...czyli jak podejść do odstawienia i możliwie zminimalizować jego konsekwencje
ODPOWIEDZ
Posty: 2616 • Strona 167 z 262
  • 2198 / 709 / 0
Te gwiazdy to zwykle niezłe przygłupy. No sorry ale jak ktoś zarabia chociaż dziesiątki tysięcy na filmach czy muzyce a nie stać go na zakup odczynnik żeby sprawdzić czy "xanax 2mg" to nie jest "karfentanyl 0,02mg" albo w ogóle żeby dać lekarzowi w łapę i ćpać apteczne rzeczy to nie mam słów na to. Swoją drogą to niezły fenomen jest, mają na koncie miliony a dalej jeżdżą do murzyńskiego getta kupować tabsy robione w garażu czy żenioną jak diabli here. Taki Michael Jackson był chyba już mądrzejszy bo leciał na tym co doktor "zalecił", Elvis chyba też same apteczne wynalazki.
Autor tego posta jest żywym (?) przykładem że selekcja naturalna nie działa.
Nie bierzcie moich rad poważnie, konsultujcie to z bardziej obeznanymi osobami a najlepiej lekarzem. Słuchacie mnie na własną odpowiedzialność.
  • 8 / 3 / 0
Można tutaj przeczytać o bardzo różnych podejściach do zażywania i trzeźwości. Chyba każdy ma inne doświadczenia i wynikające z nich przekonania. Nie zauważyłem, by ktoś opisał drogę podobną do tej, którą przeszedłem.

Zażywałem przez kilkanaście lat, od 20 roku życia. Zacząłem klasycznie, czyli od marihuany. Szybko doszedłem do prawie codziennego palenia. Kiedy pojawiły się sklepy stacjonarne, zastąpiłem ją syntetycznymi kanabinoidami. To był czas młodzieńczej głupoty, beztroski i nieświadomości konsekwencji. Trwało to łącznie może 6 lat. W końcu zrozumiałem, w jaki sposób i jak poważnie te substancje mi szkodzą.

Przypadkiem spróbowałem euforyków i od tej pory to one wiodły prym. Po 2,5 roku prawie codziennego łączenia dużych dawek dwóch ww. typów substancji byłem beznadziejnie uzależniony. Odstawienie jednego powodowało nieznośne rozdrażnienie, drugiego — ciężką depresję. Nie byłem w stanie wytrzymać do końca dnia bez dokonania zakupu — mimo wielu prób. Wiedziałem, że jestem w potrzasku i nie wierzyłem w możliwość ratunku. Chyba nie do końca świadomie poradziłem sobie przez zażywanie jak największych ilości w najbardziej patologiczny sposób jak naprzemienne wciąganie i palenie albo ekspresowe spalanie 1 grama lufka za lufką. W ten sposób doprowadziłem się do tak skrajnie nieprzyjemnego stanu, że cierpienia związane z abstynencją stały się mniejszym złem od trwania w nałogu. Wtedy rzuciłem na zawsze jednocześnie kanabinoidy, euforyki i papierosy (alkoholu i tak prawie nie piłem).

Stałem przed nieznanym. Pierwsza od 15 lat trzeźwość. Pierwszy tydzień był torturą. Potem na szczęście było już tylko źle. Mierzyłem się z nawarstwionymi refleksjami nt. swojego postępowaniu, które wcześniej były latami tłumione chemicznie. Nie było tam wesołych myśli. Do towarzystwa miałem cierpienia fizyczne spowodowane gwałtowną adaptacją organizmu do funkcjonowania bez zewnętrznej regulacji neuroprzekaźników. Po 3 miesiącach wyszedłem pierwszy raz z domu. Początkowo miałem wrażenie, że świat porusza się strasznie szybko, ale przywykłem. Po 4 miesiącach pierwszy raz od kilkunastu lat poczułem się normalnie jak zdrowy człowiek. To było piękne doświadczenie. Nie pamiętałem, że taki stan istnieje. Czułem się, jakby zdjęto ze mnie klątwę i jakbym dostał drugie życie.

Po 8 miesiącach dość ścisłej abstynencji doszedłem do wniosku, że niestety, ale jeszcze nie jestem w stanie żyć zupełnie bez zażywania. Jednocześnie NIE MA MOWY o powrocie do nadal świeżego w pamięci piekła uzależnienia. Postanowiłem tym razem zrobić to z głową. Wyznaczyłem reguły BHP: Nowa substancja nie może po odstawieniu wywoływać złego samopoczucia, które można wyleczyć następną dawką, bo to grozi uzależnieniem. Musi być wydajna i satysfakcjonująca, aby nie było pokusy dokupowania. Zażywanie nie może prowadzić do szkodliwych zachowań. Mogę wziąć następny raz dopiero po wyzerowaniu tolerancji — aby zaoszczędzić i nie rozczarować się niepełnym działaniem. Po zapoznaniu się z podstawami farmakologii oraz pilnej lekturze stron tematycznych zdecydowałem się na stymulanty, do których dawniej podchodziłem z dużą rezerwą, bo uważałem, że to "chemia" dla ćpunów. Ściśle trzymałem się ww. reguł przez ponad 2,5 roku. W równo miesięcznych odstępach odbyłem ok. 30 ciągów tygodniowej długości przy użyciu ok. 20 różnych stymulantów. Prawie za każdym razem osiągałem stan psychozy. Często miałem wrażenie bycia obserwowanym i słyszałem głosy, czasami odkręcałem kontakty i kratki wentylacyjne w poszukiwaniu urządzeń rejestracyjnych. Rzadziej dochodziło do większych ekscesów, jak np. przy 4 spotkaniach z BK-EBDP i MDPHP. Jednak ostatecznie nic poważnego się nie wydarzyło i nikomu nic się nie stało. Czas na stymulantach poświęcałem głównie żarłocznym czytaniu. Intensywne tygodniowe przygody w pełni mnie satysfakcjonowały, a przez pozostałe 3 tygodnie miesiąca prowadziłem normalne życie i nie myślałem o psychotropach. Nie była to sytuacja idealna, a tylko pewien kompromis, który potrafiłem na tamten czas osiągnąć. Regularne powodzie adrenalinowe najwyraźniej stępiły receptory, bo zostałem wyleczony z nerwowości. Regularne doświadczanie ekstremalnych paranoi i głębokich psychoz w ekspresowym tempie nauczyło mnie opanowania, abym w panice nie skakał przez okno i żebym nie ulegał głosowi nadawanemu do mojej głowy drogą radiową za pośrednictwem implantu w czaszce (nie mam implantu). Tygodniowe posty skutkowały efektem jojo w pozostałych 3 tygodniach, przez co przytyłem 10 kg (już zrzuciłem).

Po 2,5 roku zgłębiania mądrości dopaminowej zrozumiałem, że ze stymulantów już nic nie wyciągnę, widziałem wszystko, a kontynuowanie tego procederu byłoby jak oglądanie 42 raz powtórki starego filmu. W międzyczasie mój zapał do zażywania mocno zmalał, dojrzałem też jako człowiek. Powstało pytanie: quo vadis, ćpunie? Depresanty zawsze były wykluczone, bo wg mnie branie ich to świadomy strzał w stopę. Dysocjanty odpadają, bo nie widzę siebie zażywającego tabletki na kaszel lub lek weterynaryjny. Zostały tylko psychodeliki, które były zarezerwowane na ćpuńską emeryturę. Nie spodziewałem się, że przejdę na nią tak wcześnie.

Pierwszego kwasa wziąłem ponad rok temu i nic już nie było takie samo. Okazało się, że tego szukałem przez te wszystkie lata. Tym sposobem ostatecznie zakończył się mój kilkunastoletni epizod narkomański. (Bo kwasa nie uważam za narkotyk). Terapeutyczno-relaksacyjna przejażdżka rowerem z Albertem przez las w słoneczny dzień nie jest ćpaniem, przynajmniej w moim rozumieniu. Używki przestały mnie interesować, tak szczerze. Jestem bezpieczny od nałogów.

Jestem trochę zaskoczony, że "przygoda mojego życia" skończyła się tak szybko, spokojnie i szczęśliwie. Były momenty, że nie byłem pewny, czy kiedyś z tego wyjdę, czy nie będzie tylko gorzej. Jeszcze 2-3 lata temu nie wykluczałem kolejnych 5-10 lat na twardych narkotykach. Niezbadane są drogi Pana.
  • 8 / 3 / 0
A więc na trzeźwo czy z używkami? Z własnego doświadczenia, które zaprezentowałem powyżej, mogę powiedzieć: to zależy.

Ludzie są różni. Części z nich może czegoś brakować w życiu, mogą występować jakieś niedostatki psychiczne — zwłaszcza w młodości. W tej sytuacji zażywanie ma potencjał, by wnieść pewną poprawę, chociaż oczywiście trzeźwość jest bezpieczniejszym rozwiązaniem, bo igranie z używkami na swoje oczywiste zagrożenia, zwłaszcza z niektórymi.

Substancje są różne. Są takie, które pomagają mniej lub bardziej, różnym kosztem, na dłuższą lub krótszą metę. Np. alkohol, opioidy, benzodiazepiny, syntetyczne kanabinoidy mogą być bardzo destruktywne ze względu na możliwość ciągłego stosowania, wysoki współczynnik uzależnialności wynikający ze złego samopoczucia po odstawieniu oraz efekt usypiający, który wycina czas z życiorysu. Stymulanty i euforyki leżą gdzieś pośrodku. Natomiast dysocjanty i psychodeliki to najlżejsza kategoria, chociażby ze względu na błyskawicznie rosnącą tolerancję, która wymusza przerwy. Oczywiście jest to bardzo oględna klasyfikacja i inni użytkownicy mogą ustawić ją po swojemu przez pryzmat własnych doświadczeń.

W moim przypadku z czasem przyszedł etap pośredni, w którym na trzeźwo nie było mi już tak źle jak dawniej, więc mogłem znacząco ograniczyć spożycie, jednak świadomość istnienia periodycznie nadchodzącej odskoczni psychotropowej dawała mi komfort psychiczny.

Z wiekiem, doświadczeniem i wyczerpywaniem koncepcji zażywania substancji przyszedł moment, w którym bez używek czułem się wystarczająco dobrze, by być gotowym na życie w trzeźwości. W tej chwili biorę tylko sporadycznie lizergamidy, ale jest to na zasadzie czystej, zdrowej rozrywki, a nie w charakterze zależności lub kompensacji deficytów.

W skrócie: przy próbie odpowiedzi na to pytanie kontekst jest wszystkim.
  • 2430 / 573 / 155
Niestety (albo i stety) podstawą do wyjścia z nałogu jest powiedzenie sobie, silne przekonanie i wiara w to, że nie chcemy brać danej substancji już NIGDY. To było i jest dla mnie najgorsze, bo przy ,,zwykłych'' detoxach ,,na zbicie tolerki'' od opio zawsze były myśli typu: ,,Trochę przystopuję, a potem wezmę znowu'', ,,Zawsze mogę zażyć jeszcze kiedyś'', ,,Teraz uda mi się grzać na sportowo'' etc., ale to tylko błędne koło. Dając sobie taką furtkę później czy (raczej) prędzej się ugniesz. Ale tu potrzebne jest przede wszystkim odtrucie (w przypadku uzależnienia fizycznego), a potem długa i żmudna terapia, którą zresztą dobrze jest zacząć w psychiatryku lub ośrodku stacjonarnym.
Uwaga! Użytkownik taurinnn nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 698 / 168 / 0
@taurinnn Masz rację, to jest bardzo trudna do ogarnięcia sprawa, bo to o czym piszesz, to jest samo sedno problemu uzależnienia psychicznego. Dla osoby uzależnionej sama myśl o zupełnym porzuceniu ulubionej substancji jest podobna do poczucia smutku, żalu i zdołowania, które występuje, kiedy np. ukochana osoba umiera na raka. Kiedy tę zależność udaje się przełamać, to z perspektywy czasu te uczucia względem ćpania wydają się później żałosne i żenujące. Wydawało się wtedy, pomiędzy zawartością jednej samarki i następnej, że to jest ogromnie ważne, że porzucenie ćpania to będzie wielka strata, że to jest wyrzeczenie nie do przyjęcia, podczas gdy tak naprawdę było to tylko, zaledwie ćpanie - hedonistyczna zabawa z destrukcyjnym wpływem na ciało i umysł, nie mająca tak naprawdę żadnej istotnej wartości w całokształcie tego, co nazywamy życiem.

Moim zdaniem te sprawy trzeba sobie przede wszystkim przepracować, żeby myśleć o trzeźwym życiu.
  • 412 / 52 / 0
Jest jedna różnica. To jak substancja wpływa na ciebie.
Biorąc Tramal mogłem każdego dnia przerwać. Miałem typowe oznaki odstawienie, ale nie chciałem brać i bez problemu nie brałem. Natomiast na Oxy jest inaczej. Nie chciałem brać, ale coś w mojej psychice sprawiało, że brałem. Czułem się źle, aż do momentu w którym wziąłem. Także zależy od substancji i tego jak uzależnia!
  • 3174 / 493 / 1
Podobnie mam z kotem-- po dwóch pakach dziennie w szacie leży jeszcze trzecia. Jestem zmęczony, przegrzany, w uszach mi piszczy i słabo mi. Nie jadłem nic konkretnego cały dzien a jednak z obrzydzenie przyrzadzam to gówno które spokojnie mogło leżeć do jutra a ja ciągnie bezczelnie zawalnona nockę już druga dobę... Eh. Już myślę żeby się gdzieś zaszyc na wakacje, zmienić otoczenie chociaż na tydzień, dwa.
"Które dragi brać, żeby nie musieć brać żadnych dragów?"

"Rutyna to rzecz zgubna "
  • 23 / / 0
ja to mysle ze chyba czas odrzucic narko zabierajac sie jednoczesnie za Modafinil. polaczy to udawanie bycie w trzezwosci bo Modafinil cos tam jednak kreci. to pozwoli dzialc jak normlany czlowiek bez zamykania sie i uciekania znow w dragi. Mysliscie ze tak da sie zachowac trzezwosc od dragow jednoczesnie bedac lekko pobudzonym do dzialania?
  • 698 / 168 / 0
@KartySIM Tak, uważam, że lekkie pobudzacze (najlepiej naturalne) to dobry pomysł, żeby sobie nieco urozmaicić trzeźwe życie, zwłaszcza w pierwszym półroczu po odstawieniu dragów. Można sobie np. umilić życie testując właściwości różnych suplementów i nootropów, sprawdzając czy i jak działają, a w tym czasie czas leci i w mózgu coraz bardziej zaciera się pamięć o działaniu prawdziwych dragów, a tym samym zanika chęć sięgnięcia po nie. Moim zdaniem to dobry sposób na pozbywanie się ciągotek do ćpania, chociaż jakiś bardziej radykalny przeciwnik używek mógłby pewnie stwierdzić, że to nadal jest "coś w rodzaju brania".
  • 33 / 16 / 0
Moim zdaniem zamieniasz i tak daną substancję innymi i karmisz system nagrody złymi bodźcami, co się nie może dobrze skończyć.
Uwaga! Użytkownik Ralphi3 jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
ODPOWIEDZ
Posty: 2616 • Strona 167 z 262
HyperTuba dodaj film
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.