Całość tego tripu nie była "bad". Ale w życiu nie miałem takiej jazdy, więc warto ją opisać.
Był to mój pierwszy raz z ekstazą. Miałem "szczęście" bo trafiła mi się b. mocna, czerwona tableta, nigdy później ich nie widziałem. Dil polecał ją, mówiąc, że jest zajebista... Miał rację. Ale nie na pierwszy raz. Wziąłem wieczorem połowę. Nie wiedziałem jak zareaguję na MDMA. Miałem już spore doświadczenie ze stymulantami i ziołem (to tak na marginesie). Po pół godzinie kiedy nic za bardzo mi nie było, pomyślałem sobie "kurwa... co może ze mną zrobić pół jakiejś malutkiej tableteczki?" i zjadłem resztę. Dziś sądzę, że to mnie uratowało, bo gdybym zjadł całą od razu to wylądowałbym w szpitalu. Zjarałem się w dodatku porządnie jakimiś dwoma lufami... Siedziałem przy kompie i słuchałem muzy jak zaczęło wchodzić. Byłem już jak po połówce białego a to okazał się być dopiero początek... Po chwili poczułem się tak, jakbym miał dostać zawału! Spanikowałem, bo nieraz przedawkowałem speedy i to dożylnie ale takiej jazdy nie miałem... Serce chciało mi wyskoczyć, ale jakoś to opanowałem jednostajnym głębokim oddechem. Trwało to jednak dość długo i do końca nie byłem pewny czy to przeżyję. Później, byłem mega naćpany... Nie byłem w stanie pisać na klawiaturze, a MDMA ryło mi mózg jak chciało. Jednak muszę przyznać, że od tej chwili było już tylko lepiej. Wtedy poznałem moc dragów. Tańcząc nago w rytmie muzy techno lecącej z głośników... Ale najbardziej charakterystyczną rzeczą jaką pamiętam to to, że raz byłem obecny, a za chwilę urywał mi się film. Później znowu fala ustawała by za chwilę powrócić. I tak w kółko. Nie spałem w nocy. A końcowi fazy towarzyszył ciągły dźwięk ustającej maszyny (coś jak wyłączanie odkurzacza) aż do rana. A następny dzień to największe zejście mojego życia.
Jadłem potem nie jedną tabletę i żadna nie była choćby w połowie tak silna jak ta. Cieszę się że mam takie wspomnienie, ale strachu się najadłem co nie miara... :huh:
Moje życie - moja własność.
(opisał bym jeszcze jeden, ale parę luf poszło i mi się nie chce ;-) )
Bad Trip Number one:
Cała akcja miała miejsce kilka lat temu, w ośrodku wypoczynkowym na Kaszubach gdzie ze znajomymi wynajęliśmy domek w celach ściśle melanżowych. Pierwsze kilka dni minęły pod znakiem alko i thc w dużych ilościach, mniej więcej 4 dnia postanowiłem nieco urozmaicić sobie zabawę... tussalem :scared:
Dodam, że to był mój pierwszy raz dxm, byłem kompletnym, ale to kompletnym leszczem w tej kwestii, wiedziałem jedynie że 30 tabsów będzie dobrze klepać :-D Geniale, co kurwa nie? :-D
Więc 4 dnia wieczorem (18? 19? nie pamiętam...), po spożyciu 5 browarów, spaleniu ze znajomymi gieta stwierdziłem, że oto nadszedł Moment na przyjęcie dekstro w moje trzewia. Tabsy łyknąłem oczywiście na raz, bo czemu nie.... Znajomym puściłem, trochę już porobiony alko i jaraniem mniej więcej taki tekst: "ej, wiecie, bywa że za pierwszym razem się spawa jak się szamie dxm, więc wiecie, jak zdarzy mi się pobiec do kibelka to spoko, wszystko jest ok" :-D
Mniej więcej po 30 minutach od zażycia rzeczywiście Pan Muszla Klozetowa zawołał mnie w swoje progi. Tylko że na jednym razie się nie skończyło. A ściślej rzecz ujmując, rzygałem średnio co 15 - 20 minut, aż w końcu tak osłabłem, że musieli mnie wynieść z kibla, położyć na łózko i podstawić pod gębę miskę, którą metodycznie zapełniałem rzecz jasna ... :]
Do tego zaczęło (o dziwo) działać dxm i niestety, ale było to kurewsko niefajne, zważywszy na stan w jakim się znajdowałem. Kompletnie spanikowany nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, zupełnie straciłem orientację w przestrzeni (totalnie rozregulowany błędnik) - nie potrafiłem rozkminić, gdzie jest góra, gdzie dół, czy leżę etc Czułem ponadto, że przestrzeń wokół mnie "żyje", oddycha, trawi, metabolizuje.
Pytanie znajomych "ziom, jak się trzymasz? żyjesz?" etc słyszałem ze wszystkich dosłownie stron, ale nie byłem w stanie odpowiedzieć, narząd mowy zupełnie odmówił mi posłuszeństwa i z moich ust dobiegało tylko: "eeeee, yyyy, nooooo.....". I raz za razem puszczałem pawia, wydając dźwięki, które - jak to ujął kumpel - przypominały "niedźwiedzia obdzieranego ze skóry" :-D Dodam, że ściany domku były cieniutkie, wszystko było słychać na zewnątrz, a wokół mieliśmy w pizdu sąsiadów z małymi dziećmi :-D
W końcu koło 4 (podobno, tak mi zrelacjonowali znajomi) zasnąłem, aczkolwiek ja tego nie pamiętam.
Nad ranem kumpel wyszedł, rozejrzał się dookoła (większość sąsiadów spożywała śniadanie na tarasach domków) i się wydarł: "no to poród się udał" :-D
Najgorszy z nich był po mixie: wódka+szampan+piwa+palenie+bliżej niezidentyfikowane prochy
Od około 15 chlałam ostro z koleżanką (wóda, szampan) i jeszcze do tego jarałam. Wieczorem stwierdziłyśmy, że musimy się gdzieś przenieść bo zaczynało robić się zimno a my siedziałyśmy w lesie. Wymyśliłyśmy, że pojedziemy do kolegi. Po drodze miałyśmy bardzo dużo dziwnych przygód, ale w końcu - po 4 godzinach, dotarłyśmy na miejsce (normalnie zajełoby to nam 40 minut :nuts: ). Totalnie nawalone weszłyśmy do domu moich kumpli. Byli w trakcie męskiej imprezy,więc się bardzo ucieszyli, że w końcu będą jakieś dziewczyny. Już od progu zaczeli nas częstować piwem i jakimiś prochami. Oczywiście z chęcią przyjmowałyśmy wszystko :nuts: Po pewnym czasie moja koleżanka zaczęła robić striptiz i proponować seks jakimś kolesiom (niestety ona zawsze się tak po alko zachowuje :-/ ) więc, nie chcąc patrzeć na jej upadek, poszłam z paroma kolegami do innego pokoju. Byłam już nieźle pijana i upalona i założyłam się z kolegą, że wypalę całą torbę. Zakład wygrałam. Skutki były opłakane <_<
Nagle zaczełam słyszeć straszny huk, niemiłosierny wprost, rozwalał mi głowę. Nie mogłam myśleć, nie mogłam oddychać. Serce waliło mi jak oszalałe i potwornie bolało. Byłam pewna, że umrę. Tak się bałam. Strasznie chciałam pożegnać się z rodzicami przed śmiercią, ale nie potrafiłam nawet nic powiedzieć, nie mówiąc już o wykonaniu telefonu (później dziękowałam za to Bogu ;-) ). Kolega zorientował się, że jest ze mną źle i próbował mi pomóc, ale tylko pogarszał sytuację. Zaczełam się cała trząść ze strachu, łapczywie wdychałam powietrze. W końcu zanieśli mnie do pokoju obok i położyli na łóżku. Było mi na przemian zimno i gorąco - wydawało mi się, że to oni specjalnie zakręcają i odkręcają na maksa ogrzewanie. Potem zaczęłam "słyszeć" ich rozmowę. Mówili, że jestem największą ćpunką jaką widzieli, że jestem beznadziejna i w końcu zaćpam się na śmierć, itp. Jeszcze nigdy nie słyszałam tyle obelg na swój temat. Potem "słyszałam" jak moja koleżanka proponuje zrewidowanie mojego plecaka. Słyszałam jak komentują co znaleźli - miałam wtedy ze sobą cały swój zapas - 3 g speeda, 2 g trawy, 3 kwasy i trochę benzodiazepin. Słyszałam jak mówią, że to zatrzymają. Po chwili koleżanka (powiedzmy, że Anka) weszła do pokoju w którym leżałam. Popatrzyłam się na nią z taką nienawiścią, że nie wiedziała co powiedzieć. Powiedziałam do niej: "Anno, zwołaj wszystkich". Stwierdziła, że to zły pomysł, ale ja tylko powtórzyłam lodowato "Anno, zwołaj tu wszystkich". Przyprowadziła ich. Większości tych ludzi nawet nie znałam. No i rozpoczęłam przemówienie. Powiedziałam im, że wszystko słyszałam i "tu i teraz przyrzekam wam wszystkim, że już nie będę więcej ćpać". Kiedy zaczęli się pytać "co słyszałaś?" opowiedziałam po kolei kto co mówił. Zaczęli się potwornie śmiać, czym doprowadzili mnie do szału - wrzeszczałam żeby oddali mi towar, rzuciłam się na kogoś z pięściami, po czym popłakałam się. Anka wyprowadziła wszystkich i kazała mi się położyć. Przez kilka następnych godzin ciągle "słyszałam" ich szepty, bawienie się ogrzewaniem, w głowie mi huczało a serce straaasznie bolało. Następnego dnia myślałam,że spalę się ze wstydu. Miałam najdłuższego moralniaka w życiu.
- wywar z 60 grzybow samemu powrot pociagiem do siebie , rozmowa z soba samy, zlanie sie w wagonie bo nie chcialo mi sie isc do kibla;) Pozniej mialem schize jak wychodzilem z pociagu ze mam ostro poryta twarz i chowalem sie przed ludzmi i bunkrami przedarlem sie do kumpla auta z ktorym mialem jechac zbierac grzybki. koles byl zdziwiony ze tak normalnie wygladam po 60 grzybach i na rozloznienie spalilismy kostke haszu i wtedy zbastowalem :)
-ostatni wrzucenie w tamtym roku ja i kumpel po 50 grzybow ;) : pizda nieziemska nas zlapal ziomek ze mna pierwszy raz jadl, tak nas nosilo ze wychodzilismy roblilismy kolko i spowrotem na miejscowke i tak w kolko, poczym na schamowanie spalilismy gieksa i mialem wrazenie jak ogladalismy drzewa, ze jestesmy male grzybki ktore rosna u podnurza wielkich drzew. Potem bania dalej ryla nam psyche wieczorem powiedzialem ze grzyby nam odpuszcza jak "oddamy im hold w lesie"(taki mistyk sie we mnie obudzil :). Wiec jak weszlismy tam do srodka chodzilismy jak zombi z rekami do przodu i wczuwalismy sie w klimat lasu;) Pozniej jak puscilo i bylo lzej na duszy wyszlismy na polanke i podziwialismy urok gwiazd ktorych bylo od zatrzesienia :) Krecilismy sie z ziomkiem 360 stopni dookola i patrzylismy w niebo ale bral nas wtedy zachwyt masakra [;
Bylo tego wiecej bo grzybow sie zjadlo troche w moim zyciu.
Po tym badzie zrobiły mi się rysy :-/ Dochodziłem w sumie do siebie po tym z rok (dopiero ostatnio dzięki DXM, pogodziłem się ze zmianami w psychice). Czyli jednym słowem masakra, na szczęście dzięki tym rysom przeżyłem też wiele pięknych chwil, bo bym się załamał :P
[b]JEDZ GAŁKĘ![/b] - bo jest tania i dobra X)
[i]Chwała Bogu że się nie ujawnia! Jakbyśmy wtedy mogli filozować?[/i] - Twilight
Akcja sprzed prawie roku.
Gdańsk,lato.Piątek wieczór.Spotykam się z moimi ówczesnymi paroma ziomkami,łykamy każdy po jakimś dropsie w postaci Mitseeza/Am-Fi-Bii,zaopatrzeni w zjarkę w postaci TaiFuna(+chyba jakieś browary,nie pamiętam już niestety),postanawiamy uderzyć do pewnego lokalu w Gdyni.
Przyjeżdżamy do Gdyni.Tam spotykamy się z paroma znajomymi,wbijamy.
Impreza to było coś pod szyldem Metallica night,knajpa o charakterze pubu.Zamulaście-wieje chujem,towarzystwo się rozbiega lekko,to gdzieśtam na zewnątrz,to do sklepu,to cośtam.Poznajemy tam jedną typiarę,jej 14(SIC!)letniego brata i jej kolegę.Hengałtujemy,po pewnym czasie zaczynam się niecierpliwić-ochota na przypalenie robi się coraz większa.Naciskam na ziomków,wychodzimy na chwilę zajebać parę strzałów(z bongo czy z lufy,już nie pamiętam,zresztą mało istotne).Kulturalnie poczęstowaliśmy przy tym dosłownie jednym buhhem naszą nową koleżankę,ładnie już najebaną,wróciliśmy.Po chwili rozpętało się piekło.
Koleżanka(niestety nie pamiętam już imienia nawet)zajebała zgona i zaczęła haftać.Została wyprowadzona z lokalu,właściciel wkurwiony że mała bania,drze się na nią,przeklina,ogólnie kwas,korut.Jej młodszy,błyskotliwy braciszek dopierdala do pieca tekstem że 'paliła jakiegoś dopalacza'.I tutaj popełniliśmy chyba największy błąd tego wieczoru-widząc towarzystwo z jakim mamy do czynienia,ZAMIAST POWIEDZIEĆ:'DOBRA,TO MY SPIERDALAMY,NARA',ZAOFEROWALIŚMY POMOC w ogarnianiu koleżanki.O ile dobrze pamiętam to któryś z nas zmywał pieprzone rzygi,potem z uwagi na odległe miejsce zamieszkania panny,zanieśliśmy ją do pobliskiego lasku.
Z lokalu 'wyproszono' nas około godziny,ja wiem,pierwszej,drugiej w nocy?Zaprowadziliśmy ją do tego lasku,położyliśmy na glebę(najpewniej któryś z nas podłożył jej kurtkę ofc.) i CZEKALIŚMY.
Mitseezy zaczęły puszczać.Wtedy zaczął się już totalny koszmar bez trzymanki.Kto brał butylon,zapewne wie,jakie zjazdy się z nim wiążą.Z tego co wywnioskowałem z chit-chatów na forum,wynika,że najwidoczniej osobiście przeżywam ten zjazd dużo gorzej niż inni-a więc jeszcze lepiej.
A teraz dodajmy do tego jeszcze kilka elementów:
-marznięcie w konkretnym zimnie,w cieniutkiej skórze i koszuli do prawie szóstej nad ranem nad zgonem
-szanowny kolega panny-w sumie gwiazda wieczoru-który,jak się okazało,był generalnie najbardziej zainteresowany przelizaniem jej.Jego teksty co 10 minut w stylu 'no,ja wiedziałem że to przez te dopalacze na pewno'(najebana,zarzygana,ofc. to nic).Jego odmowy naszych propozycji,powstrzymywanie przed próbami cucenia panny w imię siedzenia nad nią do zasranego rana,nie wiadomo po co
-młodszy braciszek panny,który zdawał się mieć generalnie wyjebane w całą sytuację
-nie usłyszenie po całej akcji nawet zasranego 'dziękuję' ze strony kogokolwiek
-wzięcie odpowiedzialności za pannę+z tego co myślę,patrząc z perspektywy czasu,brak jaj z naszej strony,by widząc ten pierdolony Babilon stwarzany przez jej kolegę i brata po prostu powiedzieć 'dobra,widzimy że macie wyjebane to my też,nara' i odwrócić się na pięcie(choć z drugiej strony,poza tym pierdolonym pacanem od 'tych dopalaczy',byliśmy właściwie jedynymi pełnoletnimi osobami,a nie mieliśmy serca jej z nim zostawiać przeczuwając czym to się skończy)
-20 kilometrów od domu i brak sosu (dopiero potem się okazało że ziomek zostawił zaskórniaki na powrót)
-pomijając niesamowitą niewygodę/negatywne odczucia fizyczne i idiotykomizm sytuacji,jeżeli chodzi o sam lęk b-tripowy o którym warto wspomnieć,to przede wszystkim brak jakiegokolwiek browara/lufki (BENZO WYBIJMY SOBIE Z GŁOWY NA WSTĘPIE) na uspokojenie zmęczonej,acz nadal brykającej jak Tygrysek po ogródku Królika pikawy,gdzie przez cały czas cholernie bałem się na serio że dostanę jakiegoś zawału or sth:kurewnie bolało,dodam że akurat to jest miejsce mojej somatyzacji + ciśnienie w stylu 140-150/90 (nie pamiętam tylko dokładnego pulsu zmierzonego w tamtej chwili,z tego co mi się wydaje to ze 110 lekko) to u mnie codzienna norma-najprawdopodobniej serduszko odziedziczyłem po tatusiu,z którym byłem dawno temu na SORze,gdy po jednej zasranej kawie wylądował tam w stanie przedzawałowym w wieku poniżej 40 lat,oczywiście kontakt miał tylko z alko,nienałogowo,trochę palił.
i mamy badtrip jak sam skurwysyn.Odetchnąłem dopiero w domu,padając jak martwa kłoda na kojo,na szczęście jakimś cudem zasypiając z mety.
NIGDY WIĘCEJ.Do tej pory jak o tym pomyślę,czuję jak sznurek karaluchów zapierdala mi po plecach.Chociaż z drugiej strony się śmieję z tego.Tą akcję pamiętają również co niektórzy najstarsi górale z tego forum,hehe ;-)
Ej no,pochwalcie się!Nie wierzę żebyście nie miewali godnych wspomnienia BT! Rock on,People!
2. LSA + maczanki. Atak derealizacji, gdy dopadła mnie myśl o sensie istnienia. Też mi się wkręciło, że już nigdy nie będę normalny. Widziałem siebie zapiętego w kaftan i byłem pewien, że zaraz przyjadą panowie w białych kombinezonach :-D. Kilkumiesięczna sroga schiza z powracającymi flashbackami. Po tym wydarzeniu nabrałem pokory do psychedelików :-).
Opisała życie w Norwegii. "Narkotyki są tanie, a państwo opiekuńcze"
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii
Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie
Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany
Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.