Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

kompletna destrukcja rzeczywistości i śmierć ego

detale

Substancja wiodąca:
Chemia:
Dawkowanie:
360 ug LSD + 80 mg ketaminy
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Trip spędzony we własnym pokoju. Zdecydowane wątpliwości, czy to dobry pomysł (bardziej chodzi o późniejsze konsekwencje, niż samą podróż), za to psychicznie gotowy na wszystko.
Wiek:
20 lat
Doświadczenie:
Alkohol, 2C-B, LSD, MDMA, ketamina, amfetamina, marihuana, alprazolam, metafedron

kompletna destrukcja rzeczywistości i śmierć ego

Ze względu na możliwe problemy z porcjowaniem i jednak mniej korzystny setting, spowodowany obecnością jednego z domowników, zdecydowałem się na zmniejszenie dawki do 360 ug LSD + 80 mg ketaminy. Byłem świadomy, że to tragiczny pomysł i jeszcze 2 godziny przed tripem nie byłem pewny czy to zrobię, ale stwierdziłem, że chuj nie ma odwrotu, jestem gotowy na wszystko. Zaznaczam, że mam doświadczenie z używkami na poziomie 480 ug LSD, czy miks 180 ug LSD + 100 mg MDMA + 10 mg 2cb, ale nawet nie ma sensu tego porównywać do poprzednich przygód. 

 

Zacząłem od przyjęcia 3 kartonów po 120 ug, gdy minęła godzina, odczułem pierwsze efekty, wyszedłem na zewnątrz z trzeźwym znajomym i zachwycałem się intensyfikacją barw, szczegółowością tekstur czy jednolitością widzianego świata. Kwas jak kwas, bardzo przyjemna i klarowna faza, nie ma co się dłużej rozpisywać, bo nie o tym mowa. Swoją drogą jakiś czas temu wymyśliłem moim zdaniem trafną analogię. LSD sprawia, że świat jest piękny i dlatego jesteś szczęśliwy, natomiast MDMA sprawia, że jesteś szczęśliwy i dlatego świat jest piękny. 

  

T + 3h 

Wróciłem do domku, minąłem się z domownikiem, który mimo szybkiej wymiany kilku zdań nie zauważył mojej aktywnej ćpunskiej aury. Działanie LSD osiągnęło szczyt, więc zamknąłem się w pokoju, usiadłem na fotelu przy komputerze i przystąpiłem do konsumpcji ketaminy. Po chwili zacząłem czuć narastające odrealnienie i zdecydowałem się na odpalenie albumu Velocity: Design: Comfort, Sweet trip, żeby całkowicie zanurzyć się w odmętach psychodelii.

 

Zaczęło się od standardowego dla ketaminy braku umiejętności oceny odległości i obrazu zlewającego się w jedno tło. Korzystanie z telefonu lub ogólnie wykonywanie ruchów stało się wyjątkowo trudne i nieprecyzyjne. Miałem wrażenie, że mój organizm odbiera bodźce czy nawet rzeczywistość z 3 sekundowym opóźnieniem. Następnie doszły największe OEVy mojego życia. Wszystko się dosłownie rozpływało, klawiatura w telefonie mieniła się we wszystkich możliwych kolorach, w dodatku wyginała się na cały zasięg wzroku, co nie pomagało w pisaniu. Nawet trzymając przedmioty zwykłe byłem w stanie fizycznie wyczuć ich krzywiznę, w przestrzeni, wykraczającą poza standardowe pojmowanie rzeczywistości, czy jak w jednej chwili tracę poczucie stabilności i realności obiektów. Moje ciało również było powyginane w 4 wymiarach, nie wiedziałem już czy jestem człowiekiem, czy tylko jednym z niezliczonej ilości bytów.

 

W ciągu 5 minut zdążyłem zapomnieć o swojej osobowości kilka razy. Później straciłem zdolność odczuwania upływu czasu i jedynym jego wyznacznikiem była muzyka. Odkryłem, że do jej odtwarzania potrzebny jest czas, inaczej nic bym nie słyszał i kurczowo trzymałem się tego, że póki muzyka gra, wszystko jest ok, dążę ku przyszłości. Album ze względu na wiele dziwnych dźwięków i zabiegów mooocno spotęgował działanie. Każdy usłyszany element zmieniał sposób w jaki odbieram rzeczywistość, co widzę, co czuję, kim jestem. Tak jak mówiłem, że dawało mi to namiastkę poczucia czasu, tak stworzona wcześniej grupa na messengerze do relacjonowania tripu znajomym na bieżąco, dawała namiastkę istnienia rzeczywistości, czy chociaż czegoś z czym jestem zdolny do interakcji. Jednak muszę przyznać, że z czasem bardzo ciężko było trafić w literki, a co dopiero ułożyć zdanie sensowne, poza ja pierdolę ale faza.

 

Świat coraz bardziej wirował, zmieniał się, wylewał z pojemnika, w którym się znajdował a ja już przestałem wiedzieć kim jestem, gdzie jestem i co właściwe robię.  W pewnym momencie musiałem złapać za zasłonę i spojrzeć przez okno, bo przestałem być świadomy siedzenia w swoim pokoju. Zdziwiłem się dość konkretnie, gdy jednak się to okazało prawdą. Następnie kompletnie przestałem pojmować znaczenie osobowości, posiadania wspomnień czy bycia żywą istotą. Żadna z tych rzeczy dla mnie po prostu nie istniała. Momentami tylko zdarzyło mi się przypomnieć fragmenty z poprzedniego życia, na przykład, że kiedyś byłem osobą zdolną do myślenia i prawidłowego funkcjonowania a teraz czynności, które jestem w stanie wykonać, kończą się na podniesieniu ręki, czy napisaniu czegoś na telefonie. Raz chciałem zrobić zdjęcie, ale zacząłem się zastanawiać czym w ogóle jest zdjęcie i kilka sekund mi zajęło, zanim w końcu doszedłem do tego, jak się je robi i w jakim celu. Też zacząłem myśleć jakim trzeba być popierdolonym człowiekiem i jak mieć nasrane w głowie, żeby chcieć umyślnie osiągnąć taki stan, jednak stwierdziłem, że jeśli kiedyś potrafiłem podejmować decyzję, to zaufam mojej poprzedniej wersji i postaram się cieszyć z wycieczki. 

 

Generalnie zapomniałem praktycznie o wszystkim, nawet nie wiem czy wtedy byłem, czułem się po prostu jak rozpierdolony pojemnik na przebłyski mojej świadomości. Każda myśl została odseparowana od przeszłości i ogólnie czasu. Ja z teraźniejszości byłem zupełnie kimś innym niż ja sprzed sekundy. Świadomość została podzielona na nieskończoną liczbę moich, kompletnie różnych odmian i każda była prawdziwa. Nie mogłem uwierzyć, że z takiego stanu można wrócić do bycia normalnym człowiek, co trochę mnie przeraziło, ale stwierdziłem, że wyjebane - mam co chciałem. Później nastąpił krytyczny moment zakończenia albumu i końca upływu czasu. Chwilę zastanawiałem się, jak obsługiwać komputer i zdecydowałem się odpalić nowy album Billie Eilish, gdyż kojarzył mi się w tamtym momencie z normalnością i ustabilizowaniem rzeczywistości, co okazało się dobrym wyborem. Mimo wszystko psychodela nadal trwała, wiadomości w telefonie były oddalone ode mnie o 10 metrów, a ja sam patrzyłem na wszystko z wnętrza mojej głowy, jakby znajdowała się tam moja miniaturowa wersja. Bywało że zastanawiałem się, co jeśli ktoś wejdzie do pokoju albo doznam stałego uszczerbku na zdrowiu, ale starałem się nie myśleć o tym. W tamtym momencie fizycznie byłem trupem niezdolnym do wykonywania podstawowych czynności, została pusta skorupa.  

 

T + 5h 

Najzabawniejsze w powrocie do żywych jest to, że faza nie schodzi w jednej chwili, ale bardzo powoli i stopniowo przypominasz sobie wszystko z poprzedniego życia. Zmarłem, narodziłem się i uczyłem wszystkiego na nowo. Odzyskiwanie świadomości trwało jeszcze jakoś godzinę, wtedy nadal byłem na sporej dawce kwasu a czułem się praktycznie trzeźwy w porównaniu do stanu sprzed chwili. W końcu odważyłem się wstać z fotela i zapalić światło. Już potrafiłem kontrolować własne ciało chociaż po części jak kiedyś. 

 

T + 7h  

Działanie ketaminy zupełnie minęło, zdecydowałem się coś zjeść i wyjść jeszcze gdzieś pochodzić. Dalej nic ciekawego się nie działo. 

 

  

Także sam nie wiem, czy to było pozytywne doświadczenie czy nie, ale z pewnością zostałem całkowicie rozjebany na części pierwsze. Dostałem to czego oczekiwałem a nawet więcej i jestem usatysfakcjonowany. 

 

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
20 lat
Set and setting: 
Trip spędzony we własnym pokoju. Zdecydowane wątpliwości, czy to dobry pomysł (bardziej chodzi o późniejsze konsekwencje, niż samą podróż), za to psychicznie gotowy na wszystko.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Alkohol, 2C-B, LSD, MDMA, ketamina, amfetamina, marihuana, alprazolam, metafedron
chemia: 
Dawkowanie: 
360 ug LSD + 80 mg ketaminy
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media