Cześć, zajrzalam na forum w celu pomocy, ale mówiąc szczerze nie jestem obeznana w narkotykach i większość postow, zawiera nazwy, skróty, których za nic w świecie nie rozumiem, nigdy nie miałam do czynienia z tymi substancjami, za to mój mąż już tak i właśnie w jego sprawie próbuje zasięgnąć pomocy. Mój mąż jest uzależniony od
mefedronu, sytuacja jest tragiczna o tyle że mamy dwójkę malutkich dzieci, a mąż doszczetnue zniszczył nam Życie w kilka miesięcy, kilka miesięcy o których wiem bo okazalo się że mąż zażywał
mefedron regularnie od około 1.5 roku. Sprawa wygląda tak. Mąż miał kontakty z
mefedronem i podobnymi już właściwie od wieku gimnazjalnego. Poznaliśmy się, zakochalismy zaszlam w pierwszą ciążę, mąż zaczął uciekać z domu. A to na noc, a to na kilka dni. Za każdym razem wracał śmierdzący
alkoholem, więc zanic w swiecie nie podejrzewałam że w grę wchodzą też inne używki. No i tak sobie żyliśmy 3 lata, mąż znikał po kłótniach, aż w tamtym roku zaczął zachowywać się nie normalnie. Chodził do pracy na nocki, oszukiwał, gdy mógł spac- nie spał. Siedział do 4-5 rano, innymi dniami zasypiał mówiąc coś jeszcze do mnie. Zaczęły się kłótnie, coraz częstsze ucieczki, ale nie podejrzewałam narkotyków. Wreszcie wyszło na jaw ze mąż nie tylko cpa
mefedron i pije ale też gra na maszynach. Straciliśmy wszystko, musiałam wyprowadzić się z dziećmi. Mąż wszystkie ostatnie pieniądze przecpal i przegrał. Ciągnęło się to kilka miesięcy już po rozstaniu. Znikał co chwilę na kilka dni, w tym czasie został nawet złapany na kradzieży w sklepie, żeby mieć na maszyny. Wszystko oczywiście po drogach. Bardzo dużo się wydarzyło przez kilka ostatnich miesiecy. Okradł nawet własną matkę, mi nie dawał nic na dzieci ani sie z nimi nie widywał, stracił pracę, stracił wszystko...w styczniu przyznał się że palił
DMT czy jakoś tak, że właściwie "zrozumiał tajemnice wszechświata". Spokój był na miesiąc. Znowu zaczęło się to samo. Aż okazało się że wziął 60 tabletek paracetamolu które zapil wódka (w między czasie się zaszyl). Lekarze nastawiali mnie na najgorsze, wątroba umierała. Zegnalam się z mężem już...udało się w ostatniej chwili wątroba zaczęła się regenerowac, mąż wyszedł po 2 tygodniach że szpitala z zaleceniami. Okazało sie że wątroba już od dłuższego czasu dostała w kość bo mąż dostawał plam na całym ciele, które jak się okazało były zmianami watrobowymi. No więc wyszedł ze szpitala, zapisał się na terapie( nie pierwsza już z resztą). Zaczal pracować dawać nam na życie, spotykać sie, znalazł mieszkanie do wynajęcia, za kilka dni miał się wprowadzić. I co? Tydzień temu znowu wziął. Oczywiście kłamał i wymyślał rozne historię czemu nie przyjedzie do dzieci, ale w końcu zniknął i nie miał wyjścia. Tłumaczył że to wpadka, poszedł na następny dzień na terapię. Jak to mówi poczuł że nic nie ma sensu i musiał wziąć znowu. W tygodniu był spokój, oczywiście znowu był wrakiem, miał dziwny zapach z buzi. Dopiero teraz kojarze że to może być od tego świństwa. Nie chciał rozmawiać o problemach. No i od piątku znowu zniknął, nie ma z nim kontaktu. Prosto ode mnie pojechał po cpanie, do ostatniej chwili klamiac, ale teraz już wiem że tak się stanie, mąż staje się obojętny na wszystko. Nie wiem czy żyje. Pewnie siedzi gdzieś w lesie w samochodzie jak zwykle. Może wróci za godzinę do matki, może za dwa dni, może przedawkowal, a może znowu targnął sie na życie. Nie wiem. Nie wiem jak mu pomóc. Wierzylam że szpital go zmieni. Płakał że nie chce umierać, że chce być z nami, naprawić wszystko. A jednak
mefedron znowu wygrał. Nie
alkohol, nie automaty (z tego co wiem to nie gra, bo jak już gra to traci wszystko co się da. W grudniu sprzedał nawet obrączkę). Po tych 3 miesiącach trzezwosci widziałam że w koncu staje się moim dawnym mężem, który ma uczucia, który rozumuje normalnie, można z nim porozmawiac, jego skóra zaczęła nabierać koloru. No i znowu stało się. Wiem że niewiele możecie mi pomóc, bo to nie ja jestem uzależniona. Wszystko jest w rękach mojego męża. Chciałam raczej dowiedzieć się czy może sa leki, może psychotropy które mogłyby mu pomóc, jeśli będzie chciał kontynuować terapię. Mąż miał kilka wizyt u psychiatry w różnych momentach uzależnienia, ale nigdy nie zostało włączone leczenie, wszyscy stwierdzali że mąż jest zdrowy psychicznie i odsylali go na terapię u psychologa. Terapia raz na 2 tygodnie po godzinie i to w sumie tyle.
Czy są w ogóle nadzieję dla kogoś kto stojąc przed wyrokiem śmierci, tracąc wszystko co ma i w tak złym stanie fizycznym robi dalej to samo i to samo? Nic więcej się już nie stanie żeby mąż się wystraszył...