Więcej informacji: Ayahuaska w Narkopedii [H]yperreala
Teraz pisze: Oto ciekawy tekst, który przepisałem z książki Michaela Harnera pt. Droga Szamana
Moje badania antropologiczne dotyczące Indian Conibo posuwały się zupełnie nieźle, lecz jakiekolwiek usiłowania, by zdobyć informacje dotyczące ich religii, kończyły się niepowodzeniem. Ludzie ci byli przyjacielscy, lecz jeśli chodzi o rozmowy o rzeczach nadnaturalnych, powściągliwi. W końcu oświadczyli mi, że jeśli naprawdę chcę się czegoś nauczyć, to muszę spróbować świętego szamańskiego napoju zrobionego z ayahuasca, czyli z „wina duszy”. Zgodziłem się na to, odczuwając zarówno ciekawość, jak i obawę, ponieważ zostałem ostrzeżony, że doświadczenie to może być przerażające.
Następnego ranka mój przyjaciel Tomas, należący do starszyzny wioskowej, poszedł do lasu, by naciąć pnączy. Przed odejściem nakazał mi, bym pościł, to znaczy zjadł tylko lekkie śniadanie i powstrzymał się od obiadu. W południe powrócił z pnączami i liśćmi rośliny cawa, którymi napełnił pojemnik. Płyn ten gotował przez całe popołudnie, po czym pozostawił go do zachodu słońca, by się oziębił, a następnie oświadczył, że jest gotowy do wypicia. Ponieważ szczekanie psów może być fatalne dla człowieka, który napije się ayahuasca, gdyż może on popaść w obłęd, przeto Indianie założyli kagańce wszystkim psom we wsi. Dzieci pouczono, by nie hałasowały, i wraz z zachodem słońca zapadła cisza.
Kiedy po krótkim równikowym zmierzchu nadeszła ciemność, Tomas nalał do tykwy około trzeciej części płynu z butli i dał mi ją do wypicia, czemu przypatrywali się wszyscy Indianie. Poczułem się jak Sokrates pijący cykutę wśród Ateńczyków i wtedy zdałem sobie sprawę z faktu, że mieszkańcy peruwiańskiej Amazonii nazywają ayahuasca „małą śmiercią”. Truciznę wypiłem szybko. Miała dziwny, trochę gorzki smak. Czekałem, aż Tomas także wypije swoją część, lecz powiedział, że zdecydował się tego nie robić.
Położono mnie na bambusowej platformie pod wielkim dachem przykrywającym dom wspólnoty. Poza dźwiękami wydawanymi przez świerszcze i dalekimi odgłosami małp w dżungli w wiosce było zupełnie cicho. Spoglądając w ciemność nad sobą, zobaczyłem nagle ledwo widoczne świetliste linie. Stawały się one coraz bardziej ostre, bardziej powikłane, aż rozbłysły brylantowymi kolorami. Z dala nadpłynął dźwięk jakby wodospadu i stawał się coraz potężniejszy, aż wypełnił moje uszy.
Jeszcze kilka minut wcześniej czułem się rozczarowany, sądziłem bowiem, że ayahuasca na mnie nie działa, a tymczasem obecnie mój mózg pogrążył się w odgłosie pędzącej wody, szczęki stężały, a odrętwienie to zaczęło rozchodzić się w wzwyż, aż do skroni.
Linie nad moją głową pojaśniały jeszcze bardziej i stopniowo przybrały formę sklepienia przypominającego mozaikę w formie witrażu. Wszędzie nade mną uformował się rozciągający się wokół fioletowy dach. W środku tej niebieskiej komnaty słyszałem szum wody i zobaczyłem poruszające się cienie. Gdy moje oczy przywykły już do panującego półmroku, cały ten teatr cieni przekształcił się w coś przypominającego dom zabaw, nadprzyrodzony karnawał zwierząt. Ze środka, kierując tym wszystkim, patrzył na mnie gigantyczny, szczerzący zęby łeb krokodyla, a z jego przepastnej paszczy wypływały strugi wody. Zarówno woda, jak i strop komnaty zaczęły wznosić się do góry. Cała ta scena zmieniła się tak, że pozostałą jedynie dwoistość niebieskiego nieba w górze i morza na dole, a wszystkie stworzenia zniknęły.
Ja sam znajdowałem się przy powierzchni wody: patrząc z tego miejsca zobaczyłem nagle dwie dziwne łodzie, które kołysały się w przód i w tył i podpływały do mnie coraz bliżej. Powoli przekształciły się w okręt zakończony olbrzymim smoczym dziobem, który przypominał zwieńczenie łodzi Wikingów. W śródokręciu ustawiony był maszt z kwadratowym żaglem. Statek poruszał się lekko w przód i w tył i wtedy usłyszałem rytmiczny świszczący dźwięk, po czym zobaczyłem, że statek jest gigantyczną galerą z setkami wioseł. Poruszał się do przodu i do tyłu zgodnie z dźwiękiem.
Takiego wspaniałego, nieziemskiego śpiewu utworzonego z miliardów głosów dochodzących z pokładu galery nie słyszałem nigdy w życiu. Kiedy spojrzałem uważnie na pokład, ujrzałem wielką liczbę istot o głowach sójek i ciałach ludzi podobnych do ptasiogłowych bogów na starożytnych egipskich malowidłach grobowych. W tym też czasie poczułem, że część mojej energii życiowej zaczyna przepływać z mej klatki piersiowej w górę do łodzi. Chodziaż zawsze byłem przekonany, że jestem ateistą, pojawiło się wtedy we mnie przekonanie, że ci ptasiogłowi ludzie przybyli, by wziąć na pokład moją duszę, i że umieram. W dalszym ciągu, kiedy moja dusza mnie opuszczała, poczułem, że drętwieją mi członki. Poczynając od rąk i nóg całe moje ciało zamieniało się w coś solidnego i trwałego. Nie mogłem więc poruszyć się, ani przemówić. Odrętwienie rozchodziło się po klatce piersiowej, a kiedy dotarło do serca, spróbowałem zawezwać pomocy, poprosić Indian o antidotum. Jednakże mimo usiłowań, nie zdołałem wydobyć z siebie ani słowa. Tymczasem mój brzuch powoli zamieniał się w kamień. Dzięki nadzwyczajnemu wysiłkowi udało mi się utrzymać pracę serca. Zacząłem zwracać się do mojego serca, jak do przyjaciela, zaklinałem je, by jeszcze biło, dodawałem mu odwagi z całą mocą, jaka mi jeszcze pozostała.
Z kolei stałem się świadomy mojego mózgu. Czułem – fizycznie – że został on podzielony na cztery oddzielone od siebie i różne poziomy. Na samej powierzchni znajdował się obserwator i kierownik, który znał położenie ciała. On był odpowiedzialny za usiłowania utrzymania pracy serca. Ta część mózgu, będąca czystym obserwatorem, postrzegała wizje, które, jak się wydaje, emanowały z dolnej partii mego mózgu. Zaraz pod tym najwyższym poziomem odczuwałem warstwę zupełnie odrętwiałą, pozbawioną władzy przez specyfik – wydawało się, że ona nie istnieje. Jeszcze niższym poziomem było źródło mych wizji, włączając w nie łódź duszy.
Byłem przekonany, że umieram, i kiedy próbowałem pogodzić się z tym faktem, niższa część mózgu zaczęła przekazywać więcej wizji i informacji. „Powiedziano mi”, że zostaną mi pokazane dalsze wizje, a ponieważ umieram, nie będę w stanie zdradzić ich treści; były to tajemnice zarezerwowane dla umierających i martwych. Mogłem jedynie bardzo niewyraźnie zobaczyć tych, którzy przekazywali mi te informacje: były to olbrzymie gadzie stwory spoczywające leniwie w najgłębszych częściach mózgu, w jego tylniej partii, tam gdzie mózg łączy się z rdzeniem. W tej głębi mogłem je rozpoznawać jedynie bardzo niewyraźnie.
I wtedy pokazano mi następującą scenę. Ujrzałem planetę Ziemię taką, jaką byłą przed eonami, kiedy nie było jeszcze na niej życia. Zobaczyłem więc ocean, pusty ląd i jasne niebieskie niebo. Zobaczyłem również setki kropek spadających z nieba na rozciągający się przede mną ląd. Zauważyłem wówczas, że te „kropki” były wielkimi, świecącymi i czarnymi stworzeniami z pterodaktylimi skrzydłami i ciałem wielorybów. Ich głowy były dla mnie niewidoczne. Spadały w dół, zupełnie wyczerpane podróż, by pozostać na ziemi na wieki Wówczas otrzymałem wyjaśnienie przekazane mi jakby w języku myśli, że stworzenia te przybyły na Ziemię z daleka, uciekając przed swymi wrogami. Istot te, pokazały mi w jaki sposób wytworzyły życie na ziemi po to, by ukryć się w wielości form i w ten sposób zataić swą obecność. Trwająca miliony lat kreacja nieprzeliczalnych roślin i zwierząt odtworzyła się przede mną w skali i żywotności niemożliwej do opisania. Pojąłem, że to stworzenia podobne do smoków znajdują się wewnątrz wszelkich form życia, włączając w to człowieka. (W tym miejscu znajduje się przypis M. Harnera: można powiedzieć retrospektywnie, że były one prawie takie jak DNA, jednak w tym czasie, tj. w roku 1961, nic o DNA nie wiedziałem). Byli to prawdziwi mistrzowie całej ludzkości, a my, ludzie, byliśmy jedynie ich zbiornikami.
Te objawienia podnoszące się z głębi umysłu, ukazywały się na zmianę z widokiem galery, na której pokład zabrano już prawie całą moją duszę. Łódź z sójkowatymi ludźmi na pokładzie ciągnęła za sobą mą siłę życiową, oddalając się powoli przez szeroki fiord otoczony nagimi, pooranymi wzgórzami. Wiedziałem, że mam już tylko chwilę życia przed sobą. Jednakże, co dziwne, nie odczuwałem strachu przed tymi sójkowatymi ludźmi, zgadzając się na to, że zabiorą oni moją duszę. Bałem się jednak tego, że moja dusza nie zdoła utrzymać się w horyzontalnym planie fiordu, lecz na skutek jakiegoś nieznanego a przerażającego procesu zostanie zdobyta przez smokowatych mieszkańców głębi.
I wtedy poczułem swą ludzką odrębność, kontrast pomiędzy tymi gadzimi przodkami i mym gatunkiem. Rozpocząłem walkę o to, by nie powrócić do starożytnych, których zacząłem odczuwać jako coraz bardziej obcych i – być może – złych. Każde uderzenie serca stało się wielkim przedsięwzięciem. Zwróciłem się o pomoc do ludzi.
Z niewyobrażalnym wysiłkiem udało mi się wypowiedzieć jedno słowo: „lekarstwo”. Zobaczyłem, jak Indianie krzątają się sporządzając antidotum, byłem jednak przekonany, że nie zdążą na czas. Potrzebowałem też strażnika, mogącego odeprzeć smoki, i szaleńczo próbowałem przywołać jakąś potężną istotę, która by obroniła mnie przed obcymi gadzimi stworami. Jeden z gadów pojawił się właśnie przede mną i w tym momencie Indianie otworzyli mi siłą usta i wlali m nie antidotum. Smoki zaczęły pogrążać się powoli w głębinach, nie było już ani łodzi, ani fiordu. Odetchnąłem z ulgą. (M. Harner, The Way Of Shaman).
To ludzie stworzyli sobie boga.
"W samym środku snu Pierwszy Ojciec rozwinął wszechogarniającą mgłę, w której pulsowały mchy i rozbrzmiewał śpiew wiatrów, ptaków i ryb. Pierwszy Ojciec pochwycił mgłę i przeszył ją igłą swojego oddechu. Potem wyciągnął mgłę ze snu i zmieszał wraz z ziemią. Wypluł kilka razy mglistą ziemię a wtedy z wichru wyrosła puszcza, drzewa rozłożyły swoje ogromne korony a ziemia dała głos i ciało świerszczom, pancernikom, mrówkojadom i wszystkim zwierzętom. Niebo zrodziło królewskiego orła, papugę, kaczkę, puchacza i wszystkie ptaki. I powiadają, że od tego czasu brzmią ziemia i puszcza. Dziś w puszczy słychać ryby, owady i tyle innych zwierząt, które nauczyły się mówić i myśleć.
Wszystko to słychać w puszczy, ale nade wszystko rozbrzmiewają kroki roślin, zwierząt, ptaków i kroki kamieni, którymi byli kiedyś ludzie. A nocą w puszczy najbardziej słyszy się samego siebie, swoje wspomnienia, wszystko to, co usłyszeliśmy w swoim życiu: muzykę fletni, obietnice, kłamstwa, lęki, wyznania, lament wojny i szepty miłości. Wszystko to rozbrzmiewa w puszczy i więcej jeszcze, bo w puszczy nawet cisza gra.
Mówią, że upłynęło wiele czasu, od kiedy to wszystko zostało stworzone. Mężczyźni i kobiety z gór i rzek żyli w harmonii. Mężczyźni zanim wyszli o świcie polować i łowić ryby prosili Ducha Puszczy, by pozwolił im wziąć to, czego potrzebują. Wracali załadowani wyżywieniem, a kobiety zasiewały pola czule rozmawiając z Matką Ziemią, by dała im pokarm. Przygotowywały ubrania, naszyjniki, bransolety z nasion i fasoli. Dzieci bawiły się od świtu do zmierzchu. A nocami wszyscy się zbierali w wielkim domu, by razem śpiewać, rozmawiać, opowiadać historie. W tamtym czasie słońce świeciło uśmiechając się do wszystkich ludów a deszcz padał, kiedy miał padać, by podlewać pola, ożywiać źródła i napełniać rzeki.
Tymczasem na drugim brzegu morza ludy śniły i śniły. Że ziemia jest okrągła. I budowano statki, by wyjść poza swoje marzenia, wymyślali przyrządy nawigacyjne i proch, by wygrywać wojny.
Ludzie z gór i rzek nic nie przeczuwali, nawet sobie tego nie wyobrażali. Nadal żyli tak, jak ich nauczyli przodkowie, ufając słońcu, księżycowi, gwiazdom i Matce Ziemi.
Aż do dnia, kiedy z wysokich gór przyleciał ogromny Biały Ptak. Zbliżył się do nich i powiedział: "Ból. śmierć i zapomnienie przybędą, ale wy przeżyjecie, jeśli przyjmiecie to lekarstwo, zwane Ayahuasca nigdy nie zapomnicie, kim byliście i kim jesteście."
I Biały Ptak zniknął.
Ayahuasca nie jest ulotną przyjemnością czy przygoda bez ziarna jak dla wirakocha. Ayahuasca to drzwi, ale nie by uciec, ale by wejść w te inne światy, aby przejść niezdobyte głębiny nocy, nieograniczone odległości.
Światło Ayahuasca nie tłumaczy, nie odkrywa tajemnic, nie wyjawia sekretów, ale podlewając nieznaną ziemię, oświetla ją. Kiedy wołasz Ayahuasca w potrzebie, umiejętnie i z szacunkiem, nie ma błędu, nie ma cudu, ani przed ani po Ayahuasca. Kiedy się je woła w potrzebie i z szacunkiem, Ayahuasca jest jak kamienne ostrze noża, które odcina ciało od duszy. Jeśli dusza jest chora rozdzielenie jej od swej twardej materii zapobiega zarażaniu, wbija je na pal. Ayahuasca pokazuje źródło i miejsce zła, i mówi, jakimi pieśniami, jakimi zaklęciami je przepędzić, i jeśli chore jest ciało, podobnie oddziela je od duszy, by ta nie zgniła, wskazuje także korzenie, które utrzymują duchowe ciało materialnej duszy, dalekie i rozdzielone aż do momentu, kiedy ciało odżyje w samym sercu. I to, co wydaje się niczym jest wszystkim, są talenty, moce, rozkazy, korzenie i soki korzenne, skorupy tego i owego, różne rodzaje deszczy, które się pije i różne kamienie. I wie Ayahuasca, jak, kiedy je użyć i przygotować i przekazuje je ciału i duszy, jeśli uzna, że na to zasługują.
Jeśli wzywa Ayahuasca w potrzebie i z szacunkiem nie ma błędu, nie ma cudu ani przed ani, po Ayahuasca. Jest to, co zasługujemy poznać, co zasługujemy zignorować, wszystko jest zasługą, kiedy się umie wzywać Ayahuasca. Wszystko, co wydaje się niemożliwe staje się łatwe. Nawet popiół, całowany przez spragnionego zmienia się w wodę."
Tłumaczenie: Dagmara Trawczyńska
Francisco Montesem. Zaintrygował mnie ten szaman i jako że w listopadzie wybieram się do Peru na
aya-ceremonie, chciałbym się z nim spotkać. Może ktoś posiada jakieś info na jego temat; gdzie mieszka itp?
A żeby pokazać Wam, że to nie byle kto, wklejam cały wywiad:
ZAMIAST KOLACJI-AYAHUASCA.
Z Francisco Montesem Schuną znanym południowoamerykańskim szamanem i curandero
z plemienia Kampów rozmawia Roman Warszewski.
- Dlaczego zamiast kolacji?
- Ceremonia picia ayahuaski odbywa się zwykle wieczorem, po zapadnięciu zmroku.
Organizuje się ją w porze kolacji, a właściwie zamiast niej. By mogła zakończyć
się pełnym sukcesem, potrzebne jest pewnego rodzaju wyciszenie, skupienie.
Najlepiej do tego nadaje się czas przed nastaniem nocy. Uczestnik obrzędu nie
powinien jeść niczego ciężkiego, ciężkostrawnego, a najlepiej, jeśli cały dzień
pości.Są też tacy, którzy przez kilka kolejnych dni poprzedzających tę ceremonię
wogóle powstrzymują się od posiłku. Wiedzą, że wtedy organizm jest dobrze przygotowany
na przyjęcie ayahuaski i przesłania, które z tego spotkania może wyniknąć.
- Czym jest ayahuasca?
- Mówiąc najkrócej-to napój sporządzany z liany o tej samej nazwie oraz zrośliny "toe"
i "chacruna".
- Wyjaśnia to raczej niewiele.
- To jedna z najważniejszych roślin amazońskich, a bez napoju, który się z niej sporządza
nie byłoby kultury amazońskich indian.
- Dlaczego?
- Bo dla większości plemion z basenu Amazonki ayahuasca jest "rośliną-nauczycielem" i
"rośliną- mistrzem". To dzięki niej-niejako za jej pośrednictwem-Indianie dowiadują
się wielu podstawowych kwestii dotyczących ludzkiej egzystencji. Ayahuasca zdradza im
mnóstwo tajemnic i wprowadza w obszary, do których normalnie człowiek nie ma dostępu.
- Jak roślina może "wprowadzać" i"zdradzać" tajemnice?
Może, i właśnie to stanowi największy sekret ayahuaski. Jeszcze długo ludzie nie będą
mogli się nadziwić, jak to możliwe. Ale że tak jest, nie ulega najmniejszej wątpliwości.
Dowodzi tego wielowiekowa praktyka i doświadczenia, które z niej wynikają.
Ayahuasca, po wypiciu, zrywa z ludzkich oczu bielmo i pokazuje całe bogactwo otaczajacej
nas rzeczywistości, na co dzień nie dostrzegane. Pokazuje, że rzeczywistośc jest
wielowarstwowa i że nie ma warstwy, która byłaby ważniejsza od pozostałych. Udowadnia, że
to co nas otacza, przypomina cebulę-gdy zedrze się jedną powłokę, natychmiast wyziera
spod niej następna, jeszcze bardziej intrygyjąca niż poprzednia.
Ponadto wczasie ceremonii picia ayahuaska odpowiada na pytania, ktore jej zadajesz. Jeśli
masz szczęście, a ayahuasca dostrzeże w tobie właściwego partnera, może ci nawet zdradzić,
co cię spotka w przyszłości. Roślina ta oferuje bowiem dostęp do Uniwersalnego Rozumu
Wszechświata, gdzie zapisane jest wszystko, co już było i co dopiero będzie.
- Brzmi to wręcz niewiarygodnie!
- Doświadczałem tego jednak wielokrotnie na własnej skórze. Jestem mistrzem ceremonii
spożywania ayahuaski. Jest moją "wielką przewodniczką" i dzięki temu, że cieszę się jej
sympatią, mogę innych wprowadzać w ten tajemniczy świat. Swiat, który na co dzień leży
poza zasięgiem naszego postrzegania.
- Ile razy piłeś ayahuaskę?
- Niezliczoną ilość. Piję ją co najmniej trzy, cztery razy w tygodniu i trwa to od wczesnej
młodości. Ayahuaskę pił już mój ojciec i dziadek; moja matka i babka. Pochodzę z rodziny
szamanów i curanderos. Jeszcze zanim się urodziłem, było wiadomo kim będę i że stanę się
ayahuasquero (szaman specjalizujący się w dziedzinie stosowania ayahuaski-przyp. redakcji)
To już tradycja w tej rodzinie, a jednocześnie najskuteczniejsza metoda żeby w roli szamana
osiągnąć naprawdę wysoki szczebel wtajemniczenia.
- Ayahuasca jest rośliną halucynogenną...
- Rzeczywiście. Ayahuasca działa poprzez wizje, które roztacza i "otwiera" (to chyba właściwe
słowo!) przed adeptami biorącymi udział w ceremonii jej picia. W tych wizjach zamyka się jej
największa potęga. Ważny jest trans, w który ona wprowadza. ALE NAPEWNO NIE JEST TO NARKOTYK!
Ayahuasca nie uzależnia. Wręcz przeciwnie: okazuje się ona bardzo skuteczna w leczeniu
narkomanów i alkoholików. Sam ją ordynuję w kuracjach odwykowych pacjentow, którzy do mnie
przyjeżdżają z Ameryki Północnej i Europy.
- Jaki jest związek między ayahuaską, a leczeniem amazońskimi preparatami roślinnymi?
- To w pewnym sensie kwestia podstawowa. Indianie twierdzą, że ayahuaska zawiaduje światem
amazońskich roślin i to przekonanie znajduje potwierdzenie w praktyce. Ayahuaska jest jakby
"zwierzchniczką" innych roślin, które rosną w dżungli. Szamanowi, który po jej wypiciu znajduje
się w transie, umożliwia postawienie trafnej diagnozy i-jakby tego było mało-podpowiada mu,
jaką roślinę leczniczą powinien zastosować, by danego pacjenta skutecznie postawić na nogi.
- Jak roślina może mu to "powiedzieć'?
- Ona mu to "mówi" poprzez obrazy, jakie pojawiają się podczas transu.
- Chwileczkę. Czy oznacza to, że gdy do szamana zgłosi się ktoś z goścem stawowym, w wizji
(transie) ukaże mu się"chuchuhuasi"-roślina skuteczna w zwalczaniu chorób reumatycznych?
- Tak rzeczywiście jest. Ona widzi wtedy "chuchuhuasi", a ayahuasca informuje go...
- Informuje, czy "informuje"?
- Dobrze niech będzie "informuje", w jaki sposób powinien przyrządzić lekarstwo i jakie inne
składniki należy jeszcze do niego dodać.
- A może szaman po prostu wie od dawna, z własnego doświadczenia, że na reumatyzm należy podawać
"chchuhuasi" i właśnie na tym, a nie czymś innym polega cała tajemnica.
- Przykład z artretyzmem nie jest dobry, jest zbyt banalny. Istnieje wiele schorzeń duzo mniej
specyficznych niż reumatyzm, wobec których bez pomocy ayahuaski szaman byłby całkowicie
bezradny.
- A z ayahuaską nie jest?
- Nie, bo ayahuaskowy trans umożliwia mu wniknięcie wgłąb organizmu pacjenta i wizualizowanie
nękającej go choroby. Gdy chory ma nowotwór, szaman za pomocą ayahuaski jest w stanie ujrzeć
chory narząd i toczący go nowotwór. Ayahuasca, poprzez odpowiednią wizję, może mu także
podpowiedzieć, jaki puszczański lek powinien zostać zastosowany, by pacjent miał szansę wyzdrowieć.
- To, co mówisz, brzmi jak herezja! Nikt w Europie nie jest w stanie w to uwierzyć.
- Chyba nie do końca, ponieważ, z tego co wiem, Także w Europie poprzez odpowiednią medytację wielu
osobom udaje sie wizualizować rozmaite choroby, a następnie, poprzez odpowiednie ich myślowe
"wypychanie" z organizmu, czy "obudowywanie" zakażonych sfer odpowiednio wizualizowanymi barierami,
przyśpieszać proces zdrowienia.
Ale-oprócz tego, o czym mówiłem dotychczas-ayahuasca potrafi o wiele więcej. Nie tylko "pokazuje"
na co chory jest pacjent, nie tylko "podpowiada" szamanowi, czym powinien go leczyć, ale także
"uczy" curanderos jaką specyficzną wibrację emitują określone rośliny lecznicze i-gdy jest on
odpowiednio zdolny-"nadaje"mu umiejętność emitowania tych częstotliwości! W praktyce oznacza to,
iż szaman zyskuje umiejętność leczenia mentalnego-w zależności od potrzeb emituje taką, a nie inną
wibrację i nie musi już wogóle serwować chorym odpowiednich ziół. TO JEGO MYSL STAJE SIĘ ODPOWIEDNIM
ZIOŁEM! Ziołem docierającym do organizmu chorego.
- To niemożliwe!
- Ale prawdziwe.
- Nikt racjonalnie myślący nie jest w stanie w to uwierzyć!
- Tym gorzej dla takiej racjonalności. Może ta racjonalność po prostu okazuje się racjonalna nie do
końca. Bezspornym dowodem prawdziwości tego, co powiedziałem jest wielka skuteczność praktyk, o
których mówimy. Wielokrotnie moglem się przekonać na własne oczy! Sam zresztą również potrafię je
zastosować.
- Naprawdę?!
- Oczywiście. Wszystko zależy od odpowiedniej koncentracji, intensywności myśli. Ayahuasca uczy właśnie
takiej koncentracji, umożliwia osiągnięcie odpowiedniego stanu umysłu. Dzięki niej w ciągu kilku
sekund potrafię mentalnie przemieszczać się z miejsca na miejsce, umiem odnajdywać zgubione przedmioty.
Szukam na przykład ciebie. Ja jestem w Peru, a ty w Polsce. Koncentruję się..., myślę. - "Gdzie jest
Roman? Gdzie on jest?" I po chwili już cię mam, widzę. Widzę cię, jak na ekranie. Widzę, z kim się
spotykasz, co robisz, a nawet co myślisz. Albo inny przypadek: szukam zgubionego portfela. Koncentruję
się... koncentruję...i po chwili, dosłownie po kilku sekundach, widzę go jak na dłoni. Portfel leży w
trawie, nad nad rzeką, wypadł właścicielowi z kieszeni, gdy ten wysiadał z łodzi. Właściciel idzie w
opisane przeze mnie miejsce i znajduje zgubione pieniądze. Wraca i opowiada, że było dokładnie tak, jak
mu powiedziałem. Nie może wyjść z podziwu. Jest szczęśliwy, zadowolony. Pyta mnie tak samo jak ty:
- "Panie Montes, jak to możliwe?" A ja na to się śmieję. Wiem, że wszystko to może się zdarzyć jedynie
dzięki ayahuasce, bo ayahuasca jest niezrównana. To wspaniały dar natury!
- W jaki sposób można osiągnąć tak wielki stan koncentracji?
- Aby dojść do takich umiejętności trzeba lat. Trzeba setki razy spotykać się z ayahuaską, nauczyć się
odpowiednio manewrować własnym mózgiem, umysłem. Gdy umiesz umysł odłączyć od tego, co cię otacza,
gdy wiesz, jak uciec przed tym, co cię przykuwa do jednego miejsca i co cię rozprasza, wystarczą -
gdy masz opuszczone powieki - jeden, czy dwa ruchy gałek ocznych i twoja myśl ulatuje tam, dokąd
powinna się udać. I - jeśli jesteś odpowiednio zaawansowany w szamańskim rzemiośle - trafia
bezbłędnie.
- Próbujesz sobie te dziwne zjawiska jakoś racjonalnie wytłumaczyć?
- Ja nie potrzebuję takiego wytłumaczenia. Ja po prostu wiem że tak jest. To rzeczywistość z którą
obcuję na co dzień. To mój świat.
Ty potrzebujesz jakiegoś wytłumaczenia, bo dopóki go nie znajdziesz, nie uwierzysz że jest tak, jak
ci mówię. Tyle, że jakiekolwiek wytłumaczenie niczego nie załatwia, bo zawsze będzie ono zkazane na
ułomność i fragmentaryczność. Nigdy wszystkiego nie wytłumaczysz raz na zawsze i do końca, bo zawsze
pozostanie jakiś sekret, tajemnica.
- Gdyby jednak - nawet ułomnie i fragmentarycznie - spróbować wytłumaczyć te niezwykłe fenomeny, jakie
wytłumaczenie byś zaproponował?
- Już o tym mówiłem. Ayahuasca w czasie transu daje ci dostęp do Uniwersalnego Umysłu, który istnieje
we Wszechświecie. Na co dzień tego dostępu nie masz, bo jest on zablokowany. Ayahuasca natomiast na
kilka chwil uchyla przed tobą "zatrzaśnięte drzwi" i dzięki temu możesz być jednocześnie wszędzie.
Ona jest jak doskonały telefon komórkowy, którym - dzięki istnieniu satelitarnej centrali - w każdej
chwili możesz się dodzwonić do najdalszego zakątka świata. Możesz też ujrzeć swoją przyszłość, bo
Uniwersalny Umysł jest... uniwersalny. On wie wszystko!
- Czy to znaczy, że nasz przyszłość już teraz gdzieś istnieje, jest niejako "zaprogramowana"?
- Oczywiście. Może posłużę się tu małą elektroniczną analogią. Przyszłość jest "nagrana" tak, jak nagrywa
się piosenki na CD. Teraz odtwarzany jest pierwszy, czy drugi utwór, całość natomiast składa się z
dwunastu piosenek. W niczym nie zmienia to faktu, że one wszystkie są już od bardzo dawna nagrane,
nie mówiąc o tym, że ktoś musiał wcześniej je skomponować...
- Czy ayahuaskowe wizje rządzą się jakimiś swoimi prawami - są w nich pewne reguły, prawidłowości?
- Tak. Wszystko zaczyna się około 20 minut po wypiciu napoju. Najpierw słyszysz charakterystyczny,
wibrujący dżwięk, będący sygnałem, że wizja jest tuż, tuż, że nadchodzi. Potem pojawiają się wokół
ciebie niezliczone "złote nici", które łączą rośliny z ludżmi, ludzi ze zwierzętami, WIĄŻĄ WSZYSTKO
ZE WSZYSTKIM I WSZYSTKICH ZE WSZYSTKIMI. Oplatają cię coraz szczelniej, omotują, przenosza z miejsca
na miejsce. W tym czasie martwe przedmioty nagle "ożywają", kamienie zamieniają się w węże i ogromne
ptaki, a ty jesteś w stanie wślizgnąć się pomiędzy atomy, wniknąć wgłąb materii... To zarazem czas,
żeby ayahuasce zacząć zadawać pytania na tematy które cię interesują.
- Jaką postać mają odpowiedzi?
- Są to wizje, obrazy. Nie słuchać słów, zdań: "jest tak i tak, powinieneś zrobić to czy tamto". Tu
chodzi o inny rodzaj przesłania, przekaz wizualny. Niekiedy może on nastręczać pewne kłopoty
interpretacyjne i wtedy adeptowi powinien przujść z pomocą mistrz ceremonii.
- Jego rola jest bardzo duża...
- Mistrz ceremonii - ayahuasquero - ma zasadniczy wpływ na przebieg seansu. Zażywa ayahuaskę podobnie
jak adepci biorący udział w ceremonii, jego reakcje są jednak całkiem inne. Szaman zyskuje wgląd w
wizje każdego z uczestników i z każdym może udać się wgłąb "psyche" i Wszechświata. Może tą podróżą
odpowiednio pokierować, a następnie - jeśli symbolika przekazu jest zbyt niejednoznaczna i trudna -
wyjaśnic, o co w niej chodziło. Pomagają mu w tym "icaros" - monotonne, magiczne pieśni, którym zwykle
towarzyszy muzyka fletu. "Icaros" sterują przebiegiem wizji, łagodzą je lub - w zależności od potrzeby
- wyostrzają. Jeszcze innym pomocnikiem ayahuasquero jest dym z fajki. Szaman okadza nim adepta, jeśli
dolegliwości fizyczne towarzyszące seansowi stają się zbyt duże. Zwykle przynosi to natychmiastowy
skutek.
- Dolegliwości jakiego rodzaju?
- Ceremonią picia ayahuaski najczęściej towarzyszą silne torsje i biegunka. Miedzy innymi dlatego
organizuje się je w pewnej odległości od wioski, w jakimś ustronnym miejscu. Dolegliwości te można
zmniejszyć poprzez odpowiedni post przeddzień ceremonii oraz ablucje dokonywane "aqa florida" - tzw.
kwietną wodą, nasyconą odpowiednimi ziołami. Zapach tej wody chroni też przed ukąszeniami komarów i
węży, co w puszczy, z dala od ludzkich siedzib, jest bardzo istotne.
- Torsje, biegunka, ukąszenia insektów... Czy to nie zbyt wysoka cena, jaką trzeba zapłacić za spotkanie
z ayahuaską?
- Nie, jeśli weżmiesz pod uwagę, że ayahuasca, niekiedy już po pierwszym seansie, umożliwia ci przeżycie
prawdziwego "katharsis". Roślina ta oferuje wgląd we własną psychikę i zabiera w podróż wgłąb materii,
wgłąb wszechświata. Z takiego przeżycia wychodzisz zmieniony, odmieniony, lepszy. To, co cię do tej
pory nękało, zaczynasz widzieć z całkiem innej perspektywy. Lepiej rozumiesz, o co tak naprawdę w tym
wszystkim chodzi. Stajesz się pełniejszym, bardziej rozwiniętym człowiekiem. Przeżywasz coś w rodzaju
oświecenia.
- Znasz wiele osób, ktore po seansie picia ayahuaski doświadczyły czegoś takiego?
- Powiem inaczej: nie znam dosłownie nikogo, komu ayahuasca w większym czy mniejszym stopniu by nie
pomogła. Rzecz jasna predyspozycje organizmu są różne i niektórzy reagują na nią lepiej, inni gorzej.
Jedni są z nią w lepszej komitywie już od pierwszego spotkania, u innych natomiast zadzierzgnięcie
bliższej przyjażni z ayahuaską trwa nieco dłużej. Ale to normalne. Ludzie nie są przecież identyczni.
Nie ma jednak nikogo, wobec kogo ayahuasca przeszłaby obojętnie.
- Antropomorfizujesz, mówisz o ayahuasce, tak jakbyś mówił o człowieku...
- Bo w wielu wizjach duch ayahuaski pojawia się pod postacią pięknej, uwodzicielskiej kobiety lub węża -
najczęściej anakondy. Dla nas ona jest kimś żywym, bardzo bliską istotą. Stąd nasz szacunek do niej i
oddawana jej atencja.
- Trudno dać temu wszystkiemu wiarę...
- Mylisz się. W ayahuaskę i jej potęgę wierzy coraz więcej ludzi. Wiem to najlepiej, bo przyjmuję coraz
więcej gości ze Stanów Zjednoczonych i Europy, którzy przyjeżdżają do mnie, prosząc żebym wprowadził ich
w arkana znajomości z tą wspaniałą rośliną. Ogromna większość tych ludzi przywozi ze sobą do dżungli
jakieś nierozwiązane problemy. Ayahuasca im doradza i pomaga rozwikłać kłopoty. Wielu wręcz "prostuje
życie", gdyż znajdują odpowiedzi na pytania, z którymi nie byli w stanie się uporać. Wyjeżdżają odmienieni,
a po pewnym czasie wracają, żeby podziękować.
- Tobie?
- Dziękują mi, choć choć tak naprawdę powinni dziękować ayahuasce. I sobie. Za to, że mieli odwagę podjąć
nękające ich wyzwania, że nie zawachali się ruszyć w tą pasjonującą podróż.
- Którą podróż masz na myśli?
- Obie. Jedną w przestrzeni, z kontynentu na kontynent i drugą - wgłąb samego siebie.
Chętnych do podjęcia takiego wyzwania jest coraz więcej. Ludzie zaczynają rozumieć, że nękające ich problemy
nie są zlokalizowane gdzieś "obok", na zewnątrz, lecz że pochodzą z ich wnętrza. Ayahuasca może pomóc w
ich rozwiązaniu. Dlaczego więc mieliby odtrącać jej wyciągniętą dłoń?
- Nigdy nie doznałeś niepowodzenia? Zawsze udaje Ci się pomóc tym, którzy zgłaszają się do Ciebie?
- W zasadzie nigdy nie poniosłem klęski. Jeśli doprowadzi się do odpowiedniej koncentracji myśli i jeśli
po drugiej stronie jest wiara w sukces, uruchamiają się ogromne energie, dzięki którym można dokonać
rzeczy, jakie w powszechnym mniemaniu mogą uchodzić za cuda. Ważna jest też cierpliwość i wytrwałość.
Tu jednak szaman i ayahuasquero mają ogromny wpływ, ponieważ są tylko pośrednikami między światem
ludzi i duchów. To duchy - duchy roślin, duchy selwy - są ostateczną siła sprawczą tego, co się z nami
dzieje.
- Duchy?
- Oczywiście, że duchy.
- Jakie duchy?
- Duchy będące energią, przybierającą - w zależności od sytuacji - najrozmaitsze kształty.
- To dlatego ayahuasca raz jest piękną kobietą, a kiedy indziej wielką anakondą?
- Właśnie dlatego. Widzę, że byłby chyba z Ciebie niezły ayahuasquero!
Nurtuje mnie także jedno zagadnienie. Jak przebiega ceremonia w waszym wykonaniu? Ja na przykład ubrałem się na biało i okadzałem dymem tytoniu. Icaros na razie się nie nauczyłem jakby co ;-) Ciekawe czy takie z mp3 się nadadzą.. (nagrania szamanki) :o)
Aha i zamierzam spróbować tym razem Banisteriopsis caapi zamiast Mimosy z racji braku laku. Co sądzicie o tej? Pewnie 30g z ledwością wystarczy na jeden trip? Oczywiście rozumiem że styknie 10g ruty (przygotowanej osobno), no i przyrządzenie całości nie różni się zbytnio od tego z Mimosa Hostilis.
Dzięki z góry za odpowiedzi :-)
gringo pisze: Banisteriopsis caapi zamiast Mimosy
To chyba raczej grubsza omyłka ...
Z głębokości uzależnienia swego wołający lub wołającym być chcący pomocnym? - Hyperreal [H]elp
Muszę wykombinować tą Mimose bo mnie chuj strzeli...
Z głębokości uzależnienia swego wołający lub wołającym być chcący pomocnym? - Hyperreal [H]elp
Z mp3 trochę nie za bardzo, bo icaros intonowane są w odpowiedzi na konkretną sytuację, tak aby wywołać określony efekt. Najlepiej będzie jak sam sobie pofristajlujesz. ;-)
Czarne caapi jest używane przez najbardziej doświadczonych szamanów.
Co do ruty to 3, 4 gramy w zupełności wystarczą.
Czy lekarstwem na samotność, niepewność lub lęk mogą być psychodeliki?
Kokaina podróżuje przez Atlantyk w bananach. Porty nie radzą sobie z kontrolą
Narkotyki łatwiej dostępne w Warszawie niż alkohol. Dowóz 24/7
11 ton medycznej marihuany w 2024 roku: Polska podnosi limity importu
W ostatnich latach rosnące zapotrzebowanie na medyczną marihuanę w Polsce skłoniło władze do podjęcia działań, mających na celu zwiększenie dostępności tego leku. Najnowsza decyzja Międzynarodowej Rady ds. Kontroli Narkotyków (INCB) potwierdza ten trend, co stanowi dobrą wiadomość zarówno dla pacjentów, jak i firm farmaceutycznych działających na polskim rynku. Decyzja ta umożliwi lepszy dostęp do marihuany medycznej, której skuteczność w leczeniu wielu schorzeń jest coraz szerzej uznawana.
Pojawił się postulat wprowadzenia ceny minimalnej za alkohol. Rząd pracuje nad nowymi rozwiązaniami
Ostatnia afera z alkotubkami może mieć znacznie poważniejsze skutki niż wycofanie feralnego produktu ze sklepów. Okazuje się bowiem, że rząd rozważa wprowadzenie ceny minimalnej za alkohol. Taką informację przekazał na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny.
Co z polską załogą statku z narkotykami? „Sprawa się przedłuża”
Obywatele polscy wchodzący w skład załogi statku „Jawor”, na którym w brazylijskie służby zarekwirowały w porcie Itaqui w mieście Sao Luis pół tony kokainy, nie trafili do aresztu – informuje brazylijska stanowa policja federalna. Śledztwo jest jednak w toku i żadnego rozwiązania nie można jeszcze wykluczyć.