Gdy śpiewamy hymn na Przystanku Woodstock, mam ciarki. - Przez tych kilka dni bądźmy kawałkiem ziemi, która nas łączy - mówi ze sceny Jurek Owsiak. - Może skoro da się tak przez kilka dni, to da się i dłużej? - dodaje nieśmiało Dominika.
– Niech tu przez trzy dni będzie duch przyjaźni, o którym w Polsce się zapomina. Niech tu będzie duch tolerancji i wzajemnej dyskusji. To wasz kraj, dbajcie o niego, bądźcie z niego dumni. To miejsce jest powodem do dumy. Pokażemy całemu światu, że potrafimy się bawić pięknie, wspaniale. Żeby świat nas przytulił do siebie, w tych czasach niespokojnych, złych – mówi Owsiak. Od tysięcy uczestników 23. Przystanku Woodstock dostaje głośną owację.
To owacja także dla ministra MSWiA Mariusza Błaszczaka, który zadecydował, że „najpiękniejszy festiwal świata” ma status imprezy podwyższonego ryzyka.
– Ale tej karawany nie da się tak po prostu zatrzymać – krzyknie do mikrofonu Owsiak już po otwarciu Przystanku i znów odpowiedzą mu brawa.
Przystanek na prawo
Dzień wcześniej wsiadam we Wrocławiu do pociągu o nazwie „Siema”. Jedzie do Kostrzyna nad Odrą.
Ma trzy składy, ale i tak za mało – plecaki leżą pomiędzy siedzeniami (trzeba przeskakiwać do toalety), część ludzi siedzi w korytarzach, ale nikt nie narzeka.
Piwa otwieramy jeszcze przed gwizdkiem konduktora, po godzinie wiśniówka i cytrynówka (nawet nie wiadomo czyje) krążą z rąk do rąk po przedziale. W dymie papierosów śpiewamy Kazika, ktoś gra na gitarze.
W pociągu poznaję studentów, prawie 30-letniego informatyka i 21-letniego pracownika call center. I chłopaka, który po zawodówce chce zostać kolejarzem, i Nepalczyka, który pracuje w firmie pod Wrocławiem, i pracownika BMW w Monachium, który nie owija w bawełnę:
– Jak się chłopaki dowiedzą, że gadam z dziewczyną z „Wyborczej”, to mnie zaje... Ale jest Przystanek Woodstock, więc możemy rozmawiać.
Grzesiek, bo tak ma na imię, głosował na Nową Prawicę. – Petru jest dwulicowy, namawiał do kredytów we frankach, a sam je przewalutował. PO słynie z afer i kombinatorstwa. A Korwin to jedyny gość, który utrzymuje od lat te same poglądy, choć trochę przegiął, gdy powiedział, że kobiety nie powinny brać udziału w wyborach.
– A PiS?
– To żadna prawica, raczej centrum, bo bardzo działa społecznie. Daje 500 plus, podwyższa emerytury, no i broni Polski przed nachodźcami, z czego najbardziej się cieszę.
– Bo?
– W mojej fabryce połowa ze 180 pracowników to muzułmanie. Ci z Turcji są OK: mogę podejść do chłopaka, powiedzieć: „zrób Allahu Akbar”, i ten się zaśmieje. Ale później wracam do swojego mieszkania w bloku, a tam imigranci z Bliskiego Wschodu. Gdy mieli ramadan, koledzy za głośno słuchali muzyki na balkonie i jeden z nich skończył z pociętymi plecami. I dlatego złapałem się za głowę, gdy Owsiak powiedział, że zaprasza też nachodźców. I jako wujek przyjechałem pilnować te dwie – pokazuje na kilkunastoletnie dziewczyny. – Ale ty się pewnie z Owsiakiem zgadzasz.
Jurek Owsiak: Szanuję wyborców PiS-u. 80 proc. z nich gra z Orkiestrą. Robimy razem dobrą robotę
– Znam paru uchodźców i są w porządku.
– Może paru jest, ale większość dociera do Europy nie wiadomo skąd, bez paszportów, bo im się potopiły w morzu. Nie chcą się asymilować i rozmnażają się na potęgę. U nas w rodzinie jest średnio dwoje dzieci, u nich – siedmioro. Lada chwila będę miał cały blok wypełniony sąsiadami najeźdźcami.
Przystanek pokój
Wysiadamy na dworcu w Kostrzynie. Między tłumem krąży dziennikarka TVP, ale większość osób mija ją z uśmiechem lub nawet nie patrzy. Po chwili znajduje dwie chętne do rozmowy kilkunastoletnie dziewczyny z kolorowymi włosami. – Pytała nas tylko, jak podróż – mówią.
Autobusem za 3 zł dojeżdżamy na oddalone od centrum o ponad trzy kilometry pole namiotowe.
Mijam chłopaka w koszulce „Fuck society” i maską Anonymous na twarzy, kolejnego w koszulce „Niech żyje techno”, jeszcze innego w T-shircie z symbolem Polski Walczącej. I dwóch trzymających się za ręce, krzyczących: „Wolna miłość!”. I rozmawiającego przez telefon Brytyjczyka z wytatuowaną pacyfką na kostce. I grupę Francuzów, którzy przyjechali do Polski specjalnie na Przystanek Woodstock. I grupkę chrześcijan rozdających każdemu małe Biblie.
Pomiędzy tłumem krąży Pokojowy Patrol – to wolontariusze pomagający uczestnikom jako służby informacyjno-porządkowe.
Rozbijamy namioty niedaleko obozowiska, nad którym jego mieszkańcy rozwiesili napis: „Jest, k..., pięknie, jest, k..., cudownie”.
Przystanek dalej od Kościoła
W czwartek około południa w Akademii Sztuk Przepięknych (to miejsce spotkań i warsztatów) kilkadziesiąt osób siedzi na
trawie, oglądając na telebimie rozmowę z ojcem Pawłem Gużyńskim, która trwa w namiocie obok.
– Czy w gestach, czynach i słowach tych, którzy pojawiają się na miesięcznicach smoleńskich, widać miłość? Zostawiam was z tym pytaniem. Ja mam sporo wątpliwości. Co, gdy po wyjściu z kościoła ktoś woła: „Jarosław, Polskę zbaw!”? Mógłbym się teraz podeprzeć wieloma teoriami naukowymi, ale powiem krótko: to niebezpieczne.
– Też tak uważacie? – dosiadam się do przypadkowej pary.
– Pewnie, polityka i Kościół nie powinny się łączyć, a religia być wykorzystywana do wspierania partii – twierdzi Magda, studentka architektury w Katowicach. Wychowała się w katolickiej rodzinie, ale do kościoła nie chodzi od dwóch lat. Jeszcze nie wie, czy weźmie ślub kościelny. Jej siedzący obok chłopak Dawid też do kościoła ostatnio nie zagląda.
– Dlaczego?
– Bo drażni mnie w nim parę rzeczy. Na przykład pedofilia: kiedy wybuchnie afera, Kościół wypuści jeden przepraszający komunikat i uznaje sprawę za zamkniętą. Albo pieniądze: w każdej świątyni jest tyle zbędnego złota, a dla mnie najlepsza świątynia to taka, która ma białe, gołe ściany i krzyż. Prostota i szczerość. Po co to złoto w kościele, skoro sedno sprawy i tak wisi na środku – uważa Dawid.
– Kościół powinien zachęcać do przyjmowania uchodźców?
– Tak, bo chrześcijaństwo to miłość i dobroć. Za dużo u nas tej smutnej martyrologii. A duchowni powinni być tacy jak ksiądz Kaczkowski. Był ludzki, życzliwy, wychodził do innych.
Przystanek Jezus
W tym akurat zgadzają się z Anią i Kaliną (przyjechały z Poznania, gdzie studiują), które jednym głosem mówią: – Kościół powinien się dopasować do naszych czasów. A jest tak, że nasz kolega idzie do spowiedzi i przyznaje, że palił
marihuanę, a ksiądz zbulwersowany odpowiada, że nie da mu za to rozgrzeszenia.
Spotykam je na Przystanku Jezus. Siedzą pod namiotem na
trawie, słuchając religijnego koncertu. Obie są wierzące.
– Pascal w swoim zakładzie udowodnił, że lepiej jest wierzyć, bo zamiast doczesnego życia można mieć jeszcze to po śmierci. No i z wiarą na co dzień żyje się łatwiej. Mam świadomość, że ktoś jest zawsze przy mnie – tłumaczy Ania.
– A to w porządku, jak po wyjściu z kościoła w miesięcznicę smoleńską ludzie wołają: „Jarosław, Polskę zbaw!”?
– Zdecydowanie nie, bo polityka nie ma mieć wstępu do Kościoła – odpowiadają. – Ale są sprawy, kiedy ingerencja Kościoła jest potrzebna – dodaje Ania.
– Jakie?
– Aborcja. Kościół ma prawo powiedzieć, że to niezgodne z jego nauką.
– Kierowałabyś się jego nauką, gdybyś mogła umrzeć?
– Dla mnie człowiek zaczyna się od poczęcia. Nie usunęłabym. Ale ty byś mogła.
– To znaczy?
– Powiedziałabym ci tylko, że tego nie popieram, ale nic na tobie nie będę wymuszać.
– A o uchodźcach Kościół ma mówić?
– Nie, bo ze strony uchodźców grozi nam niebezpieczeństwo.
– A może wpuszczać do swoich świątyń ONR i odprawiać mu msze?
– Co to ONR?
– Obóz Narodowo-Radykalny, skrajni prawicowcy krzyczący: „Polska dla Polaków!”.
– To mnie akurat wkurza – mówi Ania. – Jakiś czas temu jechałam w Poznaniu komunikacją miejską. Była w niej też ciemnoskóra kobieta, chyba Hinduska. Jakiś facet, wysiadając, krzyknął: „Umyj się, k...!”. Wściekłam się, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo drzwi się zamknęły.
Przystanek róbta, co chceta
Idę ulicą Północną, która przecina woodstockowe pole. Stoją przy niej budki z ubraniami, zimnymi napojami i książkami. Mijam siostrę zakonną, która siedzi na chodniku i rozmawia z kilkunastoletnią dziewczyną z namalowanym na czole odwróconym krzyżem. Trzyma tekturę z napisem: „Zbieram na wodę święconą”. Po kilku minutach zakonnica zmywa jej odwrócony krucyfiks.
Parę metrów obok księża myją nogi za free. Kilku innych przechadza się po ulicy, śmieją się, rozmawiają z młodymi, czasem wspólnie się modlą.
Kilka osób śpi na
trawie lub w krzakach. Pozostali, idąc ulicą, przybijają sobie piątki. Ktoś pyta o papierosa, ktoś inny częstuje piwem, a ten z tabliczką „Free hugs” na szyi przytula przypadkowych ludzi.
Mijam też chłopaka przebranego za Jurka Owsiaka, innych – za biskupów, piratów, mężczyznę we włochatym stroju kurczaka.
– Przystanek Woodstock to takie miejsce, gdzie możesz robić, co chcesz, i nikt cię nie ocenia – tłumaczy mi jeden z uczestników.
Dwudziestokilkuletni chłopak gra na gitarze i śpiewa przed kilkunastoosobową grupą. Inni woodstockowicze zachęcają kartką z napisem: „Ładowanie telefonów w przyczepie. Piwo lub 5 zł”. Trochę dalej ktoś puścił Spice Girls z głośników w samochodzie i zorganizował dyskotekę: na ulicy tańczy około 20 osób.
– Dziewczyno, mam prośbę – zaczepia mnie chłopak. – Uśmiechnij się! No, wiedziałem, że to dla mnie zrobisz.
Jedna z uczestniczek wśród ludzi na Woodstocku zebrała większość ankiet do swojej pracy magisterskiej. – Rozdawałam każdemu, kto przyszedł pod nasz namiot. Dzielnie walczyli z pytaniami przez 1,5 godziny. Miałam jeden z lepszych wyników.
Przystanek Woodstock z dala od polityki
– A ta wojna pomiędzy jednymi i drugimi mnie męczy. Bezsensownie biegną jak za marchewką. Moi znajomi, inteligentni ludzie, bojkotują wodę tylko dlatego, że nawiązała współpracę z jakąś firmą. Bojkotują wodę! – denerwuje się Ola, studentka z Wrocławia. – Jeszcze parę lat temu nikt nikogo nie pytał: za kim jesteś? A ja jestem jak Kazik, który śpiewał :„Idę prosto, nie zbaczam ni w lewo, ni w prawo”.
– A ja przez cały miesiąc przed Woodstockiem modliłem się, żeby nie okazał się polityczny. Bo teraz polityka i poglądy wciskają się w każdą sferę życia – dodaje jej chłopak, 29-letni Piotr.
– Na przykład?
– Od lat gram w kolekcjonerską grę karcianą. Jest naprawdę świetna, klasyczna, jak szachy. Ma z 25 lat i nie potrzebuje żadnych atrakcji, żeby przyciągnąć uwagę. Albo tak mi się wydawało, bo nagle, z miesiąc temu, dostałem pstryczka w nos: wchodzę na ich stronę, a tam tęczowe logo gry zamiast czarno-białego. I informacja, że firma wspiera LGBT. Chciałbym pograć w swoją grę bez skręcania w prawo albo w lewo. I pobyć na Woodstocku, który jest dla mnie enklawą wolności od poglądów i polityki.
– Przyjeżdżali i przyjeżdżają tu politycy.
– Ale zawsze gdzieś z boku. W tym roku na ASP jest spotkanie z Robertem Biedroniem. I w porządku, jak ktoś chce iść, niech idzie. Ja tam się nie wybieram, posiedzę ze znajomymi.
Przystanek odważnych
W Akademii Sztuk Przepięknych uczestnicy jakichś warsztatów wymalowali wielki napis „Nobel Woodstock 2017” i powiesili na płocie.
Obok rzędy stoisk: Kampania przeciw Homofobii sąsiaduje z Anonimowymi Narkomanami i namiotem policyjnym.
Jest też Żywa Biblioteka, gdzie uczestnicy mogą porozmawiać m.in. z matką lesbijki, free genderem i amazonką. Spory tłum zbiera się pod namiotem Rzecznika Praw Obywatelskich, w którym trwa symulacja rozprawy sądowej. Przed wejściem na krześle leżą plakaty z hasłem „Konstytucja” i napis na kartce „Weź mnie! I dla znajomych też!:)”.
W Amnesty International podpisuję trzy petycje i dostaję opaskę na rękę z hasłem „Odważna”. „Iskra odwagi jest w każdym z nas. Możemy zabrać głos w słusznej sprawie. Możemy wysłać tweeta. Możemy protestować. Możemy napisać list (...). Możemy działać razem ramię w ramię z obrońcami i obrończyniami praw człowieka, by walczyć z niesprawiedliwością” – napisali aktywiści w ulotce.
Pytam więc, po co walczyć.
– Bo poza narzekaniem trzeba działać. Zaczęłam, gdy trzy lata temu w okolicach Gubina chciano wybudować kopalnię odkrywkową, co oznaczałoby przesiedlenie kilkunastu miejscowości. Przez tydzień patrolowałam też Puszczę Białowieską i regularnie chodzę na manifestacje – mówi Marta. Studiuje we Wrocławiu, ma 20 lat, jest aktywistką Greenpeace. – Gandhi mówił: bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie.
– Wyjechałam do Stanów Zjednoczonych i ten pobyt otworzył mi głowę tak, że nie mogę przestać dalej jej otwierać. Mam w sobie poczucie niesprawiedliwości, bo za granicą widzę, że osoba homoseksualna może złapać swojego bliskiego za rękę, poślubić, adoptować dziecko. A później wracam do Polski – tłumaczy Maria (studiuje w Anglii, ale pochodzi z Pomorza), która działa w Stowarzyszeniu na rzecz Osób LGBT „Tolerado”.
– Pamiętam, że grudzień 2015 r. mną wstrząsnął, bo wtedy Jarosław Kaczyński podzielił Polaków na lepszy i gorszy sort. Zrozumiałem, że jeśli nic nie zrobię, to naprawdę stanę się dla rządzących gorszym sortem, śmieciem – mówi 19-letni Piotr, który przyjechał z Tychów. – Brałem udział w blisko 80 demonstracjach, na kilka pojechałem specjalnie do Warszawy. Przez siedem dni demonstrowałem w obronie Sądu Najwyższego. To dla mnie tragedia, że musimy walczyć o demokrację i o szacunek.
Tęczowy Przystanek Woodstock
Dosiadam się do ludzi w obozowisku, nad którym unoszą się napis: „Homo też człowiek” i tęczowa flaga.
Pytam o tolerancję w Polsce.
– Jest – nie ma wątpliwości Patrycja. – Przynajmniej na Woodstocku. Przed tegorocznym odezwał się do nas przez internet kibic. Napisał: „Jestem chuliganem, ale zostawmy wojny poza Woodstockiem. Mogę się do was dołączyć?”. I nie dyskutujemy, rozmawiamy o generalnych sprawach i dobrze się bawimy.
– Nie ma – kręci głową Agnieszka, absolwentka psychologii z Warszawy. – Czasem ludzie dziwnie patrzą, gdy trzymam dziewczynę za rękę. Ale na Woodstocku to inna sprawa. Na warsztaty na ASP przyszedł chłopak w koszulce z Polską Walczącą, a obok niego usiadł punk i wspólnie, ramię w ramię, malowali jakieś obrazki.
– To zależy od miasta, ale i tak jest lepiej niż parę lat temu – mówi Damian, 31-letni informatyk z Łodzi. – W gimnazjum chodziłem do klasy, gdzie większość miała kartoteki w policji. Wiem, bo widziałem, składając zeznania w komisariacie, gdy mnie pobili. Ale z drugiej strony niedawno mój kolega spowodował przypadkowo swój coming out: mama zobaczyła go na Marszu Równości. Dopytywała, dlaczego tam był. Gdy powiedział, że jest gejem, chwilę była w szoku, ale zapewniła, że najważniejsze jest jego szczęście.
Damian powiedział tylko najbliższym i przyjaciołom, bo tak czuje się bardziej komfortowo.
Gdy pytam go o kraj, w jakim chciałby mieszkać, bez wahania odpowiada: – W Norwegii, bo tam jest socjalizm. W Polsce źle to brzmi, bo socjalizm równa nam się z komunizmem, ale tam to nie to samo. Najważniejszy jest pojedynczy człowiek. Norwegowie płacą wysokie podatki, ale wiedzą, że ich pieniądze są dobrze spożytkowane. No i dwóch facetów może się trzymać za ręce, idąc ulicą.
Odwiedzam obóz następnego dnia rano. – a propos tolerancji, nad ranem zerwali nam tęczową flagę. Obok rozbiły się jakieś dresy i wyzywają nas od pedałów. Ale spoko, mamy drugą.
Przed namiotem krysznowców (gdzie odbywają się koncerty i można całkiem dobrze zjeść za 9 zł) dosiadam się do popijającej piwo dziewczyny. Monika przyjechała z Gdańska, jest w technikum morskim, chce podróżować.
– Pochodzę z konserwatywnej rodziny i wcześniej było mi dosyć blisko do ONR-u. Prawie się zapisałam, ale trzeba było poświęcić na to sporo czasu: ze dwa, trzy razy w tygodniu musiałam być dyspozycyjna. Więc zostałam tylko z tą „Polską dla Polaków” w głowie.
– I co dalej?
– I z tego wyrosłam. Chyba szukałam siebie. Poszłam na koncert i poznałam obecnych przyjaciół. Przejechaliśmy na stopa pół Polski, otworzyłam się na innych, zaczęłam inaczej ubierać – pokazuje na glany. – Nieraz dostałam wpierdol za to, jak wyglądam. Mieszkam chyba w najgorszej dzielnicy w Gdańsku.
– A siebie znalazłaś?
– Chyba tak. Ale nie chcę się definiować ani szufladkować, dlatego mam w swojej ekipie i ludzi z Antify, i tych z prawej. Jedni idą na Marsz Równości, drudzy na antymarsz, a później idziemy na piwo. A jak któryś tylko wspomni wtedy o polityce, to kto inny na bank każe mu się zamknąć.
Przystanek Polska
Dominika i Hania (są w liceum, pochodzą z Górnego Śląska) mają zupełnie inne podejście: – Kiedyś, gdy chciałam rozmawiać o polityce, rówieśnicy odpowiadali: „Mnie to nie dotyczy”. Na ostatnim wyjeździe w pięć dziewczyn rozmawiałyśmy przez ponad godzinę o kwestiach społecznych i politycznych. Taka „dobra zmiana” – mówi Dominika. – Tata wpoił mi zainteresowanie polityką i sprawami społecznymi. Gdy woził mnie na aikido, słuchaliśmy w radiu wiadomości i rozmawialiśmy o nich. A gdy miałam 13 lat, wszedł do mojego pokoju i powiedział: „Jeśli kiedykolwiek będziesz czuła, że chcesz się jakoś inaczej wyrażać, to masz moje pełne poparcie”. Gdy później mu powiedziałam, że całowałam się z dziewczyną, to się popłakał. Podziękował, że mu zaufałam. A gdy ze trzy lata temu się wkurzyłam, bo znowu była jakaś afera, i w nerwach powiedziałam, że nie jestem patriotką, odpowiedział: „Nie utożsamiając się z nimi i wiedząc, że to jest złe, pokazujesz, że właśnie nią jesteś”.
Mają 18 lat, za rok zdają maturę, później obie chcą iść na psychologię („Może psychologów jest za dużo, ale w pracy spędzimy większość życia, więc musimy ją lubić”).
Są już na tyle wściekłe, że będą wychodzić na ulice.
Spotykam je na warsztatach Ogólnopolskiego Strajku Kobiet – Marta Lempart tłumaczy akurat, jak organizować demonstracje.
– Już za długo siedziałam na tyłku i nic nie robiłam, koniec! – zapewnia Dominika. – Boli mnie zabieranie praw ludziom i obywatelom. Cofamy się, blokujemy złe zmiany, nikt już nie myśli, żeby iść do przodu. Kto w ogóle pamięta, że w październiku 2015 r. wściekaliśmy się, że prezydent zawetował ustawę o uzgodnieniu płci? Transseksualiści to przecież „tylko” 1 procent populacji, a po drodze tyle się zadziało, że wychodzimy na ulicę, bo demokracja nam ginie.
Kiedy jemy w namiocie krysznowców, Hania patrzy na okalające go barierki. – Nigdy ich tam nie było. Cały Przystanek Woodstock jest otoczony barierkami, a na pomoc w zapewnieniu bezpieczeństwa wezwano 1,6 tys. policjantów. Jesteśmy niebezpieczną młodzieżą, którą trzeba chronić przed nią samą? Ci przeciwni festiwalowi mówią, że jesteśmy marginesem społecznym albo agresywnymi ćpunami. Trochę zabawne, bo chodzę do najlepszego liceum w mieście i jestem laureatką olimpiady z polskiego.
Idziemy pod Wielką Scenę, gdzie 23. Przystanek Woodstock zostanie oficjalnie otwarty. Z każdej strony ciągną tłumy ludzi, nie ma jak się zatrzymać, ciągle idą następni. Nad nimi powiewają flagi Polski, Sosnowca, Wałbrzycha, Kolska. Gdy śpiewamy hymn, mam ciarki.
– Przez tych kilka dni bądźmy tym najpiękniejszym kawałkiem ziemi. Kawałkiem ziemi, która nas łączy. Wszyscy, bez względu na kolor swojej filozofii, swojej religii, swojej polityki – mówi ze sceny Jurek Owsiak.
– Bądźmy na chwilę idealistami – mówi nieśmiało Dominika. – Może skoro da się tak przez kilka dni, to da się i dłużej?
Wracając do namiotu, w torbie znajduję bułkę i energy drinka, które kilka godzin wcześniej po prostu kupił mi 19-letni Piotr z Tychów. Gdy zwijam namiot, podbiega do mnie Przemek, informatyk ze Szczecina, proponując pomoc i częstując piwem. Dzięki niemu jestem gotowa do drogi po dziesięciu minutach. – Mój zegar tyka od Woodstocku do Woodstocku – przyznaje. Na „najpiękniejszym festiwalu świata” jest 13. raz.