Listy z książki "Po tej stronie granicy" - 3/6

Przedruki listów, sprowokowanych emisją w TP (Telewizji Polskiej) pierwszych dokumentów o polskiej narkomanii w 1981 roku. Część 3 z 6.

Listy z książki "Po tej stronie granicy" - 3/6


część książki pt "Po tej stronie granicy" (do spisu treści)
okladka okładka


Co w chwili obecnej można zrobić w Polsce, aby uratować od niechybnej śmierci narkomana? Niestety, nic. Próbuję tego od 3 lat - uratować bym chciała córkę i zięcia, są młodzi, mają po 22 lata i jest dziecko dwuletnie, które zostanie sierotą, a ja już ze względu na wiek nie będę go mogła wychować. W chwili obecnej cały ciężar spoczywa na moich barkach, utrzymuję ich i dziecko - nie są zdolni do pracy, nie wytrzymują abstynencji. Podejmowali kilka razy pracę, z której zwalniano ich za każdym razem dyscyplinarnie. Zgłosiliśmy o zaistniałej sytuacji do poradni zdrowia psychicznego, ta z kolei skierowała sprawę do poradni odwykowej. Niestety, leczenie bezskuteczne. Zaczęli produkcję polskiej heroiny ze słomy makowej. Zgłosiliśmy to na MO, zostali aresztowani na 1 miesiąc. Otrzymali wyrok 1 rok w zawieszeniu i obowiązek pracy, którą podjęli, ale jedynie na 2 tygodnie. Minęło kilka miesięcy, nikt dotychczas nie zainteresował się nimi. My, tzn. ich rodzice, wystosowaliśmy pismo do sądu z prośbą o egzekwowanie wyroku. Nawiązaliśmy kontakt z ich kuratorem z prośbą o zbadanie sprawy w jakimś znośnym terminie. Po upływie 2 tygodni otrzymaliśmy od niego odpowiedź, że, niestety, on nie może niczego innego napisać, jedynie to, co widać, czyli pracują, gdyż nie mają pieczątek o zwolnieniu w dowodzie osobistym - naprawdę nie wiem, co o tym myśleć, nie pofatygował się nawet o sprawdzenie sprawy w zakładzie, gdzie zostali przyjęci do pracy. W takim układzie myśmy sprawdzili to w dziale kadr i podali datę ich zwolnienia. Jak tu walczyć z narkomanią, kiedy władze powołane do tego są oporne lub zastawiają się prawem. Byłoby dobrze, gdyby stworzyć jakąś komórkę, która byłaby zorientowana i służyła pomocą w tej sprawie, gdyż nie wszystkim to zagadnienie jest znane. Byłoby słusznym niszczenie słomy makowej po zbiorze, należałoby ograniczyć również inne środki służące do produkcji jak acetskin itp. Ważnym byłoby nietolerowanie przez władze poszczególnych miast zjazdów urządzanych przez hippisów - narkomanów rokrocznie w tych samych miastach jak: Częstochowa, Lubań, Krotoszyn, Wrocław, Zbuzno, Ostróda itd. Stwarza to możliwości wymiany doświadczeń i sprzyja zawieraniu nowych znajomości. Należałoby zwiększyć kary za ten proceder jak również zwiększyć liczbę ośrodków leczniczych. Podana liczba pół miliona narkomanów wydaje się być zaniżona, gdyż wiem, że gdybyśmy nie zgłosili wypadku narkomanii w naszej rodzinie, nie wyszłoby to do dziś na światło dzienne. Duże grono znajomych córki też się narkotyzuje, a niestety, nikt o tym nie wie. (...) Trudno jest uchwycić początki narkotyzowania się, gdyż społeczeństwo w większości nie jest zorientowane w tych sprawach. Bardzo dobrze, że poruszacie ten problem w telewizji. Zwracałam się już dawniej listem poleconym do "Studia Ratunek" i mimo że podobno na każdy list odpowiadaliście, ja nie otrzymałam odpowiedzi.

W naszym wypadku jesteśmy bezradni. Gdybyście Wy znaleźli dla nas radę, bylibyśmy bardzo wdzięczni. Podaję, że sprawa dotyczy Marka i Ewy C. i była rozpatrywana przez Sad Rejonowy w Katowicach, Plac Wolności 10. Nr sygn. akt D-3100 i D-3099.
Zgorzelec, 24 II 1981

Szanowny Panie Redaktorze, podziwiam Pana za ten styl programów. Rozumie Pan młodzież i nas rodziców. Nie daje Pan łatwo za wygraną. Dawno ogladamy z całą rodziną Pana program. Jestem u kresu sił, mam czterech synów: 18 lat, 15 lat, 13 lat i 8 lat. Syn osiemnastoleni skończył szkołę zasadniczą górniczą i pracuje na warsztatach jako ślusarz. Pracuje na razie bez zarzutów. Nie byłoby nic złego, ale to właśnie najgorsze. Jest po prostu narkomanem. Wiem, że robi to od lata ubiegłego roku, to jest już prawie rok. Wie o tym milicja, wie prokurator, lekarze, ale, niestety, nie ma prawa go za to ukarać. Jestem u krańca sił, w domu niezgoda, lęk przed tym, że wyjdzie i wróci znowu ze świecącymi oczyma, młodsi bracia przygadują mu, on jest agresywny, bije ich. Było tak, że przyrzekł księdzu na kolędzie, że już nigdy tego nie zrobi, tylko żeby nic mu na ten temat nie mówić. Był 2 tygodnie spokój, nikt go nie zaczepiał, ale krótko to trwało, dalej to robi, kradnie mi z domu pieniądze, gra w karty, aby tylko mieć za co kupić. Na milicji przyznał się, że latem to sam to robił, teraz kupuje. Mąż nie wytrzymuje i często go bije, jest sam przykładnym mężem i ojcem. Jestem nerwowa, nie mogę przypilnować w nauce młodszych dzieci, nie jestem w stanie rozwiązać zadania z pierwszej klasy. Choć mam sama 10 klas. Moim marzeniem byłoby to, aby jak najszybciej poszedł do wojska, jeśli na to nie ma kary, może oderwanie od tych kolegów pomogłoby. Jest w Zgorzelcu bardzo dużo takich chłopców, przeważnie mają otoczenie greckie, przywożą ponoć to wszystko z Bolesławca. Myślę, że może ciężka służba wojskowa i ciężka praca w wojsku dałaby jakiś rezultat. Dziękuję za przeczytanie tego listu i będę dalej z niepokojem czekać na Pana program. Może Pan z łaski swojej mi pomoże, błagam Pana, bo już wszystkie możliwości wykorzystałam. Żal mi dziecka, bo w sumie to myślę, że jeszcze nie za późno. Wiem, że pomożecie mi w doprowadzeniu Marka do życia, jakie powinien mieć w tym wieku chłopiec. Nic go nie interesuje, najwyżej na krótko się czymś zajmie. Na leczenie nie chce się dobrowolnie poddać. Wyzbył się wstydu. Płacze, przyrzeka, że nie weźmie tego i dalej to robi. Proszę nie ujawniać mego nazwiska. Po prostu wstydzę się.
2 III 1981

Szanowna Redakcjo, bardzo dobrze się stało, że wreszcie prawda o zasięgu społecznym uzależnienia lekowego młodzieży ujrzała światło dzienne. Ten trudny problem nie będzie jednak rozwiązany, jeśli pozostanie w takim tylko zakresie jak dotychczas. Wiadomo, że leczenie ambulatoryjne w większości przypadków nie odnosi skutku, zwłaszcza przez zgłaszalność na zasadzie dobrowolności. Przez pierwszy okres trwania w nałogu młodociani nie chcą się leczyć. W reszcie trafia taki "zaćpaniec" do oddziału, zwykle w stanie ciężkim, przecierpi okres odtrucia, z dużym wysiłkiem jest odchuchany i wówczas dostaje (jak to sa mi mówią) "chciwy" i żąda wypisu. I należy mu się - bo on jest pełnoletni, zgłosił się dobrowolnie, obecnie nie ma żadnych zaburzeń psychicznych, deklaruje nawet, że utrzyma abstynencję; nie można go więc zatrzymać, wypisuje się... i cały wysiłek idzie na marne. Zwykle za jakiś czas wraca w jeszcze gorszym stanie, znów deklaruje chęć leczenia... i historia się powtarza. A jeśli nawet po odtruciu i wyprowadzeniu ze stanu ciężkiego zostaje w oddziale, to przecież jest tu "ubezpieczonym pacjentem", któremu wszystko się należy bez względu na to, czy pomyślny, czy mniej pomyślny jest przebieg jego kuracji - to znaczy: jak wywiązuje się z obowiązku nauki, pracy czy zachowania abstynencji. My mamy w Polsce Instytut Resocjalizacji, mamy specjalistów, ale nie ma my żadnych działających placówek z charakterystycznym reżimem, systemem kar i nagród i etapowym wprowadzaniem podopiecznych do społeczeństwa. W wypadku narkomanii jest to proces długi i trudny i nie może być od początku do końca realizowany tylko przez służbę zdrowia.

Ta relacja - cierpiący pacjent i miłosierny zakład samarytański nie jest właściwa ani nawet wskazana. Oczywiście w ośrodku resocjalizacji niezbędna jest terapia czy konsultacja psychiatryczna, ale na innej zasadzie niż w typowym oddziale szpitalnym. Czy taki ośrodek winien działać na zasadzie przymusu, czy dobrowolności - to odrębne zagadnienie - możnaby eksperymentalnie zorganizować 2 typy i porównać wyniki. Należy szybko coś organizować, by odciążyć Garwolin, który powinien tylko odtruwać i wypracowywać u pacjentów rzeczywistą motywację do leczenia odwykowego, a tak przygotowanych kandydatów dostarczać do ośrodków resocjalizacji. Tylko tym sposobem obejmiemy opieką większy procent uzależnionych młodych ludzi, a jeśli część z nich uda się szybko przywrócić do produktywnego życia w społeczeństwie - będzie to duży krok naprzód w likwidacji tej tak bardzo niebezpiecznej patologii społecznej. Zostawić tego nie można.

Zofia Człapińska - specjalista psychiatrii dziecięcej
Warszawa, 15 III 1981

W związku z apelem wygłoszonym w audycji CDN w dyskusji po ukazaniu reportażu pt. "Granica" pragnę: 1. Załączywszy kseroodbitki korespondencji przeprowadzonej z redakcją tygodnika "Prawo i Życie" wskazać redakcji CDN, że odzew czynników oficjalnych odpowiedzialnych za tak tragiczną sytuację jest żaden lub znikomy (świadczy o braku rozeznania problemu lub o jego celo z wym minimalizowaniu). 2. Przekazać garść uwag i postulatów nasuwających się po obejrzeniu programu pt. "Granica'" wysłuchaniu dyskusji po tym programie oraz przeczytaniu artykułu red. Ewy Dux pt. "Dolna gru pa" zamieszczonego w "życiu Warszawy" z dnia 14-15 bm. Wydaje mi się, a jest to problem tragicznie mnie nurtujący, że jak wynika z wypowiedzi lekarzy specjalistów oraz psychologów, sprawa leczenia narkomanii bardzo jest trudna i złożona, lecz problem ten jest w wysokim stopniu niedostrzegany i można powiedzieć lekceważony, pomimo że jest to zagadnienie w swoich skutkach nadzwyczaj groźne dla narodu. Po wszechnie już obecnie przyjmuje się, że liczba czynnych narkomanów w Polsce wynosi od 500 do 600 tysięcy młodocianych ludzi. w porówna niu z danymi GUS, które podają, że w przedziale wiekowym 15-29 lat (a więc w tym najbardziej adekwatnym) liczba ludności wynosi 9 637,8 tys. osób - odsetek narkomanów wynosi 6-7%. J est to wielkość tym bardziej przerażająca, że jest ona rozłożona nierównomiernie (głównie Dśrodki wielkomiejskie). Do tego dochodzi problem alkoholizmu, który jest zastraszający (dokładnych danych nie znam, ale wystarczy tu owe 8 l czystego alkoholu spożywanego rocznie przez statystycznego miesz kańca PRL). w sumie obraz populacji młodych Polaków (do 30 lat) jest nadzwyczaj tragiczny w swej wymowie, zważywszy na fakt, że dzieje się to wszystko w ustroju socjalistycznym, który szczyci się między innymi szczególną troską o młode pokolenie. W świetle powyższych faktów wydaje mi się, że kierunki opanowania problemu powinny być następujące: 1. Zmodyfikowanie i intensyfikacja profilaktyki, leczenia i resocjalizacji, które w obecnych warunkach można uznać za żadne. Samo zestawienie ilości specjalistycznych łóżek w kraju, których jest 95 plus niewielka ilość na oddziałach tzw. "odwyku" przy niektórych szpitalach psychiatrycznych (w których leczenie sprowadza się jedynie do odtrucia organizmu, reszta jest działaniem pozornym i mało skutecznym) z liczbą 600 000 narkomanów daje wymowny obraz sytuacji. Osobnym zagadnieniem jest problem dobrowolności pobytu i leczenia w tych ośrodkach. Pacjent w każdej chwili może się wypisać ze szpitala na własne żądanie i przerwać kurację, co też przeważnie czyni po kilkudniowym pobycie (tj. gdy tylko poczuje głód narkotykowy po pierwszej fazie odtrucia).

Moim zdaniem sprawa ta powinna być tak rozwia zana, aby pacjent po dobrowolnym zgłoszeniu się na leczenie musiał dobrowolnie podpisać zobowiązanie do całkowitego przeprowadzenia kuracji na od dziale zamkniętym bez prawa wypisania się w tym czasie na własne żą danie. Będzie to miało na pewno ograniczone skutki lecznicze, gdyż wia domo jest, że do nałogu można wrócić i po bardzo długim okresie absty nencji, ale przecież byłby to już jakiś krok w kierunku opanowania sy tuacji. Wydaje się, że pacjent, który przeszedł pełną kurację odwykową, ma większą szansę na zerwanie z nałogiem niż ten, który po kilku dniach przerywa leczenie. 2. Walka z wszystkimi przejawami produkcji narko tyków w Polsce, pocza wszy od wstępnej fazy niszczenia słomy mako wej stanowiącej punkt wyjścia do produkcji aż po systematyczną likwi dację znanych doskonale aparatowi ścigania punktów produkcyjnych.

W przypadkach produkcji i handlu tak zwaną polską heroiną władze prokuratorskie i milicyjne są w przedziwny sposób łagodne - jeśli już dochodzi do sprawy, to wyroki są niskie i przeważnie w zawieszeniu. Rozzuchwala to producentów całkowicie, śmieją się w kułak i robią dalej swoje. Powyższy stan rzeczy powoduje sytuację, że praktycznie każdy, kto tylko ma chęć i minimalne warunki lokalowe, może bezkarnie roz począć produkcję i rozprowadzanie (o zbyt nie musi się martwić) narko tyku o zawartości 40-700/0 czystej heroiny, który ze względu na warun ki wytwarzania (zanieczyszczenia) jest podwójnie szkodliwy. w alka MO z tymi producentami narkotyków przypomina "walkę" z tzw. melinami pijackimi, których też nasza dzielna milicja nie może zlikwidować. Dlaczego? Przecież pierwszym warunkiem powodzenia akcji antynarkotyko wej jest odcięcie dostępu tak u nas łatwego do narkotyków. Zrozumiano to już na całym świecie i tam walka z narkomanią jest ostra. A może lepiej będzie brygadę antynarkotykową zorganizować z celników, którzy przecież takie duże sukcesy odnoszą w wykrywaniu narkotykowej kontrabandy na naszych statkach i granicach. W Warszawie, a przypuszczam, że i w innych miastach też, znane są doskonale punkty (np. kawiarnie), gdzie o każdej porze można zaopatrzyć się w narkotyki. J ak to jest moż liwe w państwie socjalistycznym, że tego rodzaju sytuacje są tolerowa ne. Wołam wielkim głosem o przedstawienie całej i obiektywnej prawdy na forum Sejmu, o powołanie odpowiednich przepisów i ustaw, które pozwolą na rozpoczęcie prawdziwej i skutecznej walki z tą tragiczną chorobą polskiej młodzieży. Trzeba ujawnić cały ogrom tego zjawiska i zdecydowanie z determinacją i konsekwentnie przeciwdziałać. Trzeba zacząć działać!

S.O.
Warszawa, 12 XI 1980

Do Biura Politycznego Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Zwracamy się do Biura Politycznego Komitetu Centralnego PZPR jako do ostatniej deski ratunku. Jesteśmy zrozpaczonymi rodzicami syna, który popadł w nałóg narkomanii. Ani leczenie specjalistyczne, ani ogromne wysilki najbliższych nie skutkują.
Całe zło leży w dostępności narkotyków, produkowanych z maku na potajemnym rynku. Zwracaliśmy się z tym problemem do Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej, gdzie okazało się, że wszystkie nazwiska i adresy producentów narkotyków jak również fakt, że produkują oni narkotyki, są doskonale i od lat znane. Ludzie ci są już po wyrokach (w zawieszeniu) lub mają papiery chorych psychicznie i organy ścigania są wobec nich bezsilne, gdyż obowiązująca obecnie ustawa z roku 1954 nie daje Milicji Obywatelskiej odpowiednich sankcji. W tej sytuacji sprawa sprowadza się do tego, że w PRL można półlegalnie produkować narkotyki i dla łatwego zarobku rujnować zdrowie ludzkie, a aparat ścigania nieodpowiednio wyposażony w przepisy jest bezsilny. Sprawa powyższa, aczkolwiek nas tak tragicznie dotycząca, ma jednak szerszy aspekt społeczny. W Komendzie Głównej MO podano nam, że w samej Warszawie i najbliższej okolicy szacuje się liczbę narkomanów na ca 60 000 ludzi. A ilu jest w całej Polsce? Czyż wobec tego sprawa nie dojrzała już na tyle, aby narkomanię i produkcję narkotyków uznać wreszcie za problem społeczny i nie udawać więcej, że ona w Polsce nie istnieje. Obecnie narkomania w Polsce nie opiera się już wcale na przeciekach z aptek lub przemysłu farmaceutycznego. Rozwinięta została na szeroką skalę pokątna produkcja wyciągów z makowin. Wspomniana zaś ustawa nie przewiduje sankcji za produkcję narkotyków, gdyż wówczas (1954 r.) sprawy przedstawiały się zupełnie inaczej. Powszechna dostępność narkotyków w tej formie dla osób zainteresowanych (narkomanów), praktyczna bezkarność producentów (którzy w ogromnej większości sami są narkomanami) powoduje to, że narkotyki są u nas łatwiej dostępne i za relatywnie niższą cenę (100-200zł za porcję) niż na Zachodzie. Powoduje to, że narkomania w PRL zatacza coraz to większe kręgi wyłączając coraz to więcej młodych obywateli z czynnego życia - rujnuje im zdrowie i życie. Zwracamy się do Biura Politycznego KC PZPR o zajęcie się obecnie również problemem narkomanii w Polsce i wyciągnięcie skutecznych wniosków z istniejącej sytuacji. Obecnie, w chwili odnowy naszego życia nie można już dłużej przymykać oczu na zjawiska, które w minionym dziesięcioleciu nie pasowały do oficjalnie głoszonej propagandy sukcesu na każdym odcinku, nie można już nie dostrzegać spraw ujemnych i tragicznych w naszym życiu. Występujemy o spowodowanie uchwalenia nowej ustawy, która będzie realnie ujmować faktyczny stan rzeczy i wyposaży aparat ścigania w odpowiednie sankcje, przy pomocy których będzie on mógł skutecznie likwidować produkcję i obrót narkotykami w Polsce. Kopię niniejszego pisma kierujemy do Prokuratora Generalnego PRL z prośbą o zajęcie się sprawą narkomanii w Polsce i spowodowanie bardziej czynnego występowania Milicji Obywatelskiej nawet w ramach istniejącego i niedoskonałego stanu prawnego. Na przykładzie procesu w Krakowie okazuje się, że i obecnie można coś zdziałać na tym odcinku.
S.O.
Prokuratura Generalna, Departament Organizacyjny Ob. S.O.

Odpowiadając na pismo z dnia 12 listopada 1980 r. skierowane do Biura Politycznego KC PZPR i w odpisie do Prokuratury Generalnej, w sprawie zwiększenia skuteczności walki ze zjawiskiem narkomanii, a zwłaszcza nielegalną produkcją i rozprowadzaniem środków odurzających, informuję: Prokuratura Generalna podziela wyrażony przez Państwo pogląd o potrzebie podejmowania skutecznych działań na rzecz zwalczania zjawiska narkomanii. Sprawa ta pozostaje w sferze od powiedniego zainteresowania organów Prokuratury. Znajduje ono wyraz głównie w działalności profilaktycznej, zmierzającej do zdecydowanego przeciwdziałania przejawom naruszania norm prawa w tym zakresie. W przypadkach uzasadnionych prokuratorzy wszczynają postępowanie karne. Obowiązujący kodeks karny w art. 161 przewiduje karalność czynów polegających na udzielaniu przez osobę do tego nieuprawnioną innej osobie środka odurzającego albo nakłanianiu do zażywania takiego środka (za czyny takie grozi kara pozbawienia wolności do 5 lat). Prokuratura jest jednak zdania, że samymi środkami karnymi nie zlikwiduje się zjawiska narkomanii i towarzyszących mu przestępstw. Problem ten, aczkolwiek jego rozmiary są w naszym kraju znikome, powinien być udziałem wszystkich zainteresowanych środowisk społecznych oraz organów państwowych i organizacji społecznych.

Dyrektor Departamentu Prokurator Prokuratury Generalnej
"Prawo i Życie", tygodnik prawno-społeczny Do S.O.

Dziękujemy za list i zawarte w nim uwagi. Zapoznaliśmy się z nimi z dużym zainteresowaniem. Wykorzystamy je przygotowując materiały na łamy. Przesyłamy pozdrowienia. Kierownik Działu Łączności z Czytelnikami
Gdańsk, 24 III 1981

Program CDN przedstawiony 24 III 81 na ekranach TVP pozostawił po sobie ogromną dozę niedosytu. Dlaczego? Problemy, poruszane i omawiane przez zaproszonych gości, krążyły jedynie na peryferiach i dalekich orbitach aspektów sprawy, która była tematem dialogu pomiędzy redaktorem programu a gośćmi prezentującymi grono specjalistów. Proszę nie myśleć, że ocena tego bardzo potrzebnego programu jest krytyką, jest po prostu oceną płytkości problemów omawianych na forum CDN przez specjalistów. Co spowodowało, że tak, a nie inaczej program ten został odebrany? Rozpatrzmy występ zaproszonych gości: Młoda pani psycholog - jedynie ona poruszyła, starając się wniknąć jak najgłębiej, kilka spraw, które wiążą się ze zgubnym nałogiem. Powody wejścia na drogę nałogu: zjawiska subkultury, korelacje i intrygi rodzinne są bardzo częste, ale jest mnóstwo problemów pokrewnych, których połączenie ze sobą powoduje powstawanie nieraz zupełnie nie spotykanych prądów, kierujących na drogę narkomanii. Lekarz psychiatra - nie wiadomo, czy takie potraktowanie omawianej sprawy wynikało z pierwszego występu przed kamerami TV, czy po prostu pani psychiatra chciała nam ukazać problem od jak najbardziej łagodnej strony, nie chcąc wzbudzać grozy.

Omawiane przez nią aspekty sprawy to rozpoznanie przez rodziców i najbliższych, czy dana osoba używa narkotyków oraz sposoby i środki używane najczęściej, połączone z projekcją zdjęć przedstawiających poruszany problem. Przede wszystkim nie ma problemu narkomanii w pełnym tego słowa znaczeniu, lecz istnieje problem toksykomanii. Jeżeli w środowisku narkomanów pojawi się oryginalny narkotyk w postaci takiej, jak bywają na Zachodzie, jest to święto. Dlaczego święto? Bo nareszcie mamy to, co "oni" tam u siebie mają. Jesteśmy blisko nich i oni są blisko nas. Wszystkie kompoty oraz hera nigdy nie dorównają heroinie i innym produkowanym przecież przez specjalistów. Dlatego też zapanowało ogromne zaskoczenie, gdy pani psychiatra mówiła o roślinkach hodowanych po kątach, w ukryciu i pokazywała pakieciki heroiny. Pokazała również środki chemiczne, które są stosowane przy produkcji środków odurzających. Podejmowanie ciągłych prób zbliżenia się jak najbardziej do środków używanych za granicą kończą się najczęściej minimalnym powodzeniem. Środki używane u nas to: hera - szumnie nazywana polską heroiną, produkowana z zielonych części łodyg maku oraz po sezonie z makowin, przez producentów wzmacniana różnymi środkami farmakologicznymi i chemicznymi. Nieraz podawana "osobie w nałogu" drogą eksperymentu - jak będzie działać, jak się przyjmie, zanim towar wejdzie na rynek. Kompot, wywar ze słomy makowej, także wzmocniony. Poza tym dużo półproduktów, przeróbek środków medycznych i chemicznych. A więc nie narkotyki, tylko toksyki. Ukazane także były inne fotografie obrazujące inne zjawiska poruszanej sprawy, ale potraktowane zostały po macoszemu. Do najbardziej nieudanych, wręcz kompromitujących, można zaliczyć wejścia na ekran dwóch pań:
prokurator i sędziego. Ocena ich wystąpień jest bardzo negatywna. Posługiwanie się ustawami i paragrafami sprzed ćwierć wieku, gdy problem praktycznie nie istniał, prowadzi w ślepy zaułek. Dowodem polemika pana Mieczysława z przedstawicielką sądu, który krótkimi urywanymi zdaniami zapędził osobę reprezentującą prawo do kąta. Przez całą audycję przewijało się zagadnienie - leczyć czy karać? Przystępując do rozpatrzenia tego zagadnienia, trzeba dokonać podziału na osoby odurzające się, podejmujące także próby produkcji, oraz wyspecjalizowane grupy tylko produkujące, główni dostawcy towaru na rynek. I grupa kwalifikuje się do leczenia i karania, grupa II tylko do karania, ale co to za kara! Producent skazany zostaje na 6 miesięcy pozbawienia wolności plus grzywna, w wyjątkowym przypadku ponad 1 rok. W tym czasie, gdy siedzi, koledzy ciągną interes dalej. Dochody w sezonie (4 letnie miesiące) na czysto około 200 tys. zł. (...) Omawiane zjawisko subkultury łączy się z problemami młodych ludzi całego świata i używanie "toksyków" narkotyków ma zapewnić więź łączącą we wspólnej sprawie. Typowi przedstawiciele tej grupy studenci PWSSP w Gdańsku (akademik na ul. Chlebnickiej, pod nosem komisariatu II MO w Gdańsku - przystań narkomanów, a w ostatnim czasie także baza produkująca i dostarczająca środki odurzające). Inne miejsca to: bar mleczny "Neptun" i klub "Przyjaźń", obydwie placówki na ul. Długiej sąsiadującej z ul. Chlebnicką. (...) Wszystkie oblicza poruszanego problemu znane są organom ścigania, ale kroki podejmowane w walce z rozprzestrzeniającym się zjawiskiem są bardzo nieudolne. Osoby, które są zainteresowane leczeniem swych najbIiższych, składające oświadczenia i doniesienia w komendach MO i organach ścigania, odprawiane są z kwitkiem. Najczęstszą wymówką jest brak kompetencji. Poruszona kwestia czasowego ubezwłasnowolnienia byłaby w chwiIi obecnej do czasu ukazania się konkretnego zarządzenia i nowej ustawy jedną z bardziej skutecznych form walki. Nie wiadomo, dlaczego przedstawicielka prawa z taką pasją kwestię tę atakowała. Sami narkomani mówią: to jest bardzo proste do zwalczenia, wystarczy, żeby w maksymalny sposób ograniczyć dojście do środków odurzających, żeby nareszcie wyszła ustawa zabraniająca produkcji hery - poIskiej heroiny z makowin, żeby ustawa straszyła represjami używających i produkujących. (...) Na zakończenie opis dwóch gdańskich narkomanów, właściwie postaci - legend, które chyba rozbudzą wizję grozy i ogromu tego zjawiska.

1. Zenon S., lat 28, wali w przeguby, ręce i nogi od 10 lat. Wali, znaczy kłuje. W chwili obecnej zamieszkuje z dziewczyną też narkomanką i sam nie jest już zdolny do zaaplikowania sobie dawki, ponieważ praktycznie nie ma już miejsc do kłucia. Tylko dzięki niej może zaspokoić ogarniający go głód. Gdy jest sam i ogarnia go głód, siada przed lustrem i próbuje zaaplikować sobie potrzebną dozę, co mu prawie nigdy nie wychodzi. W ataku rozpaczy wbija sobie igłę w bark, co powoduje za parę godzin opuchliznę wielkości piłki nożnej. Wstrzyknięty w ten sposób środek działa wolniej i powoduje ogromny ból, ale nałóg jest nie do pokonania.

2. Marek, pseudonim "Rudy", "Złoty", lat 23, wali w przeguby, bierze wszystko, co dostępne na rynku, od 8 lat. Produkuje herę dobrej jakości, bo najdłużej - około 17-18 godzin. Podobno bierze nawet w nocy, budząc się specjalnie budzikiem.

Obydwaj leczeni na Srebrzysku (ośrodek dla nerwowo i psychicznie chorych), ale po kilku ucieczkach zostali zwolnieni. Co mają robić ich najbliżsi i jakie przedsięwziąć środki? I jeszcze jedna postać.

3. Witek, chyba pseudonim, około 28 lat, dobrze sytuowany, syn urzędnika państwowego na wysokim i eksponowanym stanowisku. Jeździ fiatem i chodzi z 2 "gorylami" - handlarz i producent, jedna z czołowych postaci na rynku zbytu. Jak długo postacie tego pokroju będą dorabiać się na ludzkim nieszczęściu i korzystać z wolności, która jest jedną z najpiękniejszych form życia człowieka, jak powiedziała przedstawicielka prawa w czasie swego wystąpienia (bardzo nieudanego) podczas dyskusji z redaktorem prowadzącym program CDN? (...)
Po dwukrotnym obejrzeniu "Granicy" napisałam do TV list, będący krótką biografią mego syna od czasu popadnięcia w nałóg (1973 r.) do dnia dzisiejszego - obecnie syn mój ma lat 24. Pytałam w liście, co dalej, czy jest możliwość ratunku? Listu nie wysłałam, zdecydowałam się obejrzeć najpierw dzisiejszy program, miałam nadzieję, że może grono lekarzy, pedagogów da jakąś receptę, jednym słowem, łudziłam się, że usłyszę coś, co mogłoby pomóc memu synowi. Z problemem, jakim stała się narkomania, jest u nas tak jak z prostytucją - nie widzi się go, bo tak jest wygodniej. Zresztą, oglądając program, każdy, kto stykał się z narkomanią i jej skutkami, jeszcze raz przekona się, że czynniki, które powinny nie tylko wiedzieć, ale zapobiegać, walczyć - nie posiadają nawet wiarygodnych danych co do rozmiarów tej najstraszniejszej choroby. Panie Redaktorze, po co Pan zaprosił do dyskusji prof. Dąbrowskiego i dyr. Gomółkę - ich wypowiedzi były nie do przyjęcia, ci ludzie są ślepi, zresztą takich jest bardzo dużo. Oto przykład: w roku 1973 lub 74 - dokładnie nie pamiętam, syn mój znalazł się w Klinice AM z objawami zatrucia narkotykami. Gdy wyjawiłam lekarzom, czym jego stan jest spowodowany, lekarze patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Syn mój po odzyskaniu przytomności oświadczył, że zażył heroinę domowej produkcji. Wie Pan, jaka była reakcja lekarzy? "Pani syn ma wybujałą fantazję, w Polsce nie ma heroiny". Proszę mi powiedzieć, komu miałam wierzyć, synowi (lat 17) czy lekarzom? A jeszcze jedno - skąd my, rodzice, mamy wiedzieć (w początkowym okresie), że nasze dziecko zażywa?

Objawy: szklane oczy, zmieniony głos, nasuwają oczywiste podejrzenie: alkohol. Dziecko posłusznie chucha i nic. Oczywiście, nie można liczyć na to, że młodociany narkoman przyzna się do zażywania, więc na razie rodzice każą mierzyć temperaturę, na wszelki wypadek kładą do łóżka. Aż któregoś dnia znajdują porzuconą igłę, samo opakowanie, może strzykawkę. I co dalej? Ja szukałam rady wszędzie, gdzie spodziewałam się, że ją znajdę: w MO, ale oni tylko ścigają handlarzy; w poradni zdrowia psychicznego: lekarz mi również powiedział, że syn ma wybujałą wyobraźnię, a syn z kolei oświadczył, że lekarz to bałwan i nie zna się na niczym; u psychologa - brak znajomości problemów narkomanii. Od ośmiu lat syn mój, aczkolwiek niesystematycznie, to jednak miewa ostatnio dość częste nawroty, chociaż był już okres dwuletniej przerwy. W tym okresie byłam kilkakrotnie świadkiem (ślepym, nieświadomym) procesu produkcji, zadowolona, że syn interesuje się chemią, robi "eksperymenty".

A przecież nie jestem ciemną babą, zresztą pytałam osoby, które powinny byłyby coś na ten temat wiedzieć (farmaceuci), czy istotnie można domowym sposobem wytworzyć narkotyki, ale w tych odległych już latach (1978-79) nie znalazłam odpowiedzi na moje pytanie. To wszystko należało przeżyć, aby zrozumieć, dlaczego tacy jak ja rodzice nie mogą uwierzyć, że ich dzieci... Każdemu sterylizowana igła kojarzy się z ampułką, zapachem spirytusu, czystością, czego zaprzeczeniem jest garnek, patelnia, skrycie wynoszona, następnie zawartość wlewana do jakichś podejrzanych butelek. Czy takie świństwo można wpuścić do organizmu?
"Po tej stronie granicy" (do spisu treści)

Kategorie

Zajawki z NeuroGroove
  • Etanol (alkohol)
  • Marihuana
  • Mefedron
  • Pozytywne przeżycie

Podniecenie, mega pozytywny humor po egzaminie dypomowym. Chęc zaszalenia z kumplami.

 

  • Marihuana
  • Pozytywne przeżycie

Średni nastrój, lekkie poczucie samotności, szybkie tętno, brak odprężenia. Rodzice w domu, ale godzina zbyt późna by podejrzewać, że wstaną. Pierwsze samotne palenie, niepewność i ciekawość.

Nie sądziłam, że sklejenie swoich rozdziabanych myśli w zwięzłą kulę informacji będzie takie trudne. Zastanawiam się czy powinnam najpierw napisać jakiś wstęp. Może od razu przejść do rzeczy?

  • Amfetamina

nazwa substancji:amfetamina


poziom doświadczenia użytkownika: amph, thc, mdma, efedryna, benzo, kodeina


dawka, metoda zażycia: ok. 0,5 g donosowo


"set & setting": wycieńczony po 36 godzinnym niespaniu i imprezie w międzyczasie


efekty: skrajne pomieszanie z poplątaniem



--------Poniżej przedstawiam wyciąg z mojego dziennika, w którym opisałem fazę kilka dni po zajściu.---------

  • Dekstrometorfan

Set & Settings: jakieś zarośla, potem miasto

doświadczenie: alkohol, marihuana, DXM

wiek i waga: 16/65kg

waga i wiek kumpla: 16/85kg