Komentarz autora do "am...-fe!-ta-mina! high-ku" (okazał się potrzebny)
UWAGA! NA SAMYM KOŃCU TEKSTU AUTOR POZWOLIŁ SOBIE POCHWALIĆ I PODZIĘKOWAĆ TYM CO GO OCHRZANILI, A UDERZYĆ PO GŁOWIE TYCH, KTÓRZY MU PRZYKLASNĘLI.
Geneza tekstu:
UWAGA! NA SAMYM KOŃCU TEKSTU AUTOR POZWOLIŁ SOBIE POCHWALIĆ I PODZIĘKOWAĆ TYM CO GO OCHRZANILI, A UDERZYĆ PO GŁOWIE TYCH, KTÓRZY MU PRZYKLASNĘLI.
Słoneczny, letni dzień. Opuszczony dom na odludziu, wakacje, kilka litrów wody, trochę zioła i changi, a do tego zjawiskowe bongo.
Dzień zapowiadał się wspaniale. Miał być to mój, K i Johnny’ego pierwszy raz z DMT i byliśmy wszyscy nieźle zestresowani. Było to w godzinach popołudniowych, około 16.-18. Pogoda dopisywała, było niesamowicie gorąco. W drodze do naszej sekretnej placówki wymienialiśmy się jeszcze nadziejami i obawami wobec tego, czego mieliśmy doświadczyć. Gdy już dotarliśmy na miejsce, szybko odpalone zostało bongo. Zioło miało zlikwidować lęki i wzmocnić doświadczenie i w tym raczej się sprawdziło.
Jako paskudny cpun, testujacy na wsobie wszystko co tylko wpadnie w moje
poklute i brudne lapska postanowilem przezyc, jak kazdy zdrowy
nastolatek rozdzial apteczny. I jak postanowilem, tak zrobilem-zabralem
sie do roboty z charakterystyczna mi gorliwoscia. Pokrotce przedstawie
wstepny wynik testow, obiecuje jednak ze bedzie tego duzo, duzo wiecej,
kiedy tylko pewne rzeczy uleza mi sie w glowie i beda nadawaly sie do
opisania...
Własny pokój, samotnie. Pozytywne nastawienie.
Pierwszy raz z psychodelikiem klasycznym.