Szałwia wieszcza (Salvia divinorum) - dyskusja o ekstrakcji, paleniu i uprawie
Więcej informacji: Salvia Divinorum w Narkopedii [H]yperreala
ODPOWIEDZ
Posty: 1001 • Strona 99 z 101
  • 625 / 25 / 0
Wydaje mi się ze to czucie obecności innych istot wynika z tego dysocjacyjnego rozszczepienia osobowości, fragmenty mozgu odciete od siebie zaczynaja egzystować jak oddzielne byty. Po DMT fraktalizacja jest wynikiem przeciążenia neuronów które są podkręcanena wyzsze obroty, a ten słynny breakthrough to jak dla mnie moment kiedy dochodzi do takiego zwarcia ze jakakolwiek sensowna wymiana impulsow staje sie niemozliwa. Po szałwi czuje sie wyraznie odwrotne dzialanie, chociaz ostateczny efekt moze być podobny. Czuc jak mozg powoli traci zdolnosc do dzialania, szczegolnie ta czesc odpowiedzialna za złączenie całosci doświadczeń kreowanych przez rozne zmysly i osrodki w całość. Jakpierw traci się zdolnosc do odbierania głębi obrazu, potem rozdzielczosc obrazu spada, dalejnastępuje zatracenie podmiotowosci i odrębnosci, przestajesz być odrębnym bytem a całym doświadczeniem, wszystkim co cię otacza i co dzieje sie wokół. Częstym motywem jest cofanie się do wydarzeń z dzieciństwa bo pamięć przestaje działać jak należy i wspomnienie moze stać się obecnym doświadczeniem. Słyszałem historie w których ludzie przenosili się do innych rzeczywistosci i przezywali w nich całę zycie, mieli pracę, zycie, zapominali o tym co było w naszym swiecie jakby to był tylko sen. Potem umierali i przenosili sie dalej do roznych miejsc zanim wracali do tego swiata. Wracając do tego DMT to po nim wlasnie czulem obecnosc która wyciągała do mnie swoje fraktalne kończyny wołając mnie do innego świata. Po szałwii to było raczej bezposrednie uczucie destrukcji, zaskakująco fizyczne.
Kiedyś znów wszyscy spotkamy się razem, czas straci wtedy znaczenie, gdy z hukiem otworzą się bramy Valhalli nic nigdy już nas nie rozdzieli.
  • 10 / 2 / 0
Z ekstraktem SD (nie wiem jaka moc) spotkałem się podczas sylwestra chyba 2010/2011, już trochę zaprawiony browarami kumple rzucili komendę "wiadro". Wiadro stoi, lufka nabita, mówią: "ciupaplik zaczynaj pierwszy", oczywiście trzeba dodać że koledzy zrobili mi psikusa i dali szałwie zamiast zielska. Ja w 100% pewny ze to mj robię soczyste wiadro, odkręcam korek, tłok w dół, prostuje się. Pamiętam że powiedziałem jeszcze " prawie nie gryzi..." wypuszczenie dymu z ust a potem odklejenie od 3-wymiarowej dobrze mi znanej rzeczywistości która zaczęła łączyć się w spłaszczony walec wokół mnie, cały obraz był płaski, widziałem kolory ale nie mogłem wyszczególnić jakiś obiektów czy faktur, wszystko zlane w jeden długi obraz, ciała nie czułem ale widziałem, fonia też była zniekształcona, niestety miałem schizę że umieram nie będąc świadomy co paliłem:)
Po krótkim czasie wszystko zaczęło wirować i zanikać w ciemności. Po odzyskaniu świadomości znajdowałem się na dywanie a na nademną śmiejący się koledzy, jeszcze przez 3-4 min nie umiałem wypowiedzieć ani jednego słowa + ślinotok.
Czas w transie dla mnie trwał około 20-30sek koledzy mówili że było to z 1,5-2 min. Po mnie koledzy palili z lufki i ich tripy trwały tak 1-1,5min.
Salvie Divinorum polecam z całego serca tylko nie nieświadome za pierwszym razem:P
Uwaga! Użytkownik Ciupaplik nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 15 / 3 / 0
31 sierpnia 2019Geezus pisze:
Palilem wczoraj pierwszy raz. Wziąłem trochę zioła, melisy, tytoniu w lufke i na wierzch SD.x40. Poszedł buch, zastanawiałem się w drzwiach wyjściowych gdzie spędzić trip - łóżko, tyły domu, czy kuchnia z kolegą. Nagle jak mnie jebło to pamiętam tylko że usiadłem, stwierdziłem że te miejsce jest najlepsze. Muzyka zaczęła dziwnie brzmieć i się zapętlać. Ja kurczyć czy powielać. Nie wiem. Straciłem kontrolę nad ciałem. Następne co pamiętam obudziłem się na trawniku leżąc (wcześniej siedziałem). Byłem punktem. Jednowymiarowym. Nie wiedziałem co się dzieje, miałem jakieś wizje ale nie mogłem otworzyć oczu, nawet nie wiedziałem że jestem człowiekiem. Zacząłem się zastanawiać gdzie to wszystko prowadzi. Czy to możliwe że istnieje oraz czym jestem. Nagle niczym popcorn zacząłem wystrzeliwac z siebie punktami które zaczęły tworzyć wymiarowosc świata. Zrozumiałem że leżę w trawie i mam ciało jednak musiałem się trochę nagimastykowac żeby przypomnieć sobie swoją tożsamość. Udało mi się ruszyć głową, nastepnie musiałem przypomnieć sobie że mam nogi i ręce dzięki czemu wstałem i zacząłem robić pierwsze kroki. Wróciłem do domu totalnie zdezorientowany nie wiedząc czy to sen koszmar czy życie. Kumpel się coś tam spytał okazało się że mam również narząd mowy. Wszystko trwało 4-6 minuty - większości czasu nie pamiętam. Ciężko mi się po tym oddychało i byłem bardzo zmęczony. Nie czułem się sobą i właściwie to poszedłem leżeć, spać na dłuższy czas.

Jadłem różne psychodeliki około 10 razy, nie raz chore dawki :p nie wiem co myśleć o SD


Kurwa to samo SDx40. Za pierwszym razem nie mogłem do siebie dojść i nie widziałem co się dzieje. Gdy odpaliłem lufe leżałem na łóżku a po wszystkim byłem na drugim końcu pokoju przy drzwiach, a w pokoju rozpierdol. Ogólnie to wydawało mi się jakbym właśnie został stworzony i wszystko zaczyna się odnowa. Ale nic więcej nie kojarzyłem ale duży niepokój pozostał.

Ostatnio postanowiłem spróbować jeszce raz z dobrym nastawieniem przy spokojnych dźwiękach i kurwa nie było inaczej %-D
Ale więcej pamiętam. Byłem w moim pierwszym mieszkaniu i w tle dźwięki rodziny, ale ja byłem jebanym meblem i wszytko mnie strasznie bolało i pamiętam, że świat się skończył a jak powiedziałem, że zapomniałem to zjawił się ON, wymierzył karę i zrobił restart świata.

Strasznie dziwne i pojebane. Ogólnej to lubię tripować z wieloma :lsd: czy z :grzybki: albo z kaktusami, albo mixy i to nie w małych ilościach bo tripy do 3-4dni heh, ale tego nie potrafię opisać. :cojest:
  • 989 / 75 / 0
PIERWSZE DOŚWIADCZENIE Z sally D W DZIEŃ ŚWIĘTA KONSTYTUCJI 3 MAJA: 03.05.21 (zamieszczam tutaj, bo jakoś, kurde, nie przepadam za neurogroove)

Psychonauci: ja % moja narzeczona
Doświadczenia z innymi substancjami: duże (DXM, AL-LAD, LSD, DMT w formie changi, trawa, ketony itd.)
Substancja: ja - około 50 mg ekstraktu x10 awalońskiej szałwii wieszczej, moja narzeczona: 25 mg x10 + 25 mg x10 spalone po kilku minutach od pierwszego palenia

SET & SETTING
Pokłóciliśmy się dosyć ostro wczorajszego dnia, a kłótnia trwała bardzo długo, ale ostatecznie, tak jak zazwyczaj, doszliśmy do porozumienia w sprawach dla nas ważnych, poczuliśmy, że ciężar spadł nam z serc i z głów. Po kłótni poczuliśmy się dobrze ze sobą nawzajem i dobrze sami ze sobą.
Trzeba również dodać, że przed nami (ale nieco bardziej jednak przede mną) na horyzoncie majaczyło dość wyraźnie niepokojące doświadczenie, które zdarzy się za kilka dni, mianowicie moja operacja wycięcia mięsaka (nowotwór złośliwy tkanek miękkich).
Paliliśmy w wynajmowanym mieszkaniu, w którym mieszkamy od lipca zeszłego roku.

DOŚWIADCZENIE

17:10
W., moja narzeczona, zaciąga się dymem z ekstraktu z szałwii wieszczej w ilości około 25 mg (słabą wagę posiadamy niestety), którą odpalam jej w bongu za pomocą zapalniczki żarowej. Materiał spala się szybko, szybko pojawiają się też pierwsze efekty.
W. zaczyna się śmiać, mówić nieco mniej składnie niż zazwyczaj i dodaje, że wszystko staje się bardzo dziwne. Postanawia dopalić 25 mg, więc kolejny buch z moją pomocą i mocniejsze doświadczenie, ale przyjemne. W. bardzo dużo mówi, opowiada o tym, co widzi i widzi jedynie falujący lekko obraz, wszystko bowiem oddycha i jest, jak to po szałwii, dziwaczne. W. mówi, że mogę śmiało palić 50 mg, zważywszy na to, że ona jest zazwyczaj bardziej podatna na psychodeliki ode mnie, więc idę za jej poradą, chociaż sam na początku miałem zamiar zapalić 25 mg.
Włączam muzykę: Eric Satie - Gnosienne pt. 1 (na miniaturce jest zdjęcie przedstawiające kompozytora, który ma kozią bródkę, chyba melonik i okulary o okrągłych oprawkach, które kojarzą mi się z jakiegoś powodu z nazizmem).

17:25
Siadam wygodnie na kanapie, biorę bongo, którego cybuch wypchany jest 50 mg awalońskiej szałwii wieszczej, oraz zapalniczkę. Przytykam ustnik bonga do ust, odpalam zapalniczkę, kieruję żar w stronę materiału roślinnego, zaciągam się. Dym jest gęsty i dziwny w smaku. Trzymam dym w płucach kilkanaście sekund i odkładam bongo.

Czuję przedziwne uczucie w swojej głowie i ciele. Trudno to opisać, ale cały czas powtarzam, bo W. pyta, jak tam u mnie, że czuję, jakby mnie coś ciągnęło, rozciągało i zwijało, ale jest to wyłącznie cielesne uczucie, które z jakiegoś powodu skupia się głównie w moim języku.
Obraz delikatnie się zmienia, ale na granicy dostrzegalności. Zaczyna mi się robić niesamowicie dziwacznie. Nie do końca mogę złożyć swoje myśli. Czuję się trochę tak, jakbym został uwięziony w swoim własnym doświadczeniu z szałwią, która chce mnie we mnie zamknąć. Włącza mi się więc mechanizm fight or flight. Nie mam dokąd uciec, więc staram się walczyć z uczuciem i myślą, że mi tak zostanie, że chyba zaczyna się bad trip. Na szczęście nie zaczął się, a przynajmniej nie do końca.

Po kilku, kilkunastu minutach (trudno stwierdzić, gdyż czas stał się rzeczą nie do końca uchwytną) zaczęło mnie odpuszczać. Gdy W. pytała mnie, czy wszystko okej, odpowiadałem, że tak, ale że jest dziwnie. Miałem nieustannie w głowie myśl, że przecież ona jest pod wpływem szałwii, więc nie mogę jej powiedzieć, że u mnie jest źle. Sam do końca nie wiedziałem, czy tak jest w istocie. Chodzi o to, że podczas tripa walczyłem z substancją, zamiast się jej poddać, ale jakoś mi się nie spodobała idea, że mnie ktoś przejmie i nie będzie już mnie, więc walczyłem.
W tak zwanym międzyczasie całe moje ciało oblał pot, a w każdym niemal miejscu ciała czułem igiełki jak po przyjęciu beta-alaniny. Położyłem się obok W. i słuchałem muzyki, która jedynie doprowadzała mnie do irytacji.

Leżąc, zastanawiałem się, po cholerę ja to w ogóle paliłem, że już nic nigdy nie wezmę albo trawkę jedynie.

18:00
Zaczynam powoli dochodzić do siebie i myśleć o wszystkim. Zaczynam się radować, że wracam z tej dziwacznej podróży, która miała jedynie wymiar mentalny, ale nie była przyjemna. Albo inaczej. Była masochistycznym uczuciem całkowitej dziwności wszechświata. To tak, jakby wejść do wagoniku rollercoastera, o którym się wie, że nie ma zabezpieczeń. Albo jeszcze inaczej. Palenie szałwii było jak wejście do jednoosobowego kajaka bez kamizelki ze świadomością, że się nie umie pływać, do kajaka, który za chwilę zostanie puszczony w najtrudniejszą trasę świata, czyli po rwącej rzece pełnej kamieni, wodospadów, rozpadlin i wszystkiego, co niesamowicie niebezpieczne.

PO DOŚWIADCZENIU
Zastanawiam się, czy gdyby set&setting były inne, to czy moje doświadczenie również by się zmieniło. Pewnie tak, ale na razie nie jestem gotów na przygody z szałwią, a jeśli już, to w bardzo małych dawkach.
Swego czasu bawiłem się z MXE i 3-MeO-PCP bodajże i to uczucie dziwności istnienia również się pojawiało, ale było zdecydowanie bardziej subtelne i jednak dało się nim sterować. Wszystko było po prostu dziwne. Z szałwią wszystko jest i dziwne, i groźne, i nie do kontrolowania.
Jestem jej ciekaw wciąż, ale chyba nabrałem pokory wobec psychodelików, chociaż szałwia to w moim odczuciu zdecydowanie bardziej dysocjant niż psychodelik, a "faza" polega na zawężaniu wszystkiego i odcinaniu niż na rozszerzaniu i dodawaniu, że tak powiem.

PS
W. w trakcie swojej podróży z uśmiechem na ustach stwierdziła, że TO, czyli szałwia, ryje beret. Poryło ostro i dziwacznie, ale koniec końców nie żałuję tego doświadczenia na granicy bad tripa i psychiatrycznej fazy rodem z Alice Madness.

PS 2
Żadnych wizuali ani halucynacji. Tylko mentalne doświadczenie.
Egoista, ale miły.
Narcyz, ale nie ostentacyjny.
Kłamca, ale wrażliwy.
Miło mi Cię poznać.
  • 1 / / 0
Opiszę tu swój jedyny trip po szałwi z Holandii 2017r. Jest to mój pierwszy post i szczerze najbardziej interesują mnie Wasze doznania związane z tą mistyczną rośliną. Jakże silnym musiało być owe doświadczenie skoro często gęsto wracam do tamtej chwili, zastanawiając się kur** jak??
Pamiętam jak ówczesna dziewczyna mówiła Szałwia-Szał wiedzy.
To było trochę czasu temu więc zaznaczam, że to będzie raczej streszczenie niż pełny opis.

Prawdopodobnie byłem po mj, jak w tamtych czasach chodziłem spizgany codziennie. Zakupiłem 5x ekstraktu ze smarta, bałem się więcej. Coż...

Nabiłem do bonga z całkiem dużym cybuchem, nie pamiętam dokładnej ilości. Po pierwszym buchu poczułem wibracje, tak jakby moje ciało drżało. Dziwne uczucie, czyżby nastrajanie? Po może minucie zdecydowałem się na drugiego buszka. Tutaj nadchodzi chwila w której zmiotło mnie z planszy. Nagle cały pokój, otoczenie, jakoby świat wraz ze mną zaczął kręcić się w dół w wirze bodajże w lewo. Kolory również, jakoby ktoś rozlał paletę w jeden wielki wir. Podczas wpierd***nia się w niewiadomo co, zacząłem słyszeć głosy kobiety i mężczyzny mówiących: "Dobra, mamy go!" Tutaj zaczynają się schody, bo nie wiem dokładnie jak to opisać. Z jednej strony czułem jakby ktoś przejął moje ciało, przebłysk jak schodzę po schodach w dół UWAGA niby zabić moja ówczesna dziewczynę. Nie wiem czy to schiza ale coś takiego się uroiło. Mimo tego przeszedłem koło niej na schodach wogole jej nie zauważając. Ona nie wiedziała że paliłem. Drugi przebłysk jak otwieram drzwi do salonu, spojrzałem na domowników. Po za tym nie pamiętam nic. Cały czas myślałem że siedzę na łóżku w tym samym miejscu w którym rozpocząłem konsumpcję. Co ciekawe odczuwanie czasu i przestrzeni było zakrzywione. Jakoby najpierw słyszałem co mówili na dole w salonie, a potem dopiero łapałem za klamkę wchodząc do niego. I tu jeszcze jedna ciekawostka. Cała faza trwała około pół godziny. Tak mówiła mi dziewczyna.Takie nagłe wracanie do rzeczywistości i odloty z powrotem, kiedy to wydawało mi się, że trwało to parę minut.

Tak jak mówię. Część mogłem już zapomnieć lub jest to przyczyną przedawkowania, choć czytając tutaj niektórych psychonautów w to wątpię. Bardzo ciekawi mnie moment wiru, o którym niektórzy tutaj piszą. Oraz głosy kobiety i mężczyzny tzw. "Strażników". Powiem Wam, że chodzi za mną ponowna chęć nawiązania relacji z Panią S.
  • 1 / / 0
Cześć! To mój pierwszy post tutaj i specjalnie założyłam konto żeby podzielić się moim doświadczeniem i zapytać bardziej obeznanych, o co chodzi.

Moje pierwsze dwa doświadczenia z szałwią to były zwykłe suszone liście, żute, palone - nieważne, jak tu już wielu wspominało wcześniej efektów brak. Tak więc zaopatrzyłam się w ekstrakt x10 i x20. Postanowiłam zacząć od 10.
Nabiłam ile wlazło do tej małej szklanej lufki z kiosku i zapakowałam ją do plastikowego bonga diy. Odpalałam zwykłą zapalniczką, wzięłam dwa buchy i każdy trzymałam kilkanaście sekund. Dosłownie kilka sekund po drugim buchu, poczułam silne wciąganie w coś jakby wir, w lewą stronę. Znalazłam się w ciepłym, żółtym miejscu, jakby tunelu. Przez cały czas było mi gorąco i towarzyszyło mi to uczucie wirowania i wciągania w lewo, szum i uczucie bardzo ciężkiej, pulsującej głowy. Zaczęłam słyszeć głosy. Nawet nie tyle słyszeć co odbierać je w pewnym sensie telepatycznie. Jeden głos należał do kobiety i dawał mi bardzo przyjemne uczucie opieki i bezpieczeństwa, tak jakby ona była tam moją opiekunką i miała za zadanie mnie prowadzić. Czułam również obecność kilku osób więcej, obok nas. Wiedziałam, że mieliśmy gdzieś iść/lecieć/podróżować, jednak ja wciąż byłam jakby na granicy rzeczywistości w ciele i tego „miejsca”. Instynktownie poczułam, że powinnam spalić więcej i w tym samym momencie też ta kobieta powiedziała do reszty „zaczekajcie, ona potrzebuje jeszcze chwilę”. Zaczęłam pakować ekstrakt do lufy, co było niełatwe. Musiałam przymknąć jedno oko i przechylić się w lewo, wszystko wirowało, skakałam pomiędzy moją matą do jogi na której siedziałam, a tym żółtym, ciepłym tunelem. Mówiłam do reszty drużyny, że jeszcze moment i że staram się, ale czułam jakby używanie mojego fizycznego głosu uziemiało mnie w rzeczywistości i wyciągało z tej fazy, więc przestałam gadać i skupiłam się na tym co robię. Łapy mi się trochę trzęsły i ekstrakt nie chciał siedzieć w lufce, no ale ostatecznie jakoś to załadowałam, odpaliłam, zaciągnęłam się. I w tym momencie zaczęłam wracać do rzeczywistości, ale jednocześnie nie wiedziałam gdzie i kim jestem. Przez chwilę nie poznawałam swojego pokoju, miałam schizę, że ktoś jest w domu i mnie zobaczy w takim stanie, bardzo chciałam się napić i otworzyć okno dla świeżego powietrza, ale wszystko wirowało i pół mojej tożsamości wciąż było gdzieś indziej a ja nie kumałam gdzie jestem. W tym momencie pamiętam tylko, że słyszałam ten uspokajający głos kobiety, która pochylała się nade mną i gładziła po plecach i mówiła, że wszystko będzie dobrze, mam się uspokoić, zaraz sobie wszystko przypomnę i to minie, a ja poczuję się lepiej. Słyszałam jej głos oddalający się razem z tym wirem, który tym razem wciągał ją i tamto miejsce.
No i wróciłam. Zaczęłam sobie wszystko przypominać, uspokajać się, nawet otworzyłam to okno, chociaż cykałam się za dużo robić bo wciąż towarzyszyło mi to lekkie poczucie odrealnienia. Postanowiłam zrobić kilka testów rzeczywistości z moimi dłońmi jak sie robi w LD i to trochę pomogło. Położyłam sie do łóżka na pół godziny i potem byłam już zupełnie normalna.
W pokoju trochę zrobiłam syf, w sensie wysypałam połowę tego ekstraktu i wylałam wodę z bonga, a na to wszystko popiół z lufki. Wydaje mi się, że to drugie nabijanie nie poszło mi zbyt dobrze i chyba po prostu za mało spaliłam i miałam za małą fazę żeby polecieć z nimi w tę podróż xD

Z jednej strony mam wrażenie, że poczułam tylko wierzchołek góry lodowej i że czeka na mnie niesamowite doświadczenie. Z drugiej strony trochę się cykam, że odwalę coś z wychodzeniem przez okno albo coś tak jak tu niektórzy mówią. No i generalnie ta druga część fazy z tym uczuciem zagubienia, odrealnienia
  • 962 / 338 / 0
Kiedyś spaliłem kilka lufek suszu z uprawy koleżanki, prawie nic nie czuliśmy po jednej, a po dwóch trzech czułem się lekko zbakany. Nie czułem nic, o czym się tyle naczytałem. Dzisiaj kupiłem w smartshopie ekstrakt x10 i spaliłem trzy lufki, czułem się zgrzany, oglupiony i trochę coś pomiędzy mj a DXM. Myślałem, że ekstrakt to już coś zrobi. Ale nic, zero wizuali, zero morfowania obrazu, po prostu samo ogłupienie i odczucia tylko i wyłącznie fizyczne. Żadnej psychodelii. Nic.
Miał ktoś tak? Palę z dużej lufki, robię tę "kanapkę" z tytoniu i używam zapalniczki żarowej.
  • 2344 / 543 / 0
To sproboj może zapalić jakieś syte czyste bongo.
  • 3176 / 493 / 1
To bucha trzymaj 15 sekund
"Które dragi brać, żeby nie musieć brać żadnych dragów?"

"Rutyna to rzecz zgubna "
  • 151 / 65 / 0
Nie walisz żadnych opio? Szałwia korzysta z receptorów odpioidowych, może masz je poprostu przetyrane.
Uwaga! Użytkownik Iacobus nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
ODPOWIEDZ
Posty: 1001 • Strona 99 z 101
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.