o i przypomniało mi się co nie pisałem tu że rysperydon w wieku 12 lat
https://youtu.be/HU5p8b3ozVM
Zioło - 16-17 lat
reszty nie pamiętam łudibaj łudibaj łudibaj baj baj baj
Siła z pokoju dla ciebie dziś Bas Tajpan!!!
Seeeeelaaaasiiiijaaaaa !!! Mistyk i głębia !!
Fandango pozdro, ze Śląska i Zagłębia
A w sumie jeśli alkohol tu liczymy to w wieku 6 lat na urodzinach kogoś z rodziny stary dał mi shota.
https://youtu.be/HU5p8b3ozVM
6lat — pierwszy raz w upojeniu alkoholowym, to nie był szampan dla dzieci, a w moim domu twardy, chujowo-najchujowszy drag alkohol to był soczek dla każdego. Ciekawe, że na pozór to nie było żadne pato ze staromiejskiej bramy, ale dysfunkcjochujoza w kamuflażu.
12lat – mj, chyba z siana maczana w radzieckim kwasie, te pierwsze bomby były tak odczuwalne, no i pijackie, gówniarskie eskapady, wiadomo;
15lat – proch na tony (nienawiść do alkoholu praktykowana bezwzględną abstynencją) potem iv, bo krechy na długość stołu nie kopały już, jak powinny. Wtedy też ulubiony mix - mj-siupa-MDMA. I któregoś dnia końcu vendor nie miał tego, ale tamto, więc 16lat – hel, iv oczywiście, długi ciąg, wspaniała ćpuńska pasja w różowej mgiełce, stimy poszły w odstawkę, by wracać okazyjnie.
A potem wszystko się pojebało (no niesamowite, że jak se bierze dragi to z czasem się wszystko jebie co nie?) i wjechało wszystko na raz, w różnych kombinacjach, wróciła faza alko (miało mi pomóc nie nakurwiać tyle opiatów), alko-hera (dużo kompotu wtedy było, na podkładke z wódy rzyganie co pięć minut) alko-benzo-opio (nic nie pamiętam), opio-benzo, alko-mef/rc/wszystko i jeszcze żyję.
Apteczne kinderćpuństwo jakoś mnie ominęło, ale jeszcze mam czas póki żyję nadrobić. Na razie nadrabiam życie bardziej, te 10 lat najgorszego wjebania i wykluczenia się na cacy z mainstreamu społeczeństwa.
Dziś od x lat sanowcza nienawiść do alkoholu i wspomnienie tego, co z sobą mi niósł całe życie, cały czas pozwala mi chociaż od tego ścierwa się trzymać daleko. Z perspektywy czasu oceniam, że czasu ten okres mieszany z tym gównem mnie najbardziej życiowo i zdrowotnie rozłożył. Skręt z delirium, zastrzyki z halo na SORze, mniam, i to wrażenie potem, że można szyją okręcić sobie kostkę u stopy.
Myślę, że gdyby nie było w moim życiu alko (tego w około, nawet nie tego już potem wlewanego sobie w dupsko) to też nie było by mnie tutaj, bo jakieś ćpuńskie forum dyskusyjne brzmiałoby mi jak abstrakcja równa braniu narkotyków. Ale kto wie, było jak było i też nie żałuję, mój umysł pozwiedzał ciekawe zakątki, zryło mnie to, ale też mogę powiedzieć, że z taką zoraną czubryną nawet na trzeźwo przeżywam euforyczne odjazdy z byle czego.
Obecnie w remisji, na sybstytutach (i dzięki zainteresowaniom, warto mieć choć jedno więcej poza nakurwieniem się), od jednego sportowego weekendu na kolejnego. I mj, umiarkowanie choć Janiny nigdy nie wyeksmituję na amen. I grzyby, terapeutycznie.
lecz na zdrowiu ucierpiał w połowie, bo główki miał tylko pół.
Morał: doznajemy przykrości proporcjonalnie do świadomości.
2) 18lat - amfa, mefedron, kokaina, LSD, RC ( 4cmc, 4cec, 4cprc, 4mmc, 3mmc, 4mpd, HEX-EN, 3cmc, 4mec, 3mec), MDMA, "Cząstka Boga", Pixy, hash.
3) 21lat - Pare razy gówniany DXM, i Kodeinka
Żałować? - Trochę żałuję pod względem zdrowia i mózgu, mogłem się z tym tak nie śpieszyć, bo nigdy umiaru nie miałem, ale bywało fajnie
15-pierwsze zielsko a 3 miechy później pierwsza krecha fety oraz liczne ćpanie kody i dexa(ten drugi rzadziej)
16-Znalezienie pierwszego dilera(wcześniej ogarniali mi koledzy) oprócz tego liczne ciągi na fecie i ostatecznie wjechanie się w nią na trzy miesiąca,skończyło się to przypalem gdyż starzy się kapneli.
Obecnie mam 17 lat raz w miesiącu zarzuce sobie kode i raz na tydzień wale sobie browara.Chodze również na silke gdyż pomaga to trochę.
Na start poleciało alko w wieku 15 lat, do dziś pamiętam ten pierwszy kufel piwa trzymany w roztrzęsionych dłoniach chudej, bladej nastolatki i to wspaniałe uczucie towarzyszące pierwszej w życiu degustacji czegoś zakazanego. To połączenie niepewności i ekscytacji, które towarzyszy mi do dzisiaj bynajmniej już nie przy piciu piwa ;) To były lata 90-te, towarzystwo było wtedy mocno czarno-białe a ja miotałam się gdzieś pomiędzy tym wszystkim zapijając w bramach młodzieńcze rozterki tanimi winami aż do porzygu. Kompanii do picia nigdy nie brakowało a tych win to też trochę się polało. Wtedy na szczęście nie popłynęłam z nurtem, zawsze miałam tą odrobine zdrowego rozsądku i potrafiłam się umiejętnie wywinąć gdy towarzystwo zaczynało filtrować przez chlebek denata. Swoją drogą, ciekawe jak to w narodzie od naszych najmłodszych lat otoczenie daje pełne przyzwolenie dla alko np. dawanie małym dzieciom możliwości spijania przysłowiowej "pianki z piwka" kształtuje w człowieku brak respektu dla alkoholu, bo przecież jest legalny i jest wszędzie dookoła, i ba! Często mam poczucie, że chlanie urosło do rangi naszego sportu narodowego.
W końcu przyszedł ten piękny wiek, 17 lat a do menu dołączyły Maria i Fetka. Zaczęło się pierwsze jaranko i związane z tym wielkie oczekiwania i jeszcze większy zawód... niestety po osiedlu krążyła wtedy podła samosiejka, która Marię jaką znamy dzisiaj przypominała tylko z wyglądu i to po zmieleniu ;). Tak więc mój pierwszy raz z zielonym dymkiem odbył się bez większych fajerwerków, za to już kolejne sesje były w pełni satysfakcjonujące i w 100% wynagrodziły mi to pierwsze rozczarowanie. Z biegiem lat jaranko nabrało nawet całkiem "wysokich lotów" dosłownie i w przenośni ;)
Start z fetką był nienajgorszy, od początku się zaprzyjaźniłyśmy. Wielokrotnie uratowała mi tyłek a w sytuacjach skrajnego nieogaru stawiała na nogi jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, młodej dziewczynie bardzo do się podobały takie "czary" wielce przydatne czy to do nauki czy na imprezę. A zaznaczam, że w tamtych latach fetka miała w sobie o wiele więcej magii niż ta współczesna ;) I tak to sobie trwało kilka lat w najlepsze od okazji do potrzeby a potem... pojawiły się schizy, paranoje, lęki z psychozami włącznie, przerobiłam chyba wszystko z listy efektów niepożądanych.. do dzisiaj mną trzepie jak przypominam sobie długie sesje pod biurkiem i spierdalanie przez osiedle chuj wie dokąd przed chuj wie czym... Wtedy powiedziałam dość i odpuściłam dragi na bardzo długi czas, życie się jakoś ułożyło, sprawy wyprostowały i pojawiło światełko w ciemności.. alkohol oczywiście nadal mi towarzyszył ale ilości stały się rozsądne a częstotliwość szczerze okazyjna.
23 lata i pierwsza wizyta u psychiatry po utracie bliskiej osoby, wtedy myślałam że świat mi się zawalił, poznałam gorzki smak samotności i towarzyszącej jej depresji, długie godziny gapienia się w jeden punkt w pokoju, myśli samobójcze... I leki, które przerobiły tą wesołą, towarzyską dziewczynę w snujący się po kątach cień człowieka. Liczyło się tylko to żeby nie czuć żadnej emocji, kompletnie nic. Z biegiem lat dochodzę do wniosku, że to właśnie przez leki pojawiły się u mnie tendencje do ciągów na czymkolwiek, wcześniej nigdy nic takiego się nie zdarzało, nawet fetę użytkowałam bardzo okazyjnie (a skutki ubocznie i tak się pojawiły).
Teraz życie niby poukładane, wszystko pięknie, ładnie ale jakoś zawsze czegoś brakuje, to i zapełniam te luki czy to arsenałem tabletek od czarodzieja, czy to kodą, czy PST, czy innymi wyzwalaczami szczęścia a to wszystko zagryzione pregą , zalane Metaxą i przepalone mj, ot tak to się potoczyło.
A i na koniec jeszcze jedna historyjka choć nie wiem czy można by ją nazwać ćpuńską inicjacją, oceńcie sami :)
Jak byłam dzieckiem może 6-7 letnim pojechałam latem do jakiejś pipidówki, to była piękna polska wieś pełną gębą, przyroda szalała a ja szybko odnalazłam się wśród miejscowych dzieciaków i jak to dzieciaki ganialiśmy po tych polach, łąkach i lasach. Po czasie okazało się, że ta miejscowa grupka miała swój własny rodzaj "zabawy" a polegała ona na tym, że w "dziczy" szukało się samosiejnych maków, zrywało zielone makówki i zlizywało mleczko... paznokciem zdrapywało się skórkę albo robiło nacięcie, smak krzywił gębę niemiłosiernie. W głowie do dzisiaj tkwi mi obraz grupy dzieciaków idących polną drogą a każde z nich trzyma makówkę, którą liże jak lody na patyku. Cóż... wylizaliśmy wszystkie te maki :P
Pozdrawiam i trzymajcie się cieplutko :)
We've been eating up our brains" BOC
Opisała życie w Norwegii. "Narkotyki są tanie, a państwo opiekuńcze"
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii
Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie
Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany
Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.