W związku z pracami nad nowelizacją Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii oraz wydarzeniami ostatnich dni i miesięcy domagamy się natychmiastowego podjęcia uczciwego dialogu społecznego w sprawie kryminalnych represji intensywnie prowadzonych przez władze Rzeczypospolitej Polskiej w odniesieniu do setek tysięcy* własnych obywateli (wbrew europejskim normom**).
Spożywanie nieuznawanych oficjalnie używek i innych środków zwanych potocznie narkotykami nie jest rzadkością również w związanych z władzami środowiskach, jednak tylko człowiek przeciętny jest z tego powodu uznawany za groźnego przestępcę i nieraz wtrącany do więzienia na miesiące i lata. Członkowie elity i ich rodziny mogą liczyć na ludzkie traktowanie przez wymiar sprawiedliwości i rzetelną ocenę realnej szkodliwości społecznej, czy też jej ewentualnego braku. Nie tylko w przypadku posiadania na wyłączny własny użytek znikomych ilości tych substancji. Jak wszyscy wiemy z licznych medialnych relacji, także w sprawach ilości małych, średnich i dużych wątpliwości są słusznie rozstrzygane na korzyść podejrzanych, ewentualnie domniemywana choroba uzależnieniowa nie bywa powodem do represyjnego podejścia (sic), a godność człowieka nie jest deptana w brutalny sposób, jak wobec wielu, wielu tysięcy zwykłych ludzi, ich rodzin, przyjaciół i współpracowników. Nie tym miesiącu głośny był casus Stanisława Zdrojewskiego, prywatnie syna urzędującego ministra, skazanego na jeden rok więzienia z zawieszeniem kary za posiadanie siedmiu i wprowadzenie do obrotu sześciu gramów konopi zwanej marihuaną. Prokuratura domagała się tylko przedłużenia czasu zawieszenia oraz nadzoru kuratora; teraz kierujący rzecz do ponownego rozpatrzenia sąd otwarty był na argumenty obrony, wskazującej na kontrowersje wokół nazwania pewnego rodzaju udzielenia skromnej dawki wprowadzeniem do obrotu oraz lichą szkodliwość społeczną posiadania sześciu zaledwie gramów roślinnego suszu. O tym wydarzeniu informowały m.in. TVN24, onet.pl czy Dziennik; nazwisko syna ministra raczej tajemnicą nie jest. Jak zauważył pewien człowiek, którego nazwiska nikt by nawet nie zauważył, „nasze dzieci już dawno by siedziały". Myliłby się, kto skłonny sądzić, że to był tylko przypadek, tylko syna, tylko ministra, tylko tej czy innej strony politycznej. Używki oraz tzw. narkotyki towarzyszą nam od tysięcy lat i korzystają z nich demokratycznie wszystkie grupy społeczne oraz także osoby związane z bardzo różnymi partiami. Kilkanaście lat temu tajemnicą poliszynela było, że lubił przypalać konopie i Marszałek Sejmu, ale wtedy jeszcze nie stanowiło to groźnego przestępstwa, a jedynie obyczajową ciekawostkę. Jak okazało się w 2007 r., Artur Piłka, doradca prezydenta ds. sportu w jego w Kancelarii i nieoficjalny kandydat na ministra (wedle Gazety Wyborczej i Pulsu Biznesu zaufany głowy państwa i partii wtedy rządzącej od 2003 r.; oczywiście do wybuchu skandalu), zdaniem organów ścigania i prokuratury dokonał zakupów kokainy na skalę, bagatela, około 1,190 kilograma (gram to zwykle podstawowa jednostka na czarnym rynku, w detalu gram kokainy kosztuje przynajmniej sto kilkadziesiąt złotych). Tłumaczył się ludzką słabością, tragicznym uzależnieniem, choć eksperci nie wierzyli, żeby mógł aż tyle spożyć sam. Zwolniony z aresztu z powodu braku dowodów na handel narkotykami przebywa na wolności***. Syn przywódcy Samoobrony uprawiał pole konopi o nieustalonej zawartości substancji zmieniających stan świadomości. Nawet gdyby zbadano ją i nie przekroczyła by norm, potrzebował by na to specjalnego zezwolenia. Gdy wszystko wyszło na jaw, pozwolono mu zaorać to pole i zniszczyć uprawę. Nie odbyła się żadna spektakularna akcja, policja była wstrzemięźliwa. Właściwie zresztą nie ma w tym nic dziwnego, skoro wg ONZ-owskiej Światowej Organizacji Zdrowia konopia-marihuana nie spowodowała ani jednego udokumentowanego zgonu i jest znacznie mniej groźna od alkoholu etylowego czy nikotyny****. Przyjrzyjmy się, jaki los czeka zwykłego „palacza trawki" w przypadku kontaktu z wymiarem sprawiedliwości. Zerknijmy do statystyk z pracy autorstwa kierownika Katedry Kryminologii Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Krzysztofa Krajewskiego, „Sprawy o posiadanie narkotyków w praktyce sądów krakowskich. Raport z badań": 79% schwytanych miało w kieszeni poniżej trzech gramów, czyli takiej ilości, którą służby w nawet najbardziej restrykcyjnych państwach UE, poza Słowacją i Bułgarią**, w ogóle się nie zajmują; w niemal 95% spraw sąd nie zajmował się badaniem, czy skazywany jest dystrybutorem, czy tylko konsumentem, w dodatku zwykle nie powołując biegłych ani obrońcy, ale tylko w 22,2% zastosowano paragraf o „przypadku mniejszej wagi". (Przy tym jednak umorzono jedynie 14% postępowań.) Ponad 70% posiadających ilość znikomą, <1g, czyli więcej niż połowę schwytanych, skazano na więzienie, mniej więcej co ósmego bez żadnego warunkowego zawieszenia. Większość wszystkich skazanych na pozbawienie wolności otrzymało wyroki ponad półroczne. Cóż, nawet gdyby syn ministra nie wprowadzał do obrotu kwiatostanów konopi, jego kilkukrotnie mniej znikome ilości zostały wyraźnie indywidualnie ocenione. I dobrze; żadnej rodzinie nie należy życzyć, żeby syn, córka, mąż czy ojciec szli do kryminału z bandytami za palenie trawki, szkoda tylko, że władza chce wykazać się wyobraźnią tylko wtedy, gdy chodzi o kogoś z jej kręgów. Muzyk posługujący się pseudonimem Metrowy, skazany na rok więzienia w wyniku wpadnięcia w ręce policji z czterdziestoma czterema setnymi grama konopi, ukrywa się i działa w podziemiu. Aktywista społeczny i wybitny programista komputerowy Artur Radosz po spędzeniu 39 dni w zakładzie karnym za 0,8 g konopi, głodówce protestacyjnej i oszkalowaniu przez brukowe media, straciwszy trzeci już raz pracę i mieszkanie zaprzestał działalności i wyemigrował. Takich ludzi będzie coraz więcej. W imię czego? Jak zauważa konstytucjonalista prof. Osiatyński: „posiadanie narkotyku jako karane przestępstwo [...] różni się od wszystkich innych tym, że nie ma pokrzywdzonego, który mógłby złożyć doniesienie o przestępstwie, bo ludzie na siebie nie donoszą. Wobec tego składa policjant, który wykrywa [...] bardzo dobre [...] w stu procentach wykrywalne i podnoszą wykrywalność w ogóle". Jak podaje Wiktor Osiatyński, w latach 1998-02 liczba zatrzymań „za posiadanie" wzrosła o ok. 631%. (Mówienie o pieniądzach wobec tylu osobistych i rodzinnych tragedii oraz konfliktu interesów stróżów prawa i ludności może wydawać się cyniczne... ale zauważmy też, że masowa walka z użytkownikami tzw. narkotyków poważnie ogranicza bądź zasoby policji na walkę z przestępczością, bądź fundusze społeczne na rzecz policyjnych.) Wbrew zapowiedziom sprzed lat służby ani sądy wcale nie próbują odróżniać tzw. „ćpuna" od „dilera" („każdy pijak to złodziej"?). Handel ani konsumpcja oczywiście się nie zmniejszyły. Więzienia nie resocjalizują (cóż za ponury żart), lecz desocjalizują skazanych. Posiadanie tzw. narkotyku obłożone jest sankcją do trzech lat więzienia. [Nawiasem mówiąc, właśnie tyle życia często tracą ludzie, którzy uprawiali zakazane rośliny na własny użytek, nie chcąc kupować „tego" od profesjonalnych struktur przestępczych.] W myśl polskiego prawa od posiadania najbardziej znikomej ilości tzw. narkotyku na własny użytek mniej groźne są np.: wyjawienie tajnych danych śledztwa/procesu, nieumyślne narażanie na śmierć czy świadome na ciężką i nieuleczalną bądź groźną dla życia chorobę, paserstwo oraz oszukiwanie pracowników na składkach itp., utrata lub niedozwolone udostępnienie broni... Podobnie groźne co posiadanie narkotyku, czyli „zasługujące" akurat na trzyletnie więzienie, jest wg prawa np. molestowanie seksualne i sutenerstwo, groźne pobicie, kradzież, fałszerstwo wyborcze, napaść na służbę dyplomatyczną obcego państwa, narażanie pracownika na śmierć, porzucenie dziecka, porwanie dziecka, publiczne nawoływanie do zbrodni, spowodowanie ciężkiego okaleczenia, świadome narażenie na zakażenie HIV, sprowadzenie na kogoś ryzyka śmierci i inne*****. Gorąco zachęcamy, aby nie przemilczać faktów, o których przypominamy. Konstytucyjna zasada równości wobec prawa oznacza w tym przypadku niestety tylko równość wobec prawa narkotykowych bossów i uzależnionych często zwykłych użytkowników mniej i bardziej szkodliwych zabronionych substancji psychoaktywnych. W Polsce żyje ich co najmniej kilkaset tysięcy*. * Ze zrozumiałych względów nikt nie dysponuje dokładnymi danymi. Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii szacuje liczbę osób, którym zdarzyło się zażyć jeden z tzw. narkotyków na 3 mln. ** Prawo, a tym bardziej praktyka w uchodzących za skrajnie restrykcyjne jak na Europę Francji i Bawarii nie przewidują kar więzienia dla osób, którym udowodniono posiadanie niewielkiej (np. do przynajmniej trzech gramów konopi) ilości tzw. narkotyków; polityka Szwecji, gdzie prowadzi się przymusowe terapie jest powszechnie w świecie uznawana za nadużywanie władzy państwowej. Taka sytuacja nie występuje również ani w 1/4 stanów USA, ani w Australii, Nowej Zelandii, w Rumunii, w Kanadzie ani w Rosji. *** Opisy i wzmianki na temat tej afery znalazły się m.in. w RMF FM, Rzeczpospolitej, interia.pl, Wikipedii, Hyperreal.info, Kurierze Lubelskim, onet.pl, Gazecie Wyborczej, Dzienniku, Wprost, Życiu Warszawy, wp.pl, money.pl, Trybunie, Polityce. **** Słynny raport, gdzie rozdział mówiący o niewielkiej szkodliwości konopi-marihuany w porównaniu do alkoholu etylowego i nikotyny ocenzurowano; ujawnił go później prestiżowy brytyjski magazyn naukowy New Scientist, po wybuchu skandalu szef Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) ustąpił ze stanowiska. ***** Kodeks karny: Art. 218 §1, 219, 241 §1, 263 §3, 292 §1, 160 §3, 161 §2, 263 §4, 158 §1, 199 §1, 204 §1, 210 §1, 211, 220 §1, 248, 255 §2, 284 §1, 136 §2, 156, 160 §1, 161 §1, 162 §1.
Gazeta Konopna Spliff , redakcja@spliff.pl