Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

kloniki moniki

kloniki moniki

Około roku 2001 już nie miałam ochoty zmagać się ze sobą. Nic nie

przeżywałam, nic w moim życiu się nie działo, prócz tego, że musiałam lizać

dupy osobnikom poważanym w stadzie, ogólnie wpasowywać się w panujące

porządki i status quo. Męczyło mnie to jak klatka. Byłam zawsze tą  złą, tą

mało tajemniczą, tą nieemanującą kobiecością, po prostu dobrym kumplem do

kieliszka i zwierzeń. Ale też podobno miałam takie hobbi, że obrażałam

ludzi. Po śmierci matki miałam napady lęku i poszłam do doktora, który od

ręki po trzech sekundach niezbadania mnie, dowalił mi klony. Clonazepanum.

Nie wiedziałam wtedy, że Pan Doktor kochany ,przesądza mój los. Nie

wiedziałam, co za tajemnicze leki mam w dłoni kupując je w Apotheke.

Podeszłam do kloników jak do witaminki C, z nabożną czcią, dopóki nie

zaczęła się jazda.




-I odtąd poszli już razem szukać nowych gwiazd-. Na początku po

połówce tabletki 2mg. Później już było po równi pochyłej. Coraz więcej i

lepiej. W końcu byłam wolna. Odseparowałam się od ludzi, z którymi

przebywałam z przymusu, przebywałam z przypadkowymi osobami, które w

kaprysie spodobali mi się.. Mój dzień w akademiku zaczynał się około

trzynastej. Szybki i nieskomplikowany obiad, potem wertowanie słowników

psychotonicznych i tym podobnych czasopism o duchach. Około siedemnastej dwa

klony 2mg plus dwa mocne browce. Po około pół godziny już nie mogłam

wytrzymać moich(jak mi się zaczynało zdawać), nudnych koleżanek z pokoju. Po

około czterech klonach zaczynałam wymyślać, co by tu zrobić szalonego.

Dzwoniłam do odpowiednich ludzi, z którymi się spotykałam w knajpach blisko

akademika. Najczęściej jednak szłam sama nawiązując szybko znajomości,

dyskutując z ludźmi. W końcu otrzymałam przyobiecany raj, to, czego nigdy

nie miałam. Dobry kontakt z ludźmi. Lądowałam w akademiku zazwyczaj koło

czwartej nad ranem. Szczęśliwa. Wszystko mnie jebało. Wszystko miałam w

dupie oprócz chwili. Potem zaczęłam brać coraz więcej żeby sprawdzić, co się

stanie. Miałam ochotę na więcej wrażeń. Nikt ich nie mógł mi dostarczyć

tylko ja. I klony. Kiedyś pamiętam zarzuciłam pół opakowania popijając

wódką. Nie odróżniałam gdzie jest niebo gdzie ziemia, góra i dół. Na

szczęście kumpel prawie doniósł mnie do akademika.




Pojawili się w moim życiu faceci. Sama ich wybierałam, według

funkcjonalności i standardów. Pewnego dnia, a było to w 2002, w jednym z

nich uprawiałam sex publicznie, pijąc wódkę i zagryzając klonikami, później

wspólny prysznic. Tęczowe kaskady wody w ustach i jego ciało. Zalana

łazienka, zgorszenia koleżanek i tak dalej. A później nadszedł dzień, w

którym wstał poranek i okazało się, że jestem zbyt zmęczona na kolejną noc.

Połknęłam czterdzieści polopiryn zagryzając psychotropami koleżanki i

znalezionym pod łóżkiem klonazepanem. Po godzinie nic się nie działo. Byłam

rozczarowana. Stwierdziłam, że skończy się tak ja zwykle. Mój organizm

wchłonie nadmiar medykamentów. Zabrałam się za jedzenie kolacji (wrocławska

pyszna Knysza) I ta podobno wpłynęła na moje życie. Potem szpital. Płukanie

żołądka i poznanie w szpitalu (ze zdziwieniem) całej masy fanów Clonazepanum.


 Od  trzech lat nie brałam klonów. Od tej chwili nic w moim życiu się nie

dzieje, a ja nie mam siły na to by cokolwiek się działo. Widzę i czuję

wszystko bardziej płynnie i ludzko. Może to dobrze a może źle.

Ocena: 
apteka: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media