Problem z kawą jest taki, że strasznie ciężko jest dotrzymać takiego postanowienia, aby skończyć tylko na jednej. Jakbym umiał powstrzymać się przed wypiciem drugiej kawy, to równie łatwo powstrzymałbym się też przed wypiciem pierwszej, i problemu by nie było. Dzisiaj np. próbowałem tak zrobić - wypiłem jedną kawkę (nie siekierę, tylko odrobinę słabszą) no i jej działanie dość prędko się skończyło, ok. 12-13 w południe już zacząłem odczuwać zjazd i taką niemoc do robienia czegokolwiek. Z racji tego, że miałem sporo obowiązków do ogarnięcia, to nie wytrzymałem i jebnąłem sobie kolejną dawkę, ale tym razem w postaci herbacianego czaju, który oczywiście ponownie postawił mnie na nogi i zapewnił następnych kilka godzin produktywnego działania.
To jest trochę tak, jakby alkoholikowi powiedzieć, by pił tylko jedno piwko dziennie. Niewykonalne, bo jak uzależnienie jest mocno rozkręcone, to nawet czekoladka z alkoholem albo pół lampki szampana wystarczy, aby ponownie wpaść w cug.
Kiedyś ładowałem kofeinę przez cały dzień, a przed snem raczyłem się mj. Mogłem wypić mega mocną kawę (nawet z 4 łyżeczek!) tuż przed położeniem się spać, by potem bez najmniejszego problemu usnąć jak dziecko. Przyznam szczerze, że tamten czas wspominam bardzo dobrze i niewątpliwie był to o wiele bardziej owocny i produktywny czas w moim życiu, aniżeli wtedy, gdy popadłem w regularne piwkowanie. Poza dziurami w pamięci nie doświadczałem jakichś zgubnych efektów. Co ciekawe, pomimo swojej prokrastynacji i problemów z motywacją, to codzienne, wieczorne smażenie baki wcale tego problemu nie pogłębiało. kofeina walona od godziny 5 do 21 + bakanie na noc = najlepsze wyniki na studiach, jakie kiedykolwiek udało mi się osiągnąć. Po pewnym czasie okazało się jednak, że palenie wzmaga we mnie dziwne objawy depersonalizacyjne/derealizacyjne. Po mocniejszym paleniu zacząłem się czuć dziwnie, nieswojo. Przestałem identyfikować się sam ze sobą, było to naprawdę niezbyt przyjemne. Po lekturze różnych historii na [H] (odnośnie derealizacji i trwałych poryć mózgu spowodowanych jaraniem), postanowiłem się od tego odciąć, po prostu boję się do tego wracać, by jeszcze bardziej nie naknociło to w mojej głowie.
11 czerwca 2017krism pisze:No teraz to ty przegiales i stosujesz populistyczne chwyty, ze skoro jestem sceptyczny wobec prokrastynacji, to neguje tez depresje, itd. a ze schizofrenia to juz zupelnie cie wyobraznia poniosla. Przyznaje, moj post byl za ostry i nieprzemyslany, ale wkurwilo mnie to, ze ktos zakladajac ten temat juz sobie zalozyl ze bedzie jakies prochy szamac.. Sorry, ale jak dla mnie, prochy, z uwagi na skutki uboczne przy przewleklym stosowaniu (pobierzesz pare lat i stracisz entuzjazm) sa naprawde koniecznoscia i poki nie masz jakichs ciezkich depresji, panicznych jazd i innych objawow uniemozliwiajacych ci normalne funkcjonowanie to naprawde nie warto w to wchodzic. Bo z tego co pamietam, to glownie miales bol dupy o to, co pomysli sobie o tobie promotorka i jeszcze na silowni cwiczysz z tego wkurwienia..24 maja 2017Ptaszyna pisze: Kolejny rozwścieczony bełkot a la konserwatywny wujek półgłówek, który powie: nie istnieje depresje, dystymia, nerwica, a nawet schizofrenia i zaburzenia dysocjacyjne, to tylko lenistwo i wina obiboków...
Poza tym, jesli nie mozesz zmusic sie do nauki, pracy i oprocz tego nie masz zadnych objawow depresji nerwicy czy innej choroby, to moze nie jest ci dane byc czlowiekiem sukcesu, bo to ze jestes zdolny to jeszcze nie wszystko. Wiec prokrastynacja nie jest choroba sensu stricto, to problem natury psychologicznej. Poki co, bo big pharma juz lapki zaciera czytajac ten watek, ze teraz wam leki beda na to opychac. Sorry ale jak to ktos madry kiedys powiedzial, wiekszosc ludzi nie dostanie w zyciu tego czego chce i nie bedzie tym kim chce byc bo tak po prostu jest i tym lepiej dla nich im szybciej to zrozumieja. Smutne ale prawdziwe. I jedzenie na to np, lekow przeciwparkinsonowskich off-label zgodnie z zaleceniami domoroslych pasjonatow farmakologii nie jest najlepszym pomyslem
Jakoś sobie na razie radzę bez tego i piszę tę pracę, jest już na wykończeniu, ale jeszcze mi parędziesiąt stron zostało i chciałbym mieć coś co poprawiłoby moje skupienie, bo nie mogę wytrzymać, gdy siedzę i klecę zdania. Już rozkminiłem ten mechanizm, który mi przeszkadza. Gdy siedzę przy kompie i piszę te pierdoły to moje ciało szybko przechodzi w stan wewnętrznej irytacji, noradrenalinowej gotowości i przeciwieństwa wyluzowania i koncentracji. To jest bez sensu, ale przy zadaniu umysłowym uruchamia się we mnie nadmierne, fizyczne pobudzenie, glutaminian bulgocze we łbie, noradrenalina bulgocze w krwiobiegu wyrzucana przez nadnercza, a w jajkach to bulgocze już tyle testosterou, że słychać to aż na zewnątrz, jakby filtr w akwarium chodził. I mechanizm jest taki jak mówiłem, mózg w trakcie takiego zadania uruchamia klisze myślowe, migawki, w których staje mi przed oczami promotorka, wszelkie procedury dotyczące zdawania pracy, rozmowy, scenariusze, co pójdzie nie tak, co pójdzie tak etc. Mam tak przy każdym zadaniu na uczelni, w pracy etc. Organizm interpretuje to jako walkę i uruchamia reakcję nadmiernej ekscytacji, pobudzenia, które nie pozwala się skupić na zadaniu umysłowym, które wymaga uspokojenia.
Gdy próbuję to zbić treningami to nie pomaga, bo wracam do domu np. po 30 minutach biegania, jestem przez chwilę uspokojony, a po jakimś, niedługim czasie wraca powyższy scenariusz. Gdy styram się do nieprzytomności to wracam i nie mam już ochoty, ani siły nic zrobić.
Myślę, że mi paradoksalnie nie pomogłyby przy tym stymulanty, tylko malutkie dawki benzodiazepin, ale w to goofno się ładować nie zamierzam nigdy, więc jest tak jak napisałeś. Pozostaje pogodzić się z rzeczywistością, albo trenować. Cały czas trenuję i widzę nieznaczne znamiona poprawy. Może efektów nie osiągnę oszałamiających (niski potencjał wyjściowy do wykonywania długich, mozolnych, złożonych zadań), ale zrobię co w mojej mocy. Znam przypadki, że antytalenty w jakiejś dziedzinie dochodziły do nieoczekiwanie dobrych rezultatów, że nie powiedzielibyście o nich, że w danej dziedzinie osiągną choćby w połowie takie efekty. To ja będę trenował skupienie i dokańczanie zadań, oraz nieodraczanie ich, a także umiejętność wykonywania w skupieniu, rozluźnieniu i spokoju tych zadań.
Gdy pójdę zrobić wysiłek fizyczny i to zbić to albo jest on zbyt słaby
10 czerwca 2017Obrazoburca pisze: @SandS
Ja zawsze walczyłem z prokrastynacją zalewając się sporymi dawkami kofeiny. Mocna kawa, herbaciany czaj, energetyki, są od wielu lat w moim stałym menu. Uważam, że bez tego miałbym ogromny problem by np. skończyć studia i ogarnąć wiele życiowych spraw. kofeina wyciągała mnie z najgorszych tarapatów (spowodowanych przez prokrastynację ofc.) - zaległych zadań i projektów, nieogarniętych przedmiotów na studiach, odwlekanych obowiązków etc. Nie zliczę sytuacji, w których nie chciało mi się tak bardzo i miałem gigantyczne opory przed zabraniem się do działania, a odpowiednia dawka kofeiny momentalnie stawiała mnie na równe nogi i sprawiała, że przestałem się nad tym wszystkim zastanawiać i po prostu zacząłem działać, nawet odczuwając z tego działania jakąś przyjemność.
kofeina była zawsze dla mnie na tyle silną substancją, że nawet nie myślałem o tym, by sięgnąć po mocniejsze substancje jak np. amfetamina czy inne stymulanty - mimo iż jestem całkowicie przekonany, że profil ich działania na pewno bardzo by mi się spodobał i spowodował jeszcze większy, motywacyjny power do działania. Może to i lepiej, bo gdybym się w to wjebał, byłoby bardzo źle. Z kofeinizmu strasznie ciężko mi się uwolnić, a co dopiero, jakbym miał ładować fetę czy inne podobne specyfiki.
kofeina działa na mnie bardzo nietypowo - generalnie większość artykułów, badań naukowych i innych, kompletnie nie odzwierciedla moich doświadczeń. Wiele mówi się o nasileniu lęków i objawów nerwicowych spowodowanych używaniem kofeiny - gdy tymczasem, ja absolutnie takich symptomów nie doświadczam (nawet gdy ostro popłynę i przedawkuję). Mimo iż jestem osobą, której lęki i silne stresy nie są obce, to kofeina nie bierze udziału w ich indukcji czy nasilaniu (o wiele gorszy pod tym względem jest alkohol - po parodniowym chlaniu bywa, że odczuwam silny, wewnętrzny niepokój i się czegoś boję, ale sam dokładnie nie wiem czego). U mnie działanie kofeiny to w 90% same pozytywy - znaczna poprawa nastroju (wręcz euforia, ale muszę zadbać o odpowiednią dawkę), duży kop motywacyjny, wzrost pewności siebie, zmniejszenie nerwowości i irytacji, polepszenie pamięci, koncentracji etc. - ogólnie wszelkie pozytywy płynące z odpowiedniej ilości dopaminy krążącej w przestrzeni międzysynaptycznej mojego mózgowia, czy jak to się tam zwie.
Niestety, kofeina w moim przypadku to bardzo zdradliwa dziwka. Jak przy każdym stymulancie, odstawienie jest bardzo przykre i wiąże się z szeregiem silnych skutków ubocznych. Generalnie to bez kawy rano nie jestem w stanie zwlec się z łóżka. Mam mega rozjebany nastrój, kompletnie nic mi się nie chce, a anhedonia przybiera rozmiary anhedonii osoby chorującej na depresję. Dodatkowo dochodzi rozdrażnienie, irytacja na wszystko i wszystkich, brain fog. Wtedy oczywiście też prokrastynacja przybiera na sile, zaczynam wszystko bardziej odwlekać, bo mam tak chujowy stan psychiczny, który kompletnie nie sprzyja konstruktywnemu, produktywnemu działaniu.
Jednak jednym z najgorszych skutków ubocznych kofeiny jest fakt, że zapędziło mnie to w ... uzależnienie od alkoholu. Ktoś będzie ciekawy i się spyta, dlaczego, jak to tak, co ma piernik do wiatraka? Ano wygląda to tak, że: rano wypijam 1 albo 2 mocne kawy i mam silny, kofeinowy "haj", przez większą część dnia czuję się dobrze, ogarniam wszystkie sprawy etc. - ale po pewnym czasie, po pracy (ok. godziny 17-18) gdy kofeina puszcza, pojawia się coś w rodzaju zjazdu. Zaczynam się czuć źle, nic mnie nie cieszy, nic mi się nie chce. Rozwiązaniem tego mogłoby być wypicie kolejnej kawy, ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że doprowadziłoby to do silnej bezsenności i miałbym nockę z głowy - na co nie mogę sobie pozwolić, jeśli następnego dnia muszę wstać o 6 rano do roboty. W związku z tym chujowym samopoczuciem, pojawia się ogromna ochota na dogodzenie sobie, poprawienie nastroju - zatem leci się do sklepu po kilka piwek. Wypijam parę piw i znowu czuję się zajebiście. Spędzam miło wieczór, wszelkie problemy zostają odsuwane na bok etc. W ten sposób doprowadziłem się do alkoholizmu, na chwilę obecną mam spory problem z alkoholem i jeśli sam się z tym nie uporam, to będę musiał udać się na terapię. Krzyżowe uzależnienie od alkoholu i kofeiny przejawia się również w tym, że jak pochleję sobie za bardzo, to następnego dnia nic lepiej mnie nie postawi na nogi jak właśnie mocna kawa. Nie zliczę sytuacji, w których miałem ostrego kaca i musiałem coś ogarnąć, iść na uczelnię czy do pracy, a właśnie mocna kawa sprawiała, że w mgnieniu oka wszelkie przykre objawy ustępowały i mogłem działać. Wiele razy przy próbach podjęcia abstynencji od kofeiny, złamałem się właśnie po ostrym chlaniu i konieczności postawienia się na nogi z rana.
@test123 - i aspirynka do tego. :-p
@Ptaszyna - tak, jak już ćwiczysz, to rób to dalej, ale jeśli chcesz czuć większe efekty tych ćwiczeń, to zacznij robić kardio 30-60 minut na średnim/wysokim tempie co 1/2 dni - a jak Ci się nie chce, to ćwicx tabatę.
I od razu zapomnisz, że w ogóle zastanawiałeś się przedtem nad zwalczeniem jakiejś prokastynacji.
Ja miałam idenfycznie, nic mi nie pomogło, dopóki nie zaczęłam biegać w tempie 10km/h 30-60 min dziennie.
Już nie wspomnę o zmianach o 180 stopni w osobowości.
Apel: Jeśli dopiero zaczynasz życie, nie popełniaj mojego błędu. Nic i nikomu nie musisz udowadniać. Rób to co lubisz/kochasz najlepiej jak umiesz i gódź się z porażkami. Tyle!
Od pokoju do planety
bupropionem (Wybiórczy inhibitor zwrotnego wychwytu neuronalnego katecholamin (noradrenaliny i dopaminy)
moklobemid (Imao)
pregabalina( pochodną GABA)
wenlafaksyna (SNRI)
Zaciekawil mnie takze Sunifiram.
Kto z podobnym problemem moglby cos polecic??
dajta mi 2-FA :D
The methapor of Life
ledzeppelin2@safe-mail.net
Wenla ma raczej kiepska opinie, dużo uboków przez noradrenaline.
Motywacje i chęci mam duże do nauki ale czuje adrenalinę/lęk przed otwarciem książki (porównać to uczucie mogę do podrywania fajnej dziewczyny na mieście lub gdy ktoś stoi na krawędzi budynku i zaraz ma skoczyć ze spadochronu taki lęk/adrenalinę/stres a może podniecenie? przez to uczucie odkładam naukę na później i później i w końcu same dwóje czy to koło czy jakiś egzamin końcowy.
Tak samo gdy jestem umówiony ze znajomymi i już muszę wychodzić ubieram się i czuję te uczucia wymienione powyżej. Nawet nie tylko spotkanie ze znajomymi ale też i przed wyjściem np. do urzędu załatwić jakąś małą ważną sprawę typu zarejestrowanie auta albo z dzisiaj przykład wyjście na pocztę i odebranie paczki.
Nie wiem co ze mną jest możecie mi pomóc, podpowiedzieć coś? :) Bardzo proszę.
Chciałem stworzyć swój temat ale moderator mnie wysłał tutaj :)
Opisała życie w Norwegii. "Narkotyki są tanie, a państwo opiekuńcze"
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii
Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie
Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany
Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.