Z-drugs – substancje wykazujące powinowactwo do receptora benzodiazepinowego, nie dzielące jednak podobieństwa strukturalnego z benzodiazepinami. Przykłady to zolpidem, lub zopiklon.
ODPOWIEDZ
Posty: 4935 • Strona 459 z 494
  • 3194 / 495 / 1
A bierze go dla "fazy"?
Co mam ci powiedzieć? Czemu ci się nie podoba?
"Które dragi brać, żeby nie musieć brać żadnych dragów?"

"Rutyna to rzecz zgubna "
  • 1174 / 215 / 23
Zauważyłem, że od 3 lat zolpidem gości w moim życiu. Raz go nie biorę, raz biorę i jebany się ukrywa, bo stał się czymś normalnym pomimo, że wiem, że mam tego nie brać. Zdarzały się okresy 2-3 tygodnie, gdy nic nie brałem oraz okresy 2-3 tygodnie gdzie codziennie 5-10mg i czasem 15-20mg. Z zasady 5mg działało usypiająco, jednak znowu rzucam i śpię bez.

Ciekawi mnie jak bardzo po tym czasie podniszczyłem sobie GABA i ile by się regenerowało. Może dawki nie spore, ale jednak. W międzyczasie dochodziły duże dawki midazolamu przez 4 miesiące, 150mg alpry i kilka pak zopiklonu.

Pora to sprawdzić i wyjebać resztę opakowań. Mam nadzieje, że tym razem wyjdzie
  • 1590 / 264 / 0
A tu dalej padają te same durne pytania. Jak ma się dobrego doktorka, to zolpidem jak i benzosy są łatwe do ogarnięcia. Jak masz nudziarza, to nie przepisze żadnych leków z grupy modulatorów GABA (Grubo Amnezyjnego Benzo Analu). Dobry lekarz nigdy się nie zapyta po co Ci zolpidem czy klonazepam, gdyż sam dobrze wie i co najważniejsze, nie jest psem ogrodnika. Nie ma sensu wymyślać jakichś durnych historyjek, po prostu - poproszę to i to.
Zolpi od jakiegoś czasu chodzi za mną, jednak obawiam się, że znowu by mi odjebało i znowu ekipa szpitalna by mnie powitała z uśmiechem.
Wybaczcie, ale nie odpowiadam na PMy nowych użytkowników w sprawie lekarzy, którzy wystawiają mi recki na IV-P. Ruszcie głową, panowie z komendy. A jak macie mniej niż 18 lat, to wypierdalać do szkoły, a nie bierzecie się za benzo za kasę starych.
  • 1174 / 215 / 23
Czasami się boję, że po zolpidemie stwierdzę, że skok z okna będzie dobrym pomysłem i sie zabiję. Jednak przy urwanym filmie widzę, że panuje nad sobą w takim stylu, że pomysły sa skrajnie "odważne", ale nie robię nic skrajnie niebezpiecznego. Nikogo nie zabiłem, nie skrzywdziłem siebie ani nic. Gdzieś jednak czytałem, że były przypadki samobójstw po tym.
PS: Zolpidem 5mg (przed dawką odpierdalającą) idealnie zabija badtripa
  • 3 / / 0
Wziąłem kiedyś to na sen po nieprzespanej nocy na jakimś stimku. Normalnie położyłem się spać a żona była obok. Mówiła, że miałem takie haluny że o matko. Ponoć pomyliłem ją z 3 innymi kobietami :D
  • 1174 / 215 / 23
@Krisperso
Bezpieczna dawka, gdzie jeszcze się nie odwala to 12.5mg (około). Linia pomiędzy przypałem, a uwaleniem jest bardzo cienka. Nawet po stimach już lepiej wziąć te 12.5mg i dowalić walerianą czy melisą.

Jeżeli weźmie się więcej po stimach to często zamiast pójść spać to przywołasz demona, który opęta Twoje ciało, a to co odwalisz pod wpływem to będzie opisywane w kronikach hyperreala XD
  • 33 / 2 / 0
Na mnie działa zajebiście, dobrze usypia. Ale trzeba z tym uważać, kumpel raz "przeczekał" fazę zasypiania i normalnie miał lot życia :D
Uwaga! Użytkownik Epicaro jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1355 / 82 / 1
20 maja 2022Teabadger pisze:
A tu dalej padają te same durne pytania. Jak ma się dobrego doktorka, to zolpidem jak i benzosy są łatwe do ogarnięcia. Jak masz nudziarza, to nie przepisze żadnych leków z grupy modulatorów GABA (Grubo Amnezyjnego Benzo Analu). Dobry lekarz nigdy się nie zapyta po co Ci zolpidem czy klonazepam, gdyż sam dobrze wie i co najważniejsze, nie jest psem ogrodnika. Nie ma sensu wymyślać jakichś durnych historyjek, po prostu - poproszę to i to.
Zolpi od jakiegoś czasu chodzi za mną, jednak obawiam się, że znowu by mi odjebało i znowu ekipa szpitalna by mnie powitała z uśmiechem.
Życiowe sam to przeżyłem łącznie z dołkami i aresztami, to nie tylko po Zolpi również po benzo.Łaczą nas te same przeżycia.Jak mówiła Greta Thunberg nie bierz narkotyków, bo jak zolpidem mogą zmieść cię z planszy.Gaba a z umiarem, bo można mieć fajne "atrakcję".
action movie:gun:
  • 1590 / 264 / 0
Mnie jakimś cudem jeszcze nie spotkał przypał z policją. Zawsze SORy, zawsze byłem grzeczny, kulturalny i do tego twardo się upierałem sfazowany, że "tak, jestem lekomanem i się tego nie wstydzę! Kocham benzo!" mam to napisane w wywiadzie...
Wybaczcie, ale nie odpowiadam na PMy nowych użytkowników w sprawie lekarzy, którzy wystawiają mi recki na IV-P. Ruszcie głową, panowie z komendy. A jak macie mniej niż 18 lat, to wypierdalać do szkoły, a nie bierzecie się za benzo za kasę starych.
  • 5 / 4 / 0
Cześć. Chcę to z siebie wreszcie wyrzucić, może w formie przestrogi, a może nawet w formie terapii dla mojej zsiadłej psychy.

Z zolpidemem znam się od ponad 2 lat i jest jedynym lekiem, który pomaga mi w mojej przewlekłej, długoletniej bezsenności, a jednocześnie zgotował mi piekło.

Na samym początku 10mg wystarczyło, by wywołać u mnie silne halucynacje. Mam zdiagnozowane PTSD, więc nie zawsze należały do przyjemnych. Największym błogosławieństwem i przekleństwem tego leku jest z kolei działanie amnestyczne, które w moim przypadku nie doczekało się wzrostu tolerancji. Nie pamiętam momentu, w którym urywa mi się film i połowy rzeczy, które robię pod wpływem. Później w pewnym momencie mój mózg zostaje wyłączony, a ja otrzymuję minimum 8h spokojnego, głębokiego, odprężającego snu.
Z uwagi na silne halucynacje starałam się brać lek tylko, gdy mój partner był w pobliżu. Zawsze bałam się, że wyskoczę/wypadnę z okna, zdarzało mi się wstać z łóżka na siku i wyjebać się gdzieś po drodze albo porozbijać kilka przedmiotów. Czasami było mi całkiem przyjemnie, wszystko wirowało, obrazki na telefonie poruszały się jak gify, patrzyłam na zdjęcie mojego psa i miałam wrażenie, że oglądam film. Zwykle neutralnie, widzenie postaci, zwierząt lub poruszających się przedmiotów, odrealnienie, głębokie konwersacje z samą sobą.
Halucynacje zniknęły mniej więcej po kilku miesiącach stosowania, została amnezja i gadanie głupot czy pisanie do losowych osób pod wpływem, co stopniowo zmienia się w niezrozumiały bełkot lub serię dziwnych zdjęć. Mimo wszystko, niegroźnie.

Problemy zaczęły się dopiero wraz ze wzrostem tolerancji. Starałam się robić przerwy, tygodniowe, dwutygodniowe, nawet miesięczne, ale moja bezsenność zawsze powracała i odbierała mi smak życia. Już dawno pogodziłam się ze stratą przyjemnych efektów specjalnych, chciałam się tylko porządnie wyspać lub "zakończyć" mój dzień. Tak po prostu położyć się do łóżka i wyłączyć wreszcie mój natrętny umysł, by nie musieć się dłużej męczyć, myśleć, leżeć bez celu godzinami i modlić o zmrużenie oka.
20mg-30mg zwykle wystarczyło, by odciąć mi film i wywołać amnezję, ale okazywało się niewystarczające, by mnie uśpić. A to przepis na katastrofę. Musiałam zwiększać dawki i za każdym razem mieć nadzieję, że nic złego się nie stanie. Ale sam stres podczas wchodzenia "fazy" i koncentracja na nieodpierdalaniu działały jak jakaś autosugestia.

Raz, pewnego wieczoru, wypiłam trzy piwa, licząc, że alkohol w małej ilości +20mg zolpidemu zadziała mocno nasennie. Łyknęłam dwie tabletki i położyłam się wygodnie do łóżka, czując przyjemne wirowanie i odprężenie mięśni. To ostatnie, co pamiętam w 100%.
Ocknęłam się nagle, stojąc na środku pokoju, a w dłoni miałam opróżniony do czysta listek Nasenu wyjęty z szafy. Wszystko wokół wirowało, było niewyraźne i zmieniało kolory, nie jestem w stanie stwierdzić, czy był dzień, czy noc. Nie wiem nawet, co tak naprawdę czułam. Czknęłam i natychmiast, obijając się po ścianach, pobiegłam do kibla, co było reakcją całkowicie na autopilocie. Natychmiast zwymiotowałam, będąc w szoku, że wymiotuję, skoro nawet nie czułam żadnych mdłości ani nie bolał mnie brzuch. Przez omamy wzrokowe nie jestem w stanie określić koloru wymiocin ani czy znajdowały się w nich jakieś niestrawione tabsy. Otarłam twarz ręcznikiem, nie mając siły wstać z kolan, zamiast tego doświadczyłam książkowego opisu "złego tripa" - panika, uderzenia gorąca, uczucie bycia obserwowanym, dotykanym, szarpanym, kołatanie serca, pająki chodzące po skórze. Przytuliłam się do ręcznika i zwinęłam w kłębek przy muszli, wołając mojego chłopaka i błagając o pomoc, bo przecież słyszałam kroki i głosy w mieszkaniu. Byłam, oczywiście, sama.
Ocknęłam się na podłodze w kiblu kilka godzin później. Samopoczucie tragiczne, kac moralny i fizyczny, chwiejnym krokiem dotarłam do łóżka i usnęłam na najbliższe 10h. Potem oprócz bólu żołądka i kilkudniowego zamulenia nic mi nie było, ale zaczęłam czuć coraz większy strach przed lekiem, na który byłam skazana. Szacuję, że zniknęło wtedy 10-12 tabletek.

Z ciekawszych obserwacji zdarzyło mi się mieszać niektóre substancje, mając nadzieję, że zwiększą efekt nasenny mniej zdradliwie niż alkohol. Miałam pod ręką wiele specyfików, których próbowałam wcześniej, ale nie pomogły mi z bezsennością i nie miałam po ich brać. Ketrel + zolpidem = kompletny zanik halucynacji lub omamów, zamiast tego silne, zwalające z nóg zamulenie. Zasypianie po tej mieszance przypomina powolną i stresującą utratę przytomności, uczucie ciężkości i bycia zgniatanym. Hydroksyzyna/aviomarin + zolpidem = na początku faktycznie usypiało tak, jak powinno, ale tolerancja i brak efektów pojawia się już po kilku zażyciach. Diazepam (relanium) + zolpidem = po 10 minutach wszystko zaczęło wirować, rozpływać się, poruszać i mienić kolorami. Po 20 minutach niczego więcej nie pamiętałam. Podobny efekt uzyska się po wymieszaniu medikinetu z zolpidemem. Powrót doznań, amnezja występuje trochę później, ale za to zupełny brak senności przez kolejne kilka godzin, co sprzyja przypałowym i niebezpiecznym sytuacjom. Mój błąd, jeden z wielu.

Innym błędem było zażycie zolpidemu z desperacji, aby zejść z bad tripu po DXM. Było to moje pierwsze i ostatnie w życiu doświadczenie z tą substancją, niestety borykając się z PTSD trzeba być świadomym, że granica tolerancji mózgu bywa cienka. Moja krótka przygoda z DXM skończyła się na kilku godzinach spędzonych na podłodze w kiblu, w niekontrolowanych drgawkach i uderzeniach mdłości, potów oraz gorąca. Był to atak paniki, który przez działanie DXM obserwowałam "z boku", jak obserwator poza własnym ciałem, nie czułam żadnego strachu, a jednocześnie nie mogłam odzyskać nad sobą kontroli. Podobno istnieje rodzaj terapii, który na tym polega, ale ja czułam się tragicznie. Gdy objawy się osłabiły i mogłam wyjść z łazienki, zażyłam 20mg zolpidemu, żeby móc zasnąć bez czucia kolejnych sensacji i natłoku myśli.
Obudziłam się następnego wieczora. Pokój był zdemolowany, wylana cola, obsrany kibel, potłuczone szkło. Wyrwane drzwi od kabiny prysznicowej, sądząc po obrażeniach, prawdopodobnie wywarzone uderzeniem głową. Złamany palec u stopy, siniak od pośladka, przez biodro, do połowy żeber i mocne stłuczenie ramienia. Nie pamiętam absolutnie nic.

Nie pamiętam też zupełnie nic z sytuacji, gdy po 30mg zolpidemu zeżarłam całe opakowanie Thiocodinu, który trzymałam w apteczce na kaszel, bo przecież nigdy nie eksperymentowałam z kodeiną. Nie wiem, co mnie do tego zmotywowało ani co potem odpierdalałam, ale mój żołądek był mocno podrażniony przez następne kilka dni.

Między innymi te sytuacje przekonały mnie do wizyty u psychiatry. Zwróciłam się o pomoc z problemem bezsenności oraz moją wcześniejszą diagnozą PTSD, poinformowałam, że od 2 lat leczę się doraźnie Nasenem i mam już bardzo wysoką tolerancję na ten lek, przedstawiłam listę innych substancji, których próbowałam, ale się nie sprawdziły.
Lekarz po wywiadzie i paru testach stwierdził, że moja bezsenność to tylko objaw, a oprócz stresu pourazowego najprawdopodobniej zmagam się też z ADHD i epizodem umiarkowanej depresji. W efekcie otrzymałam receptę na lek Medikinet (10mg rano, kolejne 10mg po 4h) i Asertin (sertralina, 25mg wieczorem przez pierwsze 6 dni, potem 50mg) oraz Nasen, z zaleceniem zażycia 10-20mg bezpośrednio przed snem. Ku mojemu przerażeniu, na recepcie dostałam od razu trzy opakowania. Z moimi doświadczeniami w podjadaniu tabletek i nieświadomego zwiększania dawki, zaczęłam mieć pewne obawy, których nikomu nie powiedziałam w obawie przed byciem oskarżoną o "myśli i działania samobójcze", które są potencjalnym skutkiem ubocznym terapii SSRI. Nie wiem czy ktoś uwierzyłby mi, że to nieszczęśliwy wypadek. Nie mam też obecnie nikogo, kto mógłby mieć na mnie oko, mieszkam sama. Chowanie leków po szafkach lub na wysokich miejscach nie zawsze działa, a sprzyja rozjebanemu mieszkaniu i obrażeniom cielesnym w trakcie późniejszych poszukiwań ich w lunatycznym transie.

Przez pierwsze dwa tygodnie wszystko było względnie w porządku. Jednego dnia miałam wrażenie, że Asertin cofnął moją tolerancję na lek i po jednej tabletce zasypiałam jak dziecko w 15 minut, a drugiego, że nie czuję zupełnie nic, żadnych sensacji, żadnej senności, ani nawet potencjalnej utraty pamięci z chęcią do odpierdalania krzywych akcji. Ciężko znoszę Asertin, pomiatają mną skutki uboczne, miałam dni, w których byłam w stanie prawie agonalnym, nie mogłam funkcjonować albo doświadczałam mocnego pogorszenia psychicznego, jakieś wybuchy płaczu, flashbacki, kryzysy, ciągły strach i ból. Odliczałam dni do kolejnej wizyty, tłumaczyłam sobie, że to normalne, ale nie jestem w stanie pozbyć się wrażenia już w 24 dniu terapii, że nie czuję żadnej poprawy, a wręcz przeciwnie.

I to właśnie doprowadziło mnie do punktu, w którym jestem teraz, oraz mojej, miejmy nadzieję, ostatniej niechcianej przygody z zolpidemem. O ile mogłam przemęczyć się przez pierwsze 2 tygodnie wyniszczających skutków ubocznych, to każdego dnia było coraz ciężej. Od wzięcia Asertinu wieczorem dosłownie siedziałam i patrzyłam tępo na zegarek, odliczając czas do przyzwoitej godziny na wzięcie Nasenu i położenie się do łóżka. Zauważyłam, że czasami znikały 2 lub 3 tabletki extra. Najprawdopodobniej wybudzałam się w środku nocy i nie mogłam zasnąć, więc zwiększałam dawkę, lub zapominałam, że w ogóle brałam wcześniej leki.

Tego felernego wieczoru wzięłam 2 tabletki, wiedząc, że nie dadzą rady mnie uśpić. Po zarzuceniu włączyłam gierkę i postanowiłam się czymś zająć przez najbliższą godzinę, a potem dorzuciłam kolejne 2 tabletki i udałam się prosto do łóżka, by zamknąć oczy, odłożyć telefon i zmusić się do zaśnięcia.
Obudziłam się ok. 9 rano, mocno zamroczona, ale świadoma. W mieszkaniu panował niesamowity syf, a ja byłam cała pokryta w zaschniętej krwi. Krew była też na podłodze, dywanie, pościeli, stole, ścianach. Nie przejęłam się tym jakoś szczególnie - wiedziałam, że musiałam mieć w nocy atak PTSD lub jakiś koszmar. Wtedy, w przerażeniu i panice, zdarzało mi się samookaleczać... ciąć, uderzać pięściami, rozdrapywać skórę paznokciami. Potem bardzo się tego wstydzę i robię wszystko, żeby nie zostały blizny, bo znowu będę musiała je ukrywać.
Tym razem do pakietu doszły oparzenia. Na łóżku, oprócz przypalonej poszewki, znalazłam ok. 10 spalonych, zakrwawionych papierosów, dużo popiołu i tytoniu. Do tego kilkadziesiąt przypaleń na skórze, głównie na wcześniejszych ranach ciętych. Ewidentnie gasiłam na nich pety.
Wstałam i chwiejnym krokiem udałam się pod prysznic. Czułam się tak źle, jak po każdym ataku paniki, czyli nic nowego. Byłam wprawdzie zbyt słaba, żeby ustać w kabinie, więc krew i popiół zmywałam na siedząco, ale potem o własnych siłach wyszłam i wróciłam do łóżka.
Wstałam o 13, zaczęłam powierzchownie sprzątać, żeby nie zostały plamy. Potem udałam się do rodziny na obiad, zjadłam, nawet wypiłam kawkę i normalnie przesiedziałam kilka godzin, rozmawiając o niczym i miło spędzając czas. Nie wspominałam o tym, co stało się zeszłej nocy, chociaż w głowie miałam bardzo mglisty urywek leżenia w łóżku i wrzeszczenia z bólu, prawdopodobnie podczas przypalania. Po powrocie do domu czułam się trochę słabo, oczyściłam rany, zmieniłam opatrunki, usiadłam przed komputerem. Postanowiłam, że nie będę brała więcej zolpidemu po tym, co odjebało się zeszłej nocy. Ale z drugiej strony... jutro rano do roboty. A ja czuję się jak wrak, na pewno nie będę mogła zasnąć. Skoro zeszłej nocy miałam atak, dzisiaj mogę dostać koszmarów. Albo kolejnych flashbacków. Nigdy nie wiadomo.

Po nieudanej próbie zaśnięcia dałam za wygraną i podeszłam do szuflady, chcąc wziąć tylko dwie tabletki. Jak nie zadziałają, trudno, nie będę zwiększać, choćbym miała leżeć jak debil do świtu i iść w takim stanie do pracy. Wtedy oblał mnie zimny pot, w połączeniu z nagłym skurczem w klatce piersiowej.
Nie było Nasenu. Były tylko opróżnione do czysta opakowania. Jedno, wcześniej nieotwarte, a drugie napoczęte. Teraz znalazłam tylko rozerwane kartoniki i puste blistry. W panice zaczęłam szukać po pokoju, może je gdzieś wyrzuciłam, albo schowałam, albo mi pospadały...
Jak się okazało, nie. Zeszłej nocy zjadłam je wszystkie i niczego nie pamiętam, nawet nie będąc tego świadoma. Ile? Minimum 20, może 30, może coś około 40.
Szok, niedowierzanie, w sumie przerażenie. Dlaczego to zrobiłam? Ostatnie, co pamiętam, to położenie się do łóżka. Pozostałe urywki mogą równie dobrze być snem albo halucynacją. Wiedziałam, że mogłam dołożyć sobie kilka tabletek, ale nie tyle, nie w takiej ilości. Wyrzygałam je? Nie wiem. Wyrzuciłam przez okno? Nie wiem.

Możliwe, że trochę sobie wkręcałam, ale naprawdę bardzo się bałam. Ciężko znaleźć informacje o potencjalnym przedawkowaniu, skoro wystarczą małe ilości, by człowieka pozamiatało. Może ktoś, kto przeczyta mój wysryw, będzie w podobnej sytuacji albo takiej uniknie, czego mu życzę.
Noc spędziłam na atakach paniki, zasypianiu i budzeniu się po kilku minutach nagłymi skokami adrenaliny. Drgawki, bóle brzucha, fale gorąca + podwojone skutki uboczne wieczornego Asertinu. Nie dałam rady pójść do pracy, przeleżałam pół dnia w łóżku w pozycji embrionalnej. Popołudniu ubrałam się i poszłam do rodziny na obiad.
Już samo wejście po schodach na 4 piętro było wyzwaniem, ciężko ruszało mi się nogami, a po wejściu do gorącego mieszkania, gdzie przed chwilą gotował się obiad, zasłabłam. Usiadłam na krześle, nie chcąc wzbudzać podejrzeń rodziny, ale po kilku minutach agonii zniknęłam w łazience. Próbowałam dojść do siebie, polewając twarz lodowatą wodą i biorąc mocne wdechy, walcząc z łzami. Obiad podano do stołu, a ja nie mogłam wyjścia z kibla, co spotęgowała ostra biegunka.
Ostatecznie wyszłam i przyznałam rodzicom, że mam problemy z żołądkiem. Powiedziałam, że to po moich antydepresantach, poprosiłam o spakowanie mi obiadu i powiedziałam, że wracam do domu. Mimo wszystko kazali mi położyć się przy oknie na kilka minut, żebym nie zemdlała po drodze, bo na to się zbierało. Ostatecznie musiałam zaliczyć jeszcze dwie wizyty w toalecie zanim uznałam, że to dobry moment na wrócenie do domu, który chyba nigdy nie wydawał się być tak daleko, jak tamtego dnia. Ugniały mi się kolana, zataczałam się, potykałam o własne buty, nie mogłam oddychać, zimny pot zalewał roztrzęsione ciało, a w połowie drogi powróciło bardzo bolesne parcie na kibel. Chciałam biec, ale fizycznie nie mogłam. Każdy krok był torturą.
Wodnista biegunka, mdłości i ekstremalne osłabienie utrzymywało się przez resztę dnia i noc. Ciągle zastanawiałam się, czy umrę, czy coś sobie uszkodziłam, czy to tylko zwykła panika. Bałam się powiedzieć o tym komukolwiek albo co gorsza poprosić o pomoc, bo kto uwierzy mi, że nie chciałam walnąć samobója ani nie jestem uzależnionym koneserem zolpidemu?

Następnego ranka z trudem wstałam z łóżka, ubrałam się i poszłam do pracy. Ból brzucha był tak dotkliwy, że nie mogłam się wyprostować - chodziłam zgięta, czując swoje mięśnie brzucha, które były zaciśnięte i twarde jak kamień. Ból utrzymywał się zwłaszcza po prawej stronie, tuż pod żebrami. Po wejściu do zakładu moja szefowa od razu zobaczyła, że coś jest ze mną nie tak. Wie, że jestem na lekach i ciężko znoszę początek terapii, więc powiedziała, że da sobie radę i mam wracać do domu, bo źle wyglądam. Dobrze, bo od razu po powrocie wróciła biegunka, chociaż nie miałam już nawet czym srać. Nie mogłam jeść, spać, chodzić, skupić się na niczym. Nie wiedziałam, co robić, w sumie dalej nie wiem, po prostu czekam w niepewności.
Następnego dnia było odrobinę lepiej, kolejnego też trochę lepiej, mogłam wreszcie coś zjeść, a wczoraj udało mi się wstać, ogarnąć, wyjść do sklepu i przespać kilka godzin.

Dzisiaj czuję się nieswojo, ale już bez objawów, ból jest do zniesienia, zmęczenie psychiczne i fizyczne robi swoje. Nie chcę nawet patrzeć na zolpidem, nie chcę go mieć w pobliżu, nie chcę go więcej brać. Wiem, że nic innego nie pomoże mi na bezsenność i w związku z tym mogę zapomnieć, czym jest głęboki sen. Dalej nie bardzo wiem, jak pomóc sobie w regeneracji, ale wierzę, że będzie ok, dam sobie jakoś radę. Czy psychiatra przepisze mi coś innego? Czy takich sytuacji można jakoś uniknąć? Tego też nie wiem.

Uważajcie na siebie. Substancja jest niesamowicie skuteczna, silna i niezawodna, pozornie przyjemna, ale nigdy nie wiecie, jakie skłonności i zachowania może w was obudzić, kiedy mózg pójdzie w kimę :)
ODPOWIEDZ
Posty: 4935 • Strona 459 z 494
NarkoMemy dodaj swój
[mem]
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.