zrobiłem sobie dwa długie jointy z Heimii Salicifolii i po 22 ruszyłem na
miasto. odpaliłem pierwszego, dym *STRASZNIE* gryzący (a może to wina
bletek - czarne OCB akurat...blehh), w każdym razie moje płuca po połowie
miały już dość. joint palił się wolno, a ja powoli przestawałem czuć nogi.
wszedłem do lasu gdzie odpaliłem drugiego jointa. zaczęło się robić trochę
dziwnie - swiatła oddalonych latarni i cienie poruszających się we wietrze
- Heimia salicifolia
- 4-HO-MET
- Bad trip
Pozytywne Brak jakichkolwiek problemów, szczerze mówiąc chciałem przeżyć coś miłego i ciekawego - niekoniecznie głębokiego Miejsce akcji to działka wokół domu jak i sam dom.
Od tamtych wydarzeń upłynęły 2 miesiące i zebrałem w końcu myśli na tyle, aby opisać najgorszy stan w całym życiu.
Akt I Dobre złego początki
- Marihuana
- Marihuana
- Pozytywne przeżycie
Nastawienie: dobre grupka kumpli Set: w miare okej zajarany że się upale Nastrój: przyjemny Myśli i oczekiwania: dość wysokie Setting: Natura do okoła śpiewające ptaki
Godzina koło 14 – dzień jak codzień w wakacje – obudziłem się i nie wiem co ze sobą zrobić. Zjadłem śniadanie i wyszedłem na miasto. Zobaczyłem 100zł w portfelu – na coś wydać je trzeba, i tak w moich rękach znalazły się 2g. Zadowolony wróciłem do domu było koło godziny 16, napisałem do kumpli z propozycją spotkania się i upalenia. Wszyscy się zgodzili.

