...czyli jak podejść do odstawienia i możliwie zminimalizować jego konsekwencje
ODPOWIEDZ
Posty: 3449 • Strona 1 z 345
  • 41 / 3 / 0
Witam!
Jest co prawda wątek o ośrodkach detoksykacyjnych, ale nie ma o ośrodkach stacjonarnych, leczących uzależnienia. Jako twórca tego wątku opiszę ośrodek w którym miałem "przyjemność" przebywać. Ośrodek nazywa się DOREN i leży w woj. Warmińsko-Mazurskim - terapia tam trwa rok, a później jest jeszcze możliwość półrocznego mieszkania w hostelu. Jest to zupełne przeciwieństwo Monaru, nie ma tam żadnych dociążeń ani kar, jedynie informacje zwrotne(dla niewtajemniczonych poszperajcie na duckduckgo). Praca nie jest ciężka - na początku pobytu dostaje się opiekuna, który wprowadza Cię w życie ośrodkowe. Jeśli jesteś np. wyniszczonym heroinistą to przez pierwszy miesiąc będziesz miał fory w pracy i będziesz ulgowo traktowany dopóki nie odzyskasz sił. Jedzenie jest tam całkiem niezłe - w większości robione przez pacjentów. Praca trwa bodaj 8 godzin potem jest przerwa na mycie i obiad, a po obiedzie zebrania(dyskusje, dzielenie sie samopoczuciem, wspomniane informacje zwrotne). Minusem jest sporo durnych zakazów, które w mojej opinii były absurdalne i niedorzeczne(przez to wyleciałem po siedmiu miesiącach z terapii - właśnie z powodu kwestionowania zasad panujących w Dorenie).
Podsumowując:
Na Plus
+ fajna atmosfera
+ lekka praca
+ dobre jedzenie
+ brak dociążeń
+ fajny klimat "agroturystyczny"(opiekowanie się świnkami, krówkami)
+ za pracę dostaje się wynagrodzenie - chyba coś koło 45gr za godzinę(taka niby namiastka prawdziwego życia)
+ można jarać papierosy
+ przyjmują z HIV/HCV/HBS oraz z zaburzeniami psychicznymi

Na Minus
- niektóre absurdalne zakazy i nakazy
- przeciągające się nagminnie zebrania(nawet do 2 - 3 w nocy, a o 5:40 pobudka...)

PS. Ja skonczylem(zostalem wyrzucony) trzy lata temu i jak do tej pory nie biore heroiny i ogolnie jestem czysty, czasem popijam alko i ostatnio sporadycznie lykam trama, bo musze - problemy z kregoslupem.

Opisujcie swoje pobyty - moze sie komus przyda kto zdecyduje sie na leczenie i uratujemy mu tym samym zycie ;) Bo wybor osrodka jest naprawde wazna rzecza
Uwaga! Użytkownik looki nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 99 / 2 / 0
Nieprzeczytany post autor: marita.2 »
Racja. Tym bardziej, że o ośrodkach krąży wiele mitów, które odstręczają...Czasy się zmieniły, więc nie opiszę pobytu w ośrodku 9 lat temu - mówiono o tym miejscu "szkoła komandosów" nie bez powodu - podobno wspólczesne ośrodki są bardziej humanitarne.
Ostatnio zmieniony 25 września 2008 przez leiche, łącznie zmieniany 1 raz.
  • 3448 / 113 / 8
Nieprzeczytany post autor: Czeslaw »
Na pewno, ale nie całkiem. Dalej stosują metody, które może były kiedyś odpowiednie dla zatwardziałych kompociarzy. Współczesny ćpun to człowiek raczej zagubiony w świecie i nieporadny. Jak mu zajebać 12 godzin pracy fizycznej w ośrodku, to nie wyjdzie z tego to samo co kiedyś z narkomanów którzy grzali opiaty bo 10-20 lat i to rzeczywiście było dla nich jedyne wyjście. Wiadomo, są i teraz ludzie, którzy się w tym odnajdą, mało tego - jest im to potrzebne. Ale ośrodki bez gruntownej modernizacji całego systemu nie pomagają już tak jak dawniej, raczej przynoszą ludziom więcej strat niż zysków. Takie moje zdanie, na pewno są tacy, którym akurat ośrodki pomagają, ale trzeba chcieć. Ale to nie bardzo na temat, detoxy to trochę co innego. Trochę.

ed: aha, chyba mod nie odróżnił ośrodków detoksykacyjnych od ośrodków leczenia uzależnień i stąd się robi offtop. Nie kumam takiej polityki, ale nie będę dalej komentował, chcecie mieć burdel to będziecie mieć.
Ostatnio zmieniony 25 września 2008 przez leiche, łącznie zmieniany 2 razy.
  • 99 / 2 / 0
Nieprzeczytany post autor: marita.2 »
Racja, racja! Zupełnie co innego detoxy, a ośrodki...Więc mój poprzedni post może być nie w temacie...Pisałam o ośrodku leczenia uzależnień, nie o oddziale detoksykacyjnym. Zresztą nie tylko ja, co nie tłumaczy gapiostwa.
Ostatnio zmieniony 25 września 2008 przez leiche, łącznie zmieniany 1 raz.
  • 41 / 3 / 0
Nieprzeczytany post autor: looki »
dlatego wlasnie zalozylem nowy watek dot. OSRODKOW LECZENIA UZALEZNIEN, a nie detoksow bo to zupelnie dwie odrebne sprawy. Mysle ze watek o osrodkach wielu osobom moze sie przydac - bedzie mozna przezwyciezyc stereotypy czy tez mity krazace o osrodkach. Oraz udowodnic, ze mozna wyjsc z nalogu(vide: ja). Nie rozumiem postepowania adminow...
EDIT:
Dzieki za przywrocenie watku

Dodano 29 września 2008, 15.39:
@czesław
Wiesz co, mam akurat porównanie choć sam nigdy nie byłem, to wielu znajomych których poznałem w DOREN`ie było wcześniej w innych ośrodkach - głównie monarowskich. Zdania były podzielone co do skuteczności terapii monarowskiej - czyli maksymalne dojechanie na początku, zgnojenie, gnębienie, dociążenia, zgolenie się na łyso(jako symbol nowego początku/startu dot. również dziewczyn), poniżanie, ostra i ciężka praca - także nad sobą, a wszystko to po to aby ćpun doznał szoku dotknął dna i się od niego odbił. Niektórym taka forma terapii pasowała - wszystko Ci mówią jak i co masz robić, jesteś prowadzony jak po sznurku. Natomiast w DOREN`ie są owszem zakazy, nakazy, ale ich przestrzeganie zależy tylko i wyłącznie od własnej uczciwości - jest wolność w postępowaniu(najwyżej na zebraniu ktoś powie w formie inf. zwrotnej, że coś mu się nie podoba w Twoim zachowaniu). Jest to o tyle trudne, że wymaga dużego samozaparcia, samokontroli i wewnętrznej uczciwości(bo siebie się nie oszuka), no ale dzięki temu uczysz się stosować do panujących reguł(z myślą o powrocie do społeczeństwa w którym jakieś tam normy obowiązują). Także niech każdy wybierze swoją drogę. Mam nadzieję, że osoby które były w różnych ośrodkach wypowiedzą się tu i pomogą tym samym innym.
PS. Potwierdzone przez wszystkich ćpunów kilkakrotnie przebywających w ośrodkach: Pierwsza terapia jest najważniejsza i jeśli się zaprze i ją ukończy jest duża szansa na wyjście z nałogu. Pamiętajcie narkusy, że zawsze jest nadzieja ;)

Nie pisz posta pod postem. Scalono #czeslaw
Ostatnio zmieniony 26 września 2008 przez looki, łącznie zmieniany 2 razy.
Uwaga! Użytkownik looki nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 3448 / 113 / 8
Nieprzeczytany post autor: Czeslaw »
W monarze jest niby tak samo. To że nie przestrzegasz nakazu/zakazu/nałożonej konsekwencji, nic nie czyni. Dostaniesz właśnie informację zwrotną, jak to się skumuluje kilka razy to prawdopodobnie uznają że nie ma sensu cię na siłę leczyć i wylecisz, ale nie ma takiej reguły. W teorii przynajmniej.

"Opisujcie swoje pobyty"

Nie umiem opisać trzech miesięcy tam spędzonych. Napisałem na ten temat poprzedniego posta, uważam że metody leczenia które były skuteczne dla ćpunów lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, w obecnych czasach nie mają żadnego zastosowania, bo narkomańska natura zmieniła się nie do poznania, przyczyny odurzania się są zupełnie inne niż kiedyś, narkotyki to już nie margines. A nawet przeciwnie, lekkie używki w gronach ludzi inteligentnych (np. studentów czy licealistów) są postrzegane jako świetna alternatywa dla nudy dnia codziennego, coś jak dobra książka. Podejście zupełnie się zmieniło. A w ośrodkach dalej to samo - i między innymi dlatego MONAR w obecnej formie to przeżytek, archaizm. Zapomnijcie o leczeniu prawdziwych uzależnień w ośrodku monarowskim (o takim mówię, bo w takim byłem, w innych trochę to wszystko się różni, ale filozofia niestety pozostaje podobna). Kwintesencją moich słów niech będzie taka sytuacja:
kiedy byłem w ośrodku, na 40 osób w społeczności około połowa była uzależniona od marihuany, niecała druga połowa od amfetaminy, 1 osoba od leków, 2 osoby od opiatów. W czasie miesiąca kilka dzieciaków (17 lat powiedzmy) od marihuany/ścierwa uciekło z ośrodka, Paweł od opiatów został wyrzucony podczas jednej ze społeczności. Wtedy stwierdziłem, że nie ma sensu. Prawdziwie uzależnieni ludzie potrzebujący pomocy nie otrzymają jej w ośrodku monarowskim. Może i Kotański miał dobry pomysł i chciał, żeby to wyglądało inaczej - chociaż po mojemu to i tak zawsze w jego placówkach lepiej się traktowało alkoholików, narkomani (zwłaszcza opiatowcy) byli traktowani jak ostatni brud. Nie wiem, bo kiedy Kotański prowadził osobiście swoją działalność, zaczynałem dopiero ćpać i nawet nie myślałem o czymś takim jak ośrodek - ale podobno właśnie heroiniści byli dyskwalifikowani niemal od początku. Jeśli nawet tak nie było - to tak jest teraz. I nie ma w tym chyba winy żadnej kadry, czy w sumie kogokolwiek. Po prostu monarowska społeczność w ośrodku młodzieżowym wygląda tragicznie. To ludzie z jakichś zamożnych warstw społecznych, niektórzy po 16-17 lat, którzy mają w życiu dosłownie wszystko, problemy ulicy mają w dupie, dowiedzieli się że marihuana działa tak jak działa, potem próbowali fety czy jakichś innych narkotyków, potem rodzice się kapnęli i zawieźli dzieciaka do ośrodka żeby mu pomóc. A on jest kupą gówna, za przeproszeniem. Ach kurwa, gdybym doszedł do takich wniosków jeszcze podczas pobytu tam, to bym chyba ten monar podpalił. Tyle upokorzeń, tyle pracy nad sobą, tyle czasu spędzonego z ludźmi, z którymi dosłownie nie było o czym gadać, "uzależnieni od marihuany", pożal sie Boże. Dosłownie 3/4 przyjęciówek wyglądało w ten sam sposób - na pytanie "powiedz coś o sobie, ile masz lat, czemu tu trafiłeś i czym się interesujesz" padała odpowiedź: "mam X lat, słucham techno i hip-hopu, jestem uzależniony od marihuany i amfetaminy", czasem pojawiało się extasy, koniec. Może z 5 osób na przyjęte kilkanaście (albo i więcej) powiedziało coś innego. To jest kurde ośrodek leczenia uzależnień czy szkółka niedzielna?

Ja byłem w ośrodku młodzieżowym (do 22 lat), monary dla dorosłych mają inną społeczność, ale domyślam się, jak to tam może wyglądać, i kurwa oby jak najdalej stamtąd, bo młodzieżowego przynajmniej nie dało się brać do końca na serio (chociaz te wszystkie wnioski przyszły mi dopiero po rezygnacji, jak już pisałem - przez 3 miesiące w ośrodku jednak próbowałem serio traktować leczenie). A już ośrodek dla dorosłych to całkowicie poważna terapia, tam do dopiero hardcore.

Podsumowując, monarowska społeczność (przynajmniej w moim ośrodku) na leczenie opiatowców nie ma cierpliwości. To są ludzie wjebani po uszy. Oni nawet chcąc się leczyć, nie mają wielkich szans. Wiadomo że jak opiatowiec przyjeżdża do ośrodka, to choćby nawet był już po skręcie wykurowany z dwutygodniowym detoksem, nie będzie od razu zmywał, sprzątał po sobie, mył się i pracował w polu 8 czy tam 12 godzin dziennie za darmo. A tego w monarze wymagają, takie niby przystosowanie z powrotem do normalnego życia. Sorry, ale to przedpotopowe i zajebiście nieskuteczne na opiaty. Nastawione chyba właśnie na "uzależnionych" od gandy. Jak się nie stosujesz, to od razu nie wylecisz, musisz się naprawdę przez miesiąc nie przykładać do wyznaczanych obowiązków. I dla siedemnastolatka wjebanego maksymalnie w fetę to jest realne, żeby się przez miesiąc przystosować. Heleniarz potrzbuje dobrych 2 miesięcy, żeby cokolwiek sobie przypomnieć z normalnego funkcjonowania. A żeby odżyły w nim uczucia (to też jest ćwiczone w społeczności), to co najmniej rok z całym przekonaniem. Tak długo się tam nie czeka. Kadra niby chce pomóc, ale tak naprawdę oni wiedzą, że to najtrudniejsze przypadki i nie zawsze chcą sie zająć, a nawet jak się zajmą to rzadko z pełnym zaangażowaniem. Naprawdę nie wiem, czy z ośrodka, w którym byłem, przez 15 lat jego funkcjonowania wyszedł jakikolwiek neofita uzależniony kiedyś od heroiny. Wątpię. Czyli metody nieskuteczne. Jednym słowem? Odradzam.
Ostatnio zmieniony 01 października 2008 przez Czeslaw, łącznie zmieniany 1 raz.
  • 41 / 3 / 0
Nieprzeczytany post autor: looki »
Jak ja się leczyłem w ww. ośrodku(nie był to ośrodek młodzieżowy) w 2005 to podział na opiatowców i tych uzależnionych od amfetaminy był równy, tj. po połowie z każdej grupy. Nie było u nas jakiś chłopaczków pt. "mam X lat, słucham techno i hip-hopu, jestem uzależniony od marihuany i amfetaminy". Ludzie z którymi się leczyłem byli naprawdę OK, terapeuci też wiedzieli, że trochę inaczej należy podchodzić do wyniszczonych heroinistów, a inaczej do amfetaminiarzy. Ja zostałem też ciepło przyjęty, choć na początku z dystansem - nie byłem z ulicy, miałem pracę, studiowałem byłem dla nich kimś nie z tego świata. Trudno było im uwierzyć, że można było brać heroinę i nie wylądować na ulicy, a praktycznie każdy z nich trafił do ośrodka właśnie stamtąd. Wielu z nich to byli szalenie inteligentni ludzie, ciepli i wrażliwi. Trzeba było to jednak z nas wszystkich wydobyć - uczucia. Po mniej więcej pół roku prawie każdy opiatowiec na terapii miał je już przynajmniej "kiełkujące". Z nielicznymi wyjątkami byliśmy podzieleni w społeczności na dwie grupy względem branej substancji. I tu o dziwo to my - heroiniści czuliśmy się lepsi, to my rządziliśmy w społeczności i zajmowaliśmy kierownicze funkcje w ośrodku. Czuliśmy się słusznie lub nie lepsi, jako Ci bardziej doświadczeni, Ci którzy spróbowali już czegoś czego większość się panicznie bała. Z czasem obróciło się to przeciw nam. Gloryfikując heroinę traciliśmy dystans do niej, świadomość ryzyka powrotu do nałogu. Niestety kiedy terapeuci się zorientowali zostałem wyrzucony i nie skończyłem terapii.
PS. Czesław fajnie opisałeś swój pobyt w monarze, podobało mi się.
Uwaga! Użytkownik looki nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 3448 / 113 / 8
Nieprzeczytany post autor: Czeslaw »
Miło że ktoś przeczytał, nie umiem pisać, w dodatku nie sądziłem, że kogoś to obchodzi, można się jednak czasem miło zaskoczyć.

Hm, czytałem kiedyś książkę Wojciecha Wanata "Rok w monarze". Tam autor opisuje ośrodek z prawdziwego zdarzenia. I los grzejników z prawdziwego zdarzenia. Polecam absolutnie wszystkim, którzy zastanawiają się nad terapią lub są do niej zniechęceni lub... chcieliby dowiedzieć się, jak naprawdę jest w monarze. Bo jeśli chodzi o moje opowiadanie, to raz że pisałem o ośrodku młodzieżowym gdzie jednak przymyka się oko na niektóre ważne sprawy, a czepia się błahostek, no jest w ogóle wyjatkowo nieprzyjemnie, a dwa że ja nie umiem tak dobrze opisywać tego jak tamten człowiek, jeśli dobrze pamiętam to autor był uzależniony od heroiny przez dobre kilkanaście lat i wyszedł z nałogu. Kluczowym momentem terapii było dla niego zrozumienie, że ćpanie nie bierze się samo z siebie, że przy danym charakterze człowieka po prostu prędzej czy później ćpanie jest jedynym wyjściem. Że trzeba się zmieniać, by wyjść z nałogu. Nie wystarczy nie brać, bo zawsze się wróci. Jak dla mnie to genialna książka, tyle że śmiertelnie poważna - dla poważnych ludzi poważnie myślących o wyjściu z nałogu, a nie o zbiciu tolerancji przez jakiś tam czas. Taka motywacja jest dobra na początek. Autor pokazuje, jak trudne to jest. Życie to nieustanne przełamywanie się, ciągłe zmiany osobowości. Dopiero takie rozumienie istnienia daje szczęście. Bo koleś chciał być po prostu szczęśliwy. Nieważne - z narkotykami czy bez. Tyle że odkrył, że heroina szczęścia mu nie da, przeciwnie - odbiera mu całe dobro, jakie zdołał sobie wypracować. Jemu się udało, ale ciężko nawet zrozumieć, jak to jest trudne, a co dopiero to osiągnąć. Dużo mi ta książka dała do myślenia. Dlaczego mi przyszła na myśl? Bo Twój post do złudzenia przypomniał mi opisy tamtego autora. Jeśli dobrze pamiętam, to też były w społeczności takie podziały, tyle że dla niego to się lepiej skończyło.

Ja byłem w Łodzi na Tuszyńskiej, gdyby ktoś pytał. Za blisko miejsca zamieszkania, przy wyborze ośrodka dość istotne jest to, by nie był on położony zbyt blisko domu - bo można się łatwo rozmyślić jak się ma 20 minut drogi po heroinę czy 2 minuty do najbliższej apteki... Nawet jeśli ośrodek jest zamknięty lub jakiekolwiek wyjścia są ściśle kontrolowane lub pacjent nie może mieć przy sobie pieniędzy (tak jest na Tuszyńskiej), to jednak przeszkadza sam fakt, że droga do dragów jest realnie bardzo krótka. Jak się przejedzie do ośrodka 500 km to nie jest tak łatwo zrezygnować, a na początku (przez pierwsze kilka tygodni, nawet miesięcy) dodatkowe motywacje, choćby najbardziej błahe (jak odległość do domu) są wyjątkowo ważne, ja się starałem pocieszać tak drobnymi rzeczami, że teraz się z tego tylko można pośmiać.

Życzę wszystkim, żeby komuś monar pomógł, ale samo się nie zrobi. Trzeba przepracować bardzo wiele narkomańskich zachowań, posiedzieć w ośrodku nawet nie parę miesięcy a przynajmniej kilkanaście, żeby cały ten czas wyrwany z życiorysu dał efekt. Ale za to jak ktoś już skończy takie leczenie, wysypuje się rzadko, bardzo rzadko. Zależy oczywiście jak je przechodził - czy starał się wyjść z narkomanii, czy raczej jak najszybciej skończyć i po najmniejszej linii oporu przebrnąć przez terapię, jak typowy ćpun. Ale ogólnie może z 5% neofitów wraca do brania, liczę nawet opiatowców. I są to w większości naprawdę szczęśliwi ludzie, bo ośrodki uczą życia bez narkomanii, tam naprawdę można rozwijać swoje prawdziwe zainteresowania. Bo nie ma ludzi, których nie kręci nic oprócz ćpania, chociaż niektórym tak się wydaje. W monarze nie ma czasu na nudę, albo praca, albo gra w piłkę, albo rozmowy z kimś, albo gotowanie, albo dowolne inne wypełnienie wolnego czasu, można nawet wybrać jakie, byleby nie siedzieć bezczynnie i szukać innych zainteresowań i sposobów na spędzenie czasu niż ćpanie. Jak się chce, to pewnie pomaga, ale trzeba być twardym, ja jestem za cienki do tego, mam miękką psychikę. Pewnie jakbym dużo popracował to coś by dało radę z tym zrobić, podobno nie ma beznadziejnych przypadków, a skoro tak to już na pewno ja nie jestem jedynym beznadziejnym, bo moje uzależnienie nie jest jeszcze aż tak głebokie, znam chyba dobre kilkadziesiąt (jak nie kilkaset) osob silniej wjebanych. Ale jednak byłem tam za krótko, żeby sie do ośrodka przywiązać i przekonać. I inna sprawa to to wszystko, o czym pisałem w poprzednim poście - że metody są archaiczne. Przynajmniej w monarze - z tego co mówisz w innych ośrodkach to wygląda bardziej tak jak powinno wyglądać (ten Wanat opisujący monar w Głoskowie też raczej widzi go jako ośrodek z prawdziwego zdarzenia, możliwe że po prostu źle trafiłem albo próbuję usprawiedliwić swoją nieskończoną terapię spowodowaną osobistymi słabościami, nie jestem w stanie tego racjonalnie ocenić). Możliwe, że faktycznie monar nie jest najlepszym wyborem i da radę się lepiej ustawić w pozamonarowskich ośrodkach.
  • 77 / 4 / 0
Nieprzeczytany post autor: sterben »
Co myslicie o Nowym Dworku w woj. Lubelskim?
Z wiekiem dotykamy smakow, ktorych nie zabijesz mlekiem...
  • 129 / / 0
torun 1 osrodek, hmm wszystko lightowe , najbardziej lightowy osrodek do lat 21 , praca lekka ze szok, terapia trwa 6 miesiecy, sa dociezania i to minus bo wala z grubej rury... duzo jest tam fajnych rzeczy, wywalony za uklady;p i cpanie>

bytom terapia trwa 12 miesiecy, ciezsza praca, fajna atmosfera, pobudka 6;30 to moim zdaniem nie korzysc, no jest w miare luzno sa troche porabane zasady, bylem tam 6 miesiecy i zrezygnowalem
Uwaga! Użytkownik ganja ZAGOR nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
ODPOWIEDZ
Posty: 3449 • Strona 1 z 345
NarkoMemy dodaj swój
[mem]
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.