potem park.

Trip, który opisuję, był moim największym duchowym przeżyciem, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam.

Kwiecień 2021. około godz. 17:00 u mnie w domu, wrzucamy z K. po blotterze.

  • 4-ACO-DMT
  • Przeżycie mistyczne

Pozytywne nastawienie, noc w łóżku z mp3.

„W dzieciństwie właściciel zawsze chciał uciec z cyrkiem, a teraz sukinsyn ma własny. To prawdziwa licencja na okradanie. Spełnienie amerykańskiego marzenia...”

 

  • Marihuana

W grudniu 1997 wydano długo oczekiwany, pierwszy od 15 lat raport Światowej

Organizacji Zdrowia (WHO) Organizacji Narodów Zjednoczonych dotyczący marihuany. Skandal

wybuchł, gdy brytyjski periodyk naukowy "New Scientist" ujawnił w swym numerze

z lutego 1998 fakt zatajenia jednego z rozdziałów tego dokumentu. W ocenzurowanym

rozdziale autorzy - troje wiodących badaczy uzależnień - porównują naukowo

udokumentowane zagrożenia płynące z używania marihuany z zagrożeniami, jakie niesie

  • 4-HO-MET
  • Pozytywne przeżycie

Dobry humor, lekka obawa przed nową substancją.

Trip na którejś z tryptamin planowałem od dłuższego czasu, ale przedłużająca się sesja egzaminacyjna spowodowała odkładanie go w czasie. Już zdążyłem porzucić ten pomysł, ale mimo to zakupiłem kapsułkę 10mg z "prorokiem". Ku mojemu zaskoczeniu i zadowoleniu, w otrzymanej przesyłce były dwie :)

Otwierało to zupełnie nowe możliwości, ale dalej nie byłem pewien, kiedy je spożyć, myślałem nad którymś z kolei weekendem.

randomness