To była ostatnia sobota. Zwyczajny ciepły majowy dzień. Przynajmniej tak mi się wydawało. Około 17 wpadła do mnie dziewczyna. Postanowilismy spalić bata.
I tak tez miało być tym razem.
Pech chciał ze brakło nam bletek. Zmuszeni byliśmy więc polecieć ze szkła.
Osobiście nie przepadam za tą metodą ale cóż było robić.
Ubiłem duże działo zwyczajnej lufki. Dawka mniejsza przecież niz w joyu. Przysmażylismy to z myślą o następnej. Nic ztego.