Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

he-man i podróż przez galaktykę

he-man i podróż przez galaktykę

Wiek: 22

Doświadczenie: mj, hash, amfa, gałka, DXM

Set & Setting: pokój, wrzut o 20.00, wywalenie na łóżku i jakiś marny film z Gibsonem (Edge of Darkness bodajże). Ostatni posiłek jadłem 2h temu żeby nieco ulżyć i tak katowanemu żołądkowi i przyśpieszyć działanie.

Dawka: 900mg+50g bimbru na 72kg przepite lemoniadą cappy

T+0

Wygodnie ułożony na łóżku wrzucam pierwsze opakowanie Acodinu. Film zaczyna się nieciekawie i dalej będzie tak samo (ale mniejsza z tym)

T+15min

Przyjmuję drugie opakowanie. Każde przyjęcie przepijam ok. 250ml lemoniady cappy która przyjemnie usuwa gorycz w ustach.

T+30min

Lubię jeść wieczorem i mimo założenia, że po zażyciu nie jem niczego dopóki nie zacznie działać zagryzam suchymi waflami bez nadzienia. Mózg daje się oszukać i więcej o papu nie woła.

Efektów DXM brak. Czasem coś zaswędzi ale to raczej autosugestia. To dopiero 3 raz z tą substancją więc wciąż lekko eksperymentuje.

T+1h

Wciąż brak jakichkolwiek efektów. Czuję się lekko sfrustrowany ale matka idzie spać więc wyłączam film bo i tak jest nudny i postanawiam zrobić kilka pompek i przysiadów, żeby zwiększyć ciśnienie i jak mam nadzieje przyśpieszyć działanie.

T+1h 15min

Przypominam sobie, że za pierwszym razem przepijałem DXM browarem więc wyciągam z lodówki butelkę z bimbrem domowej roboty i wypijam łyk. Po 5 minutach poprawiam podobną dawką.

T+1h 30min

Albo spożycie alkoholu zbiegło się z czasem z uaktywnieniem środka albo etanol jest dla mojego organizmu cudownym katalizatorem deksy. Powoli zaczyna swędzieć całe ciało (chcoć mniej niż za pierwszym razem)

T+2h

Wszystko działa pełną parą. Zaburzenie widzenia i chodu, błogi nastrój i piękna muzyczka w uszach. Cały początkowy etap spędzam przed komputerem komunikując się z ludźmi którzy nagle zaczęli czegoś ode mnie chcieć. Wymaga to ogromnego skupienia i nakładu sił. W tym stanie nawet wyprawa do kuchni po fajki jest ogromnym wyczynym.

W ogóle poszedłem do kuchni bo miałem wrażenie, że mój blok nagle przechylił się niebezpiecznie na prawo i muszę go zrównoważyć przechodząc na chwilę do innej części mieszkania. Czułem się jak na statku podczas sztormu tyle, że nic nie falowało a było całkiem przechylone (i cały czas ściągało mnie na prawą stronę).

Kit z tym, że kuchnia jest po tej samej stronie mieszkania co mój pokój (patrząc na to z perspektywy statkowej - na tej samej burcie).

T+3h

Umysł mi się przejaśnia więc nauczony doświadczeniem z pierwszego razu kładę się do łóżka by w pełni rozkoszować się CEV'ami. I to był strzał w dziesiątkę.

Szybko przychodzą do mnie filmy w głowie ale pierwszy jest najlepszy i najdłużej będę go wspominał. Zamykam oczy i lecę.

Świat skompany w promieniach zachodzącego słońca, wulkan lub góra które potęgują relację czerni i czerwieni w wizji. Ja jako wędrujący byt zbliżam się do potężnego wojownika, coś jak He-Man który z wielgachnym mieczem w dłoniach odpiera ataki hord ciemności, jednym ciosem kładąc setki przeciwników. Mam szansę się nim stać, poczuć chropowatą fakturę miecza, siłą własnego ciała odeprzeć ataki zła na ostatnią osotoję ludzkości ale w ostatniej chwili brakuje mi odwagi i wycofuję się by obserwować porażkę bohatera. Wiem że to moja wina, że gdybym nie stchórzył poczucie obrony wszechświata towarzyszyłoby mi do końca moich dni.

Obraz się zmienia, dalej jako byt przemierzam światy żeby obserwować ich mieszkańców. Nie potrafię w tej chwili przytoczyć wszystkich miejsc które odwiedziłem. Pamiętam kąpiel z syrenami w ciepłym morzu. Noc rozświetlona gwiazdami i powiew wiatru an chłodnej twarzy.

Widziałem katedrę skąpaną promieniami słońca przenikającymi tysiące malutkich witraży.

Wiem też że odwiedziłem mase innych miejsc ale nie pamietam wszystkiego dokładnie tak wiele ich było. Godzina w magicznym świecie - ocknięcie i spojrzenie na zegarek: minęło raptem 5minut. Piękne uczucie nieskończoności, możliwości wpływania na czas i podróżowania między wymiarami.

T+8h 20min

Budzę się i czuję, że wciąż jestem naćpany. Oczy jak pięć złotych, zachwiane ruchy i nieprzemijająca błogość. Zwijam się do pracy jak szybko mogę, żeby matka nie skapnęła się że wczoraj w nocy wędrowałem po czasie i przestrzeni.

Dwie mocne kawy, jogurt przepity tigerem i pączek stawiają mnie nieco na nogi ale cały dzień mija w zwolnionym tempie.

Epilog

Chciałem dziś dojarać ale nie wyszło więc ponowie akcję z wczoraj tylko tym razem nie będę czekał z alko tak długo i sprawdzę czy to rzeczywiście katalizator dla mojego organizmu.

Mimo nieprzespanej do końca nocy czuję się rześko, nie dolega mi też gardło jak miało to miejsce po poprzednich próbach.

Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media