Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

mj po raz pierwszy

mj po raz pierwszy

Doświadczenie: paliłem mj parę razy wcześniej, jednak bez efektów. Poza tym - nic (alkoholu itp. nie liczę)

S&S: grupka znajomych (razem 5 osób) pozytywnie nastawiona na samą myśl o upaleniu się.

Jak już wcześniej pisałem, paliłem już wcześniej marihuanę. Ani razu nie odnotowałem żadnych efektów. Mimo tego, gdy tylko padła propozycja, żeby złożyć się w kilka osób i porządnie się upalić - zgodziłem się.

Po dotarciu na miejsce (wolna chałupka jednego z uczestników przedsięwzięcia) wypiliśmy po piwku na rozluźnienie, pogadaliśmy chwilę, no i wreszcie nadeszła wielce wyczekiwana chwila. Palimy.

W tle leci sobie muzyczka z pendrive'a. Pierwsze buchy. Nic. Pomyślałem sobie, że pewnie znowu nic z tego nie będzie, że jestem jakiś odporny, czy coś. No nic, dają, to palę dalej. Po którymś buchu zacząłem czuć się dziwnie. Ewidentnie coś się zmieniało. Jakbym nagle stał się pijany, tylko tak... inaczej. Usłyszałem bardzo wyraźne bicie własnego serca. Zapieprzało jakbym właśnie przebiegł dość spory dystans. Aż mi śmignęły w głowie to wszystkie bajeczki o narkotykach powtarzane do znudzenia od dzieciństwa. W tym momencie pomyślałem o tym, że to działa, to faktycznie narkotyk. Jak nic zaraz tu padnę na zawał czy w jakiś inny wymyślny sposób. Naprawdę się wtedy bałem.

Rozejrzałem się wokół. Zauważyłem, że wszyscy są już w podobnym stanie. A może mi się wydaje? Nie wiem, nikt nic nie powiedział od dłuuuugiego czasu, a przynajmniej tak mi się wtedy zdawało. Wszyscy patrzyli się z dziwnymi uśmiechami na twarzy to na siebie, to w jakieś zakamarki pokoju, jakby widzieli go po raz pierwszy.

Oparłem się o ścianę. Stwierdziłem, że to nawet przyjemne uczucie. Dużo przyjemniejsze niż w „normalnym” stanie. W tle leciało Jefferson Airplane - Somebody to Love. O kurwa. Jaki ten kawałek był piękny. Mimo, że słyszałem go pierwszy raz (a rzadko mi się zdarza, żebym coś polubił przy pierwszym odsłuchaniu). Pomyślałem, że już wiem jak musieli czuć się hippisi. Małe gromadki znajomych, zbierające się wspólnie, by zapalić przy dźwiękach tak idealnej muzyki i odlecieć. Poczułem się jak w filmie, jak w jakimś kluczowym momencie, który jest podkreślany przez naprawdę dobry soundtrack. Byłem widzem, który wygodnie rozłożył się w mojej głowie i oglądał film (czyli moje życie) przez oczy. Byłem ciekaw, czy skoro jestem tylko widzem, będę w stanie robić to, co chcę. W końcu zażyłem narkotyk (o nie!) i mogłem zachowywać się irracjonalnie - jak po alkoholu. Z niepokojem stwierdziłem, że mam problemy z mówieniem. Jednak, gdy tylko doszła do mnie lufka - jakoś udało mi się odmówić. Nie pamiętam czy pokręciłem głową, czy jednak udało mi się coś powiedzieć. W każdym razie udało mi się odmówić (co sobie założyłem gdzieś w międzyczasie), i to mnie jakoś uspokoiło. Zadowolony z własnego opanowania skupiłem się na muzyce. Piękna. Poczułem się jeszcze bardziej odprężony. Strach zniknął całkowicie. Nie wiedziałem czemu na trzeźwo nie dostrzegałem tego "czegoś" w muzyce. Wiele kawałków wtedy wysłuchałem (większość pierwszy raz) - do dziś mam do nich sentyment (dla ciekawskich - The Police - Roxanne; Jefferson Airplane - White Rabbit; The Doors - Light My Fire). Nie sposób opisać co wtedy czułem. Trochę jakbym odkrywał świat na nowo. W sumie przez większość czasu leżałem ciągle oparty przy tej ścianie i moje uszy doznawały rozkoszy. Zdarzyło się w trakcie całej fazy kilka wkręt, ale nie traciłem na to czasu. Wolałem oddać się kontemplacji dźwięków (co do dziś jest moim głównym zajęciem, gdy sobie coś zapalę). W którymś momencie musiałem przymknąć oczy i przysnąć. Obudziłem się już trzeźwy i zawiedziony stwierdziłem, że muzyka już nie brzmi tak samo.

Morał z tej przygody: słuchanie muzyki na trzeźwo powinno być surowo zabronione!

Ocena: 
natura: 

Odpowiedzi

Polecam na palenie film Fear and loathing in Las Vegas (polski tytuł: Las Vegas parano). Jest idealny do ziółka, a w gruncie rzeczy opowiada ważną historię.

Właśnie niedawno go oglądałem. Na trzeźwo mnie jakoś nie porwał. :P Może jeszcze kiedyś spróbuję zastosować się do tej rady.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media