Luźne dyskusje na tematy związane z substancjami psychoaktywnymi.
ODPOWIEDZ
Posty: 335 • Strona 27 z 34
  • 677 / 1 / 0
@up: ależ wyjebana opowieść! propsy :hug:
delikatny jestem na zwale.
  • 65 / / 0
Dobra, tym razem postaram sie pisac bez ustawicznego gwalcenia zasad interpunkcji oraz ignorowania wielkich liter, zeby sie lepiej czytalo :D.

Substancja: 25I NBOMe
Ilosc: ok. 1,1mg pod dziaslo
Doswiadczenie: DXM, mj, 5f-akb-48, mirystycyna, dimenhydrynat, benzydamina, 25C NBOMe



Wczorajszego wieczoru minelo dokladnie 10 dni od tripu na 25C (a moze 25B? Za chuja nie wiem co to dokladnie bylo, bo sprzedawca napisal 25B na opakowaniu, a zamawialem 25C :D YOLO). Opisywana teraz przygoda jest moja druga konfrontacja z psychodelikami i mysle, ze dobrze postapilem zaczynajac od 25C, a nie od 25I. Pierwsza z tych substancji generuje istne Las Vegas miedzy twoimi oczami a powiekami, co jest stosunkowo przyjemne i malo badtripogenne (przynajmniej ja to tak odczulem), ale 25I specjalizuje sie w mozgojebnosci i generalnie w gwalceniu twojej swiadomosci na roznych plaszczyznach. Tego doswiadczenia po prostu NIE DA sie opisac jezykami ludzkimi, a nawet jakby sie dalo, to sztuka byloby jeszcze zrozumiec glebie i znaczenie tych wszystkich obrazow i mysli, ktore objawiaja sie w umysle podczas tripu. Jednak plusem tej substancji jest to, ze w trakcie tripa mozliwe jest jako takie racjonalne myslenie i stanie w jednym miejscu. No to bez zbednego pierdolenia, przejdzmy do rzeczy.

Godz. 23:00
Zapadla decyzja o kolejnym zatruciu sie nieznana substancja zamowiona w internecie :D. Przedarlem na pol (niezbyt dokladnie) kartonik zawierajacy 2mg 25I NBOMe i wlozylem sobie pod dziaslo nieco wieksza polowke. Prawdopodobnie jakies 55-60% powierzchni calego kartonika. Napisalem do ziomka na GG o swoim niecnym planie. Powiedzial mi wprost, ze szykuje sie jazda bez trzymanki :D. Troszke sie zaniepokoilem biorac pod uwage fakt, ze za sciana starzy wlasnie kladli sie do snu i jeden nieodpowiedni ruch moglby sie skonczyc kolejnym przypalem, no ale chuj. Mysl racjonalnie, nie karm sie bez potrzeby zlymi emocjami. Pelny luz, sluchawki na uszy i odplywamy. Tak wiec polozylem sie na lozku, zalozylem sluchawki i spokojnie czekalem na start rakiety w glab mojego mozgu. Aha i jeszcze jedno, nie bylem pewien czy zachowalem wystarczajaco dluga przerwe pomiedzy tripami (10 dni) i nie wiedzialem, czy prawdopodobnie istniejaca jeszcze tolerka nie zepsuje fazy. Jednak nie zepsula :D.

Jedyne co mnie wkurwialo to ogromna chec ciaglego polykania sliny. Powstrzymywalem to.

Godz. 23:50
Nieco sie zasluchalem. W pewnej chwili zaczalem odczuwac swoisty bodyload objawiajacy sie uczucie ciezkosci calego ciala i takiego jakby swedzenia. Nic specjalnie nieprzyjemnego. Spojrzalem na zegarek i troche sie zdziwilem, ze jeszcze nie ma zadnych wyraznych cevow. Pamietam, ze do tego czasu na 25C widac juz bylo poczatki kolorowych, wielowymiarowych obiektow latajacych to tu, to tam. Jednak wyraznie juz czulem, ze cos wzialem. Zauwazylem, ze moje myslenie zostalo zaburzone. Zaczely pojawiac sie dziwne rozkminy, muzyka zaczela brzmiec czysciej i glebiej. Patrzac na trzymanego w rekach ipoda toucha widac bylo bardzo delikatnie falujacy obraz, piksele az troche kluly w oczy. Na tym etapie wlaczylem moje ulubione psytrance, ktore pozniej okazalo sie zajebistym wyborem.

Godz. 0:30
W tej chwili faza byla juz naprawde bardzo wyrazna. Fizycznie czulem sie bardzo wyluzowany. Cevy sprowadzaly sie przede wszystkim do ukladajacych sie w rozne lancuchy kolorowych 2D wzorkow, widzialem tez wiele wyciagnietych w moim kierunku kobiecych rak, ktore caly czas mnie dotykaly i oplataly moje cialo jak jakies tentakle. Czulem, ze to NBOMe probuje wciagnac mnie do swojego cudownego, pojebanego swiata pelnego mentalnej rozkoszy i braku limitow. Nie bronilem sie. Owe kobiety ciagle zmienialy swoja postac. Raz stawaly sie jakimis astralnymi, wyzszymi istotami, potem zamienialy sie w antropomorficzne zwierzeta, czasami porzucaly swoja fizyczna postac i wlatywaly we wszelkie zakamarki mojego ciala, co niezaprzeczalnie sprawialo duza frajde :D. Bez przerwy mnie dotykaly i mizialy. Po prostu mentalny gangbang.

Widzialny swiat takze sie zmienil, obraz na wyswietlaczu mienil sie wszystkimi kolorami teczy, byl wielowarstwowy. Te warstwy nieustannie nachodzily na siebie, dajac wrazenie takiego jakby plywania calego obrazu. Wokol liter pojawialy sie rozne zakretasy, jakby kobiece oczy. Muzyka byla czyms wspanialym, stala sie wielowymiarowa, niezwykle czysta i hipnotyzujaca. Nastapil znany juz z 25C efekt przenikania sie zmyslow i bodzcow. Odczuwajac cieplo zdawalo mi sie, ze odczuwam wilgoc. Chlod byl niczym swiezy powiew wiatru. Dzwieki stawaly sie mozliwe do dotkniecia, moglem je chyba nawet powachac :D. Psytrance powodowalo, ze przez cale cialo przechodzil niezwykle przyjemny i cieply dreszcz, bylem wrecz zahipnotyzowany ta muzyka. Czulem sie jakby czas sie zatrzymal na moje polecenie. Jakbym lezal na pieprzonej Copacabanie, na krancu swiata. Lezalem i obserwowalem ten caly wytwor zwany rzeczywistoscia. Bylem po prostu szczesliwy jak nigdy dotad, bylem szczesliwy ze dane jest mi to wszystko zobaczyc.

Prawie caly czas mialem przy tym stojacego fiuta :D.

Godz. 1:30 (okolo)
Szczescie jednak nie trwalo wiecznie. Trip wyraznie zaczal zmieniac kierunek i z przyjemnej, relaksacyjnej hipnozy zaczalem doswiadczac niezlego mindfucku. Zaczely sie pojawiac bardzo dziwne obrazy i pojebane mysli. Czulem sie, jakbym byl panem wszelkiego poznania, jakbym umial ogarnac swym umyslem cala nasza przeogromna rzeczywistosc, ktora wydawala mi sie prymitywnym i dosyc zalosnym wytworem. Pobudzenie bylo dosc wyraznie. Mialem wrazenie, ze wszystkie osoby na ktorych mi zalezy stoja obok mnie i patrza, co ja odjebalem. Mialem na to wyjebane. Zdawalo mi sie, ze to wszystko zmierza w kierunku bad tripa, ale w tamtej chwili czulem w sobie taka moc, ze chcialem wybuchnac szyderczym smiechem na mysl, ze to wszystko mogloby sie wymknac spod mojej kontroli. Tony Montana mode. W mozgu bez przerwy kreowalem jakies opowiesci, potrafilem w kilkanascie sekund stworzyc swiat rownie zlozony, co cale uniwersum Wladcy Pierscieni. Jednak mysli gonily mysli, wiec szybko zapominalem o tym wszystkim. Cos tam pisalem do zioma na GG, ale nie wiem co, bo nie mam archiwum. Jednak zaczalem rozumiec, ze chyba zbyt arogancko podchodze do tej substancji i ze zwyczajnie jej nie doceniam. Wiedzialem, ze nie kazdy powinien bawic sie NBOMami. Nie jestem w stanie sobie przypomniec wielu popierdolonych rzeczy, ktore widzialem tej nocy, ale wiem jedno - gdybym mial syna, to nie chcialbym, zeby on widzial to samo. Pewne rzeczy nie byly juz nawet przerazajace. One doslownie wypruwaly ze mnie mnie wszystkie marzenia, nadzieje i leki. Jakis dziwny byt wyciagal mi z mogzu wszystkie te rzeczy i bawil sie nimi. O pewnych rzeczach balbym sie powiedziec nawet innym cpunom. Gdzies napisalem, ze "moje najskrytsze pragnienie spotkalo sie z moim najstraszliwszym koszmarem i obie te rzeczy zaczely sie ze soba ruchac na moich oczach". I to chyba najlepszy opis tego, co widzialem.

I poprzez slowo "widzialem" wcale nie mam na mysli obrazu odbieranego oczami. Ja to wszystko odbieralem na wielowymiarowych falach, ktorych sie nie da pojac na trzezwo. Obserwowalem to wszystkimi zmyslami, wszystkimi narzadami, calym cialem. Toczylem swoista walke z samym soba. Strach mieszal sie z obrzydzeniem. Niepokajace byly to rzeczy, przerazajace i nieopisywalne. Dziwne miejsca, kreatury i napisy w starozytnych jezykach nie z tego swiata. Jakby Cthulhu wdarl sie w twoje mysli. Nie ma horroru, ktore opisalby te plugastwa. Glos Raoula Duke caly czas opisywal mi rozne, przedziwne rzeczy, ktore wydawaly sie odlegle i nieistotne. A moze wrecz przeciwnie? Moze to jakies wyrazne przekazy wygenerowane na podstawie moich doswiadczen i podswiadomych przemyslen, ktore stanowia cos, czego nie powinienem ignorowac?

Godz 3:30
W pewnej chwili doszlo do mnie, ze cevy juz sie skonczyly. Muzyka przestala brzmiec juz tak gleboko, choc dalej brzmiala duzo lepiej niz na trzezwo. Zaczelo mi sie chciec szczac. Zdjalem sluchawki i zorientowalem sie jak bardzo mam wyostrzony sluch. Nieslyszalne dotad odglosy byly szmerami. Szmery wydawaly sie hukami. Musialem pojsc do klopa w trybie teraz zaraz. Wiedzialem jednak, ze jesli starzy uslysza mnie lazacego o tej porze dziwnym krokiem, to zaraz zaczna sie pytania o co chodzi. Cos odpowiem, oni wyczuja dziwny ton glosu i anormalny dobor slow. A zwazywszy na moje ostre narkotykowe przypaly i niepokoj rodzicow o to, w co ja kurwa zmierzam, nie moglem do tego dopuscic. Siedzialem pare minut na lozku myslac, co zrobic. W koncu wstalem, rozgrzalem kosci aby mi nie strzelaly podczas skradania sie i zaczalem zmierzac w kierunku drzwi. W tamtej chwili wlasnie uslyszalem ojca mowiacego do matki, ze "musi cos sprawdzic". Zamarlem kurwa, ZAMARLEM. Slyszalem jego kroki. Oczy chyba wylatywaly mi z oczodolow w tamtym momencie. Dobrze, ze bylem wypalony z emocji i nie odczuwalem realnego strachu, to ta bardziej racjonalnie myslaca czesc mojego mozgu nakazala mi stac bez ruchu. Ojciec na szczescie poszedl do kibla sie wysikac i tyle. Ja pierdyle, horror %-D.

Postanowilem odlac sie do butelki, co tez zrobilem. Blee.

Godz 4:00

Reszte nocy lezalem na lozku gapiac sie w sufit, czujac sie bardzo samotny i opuszczony. Moj nastroj w tamtej chwili chyba najlepiej opisuja ta muzyczka http://www.youtube.com/watch?v=lFG7SxfI9CI. Lezalem sam, w zimnym pokoju, rozmyslajac nad calym tripem.


Nigdy w zyciu nie doswiadczylem czegos takiego. (skoro dostalem taka bombe po tym, to az ciekaw jestem, jak bardzo zmiotloby mnie DMT %-D) DXM to przy tym prymitywny odurzacz, nawet na 4 plateau. Nie wiem, czy to wszystko mialo wymiar bardziej pozytywny, czy negatywny. Na pewno wiem, ze nigdy o tym nie zapomne. Nie wiem kiedy zdecyduje sie na kolejny trip, ale chyba zrobie sobie nieco dluzsza przerwe. Takie polaczenie raju i piekla troche wykancza emocjonalnie. Trip po 25I na pewno nie jest zbyt dobrym pomyslem na impreze czy wspolne podrozowanie. Mowie to ze swojej perspektywy, byc moze ktos pomysli inaczej. Ja po prostu czulem, ze puszczaja mi wszelkie hamulce i naprawde nie widzialem niczego zlego i dziwnego w waleniu konia na czyichs oczach. Mialem tez ochote zwyczajnie wstac, pojsc do pokoju starych i zaczac wyglaszac wyklady filozoficzne. Ciesze sie, ze nie wzialem tego wiecej, bo nie wiem czym by sie to skonczylo.



Najgorsze jest uswiadomienie sobie faktu, ze narkotyk nie kreuje tych wszystkich okropienstw tak po prostu z dupy. One siedza w twojej glowie.
Uwaga! Użytkownik Nick na potrzeby [h] nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 5299 / 103 / 0
Ubiegły zbiegły czwartek. Telefon drynda. Odbieram.
- Co robisz w piątek? - Pyta słuchawka.
- No jak zwykle rano postawię klocka, zjem śniadanie, takie tam, a co?
- A będziesz pił?
- Brzmi ciekawie powiem ci szczerze ( :cheesy: )
- Nie pij, potrzebny będzie kierowca, chcemy być może na dwa auta jechać na imprezę.
- No dobra, mogę nie pić. - Odpowiedziałem mając 5g spida dla innego typa, a powiedział on, że mogę sobie odbić nieco jeśli będę chciał. Tak się składało, że amfy mi się odechciało generalnie jakiś czas temu i właściwie gdyby nie schemat, że impreza, kółko i ewentualny wyczuty alkohol, to bym se nie odbił trzech setek.

Jak na ćpuna, który przez długie lata ze spidem za pan brat był, odbicie tylko trzech setek bo i tak koleżka by się na więcej nie obraził, chyba całkiem nieźle?

Piątek, złego początek ;]

Wychodzę z chawiry, operacja: kotłownia. Wyrwana uprzednio kartka z zeszytu co by mieć coś czystego pod ręką... dobra chÓj, nie będę opowiadał Wam, jak się spida ćpie. Idę do kumpla, jako że listopad, jesień, zimno, szron, te cholerne przeziębienie i pociągający nos. Ok, wszystko spłynęło, inne się wchłonęło, oczywiście na pytanie czy chlałem odpowiedziałem zgodnie z prawdą - wodę mineralną.

Wszystkie dalej przeczytane imiona są fikcyjne, acz oparte na historycznych autentycznych faktach :finger:

Pietrek mówi, że ma „władka” rozsypanego na dekoderze w pokoju i jest przykryty kartką, wbiliśmy się do pokoju a tam niestety jego ojciec chlusta se Karmi. Pietrek się paczy na mnie, ja na niego, coś tam z ojcem pogadaliśmy. Telefon, Pietr odbiera, wsiedlimy w jego wehikuł (on miał w czubie % więc prowadziłem dumnie ja) i pojechalimy po następnego zioma. Wróciliśmy na bazę z myślą, że ojciec se poszedł a tu ni chuja. Tera to skumajcie :gun:

Mija może trzecia minuta jak tak se siedzimy i gadamy, Pietrek 2 setki wódki (ałłłł) bez zapitki, tak się na nas patrzy i wyjeżdża z tekstem: to co, walimy? Ja na Mariusza patrzę, on na ojca, ojciec na Pietrka.... "No walimy kurwa czy nie?"
Stary mówi "no nie krępujcie się zapalić trawkę". Jedyne co pomyślałem we głowie to "eee :-D ". Nie mogłem w to uwierzyć, Pietrek odsłania to co na dekoderze, wyciąga rulon i mówi "tato, my będziemy brali narkotyki" i sniiiiiiiif. %-D x 1000 Leżę!!!!

Chuj mnie obchodzi czy ktoś w to wierzy, tak naprawdę nie do końca wierzę w to sam, więc co se pomyślicie to Wasza sprawa. Kurwa no, trochę krępujące, mam jeszcze odrobinę rozsądku, choć być może tak być, że tak jest, może nie wyglądam po moich spamach, ale jakoś było mi ciężko przydupić. No ale skoro Mariusz bez zająknięcia to czemu nie ja %-D Pierdolę, do czego to doszło?

Pojechaliśmy na ustawkę, zbieramy się na dwa auta, jadym na trzaskodyski. Wchodzę do klubu, mijam tych wszystkich ludzi, co oni kurwa w okularach chodzą? Oj nie, to po prostu takie wielkie źrenice. Byłem spuścić z kija bo chyba żem z litr wody wpił jak nie lepiej, nikogo to nie rusza, że po 2-3 osoby wychodzą z jednego sracza i każdy pociąga kinolem. Nie no, to całkiem normalne, że jakieś nie wiem 150-200 osób w jednym miejscu jest legalnie spizganych ;] Rozjebał mnie motyw, jak dwóch kolesi się mija, jeden wchodzi do kibla, drugi wychodzi i się na siebie gapią w oczy, jakby porównywali, kto ma grubiej.

Wbiłem się na lożę, ustawiłem se jeden fotel jako podnóżek, a że kulturalny ze mnie narkus, starałem się nie ujebać go butami. I tak se oglądałem, jak do ruchanki, bo ciężko to było nazwać muzyką, mnóstwo naćpanych i najebanych ludzi popadło dawno temu w dzikim, szałowym transie. Minął jakiś czas, siedzę i widzę jak pewien idiota bluzga do swojej panny, a ta biedna, uległa nawet mu się nie postawi. Wyciskam dwa klony, miażdżę z partyzanta i siuuu do piwa %-D Nie wiem, i prawdę pisząć, jebie mnie co było z nim dalej.

Operacja kibel z zamysłem wciągnięcia półówki klona. Lubię wciągać kurwa, to mój fetysz jest. Otwieram drzwi, patrzę – nic nowego – dwóch kolesi tasuje jakiś proszek. Udając, że nic nie widziałem, zamykam. Ale nie, coś mi nie gra, otwieram, patrzę, a tu mój ziomek z czasów liceum :D DAWAJ WBIJAJ. No to wbijam, gadka szmatka, mam ostatki spida bo się podzieliłem w międzyczasie z kimś, wysypuję i swoje, no i sniff. Pogadalimy o starych czasach długo i beztrosko, nagle telefon, 5:40 zbieramy się powoli. To by było na tyle, jeśli chodzi o te dwa dni. Niebawem sobota, niedziela i podzieniałek ;] ;]
Spokój jest najwyższym szczęściem :*) Czanga tak bardzo
  • 677 / 1 / 0
Wrzuciłem to niegdyś do wątku o 25I-NBOMe w okolicach maja, ale za długi mi wyszedł ten wymiot, więc prosiłem modów o usunięcie. Teraz podrzucam go tu.

A zatem! Proszę forumowiczów o uwagę!

Hoffmanowy rajd rowerem dla ubogich czyli ja i 2mg 25I-NBOMe z cyklo!1

Zarzuciłem o 18:35. Trzymałem w papie około godziny aż do uzyskania klarowności ciasta. Akurat słońce się pokazało w tych smutnych stronach, złotem obdarowując styranych deszczem ludzi. Obmyślił sobie zatem ja co by tak by na rower się nie wybrać, poszaleć po wrzosach. Pod blokiem już konspira, nie patrzeć na ludzi, odpiąć to jebane zapięcie, starać się wyglądać normalnie, wsiąść, jechać, oj, zaraz, czy wystarczająco dużo powietrza w oponie? Tak. Hm, czy zostawić zapięcie pod blokiem, czy je schować? Mniejsza, wiecie jak to jest jak wszyscy patrzą i wiedzą, że jesteś upierdolony. Pewnie nawet baby w chałupach pranie przerwały robić żeby podpatrzeć czy ten koleżka przypadkowo nietrzeźwy.

Ruszyłem. Zawsze ogarnia mnie taki rozpierdol, że jest pięknie, bajkowo i oojej kurwa żeby jechać prosto i nie patrzeć na ludzi. Prawie wpadłem pod samochód jeden z drugim, kutas nie widział, że jadę, albo widział, że kutas, to wjechał :-D

Wparowałem na łąki, tuż pod obwodnicą. No OJAJEBE, poezja, maki rubinem sypią na te MORZA ZŁOTA. Na niebie dymają się chmurki i lewitują wielkie parowce. Wszystko skąpane w ciepłym słońcu, zboże faluje, drzewka zawadiacko kręcą czuprynami. Jakoś mnie się udało wywinąć za obwo nie wdupiając w żadne auto czy ścianę. Ciągle ma miska się cieszy, zaciesz roku, wszystko jest pięknie cudowne, boże, trafiłem w sedno, to jest to.

Na trasie wzdłuż wiadomcia: amatorzy adrenaliny na rolkach i monocyklach jadą w stronę swoich niespełnionych marzeń. Mijam patrząc pod siebie lub na boki, albowiem twarz mam niewyjściową.

Wjeżdżam w las. No OJAJEBIĘ te ramiona, niekończąca się zieleń zieleni, wszystko pływa, wszystko wzywa aby wyzbyć się materializmu i ganiać na golasa wpieprzając jagody.

Jadę dalej, trasa robi się grząska, mijam starowinkę, z daleko wyglądała jak człowiek grzebiący w starym pudle. Wyjeżdżam po wielu trudach na łąki za miastem, krowy pasą się wśród fraktalicznej trawy (potem podeszły do mnie, miałem wrażenie, że w ich ślepiach było błaganie o litość), słońce tonie wśród odległych granatowych chmur, całe w czerwieni i różu. Wszędzie unosi się mgła jako, że u nas napierdalało deszczem od stu lat, a dziś to wszystko zaczęło gazować w związku z temperaturą nad wyraz dodatnią.

Jeździłem w koło, w tę i na zad, wpierdoliłem się w bajoro, trasy wiodące dalej w las były zalane. Przeceniwszy głębokość bajora, uznając iż obędzie się bez poplamień wjechałem w nie i utonąłem po kolana. Buty cuchną do teraz, dziękuję.

Jechałem wśród tych mglistych moczar, jakieś zające, sarny ganiały po polach ciesząc się tą eskalacją wilgotności w glebie i powietrzu. Żabi skrzek ponuro wykrzywiał mi się w odsłuchu tworząc niejako historię debila, który utonął na polu i stał się moczarowym czartem, a rower dalej tkwi gdzieś na dnie jego serca.

Słońce już na dobrą sprawę spało, różane, czerwono-żółte i zielonkawe poświaty gościły na niebie.

Koniec końców było czas już się zbierać żeby jakoś wrócić, lub pozostać tu na zawsze. Dojechałem z powrotem w objęcia lasu, liście układały się w skomplikowane wzory, zmieniały kolor. Gdzieś gdy dałem się ponieść myślom dostrzegałem wypływające ze wszystkiego czarty, które czekają aż mój umysł osłabnie żeby mnie opętać (po wielu psycho mam taką baję, że nagle wypływa ze wszystkiego zło i się do mnie szczerzy gdy mam mega negatywne myśli). Spacerując w tym ciemnym i wilgotnym miejscu dokonałem autorefleksji, przeanalizowałem wiele trudnych sytuacji ostatnich dni, zapytałem się do czego prowadzą narkotyki, rozpostarłem ramiona i rzekłem: 'tu mnie zabrała ta moja narkomania'

Minęli mnie jacyś emeryci jadący przez las gdy ja w słuchawkach spacerując po ciemku gadałem do drzew %-D cudnie.

Po raz ostatni pożegnałem się z czystym złem z liści i wjechałem z powrotem na wielkie drogi wzdłuż obwodnicy. Tu, po zmroku czekał mnie zupełnie nowy poziom wrażeń, wróciłem z natury, teraz czas na bukiet świateł miasta. Wszystko było dalej skąpane we mgle, jadące tiry tworzyły cudne świetlne refleksy, wydawało mi się, że mój rower podróżuje przez kosmos, łapię stopa między kolejnymi hiper-stacjami na autostradzie Wszechrzeczy. Można było tak beztrosko płynąć tym rowerem w tej mgle, wśród tych świateł (stymulacja z lekka schodzącej bani daje infinity mode nogom). W oddali w wielkiej gromadzie granatowym chmur co jakiś czas błyskało, pomyślałem 'no ja pierdolę, lepiej bym sobie tego nie wymarzył jak dziś jest'.

W końcu, jadąc w te i na zad zdecydowałem się zajechać w miasto. Niech przeklętym będzie ten, któremu się ubzdura, że fraktale z cevów ułożą się w świat normalny, niczym u ślepego Neo z trzeciej części matrixa - wjebałem się w kolejne bajoro. Potem jeszcze parę rundek po parku, wgramoliłem się na szczyt widokowy i przez jakieś 5 minut starałem się wydedukować czy postać rzekomo siedząca niedaleko mnie istnieje, ale nie odważyłem się podejść na tyle żeby tę teorię potwierdzić lub obalić.

Zajechałem do domu, można uznać, iż bania zakończyła się. Z balkonu widziałem tylko zimne neony, dziś osiedle skąpało zimne, lekko zielonkawe światło. Cytując mistrza Toola:

"Daylight dims leaving cold fluorescents
Difficult to see you in this light"

Żar i namiętność tegoż ozłoconego wieczoru za nami, kochanie Nbome, wysikam Cię, a resztki przeora wątroba.
Potem uśpię się piwem i benzosami.

Pozdrawiam serdecznie, ni to zdechły, ni żywc - DivideaD :heart:
delikatny jestem na zwale.
  • 5299 / 103 / 0
Opowiem Wom tera, jak żem wczoraj motał oxazepam.

Cały dzień chodziłem podkurwiony i nie wiedziałem o co mi b, co to za wielkie WTF? Jak poogarniałem swoje i zacząłem czytać Hajpa - dotarło. To dupościsk był. Tak se czytałem o oxazepamie, bo tak się mi trafiło jakoś się trafiło, i już nawet napisałem, że jutro, czyli że dziś, dorwę. Ale kurna ściskodup był już zaawansowany, nie chciałem żadnych pobudzaczy, euforiantów, alkanolu, dzień upływał pod znakiem śmierdzącego kapcia i wypadało coś przydupcyć innego niźli to, co na ogół trafiało w ośrodkowy układ nerwowy pigułożercy ostatniemi czasy. Pora na depresanty rasowe w postaci kombinerek yy wróć kombinacji benzo+opio.

Myślę, myślę, co by tu zrobić. Późno już, a tu trzeba ogarnąć reckę i do apty się wybrać, a kawałek jest w kilometrach. Szybko za telefon, dzwonię do świrologa. Dryn, dryn, nie odbiera. Uuu maleńka, bo się na kodeinie samej prostytutce skończy samej. Oddzwania! JUPI, akodyn!

Odbieram.
- Dzień dobry wieczór, z tej strony X.Y. von pill...
- Milcz, suko - przerwał - gadaj co chcesz o tak późnej godzinie.
- Wie szanowny pan psychiatrolog, żem psychiczny jest i niebezpieczny dla otoczenia, dałoby radę oxycontin bez refundacji?
- Oxycontin, pojebało cię do reszty?
- Znaczy no ten no, oxazepam się ma rozumieć, bez zniżki of course.
- Pill, narkomanie, nawet jakby na zniżkę dało radę to bym ci nie wypisał, narkomański śmieciu.
- No a da redę opakowanko jedno, kochany panie psychiatrologu?
- Dobrze, ścierwojadzie. Wbijaj do mnie. Tylko wiesz, będzie lodzik, jak ostatnio.
- Nie przypominam sobie, żeby robił mi pan loda ( 8-( )
- Nie, nie, kolego, to ty mi...
- Ale... myli mnie pan z kimś :D
- No tak, ciebie pikowałem w dupę.
- No nie, na pewno nie mnie LOOL.
- No to 50 zł się należy.
- Kurwa świrolog, nie wkurwiaj serca artysty, dam ci pół paczki, pasi?
- Widzę, że ciśnienie ma narkus skończony. Pies cię trącał i osikał kot, wbijaj, ja już wypisuję.

Ale mnie poschemacił czub :nuts: Obyło się bez pedalstwa na szczęście. Ok, mam reckę, autobus, te sprawy. Biegnę do apty. Recka, dyszka, wymiana, oxek jest w kieszeni! Zwijam w piździec do drugiej apty po dwa tjokodyny. Kurwa, do czego to doszło, żebym się szprzycował kodeiną :wall: Wbijam do drugiej apty, a tu motyw, że mi nie sprzeda dwóch opakowań. Myślę, ładny kutas. Pięknię proszę panią Magister, bardzo proszę, wysłała mnie rodzina autobusem, bilety takie drogie...

WIEM ŻE JESTEŚ NARKOMAŃSKĄ ŚCIERĄ, NAŻRYJ SIĘ I UMRZYJ

To na szczęście tylko pomyślała i z uśmieszkiem, wiecie jakim, ostatecznie sprzedała.
Uderzyłem do pobliskiego sklepu, zakupiłem Pepsi w puszkodynie i uderzyłem na pekap. Oxazepam pod językiem przygniatam ażby się przezśluzówkowo wmiętolił w receptory benzosowe, a tu telefon. Dryndna PilotTupolewa, Ta to ma wyczucie narkomańskie, wie kiedy się pilleater intoksykuje.

- Feśc hotku
- Co tak niewyraźnie mówisz
- Wo mam wenzo fod łęwykiem i fekam aw zięm rozfuhhi
- Ćpun, nie żryj tego "wenwo" bo i tak już jesteś zryty. Zadzwoń jak już ci wejdzie to się z ciebie pośmieję.
- Oh, wawonie wa hilka hinut :heart:

A tam będę dzwonił, oxazepam powoli wchodzi, pora zapodać kodeinę prostytutkę. Wciskam 150 mg na pekapie tak lekko z partyzanta. Wiecie, dworzec ma fajny klimat narkomański. Może moje mieściwo nie ma dworca jak w Katowicach, ale co tam, wybrzydzać nie można. Ojebałem paczkę kody, wywaliłem do hasioka ulotkę i opakowaństwo. Myślę "psi kutas, co za błąd!!". Nie zjadłem antyhistaminy, będzie drapu-drapu nieboraku. Dzwonię do Pilotki, powiadam, że zeżarłem tylko pakę bo nie chcę się zadrapać na amen, przekonała mnie jednak, że mały sens dorzucać. Akurat zmieniłęm lokalizację na dworzec pks. No cóż, to też dworzec. Wyciskam, mając w anusie moździerz zasiadającą nieopodal poblisko, intokykacja z użyciem Pepsi. Tak se gadamy o bzdetach, a tu Pilocia się rozłączać musi albowiem życię Ją do tego zmusza.

Zajeżdża mój autobus, czuję jak coraz bardziej rozkręca się koda, patrzę na szybciora w lusterko autobusowe, japa czerwona, coraz bardziej swędzi :-D Siadłem z tyłu na loży jak to mam w zwyczaju nie tylko na haju. Zgasił światła, startujemy. Japą drapałem się o wszystko co popadło, w końcu stwierdziłem, ze siedzenie jest najbardziej szorstkie. A że ciemno no to gębą o siedzenie %-D Dobrze, że nikt tego nie wylookał. W okolicach północy dorzuciłem pozostałe 130 mg oxy i powiem Wam szczerze: słabo, słabo. Było od razu całą pakę zapodać.

Reasumując, chÓj mnie to, że Was ta historia, w której mało co się działo, interesuje. Czułem wewnętrzną potrzebę podzielenia się z Wami moimi relacjami. Niebawem druga część poprzedniego note'a.

Akodyn :heart:
Spokój jest najwyższym szczęściem :*) Czanga tak bardzo
  • 104 / 2 / 0
Opowiem o akodynie



Ok. drugiej nad ranem zarzuciłem 900 mg dexa.
Ładował się ok. godziny, w międzyczasie wypiłem ze cztery kieliszeczki wódki.


Kiedy zaczynało działać czułem przyjemny rozpierdol w głowie-świat się kręcił, falował i wyginał. Pokój u ziomka wydawał mi się niesamowicie długi. Po dwudziestu minutach najarany ziomek zaczął mi opowiadać o statkach, statki to jego pasja, uważa, że gdyby nie jarał to by był marynarzem.



Ziomuś w końcu się zamknął i wyszedł do kuchni, zostawiając mnie samego.



W mojej głowie pojawiła się myśl "kurwa kurwa a jeżeli jestem statkiem, o chuj co teraz". Myślałem, że zwariuję. Wydawało mi się, że jestem statkiem, pokój wydłużył się i wypełniła go woda. Wrzeszczałem do ziomka co mam teraz zrobić, ale on chyba nic z mojego bełkotu nie usłyszał




Myślałem, że utonę, TOPIŁEM SIĘ. Nie wiedziałem w którą stronę iść. Cały czas się wydzierałem, twarz ziomka przypominała mi kokosa.



Kołysałem się na boki. To był peak bani
Teraz to wiadomka, sucho w ryju jak na Saharze, łeb boli.


Bałem się jak cholera na tym tripie. Bałem się, że umrę w tej wodzie
alkohol to Twój wróg
I Twych najbliższych
  • 238 / / 0
Sobota rano z moim G., dzień jak codzień, bonio na dzień dobry, nieznana ilość MXE przed wyjściem z domu. Jest jakoś po 12. Lekko cudownie, stwierdzamy, że żadne materialne przedmioty mam są niepotrzebne, bierzemy więc parę drobiazgów (w tym obowiązkowo kosmetyczkę z dragotykami) ruszamy na miasto na cały dzień. Słoneczko świeci, pięknie, cudownie. Docieramy na rynek małego miasteczka, festiwal rzeźby lodowej, więc podziwiamy te piękne twory, jednak ogłuszająco głośno, ludzi tłum, więc ruszamy dalej. Kilka najbliższych godzin to plątanie się od znajomych do znajomych, to tu, to tam. Nieszczególnie istotne.

W między czasie robi się już ciemno, MXE zdążyło zejść, odpuszczamy sobie zaplanowaną wizytę na lodowisku (samą wizytę może nie, jednak rezygnujemy z jeżdżenia) siadamy na ławce przy blokach obalamy domowej roboty winko - słodziutkie, pięknie grzeje od środka. Czekając na resztę ekipy lądujemy u znajomego, gdzie kolejne winko idzie w ruch.

Koło 20 wszyscy się zebrali, uderzamy do domu K. Rozgaszczamy się w jego pokoju, wóda idzie w ruch, wino idzie w ruch. Razem z G. odpuszczamy sobie już alko i raczymy się nieznaną ilością MXE. Kosmetyczka z dragotykami ciągle w zanadrzu, gdyby coś, gdyby czasem. W międzyczasie schodzi się więcej ludzi. Melanż, melanż. Wszyscy się bujają, przekrzykują muzykę. Chaos i zniszczenie totalne od tego momentu będzie postępować w zastraszającym tempie. Pije wino, fajki idą w zastraszającym tempie, ciągle siwy dym w pokoju. Gadka z tym, gadka z tamtym, dobrze jest. Część ekipy się zwija.

Lądujemy razem z G. i M. (nowy bohater opowieści, człowiek który wyćpał prawie wszystko) i kosmetyczką z dragotykami w łazience. Sypię dla M. jakąś solidną dawkę MXE (jak na takie okoliczności solidną, jednak nie więcej niż 100mg), my z G. szamamy 250mg 3-MMC na pół. Wracamy do pokoju, usadawiam się wygodnie na prowizorycznej kanapie złożonej z trzech krzeseł i koca, skąd przed najbliższą godzinę nie będę nawet próbowała się ruszyć. Cudowne znieczulenie całej jamy ustnej. Tylko woda i fajka za fajką, woda i fajka za fajką. Jest niesamowicie dobrze i przyjemnie. Bujamy się bujamy, gadamy gadamy. M. pół wieczoru prawi mi tyrady, aby nie ścinała moich długich włosów, bo złamie mu serce. Chce razem z G. i K. założyć zakon obrońców moich włosów. Długa skminia, wzięte wcześniej kryształy już zeszły, idę do toalety i zajadam się nieokreśloną ilością MXE. Otwieram drzwi, a za drzwiami G. i M., ładują się do łazienki cobym sypnęła dla M. trochę dragotyków. Więc sypię mu MXE z braku czegoś innego (było jeszcze 2C-P i maczana, ale demokratycznie stwierdziliśmy, że te smakołyki sobie na dziś odpuszczamy).

Wracamy. Siedzimy. Dobrze się bawimy. Najebanemu już konkretnie K. sypię kreskę z MXE. Przez cały ten czas ja i G. nie piliśmy, za to M. cały czas łoił wódę. W pokoju już totalne pogorzelisko, ściany popisane markerem. M. i K. gdzieś znikają. W między czasie otwieramy miód pitny, którym z chęcią od chwili otwarcia ciągle się raczę. Po jakimś czasie zguby wracają z poważnymi zaburzeniami błędnika i ośrodków mowy. Bełkocząc i obijając się o ściany, potykając o własne nogi. Postanawiamy zejść na dół, gdzie jest kominek i gdzie można się już na spokojnie rozsiąść. Z kilkunastoosobowej ekipy zostaje kilka osób. Rozsiadam się wygodnie w fotelu przy kominku, otaczają mnie M. i K. mówiąc mi, że zostałam wybrana na matkę mesjasza i że muszę zostać matką mesjasza, bo doszli do takiego wniosku. Otacza mnie grupa facetów, ja siedzę w tym fotelu z butelką miodu pitnego, dwoje z nich mówi mi, że zostałam wybrana na matkę przyszłego mesjasza, czuję się jak bogini. Jednak brakuje mi już flow, aby wdawać się z nimi w dyskusje, czuję się totalnie trzeźwa. A oni dalej swoje. Dopiero kategoryczne stwierdzenie, żeby zostawili już moją macicę w spokoju powtórzone wielokrotnie, ucina dyskusję. Chłopcy zanoszą K. do łóżka, który kategorycznie ma już dość. M. kładzie się spać. G. również. Zostaję ja z jednym kolegą i popijając miód pitny, paląc cała masę kręconych fajek bez filtra gadamy od godziny 3 w nocy do 7 nad ranem. Zbieramy się w trójkę z G. do domów. Mimo iż nie czuję się senna przez cały czas, jednak po dotarciu do domu padam na łóżko i po jakimś czasie udaje mi się zasnąć.

The End.

Chaos, zniszczenie i dragotyki.
życie jak las vegas parano
  • 677 / 1 / 0
@pilleater: kurwa mać, uwielbiam Twoje trip noty %-D
delikatny jestem na zwale.
  • 2372 / 55 / 0
Jest godzina pięć po drugiej. Noc świętego Sylwestra. Fajerwerki poszły już dawno do nieba, a petardy dały huk, jakiego media i gawiedzi potrzebowali, a ja tymczasem siedzę sobie ciepło na dupie i to nie tylko dosłownie, bo mnie grzeje coś więcej prócz kaloryfera obok, który swą wytrwałością i przywiązeniem do mnie zasługuje na miano drugiego najlepszego grzejnika dzisiaj. Może i trochę znajomkowie posmutnieli, że nie dane nam było spędzić ten wieczór razem wśród strumieni rozlewającej się wódki i ochoczo tańczonego tańca zwanego "na trzy". W końcu to zwykły dzień, jakich jest wiele, ale dzięki kalendarzowi stał się ogólnoludzkim przymusem wręcz na takich spotkaniach do wspólnej najebki aż do osrania i przekazywania trudnych do odczytania komunikatów słownych. Jakoś mi to już przeszło (może tylko na dzisiaj?) po ostatnich wyczynach z prostackim wzorem jakim jest C2H5OH, ale przecież tylko mały procent to rozumie. Taki jakby światowy przymus, że "musisz się najebać". I w takich właśnie chwilach można poczuć się trochę bardziej nonkonformistą niż zwykle. Jakieś tam podbudowanie ego nadszarpniętego przez świadomość, że jednak NIE JESTEM wolny.
Czasem trzeba wziąć na chłodno i z innej perspektywy swoje poczynania i rozkminy. Dlatego uwielbiam dysocjanty (w szczególności dxm'y). Dają nam możliwość w jakimś stopniu oderwania się od tego pierdolonego filtra zwanego kontekstem. Zaliczyłem 150 DXM, blant spalon, wcześniej pokreśliłem jednego szczura, parę drinków poszło i wiedziałem, że tylko jednego mi do tego stanu potrzeba: grzanka. Jak pomyślałem tak zrobiłem i czuję się SUPER ! Cieszy mnie świadomość, że jutro większość będzie zdychać, a ja wstanę sobie pełen sił, poprawię kolejnym i będę szczęśliwym posiadaczem magicznego artefaktu jakim jest banan na ryju. Pierwszy raz mając możliwość umoczenia ryja w tym gównie zwanym etanolem odpuściłem i jestem z tego powodu niezmiernie uradowany, a euforia (dodatkowo podbudowana ;) ) wypierdala mnie ze skarpet. Jednak jestem silniejszy niż myślałem. Daaawnooo TEGO nie czułem, a teraz żałuję. Trochę rzeczy próbowałem, w parę wciągnąłem się bez opamiętania, ale i tak nie ma gorszego gówna z łajnem niż ten pierdolony etanol. Serio! :finger:
No, ale wracając, skronie me nawiedziło przyjemne smyranie, w koniuszkach palców czuję małe silniczki wibracyjne, które emanują uroczym ciepłem puchowej kołderki, a środek właśnie nastawił czajnik (pozdro ziomek!) na ogień i "I'm feeelin' good" ! Ze słuchawek rytmicznie przesyłany jest dźwięk o nazwie "Free Bird" skądinąd zajebistej kapeli Lynyrd Skynyrd, znane lubiane, ale się właśnie kończy i wskakuje Paul Rodgers ze swoim Free. Noga wybija rytm co do 1/16, a głowa bezwładnie się kołysze, czyli bit dobry, można odpalić papierosa, żeby to uczcić. Zaciągam się fają, ahhh ta chmura w płucach... Wypuszczam poowoooliii, delektując się smakiem, dym leci niczym słup soli prosto w górę, na sufit co by go troszkę zżółcić. Wszystko jest na miejscu. Niezwykle interesujące są te drgania wody w butelce, dzięki bassowie dobiegającemu się z dołu. Ale i tak to spod mnie nie dochodzi, bo słuchawki mam i akurat Hendrix napierdala cuda-niewidy na swej ukochanej gitarze. Ehhhh, nyga, żebyś Ty dziś żył... Nawet nie wiesz, ile dałbym za Twój koncert na żywo i aby po nim z Tobą się sfazować. Czuję, że moglibyśmy być bratnimi duszami, ale cóż - TAK MIAŁO BYĆ. Nie płacz, kiedyś się spotkamy. ;)
Lekko histamina zaaprobowała swą obecność, ale przecież kto by się tym przejmował, skoro to TAKIE przyjemne jest? No, wiadomo, że nie ja. W sumie, pierwszy wyrzut histy od...nigdy po kodzie. Ale nie na tyle, żeby drapać. Pewnie efekt przechlanej wątroby, po przygodach słabiej sobie radzi. Wątrobo! Trzymaj się ramy i gaci mamy to się nie posramy! Zaufaj, zią! Żołądek to zrozumiał i żadnych sensacji na przyjęcie 25 tabletek i trochę wódy nic nie robił to dlaczegóż niby Ty, ma Wątrobo, miałabyś być przeciwko mnie? No, rozumiesz, więcej niż można się spodziewać. I za to Cię lubuję ma miła "Like a Rolling Stone", jak to śpiewa obecnie Bob Dylan sobie ochoczo. No Jagger nie był zbytnio oryginalny w wyborze nazwy kapeli, ale wydaje mi się, że nadrobił to twórczością i ćpaniem. Chrońcie Jego duszę Bogowie. Na równi z naszymi, abyśmy wybrali jednak tę lepszą drogę.
No i rozpoczęło się to, na co czekałem: przemiodne noody. ;] Chciałbym coś więcej napisać w tym akapicie, ale samo-przymykające się oczy są jednak na tyle utrudnieniem, że idzie mi to jak krew z nosa. Ale naskrobię coś, jasne. ;) Na dodatek rozprasza mnie epicka nuta na ten właśnie stan: "Film" K44, nie musze tłumaczyć, co się kamani właśnie. Dlatego UWIELBIAM tę orgazmogenną matematykę! Ale dobra, dobra - nie zapominaj oddychać hehe %-D "Zapuszczam się iści tajemnego świata".
No, ale dzisiaj w końcu poczułem zimę! Fakt faktem, może i nie padał śnieg, ale przynajmniej tak zmroziło, że pojawił się otulający szron. A, że czuć klimat, więc właśnie w tle "Jingle Bell Rock", lajtowo płyniemy przez stulecia Muzyki, a kaloryfer zimny. Do czego to doszło, żeby człowiek musiał jeszcze ogrzewać mieszkanie. ;) Już na szczęście pusto, bo przez chwilę było zwalenie się na moją głowę "brygady anty-antysylwestrowej", ale nie dałem się bez walki. Co trzeba było, to odbębniłem, a reszta jest milczeniem (owiec, hehe).
Potwierdza to swym artyzmem Marvin Gaye, za co Mu dziękuję. Wie chłop, czego mi potrzeba w tym czasie, w którym właśnie wklepuję te literki do notatnika. Kliknięcie i Ottis Redding swoim "Ain't No Sunshine" również Mu wtóruje. Czyli całkiem pozytywnie. ;] I tym samym wpadam pod ciepły plusz nooda, tekst przecież poczeka, nieee? Przecież jest dopiero trzecia godzina...

A reszta była milczeniem jednym i wielkim nodem. :*)
Tylko hipisi mieli gnostyczny, poznawczy ideał, natomiast dopalacze kupują głównie młodzieńcy w kapturach, którzy robią to, bo jak mówią - dobrze ryje banie
  • 270 / 12 / 0
To i ja opowiem najgorszego bad tripa jaki mi się w życiu trafił, po DXM.
Miałem jakoś 15 lat, zacząłem czytać to forum i oczywiście zachciało się eksperymentowania. Poleciałem do apteki po acodin.
Jako, że rodzice poszli do pracy, wpadł ziomek i oszamaliśmy po 20 tablet na głowe. Efekty były, ale to raczej nie to, czego się spodziewałem.
Na trzeci dzień miałem wolną chate na noc. Naczytałem sie tu róznych narkomańskich tripów ( a psychika wtedy młoda i słaba u mnie) postanowiłem, że dzisiaj wieczorem poszaleje. Kupiłem ze 3 piwka i naszykowałem jakoś 45 tablet. 650mg na wage wtedy 64kg. Zarzuciłem, popijałem piwko i czekałem. Po około godzinie zaczęło wchodzić, pamiętam było zajebiście, słoneczka z gg po całym pokoju mi latały, muzyka była jakaś taka inna i papieros lepiej smakował. Po 2.5 jakoś od załadowania zaczął się KOSZMAR. Haluny poważne, rozmawialem sobie z kimś kogo nie było. Nie mogłem sie ruszać chodziłem jak robot bardzo cięzko, całe ciało mnie swędziało. I się zaczęło... serce, oddech, drgawki... nie wiedziałem co sie kurwa dzieje, myślalem że zwariuje.. serce nigdy w zyciu tak mnie nie bolało, myslalem ze wyskoczy, zaczęlem sie dusić a nogi zaczęly same latać nie miałem nad niczym kontroli. Docząłgałem się do łazienki, próbowałem puscic pawia ale nie udało mi się. Zacząłem płakać i modlić się, byłem przekonany, że nie przeżyje tej nocy. Traciłem przytomność.
Połozyłem sie do wanny i caly czas oblewałem zimną wodą, była poprawa dopóki lała sie woda. Chyba ze 2 godziny oblewałem sie zimnym. Wkońcu przeszło, poczułem ulgę i połozyłem sie do łózka. Bardzo potrzebowałem czyjejś obecności, więc właczyłem TV. A tu jeb! ZEZ! myśle tego jeszcze brakowało, żebym zeza dostał.. zaslaniałem jedno oko, a drugim patrzylem na telewizor. Leżałem tak do 5 rano, wkońcu zasnąłem.. Jak sie obudziłęm dziękowałem Bogu, że zyje i nic mi nie jest. Mimo, że minęlo prawie 8 lat to pamiętam jakby było to wczoraj. Od tamtej pory odechcialo mi się testowania CZEGOKOLWIEK tylko trawa. Po 15 miesiącach wszamałem dopiero węgorza z fety...

Odpowie ktoś, dlaczego pojawił sie Zez ?
ODPOWIEDZ
Posty: 335 • Strona 27 z 34
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.