Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

pretty little ditty

detale

Chemia:

raporty gwiazda zaranna

pretty little ditty

Nazwa gatunkowa: Czarny Lotos

Rodzaj: psychonauticus luciferis

Waga, wiek i kaliber: 22 wiosny, 171 cm, 86 kg (nie, nie jestem brysiowaty ani misiowaty, jestem tygrysio wygimnastykowany i umięśniony ;P )

Doświadczenie: wszelakie poza heroiną, kokainą i meth

S&S: Moja smocza grota, gdzie sobie płonę. Smocze kufry wypakowane magicznymi substancjami, źródło Mocy i orzeźwiająca, źródlana woda.

Substancja i dawka: 4-ho-met, początkowo 10 mg...

Czas: nie istnieje, zbiorowa iluzja,

Zaczynamy

Dzień miał być spędzony na uczeniu się Psychologii Pracy i Organizacji (a pfuj! Jak psychologia może babrać się w takie babilońskie świństwo. Echhh, mamona...), ale jakoś tak wstałem o 13 godzinie, pogimnastykowałem się, pojadłem, to wszystko w rytmie energicznej muzyki RHCP. Cały czas towarzyszył mi dym marihuany, palonej z szmaragdowozielonej fajki.

Potem, w okolicach 17, postanowiłem popierdolić babilońską odmianę psychologii. Psychologia – czyli Magia teoretyczna i stosowana, która ma służyć w porozumieniu człowieka z człowiekiem, w pokochaniu go – a nie w stawianiu hierarchii i robieniu z niego wyciskaczki do mamony. Czaicie? Zapewne dlatego Feydewey ją porzucił.

Postanowiłem oddać się w ramiona Alucarda. Ukąsił mnie Wąż Hermesa i wtedy zadzwonił Ziom. Mówi, że chcą z chłopakami dyszkę. Nie ma opcji – palenie jest tak cudowne (sativka, po prostu perełka! :D ). W końcu ustalamy 26 za 5 gietów – ależ ze mnie zdzierca, ale cóż, ma mi zostać na 1,5 miesiąca. I nie tylko dla mnie...

Ziomek przychodzi między 18:00 a 19:00, pogubił się po drodze oczywiście ;) , w końcu dociera. Daję mu buszka i idzie siku. Potem odmierzamy na oko 5 giecziszonów i mówię mu, żeby miał na oku chłopaka, który mu ten staf kiedyś opylił dla mnie. To będzie wg mnie żyła złota. Baku ma przepyszniaste i jeśli takie nadal będzie miał, to to będzie Syn Słońce. Uradowany z piąteczką Ziom wraca do siebie. Sobie palę, słuchając ‘Demons Days’ Gorillaz i zastanawiam się, w jaki sposób umilić sobie ten wieczór. Odpowiedzi jest wiele. Alkohol odpada – woda ognista dla setytów, nie dla mnie. Nie będę wymiotował po orzechach powoju hawajskiego, zolpidem też odpada. Więc co? Salvia? Nigdy nie pokalałbym tej świętej rośliny w ten sposób...

Zatem pierwszy raz z 10 mg 4-ho-meta :D

20:30

Przyjęcie 10 mg rozmieszanych w 100 mg wody z odrobiną klonazepamu (dla mnie, niezauważalną ;) ). Cały czas rozmawiam z Białym Wilkiem i Lilith, moją Panią. W tle kończy się Deamon Days, teraz leci Jej muzyka, Dead Can Dance.

21:30

Pierwsze widoczne w pełni efekty psychodeliczne – wyraźne powidoki, przepiękne odbieranie dźwięków, w całym moim pokoju tańczą światła pomarańczu, fioletu, błękitu i czerwone laserowe wiązki. Była kiedyś taka zabaweczka na pewnym serwisie, rzekomo z zabawkami dla chłopców...

Z punktu osoby zewnętrznej objawy są niepoznawalne – źrenice nie zmienione, ciągle w nich błyszczą figlarne gwiazdki na granicy czerni i nefrytu. Skóra idealnie sucha, o zdrowym wyglądzie. Szeroki, szczery uśmiech :) .

Słucham cały czas ‘Dead Can Dance’. Cóż teraz może się zdarzyć. Zagaduję moich kompanów.

22:00 Słucham ‘Girl In The Fire’ Pendulum i ‘September’ Future Prophecies. Czuję, że to już peak tego, co osiągnę na 10 mg, więc rozpuszczam kolejne 12 i łapczywie wchłaniam. Nie, nie jestem chojrakiem – wolę nazywać się doświadczonym psychonautą. Rozmawiamy z Młodym Wilkiem. Słuchał dup-stepowej wersji utworów Black Sabbath na extazie, ponoć go zmiażdżyły. I dobrze :)

22:37. Puszczam Bonobo – ‘Dial ‘M’ for Monkey’ i ‘Animal magic’ (w odwrotnej kolejności). Zobaczymy, dokąd mnie ten orientalny pociąg zabierze. Jest cuuuuuuuuuuuuuuuuudownie i robi się coraz ciekawiej. Słyszę, jak dinozaury stąpają w rytmie Bonobo :) .The Plug. Rozmawiamy z Młodym Wilkiem, Pani wyczekuje na innego Wilka.

Młody Wilk chyba mi nie dowierza. No co za zwierzę: ;) Śmieje się bezczelnie, a ja wyszczerzam kły w szczerym uśmiechu. Wilki, echh...

Shadowtrick... you relax even and even...

Sugar Rhyme... Wilczek rozmawia ze mną...

23:30

Noctuary... Idę siku, na początku po ciemku, potem nie mogę sobie odmówić tej przyjemności i włączam światło. Zaczynam się przyglądać pomarańczowo-złotym kafelkom, które wyglądają, jakby ktoś zrobił je z plażowego piasku i pomalował srebrną, przejrzystą, lśniącą powłoką. Pozwalam im sobie falować, czekam, aż ‘brudne ziarnka piasku’ staną się maszerującymi mrówkami zapychającymi w tę i nazad. Siku skończone – patrzę na swoją mordkę. Nie da się NIC wykryć, wszystko idealnie tak, jak było. A w środku kotłuje się od energii psychodelicznej. :D

23:35

Wilczek odchodzi w krainę Morfeusza. Przygrywa mi ‘Flutter’. Wciąż oczekuję, wciąż i wciąż. Najlepiej weźcie to, jeśli się zdecydujecie, ‘przyjaciel’ – ‘przyjaciółka’. Gwarantuję, że wylądujecie w łóżku :D

23:43

Change Down, nastąpiło przepięcie mocy... pewnego rodzaju ;P , zastanawiam się, gdzie teraz się przenieść. Chyba do sypialni. Mam tam w koncie lampę solną dającą GENIALNE pomarańczowe światło. Pogłaszam Bonobo i dołączam do niego The Cinematic Orchestra i Xploding Plastix. Ta noc skończy się w dźwięku ‘Shakedown Shutoff’ (live in Manchester). To już wiem na pewno. Odchodzę od komputera, ciekawe, gdy do niego wrócę....

23:59

Znowu chce mi się siku, jednak po drodze wstrzymuję się i wpadam w pokój, z którego dobywa się błogosławiona muzyka – Nothing Owned.

Dla doświadczonych psychonautów – 25 mg looooz.

Dla początkujących – zacznij od dziesiątaka. Tak na moje trzecie oko się mnie wydaje.

Idę siusiu.

00:04

Nie wysikałem się – zamiast tego wypiłem dulczkiem litr wody. Niechaj przepłuka moje ciało :D

Wracam za komputer, ponieważ patrząc na błękitną stronę ściany, na pojawiające się w niej motywy, przemieniały się motywy różnych zwierząt – zwierząt, symbolizujących także style w kung-fu. Zacząłem zastanawiać się, czy styl, który obrałem sobie za cel – ścieżkę Płomiennego Smoka, jest właściwy. Czy nie właściwszym byłaby ścieżka Tygrysa? Zaczynam zaczytywać się w Cyberprzestrzeni, przekopując się przez miliony informacji, mitów, podań, stron, błędów i ślepych zaułków.

00:50

Po drodze zatrzymałem się na hyperrealu i umierałem ze śmiechu czytając od pierwszej do ostatniej strony wątek Wojna. Napisałem posta, potem poszedłem się odsikać i wracam do zgłębiania Cyberprzestrzeni. Bonobo – Scuba.

01:36

Postanawiam skontaktować się ze szkołą nauczającą stylów Białego Łabędzia jak i Długich Dłoni.

To style uniwersalne, jeśli dobrze pamiętam północne. Mają też swoje korzenie w Shaolin jeśli chodzi o wykorzystanie energii Qi...

Odchodzę od komputera i wracam do sypialni, słuchając Cinematic Orchestra – Them Reprise.

Byłem najpierw siku i stwierdziłem ze zdziwieniem, że wszystkie objawy działania 4-ho-meta zniknęły. Phi. Toć błyskotka, być może na większych dawkach 40-60 mg baaaaardzo błyszcząca (mówię o oblatywaczach myśliwców, nie o pilotach szybowców), ale mimo wszystko błyszcząca. Szkoda. To nic w porównaniu z LSD, brak było głębi. Jaaaasne, wizuale i powidoki i te falujące kafelki są ładne – ale one niczego nie uczą, niczego nie wyciągają z nas i nie rzucają nam ich w twarz, byśmy musieli rozprawić się z tą prawdą o sobie. A wg mnie do tego właśnie są psychodeliki. Dlatego – little glittering thing, but nothing else.

Cholera, teraz albo będę musiał zacząć macerację ziaren LSA albo kołować Hoffmany. Albo oba na raz.

Troszkę zawiedziony idę do sypialni, włączam sobie jakąś muzykę i zażywam 100 mg zolpidemu. Muszę się wyspać. Ale najpierw wysłucham... Shakedown Shutoff (live in Manchester). To może mnie troszkę jeszcze pobudzi...

2:00

Dobranoc.

Ten TR dedykuję mojemu wielkiemu Ziomowi, Młodemu Białemu Wilkowi, który był tak uprzejmy wprowadzić mnie w krainę RC.

Love Ya’ Man ;)

Ocena: 
chemia: 

Odpowiedzi

Pierwsze primo - dobrze się ciebie czyta, piszesz tak naturalnie :)

Drugie primo -
"To nic w porównaniu z LSD, brak było głębi. Jaaaasne, wizuale i powidoki i te falujące kafelki są ładne – ale one niczego nie uczą, niczego nie wyciągają z nas i nie rzucają nam ich w twarz, byśmy musieli rozprawić się z tą prawdą o sobie. A wg mnie do tego właśnie są psychodeliki."

A powiedz mi, chłopie, po jaką chorobę siedziałeś przez tyle czasu przed komputerem? Liczyłeś, że psychodeliczne oświecenie przyjdzie do ciebie między buszowaniem po google, a klikaniem na gg?
Dla mnie to zakrawa na marnotrawstwo tripu ;p

Ja też w psychodelikach szukam jakiejś głębi, ale takie rzeczy absolutnie nie przychodzą same - zażyta substancja oczywiście to umożliwia, ale nie robi wszystkiego - samemu też trzeba się postarać, aby przyszło do ciebie głębokie, duchowe doświadczenie.

Na przykład raz zjadłem ważkę w idealnie nastrojonych warunkach i przeżyłem piękną mistyczną, nasyconą sensem podróż. Za drugim razem tripowałem w gorszych warunkach i podróż była pusta i bez sensu - tylko 'bomba' i wizuale. Jak 2 zupełnie inne substancje!

Trzecie primo - Feydewey nigdy nie studiował psychologii ;)

Pozdrawiam kolegę po fachu. I tak skończysz jako psycholog pracy - przecież z czegoś trzeba żyć ;)

po pierwsze ogarnij sie, nie jestes zadnym indianskim szamanem wiec mow po polsku
po drugie, dawki 10 mg to dzialaja chyba na pograniczu placebo (?) ...

strata czasu czytanie tego tr

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media