Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

"you have to unlearn what you have learned"

detale

Substancja wiodąca:
Natura:
Chemia:
Dawkowanie:
mj : 5-6 dużych buchów z waporyzatora, 2 z lufki
MXE : 100mg sniff
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
4 osoby brały to, co ja, dwie tylko jarały. Pokój w małym mieszkanku, muzyka z laptopa, na początku Carbon Based Lifeforms, później nie ogarniałam i puszczałam swoją na słuchawkach. Wczesny, jasny wieczór.
Na początku nie byłam przekonana, ale jak zajarałam, to się wyluzowałam. Nawet nie byłam jakoś specjalnie podekscytowana. Po prostu wciągnęłam i dałam się ponieść.
Świeciło ciepłe, wieczorne światło, bardzo ciepło było. Czasem wręcz zbyt duszno, zwłaszcza jak towarzysze zaczęli jarać fajki.
Wiek:
20 lat
Doświadczenie:
mj, - z różnym natężeniem, ale od ok. 3-4 lat, ok. raz na tydzień, jeśli próbować wyciągnąć średnią
grzybki, - 2 razy
gumijagoda, - 2 razy
amfetamina, - 6-7 razy po 0,5g
mefedron, - 2 razy
methedron, - 2 razy
MDMA, - 2 razy
2-CP - 2 razy
2-CE - 1 raz
4-HO-MET - 1 raz
pFPP - 1 raz
metoksetamina - 3 razy
DXM - 2 razy

"you have to unlearn what you have learned"

08.06.2011

Jak wciągaliśmy, to już byliśmy nieźle zbakani, nie byłam pewna czy brać, bo nie wiedziałam jak to zadziała. Ale jeden z współćpaczy już tego próbował i polecał, więc lusterko poszło w ruch.

Godz ok. 19, jasno jeszcze było. Może 18:30.

Chyba nie pamiętam jak wchodziło, oprócz tego, że było przyjemnie. Zaczęłam tańczyć i to mnie wprowadzało coraz głębiej. Muzyka była niesamowita, taniec nie był tańcem, a podróżą. Problem miałam tylko z nogami, bo bardzo mnie bolały (od zakwasów, nie od MXE), trzęsły się i bałam się, że się przewrócę. W sumie bólu nie czułam, ale wiedziałam, że mnie bolą. Ale mimo to tańczyłam. Zamknęłam oczy i podróżowałam nawet nie wiem dokąd. Muzyka tworzyła milutkie w dotyku tunele, którymi wędrowało moje ciało. A może była milutką w dotyku masą, wśród której moje ciało się przebijało bez najmniejszego trudu? To było dawno temu, nie pamiętam. 

Otworzyłam w końcu oczy i zobaczyłam jak na podłodze, w promieniach słońca siedzi 3 czy 4 współćpaczy, wszyscy w kolorowych lenonkach, dwójka w kapeluszach. Uśmiechnięci. Było to dla mnie strasznie nierealne, wydawało mi się, że weszłam do jakiegoś mojego dawnego snu, że kiedyś mi się to śniło, a może tylko wyobraziło. W każdym razie było znajome. Późne słońce dawało piękne światło. Widziałam nas, to pomieszczenie jako żółtą bańkę (miałam na sobie żółte lenonki) miłości i radości, w której zawsze świeci poranne słońce. Bo byłam przekonana, że to nie są wieczorne promienie, a poranne. Było tak jasno i żółto. 

Położyłam się na podłodze, zamknęłam oczy i zaczełam odpływać. Moje ciało zaczęło się defragmentować i nim się spostrzegłam, ręce miałam powyginane na górze, a moje dłonie dosięgały jakiejś strasznie odległej rzeczy. Nóg to chyba w ogóle nie miałam. Odpływałam coraz dalej takim tunelem stworzonym z muzyki i głosów współćpaczy, aż pojawiła się przy mnie Pani Wróżka, która zapytała mnie gdzie chcę iść. Na początku chciałam iść do moich traum z dzieciństwa, moich największych strachów i je rozplątać. Ale byłyśmy tam i to wszystko jakoś nie było ciekawe ani ważne, więc zaprowadziła mnie na sam kraniec i spytała gdzie teraz chcę iść. Mogłam wybrać każde miejsce, co tylko zechcę, ale nie mogłam się zdecydować. Egipskie piramidy? Kwiecista łąka? Góry? Ocean? Byłam tak niezdecydowana, że nigdzie nie poszłyśmy, a Wróżka powiedziała mi, że każde miejsce do którego mogłabym zechcieć pójść byłoby i tak tylko moim wyobrażeniem, bo nie znam świata poza moimi wyobrażeniami, więc jak mogłabym go zobaczyć? 

Wydawało mi się, że udało mi się w końcu wyjść z mojej bańki samopostrzegania, a Ona zaciągnęła mnie na sam jej kraniec, pokazała jak tam jest pięknie i powiedziała, że dalej nie mogę, że zbyt osadzona jestem w tym świecie. Jak okrutnie. (Może jeszcze większą dawkę?)

Zniechęcona tym nieco, otworzyłam oczy, aby znowu znaleźc się w żółtej bańce, która już nie była tak wesoła i przyjazna jak wcześniej. Ale to nic, poprzekręcałam się trochę na podłodze, wstałam powoli, założyłam słuchawki i znów oddałam się najlepszemu tańcowi w moim życiu. Shpongle, Prodigy, Radikal Guru, tańczyłam do wszystkiego, wszystko było fantastyczne. 

Tak się skończył mój peak, potem już nie było to jakieś mistyczne przeżycie, a zwykłe, przyjemne naćpanie. Ściągnęłam słuchawki i zaczęłam brać udział w tym, co się działo w pokoju. Ale nie wiem już co się działo, jakieś rozmowy, jakieś pomysły. Za oknem mojego pokoju jest drugi blok i zobaczyłam tam murzyna (uwielbiam murzynów), wiec cała wesoła i naćpana zaczęłam mu machać, inni podłapali temat i jakoś tak, zaczęliśmy z tym murzynem dukać po angielsku. Nieźle mi idzie mówienie po angielsku, ale Metoksetamina w ogóle jakoś zaburza zdolność mówienia na czas tripu. Wydobyliśmy od niego nr apartamentu i czym prędzej wszyscy tam pognaliśmy. On ze swoimi znajomymi akurat szli do kina, więc spotkaliśmy się pod blokiem, wymieniliśmy uprzejmości, on poszedł do kina (żałowaliśmy, że nie poszedł z nami), a my stwierdziliśmy, że idziemy na Wyspę. Dziwnie się szło, bałam się większośći ludzi (bo ja ogólnie boję się ludzi w ciemności - nigdy nie wiadomo czy to nie pijany psychopata z młotkiem w ręku), ale na szczęście nie byłam sama, więc bardzo łatwo było stłumić strach, a może nawet bać się i czerpać z tego jakąś chorą przyjemność. Usiedliśmy na ławce przed Odrą i rozpływaliśmy się w pięknie oświetlonego Uniwersytetu, mostów, odbić w wodzie i generalnie wszystkiego. Temperatura była idealna. Siedzieliśmy tak jakiś czas, aż stwierdziłam, że ide do domu. Część poszła ze mną, inna część do siebie. U mnie trochę posiedzieliśmy i się rozeszliśmy. To było już jakoś o 23.30. Z jednej strony wydawało się, że wszystko co się zdażyło to był sen, a z drugiej, że to trwało kilka lat naszego życia. 

Najbardziej zachwycił mnie taniec, dlatego nie będę się wahać, żeby w mniejszych dawkach wziąć MXE do klubu. Odpływanie w dalekie światy, introspekcje też mnie kuszą, spróbuję kiedyś większych dawek, żeby Wróżka zaprowadziła mnie do świata poza moim postrzeganiem.

Oczywiście, mój opis jest jałowy w porównaniu z przeżyciami, ale przecież Wy to wiecie.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
20 lat
Set and setting: 
4 osoby brały to, co ja, dwie tylko jarały. Pokój w małym mieszkanku, muzyka z laptopa, na początku Carbon Based Lifeforms, później nie ogarniałam i puszczałam swoją na słuchawkach. Wczesny, jasny wieczór. Na początku nie byłam przekonana, ale jak zajarałam, to się wyluzowałam. Nawet nie byłam jakoś specjalnie podekscytowana. Po prostu wciągnęłam i dałam się ponieść. Świeciło ciepłe, wieczorne światło, bardzo ciepło było. Czasem wręcz zbyt duszno, zwłaszcza jak towarzysze zaczęli jarać fajki.
Ocena: 
Doświadczenie: 
mj, - z różnym natężeniem, ale od ok. 3-4 lat, ok. raz na tydzień, jeśli próbować wyciągnąć średnią grzybki, - 2 razy gumijagoda, - 2 razy amfetamina, - 6-7 razy po 0,5g mefedron, - 2 razy methedron, - 2 razy MDMA, - 2 razy 2-CP - 2 razy 2-CE - 1 raz 4-HO-MET - 1 raz pFPP - 1 raz metoksetamina - 3 razy DXM - 2 razy
natura: 
chemia: 
Dawkowanie: 
mj : 5-6 dużych buchów z waporyzatora, 2 z lufki MXE : 100mg sniff
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media