Grzegorz Napieralski po raz kolejny udowadnia, że bliżej mu do postkomunistycznych działaczy niż lewicowych buntowników z Europy Zachodniej. Nad trawkę przedkłada on bowiem inne - bardziej swojskie - używki.
Epizod z marihuaną ma na swoim koncie wielu polityków, zwłaszcza tych, którzy działali na lewo od centrum. Najsłynniejszym jest chyba Bill Clinton, który trawkę palił, ale podobno się nie zaciągał. Napieralski też nie - on opary marihuanowego dymu ledwie powąchał. Było to - jak wspomnia w wywiadzie dla tygodnika "Wprost Light" - podczas podróży służbowej do Holandii, gdzie obecny szef SLD obserwował kampanię wyborczą. Nadzieja polskiej lewicy zwiedzała też Amsterdam, w tym słynne coffee shopy.
"Nasz gospodarz kupił tam coś, pokazał, zapalił i nawet dał spróbować. Ale co ja z tego miałem? Nawet nie umiem zaciągnąć się R1, najlżejszym papierosem, a co dopiero skrętem"
Grzegorz Napieralski wstręt do tytoniu wyniósł - jak sam mówi - z domu. Idzie z tym w parze niechęć do lewicowego bądź co bądź postulatu legalizacji marihuany? Lider SLD rzeczywiście nie jest entuzjastą tego pomysłu:
"Wiem, że marihuana to coś innego niż twarde narkotyki, ale też niszczy mózg. Jak ktoś chce się pobawić, to niech najlepiej kupi sobie drinka albo wypije piwo. O proszę - czyli jednak wódeczka zamiast trawki. Tradycje czerwonych towarzyszy, których jeszcze wielu zostało na Rozbrat, nie poszły w las? Nie do końca. W ogóle nie jestem z tych, co wlewają w siebie alkohol codziennie. Jak są jakieś imieniny, to, owszem, lubię się napić, ale najchętniej wytrawnego czerwonego wina. Lubię tokaja i wina mołdawskie, do tego najlepiej ser i winogrona. Na drugim miejscu u mnie jest czysta biała wódka. W kieliszkach i nigdy pod śledzia."
Komunistyczni dygnitarze też gustowali w importowanych alkoholach, ale nad wszystko przedkładali czystą, polską wódkę. I raczej nie odmawiali, gdy ktoś im proponował napić się pod śledzika. W końcu "rybka lubi pływać". Oczywiście, cała wywiad dla lżejszego wcielenia "Wprostu" to sposób na to, by trochę ocieplić betonowy wizerunek Napieralskiego. Zwłaszcza, że on i jego drużyna chcą walczyć o głosy młodzieży. Do wyluzowanego Wojciecha Olejniczaka ciągle mu jednak daleko. I nawet mołdawskie wina tu nie pomogą. Tym bardziej, że - jak każde używki - też prędzej czy później zaczynają "niszczyć mózg".
Komentarze